Nie wyszedłeś z tego, bo nie dajesz sobie z tego wyjść. Po zakończonym związku - z twojej winy czy z winy drugiej osoby czy nawet za obopólną zgodą - masz wiele opcji poradzenia sobie z własnymi uczuciami. Ale to TY musisz sobie z nimi poradzić. Jedni idą w tango i klin klinem. Nie polecam, chociaż niektórzy polecają. Druga opcja to opcja którą wybrałeś: czekać, pytać, sprawdzać, cierpieć, myśleć, zaglądać na fejsa, mówić wszystkim naokoło, być smutnym, bo ci ktoś wyrządził krzywdę, że śmiał cię nie chcieć. Ta opcja to jest droga "to się nigdy nie skończy". Gwarantuję. Nie skończy się bo TY tego nie kończysz, ty aktywnie to uczucie w sobie pielęgnujesz, podsycasz, karmisz, non stop je rozbudzasz, wzmacniasz. Ta opcja jest charakterystyczna dla osób z niskim poczuciem własnej wartości, ale też z dziwnymi przekonaniami o związkach i kobietach.
Co on ma lepszego ode mnie? No najwyraźniej coś ma, nie musisz wiedzieć, co to jest, ale dopóki nie pogodzisz się z tym, że kobieta ma prawo odrzucić najwspanialszego, najpiękniejszego, najbogatszego mężczyznę, bo NIE CHCE Z NIM BYĆ, niezależnie od tego, co on "MA", to nie wyjdziesz z tego.
Uważasz - bardzo płytko - że gdybyś miał jakieś "cechy" to by cię nie zostawiła. Takie myślenie nic nie zmienia. Najwyraźniej on coś ma, czego nie masz ty, albo na odwrót - on nie ma czegoś, co masz ty, a co jej nie pasowało. Ona miała prawo cię zostawić.
Jest opcja 3. To przeżyć żałobę po związku. Pozwolić sobie na gniew, na smutek, na żal, na wszystkie uczucia, ale potraktować ten związek tak, jak gdyby umarł. Nie ma. Nie ma zaglądania na fejsa, nie ma sprawdzania, czy "żyje", nie ma nadziei. Zrozum, że twoje cierpienie nie ma sensu - ono nie wróci tego związku. Sprawdź, czy były jakieś dobre rzeczy, za które możesz być wdzięczny, albo chociaż nauka, którą możesz wynieść i pozbieraj godność, którą sam depczesz - nie chciała cię, nie błagaj o miłość, o prawdziwą nie musisz prosić, przy prawdziwej miłości nie musisz myśleć o tym, czy 'ktoś ma coś lepszego ode mnie'.