Drogie Kobiety, jestem tu nowa i nie ukrywam, liczę na Wasze dobre słowo i rady.
Ponad rok temu zostawił mnie mąż, praktycznie z dnia na dzień i bez żadnego wyraźnego powodu, po prostu przestał mnie kochać przez kilka miesięcy dochodziłam do siebie po jego wyprowadzce, czując ogromną pustkę w życiu i w sercu, ale wiedziałam, że muszę to po prostu przeżyć, przetrawić. Teraz już stanęłam na nogi, doszłam do siebie. Jednak dręczy mnie mimo wszystko samotność. Taka w życiu codziennym, nie żeby jakoś mocno przytłaczająca, ale jednak.
Razem z mężem finansowo staliśmy bardzo dobrze, mogliśmy sobie pozwolić na wiele rzeczy. Teraz muszę utrzymać się sama. Nie bieduję, ale wiecie jakie to przytłaczające uczucie, kiedy wszystkie rachunki trzeba opłacić samemu, potem kombinować co można kupić a co nie, żeby ostatecznie wyjść na koniec miesiąca na zero? Dobrze ze wychodzę na zero, czasem nawet jestem dwie stówy do przodu. Ale to nie o samą kasę chodzi, tylko o ten fakt, że można ze wszystkim liczyć tylko na siebie, nie ma brania odpowiedzialności na pół
Generalnie nie mogę narzekać, bo stać mnie na to, żeby sama mieszkać, utrzymać się, kupić sobie karnet na siłownię, czasem jakieś ciuchy i kosmetyki. Mam też znajomych, z którymi mogę spędzać czas i wychodzić na piwo.
Ale mi brakuje miłości i tracę nadzieję, że ułożę sobie życie na nowo. Mam dopiero (a może aż?) 26 lat, skończone dwa kierunki studiów, własne mieszkanie, pracę nie najgorszą, ale też nie jestem jakąś super postawioną i zarabiającą osobą. Podobno jestem ładna, a moja przyjaciółka twierdzi, że jestem najcudowniejszą osobą jaką zna (zresztą to moja przyjaciółka, dla mnie ona też jest najcudowniejszą osobą jaką znam).. Miałam teraz zacząć żyć, odgrzebałam się w końcu z nauki, chciałam podróżować i rozwijać się wraz z moim mężem, planować dzieci, a wyszło jak wyszło... Jak myślę o tym, to czasem tak strasznie mi samej siebie jest żal.
Boję się, że już nigdy nie spotkam właściwego faceta. Cały czas na mojej drodze stają niewłaściwi mężczyźni, ktorzy najchętniej pospędzali by tylko ze mną czas i uprawiali sex ale nic więcej. Co jest nie tak?
Wiem, że pewnie gdybym zadała Wam pytanie, czy jest jeszcze jakaś szansa dla mnie, to odpowiedziałybyście twierdząco. Ale jak rozbudzić w sobie takie poczucie? Jak nie zatracać się w tej spirali negatywnych myśli?
Poradźcie coś drogie Kobiety, w Was jest moja nadzieja...
Nawet gdybyś nie była po rozwodzie, napisałabym Ci, że jesteś siksą i masz całe życie przed sobą. Ja miałam 28 lat gdy poznałam męża. Nie dlatego że byłam wybrakowana, brzydka czy cokolwiek, ale miałam wiele nieodpowiednich związków, przygód. Czasami znalezienie odpowiedniej osoby zajmuje więcej czasu.
Zauważ, że faceci się tak tym nie przejmują. Mam samotnych kumpli w okolicach 30-tki i oni naprawdę są głęboko przekonani, że mają jeszcze czas - mimo ze naprawdę szukają miłości/związku.
Moja rada dla Ciebie: szukaj. Nie wierz w brednie które wciskają niektórzy że miłość przyjdzie sama. Nie przyjdzie sama, nie znajdzie Cię magicznie, nie zapuka do Twoich drzwi. Szczęściu trzeba pomagać. Poznawaj facetów w internecie (to dzis bardzo popularny sposób, co trzecia para tak sie poznaje), niech znajomi poznają Cię ze swoimi znajomymi. I uzbrój się w cierpliwość, bo wielu z tych panów to faktycznie idioci szukający wyłącznie seksu.