Patrząc z dystansu na to, co opisujesz, nie dostrzegam sprzeczności w jego postępowaniu względem Ciebie, Vex.
Oczekiwanie od strony zrywającej kontakt, że będzie się gęsto tłumaczyć, sztucznie podtrzymywać niesatysfakcjonującą relację, odpowiadać na niekończące się pytania "dlaczego?" wcale nie poprawiłoby Twojego obecnego stanu nawet gdyby działo się tak, jak Ty tego pragniesz.
Paradoksalnie jego milczenie jest pozwoleniem Tobie na szybsze otrząśnięcie się po rozstaniu i start w przyszłość już osobno. Tym bardzej, że sama wspominasz, iż na bazie detali bez znaczenia konstruujesz wieżę marzeń o jego powrocie do Ciebie, szczęśliwym małżeństwie u jego boku, z białym domkiem, psem i ogródkiem w tle... W chwili obecnej karmisz się fantazjami i błędnymi, jak sądzę, interpretacjami niedawnych wydarzeń u osób, u których szukasz pocieszenia.
Nie wiem, czy byłaś kiedyś w sytuacji odwrotnej, gdy ktoś czynił Tobie awanse, a Ty nie wiedziałaś jak go spławić... Trudno jest znosić trudy i starania kogoś, kto obdarza Cię całą miłością świata, pała takim uczuciem, które mogłoby zastąpić elektrociepłownię Siekierki, podczas gdy Ty... kompletnie nie jesteś zainteresowana ani nim, ani tym co ma Ci do zaoferowania. W pewnym momencie, mimo największej do niego sympatii musisz go "zranić" i powiedzieć "pas!" Podobnie, jak trudno powiedzieć jest komuś dlaczego się go kocha, tak i w sytuacji odwrtotnej uargumentowanie dlaczego się kogoś nie kocha leży poza sferą lingwistyczną ; - )))
To, że ktoś decydując się na rozstanie podjął taką decyzję po trzech miesiącach, czy po kilku latach, nie ma w zasadzie znaczenia, bo "utrwalaczem" dla miłości nie są lata, ale jakość takiej relacji, powody, dla których się w niej jest razem, świadomy wybór tej, a nie innej osoby, pragnienie jej dobra, harmonia we wszystkich ważnych sferach, bez których pełny, trwały związek nie ma szans.
To, co u Ciebie jest wielkim pozytywem to to, że zdajesz sobie sprawę, że "zalałaś go oceanem miłości", kochałaś za dwoje, robiłaś prezenty, wypełniłaś nim całą przestrzeń Twojego życia. To bardzo ważne. Być może w tym "oceanie miłosci" on się zaczął topić, bo wcale nie chciał wchodzić na taką głębię, a może były inne, tylko jemu znane powody, dla których wybrał jednak szalupę ratunkową i zejście na ląd, na którym Ciebie nie spotka.
Czytając historie na tym Forum dochodzę do wniosku, że w podobnych Twojemu przypadkach, aktem największej miłości jest pozwolić komuś odejść bez wymuszania na nim powrotów, tłumaczeń, kwiatów z okazji urodzin, świątecznych życzeń... Zatem jeśli Twoja miłość do niego rzeczywiście jest bezdenna, to samej sobie dasz zgodę na jego, a tym samym Twoją wolność...
Powodzenia!