Dobry wieczór,
To forum wielokrotnie pomagało mi w "podbramkowych" sytuacjach. Ta, w której się obecnie znalazłam jest chyba najgorsza:( Mam ogromną potrzebę wygadania się komukolwiek Postaram się maksymalnie skrócić całą opowieść.
Jestem z mężem od 5 lat, małżeństwem jesteśmy od pół roku. Przed ślubem zaszłam w ciąże ( ślub był już wcześniej zaplanowany, ciąża nie miała na to żadnego wpływu), obecnie jestem w 8 miesiącu. Od samego początku naszej znajomości powtarzał,że marzy o synu.
Mój mąż ma własną działalność gospodarczą. W jego firmie pracują również jego rodzice ( w ich domu znajduje się "biuro"). Mieszkamy z moimi rodzicami ( w innej miejscowości niż jego), mamy swoje pokoje, mąż ma również pomieszczenie zwane "biurem" etc. Generalnie 90% czasu spędza u rodziców, w biurze, które ma w naszym domu nie siedzi prawie wcale.
Jak wspomniałam, jestem w 8mym miesiącu ciąży. Mąż olewa i mnie i naszego syna. Jego priorytetem jest praca, rodzice i studia. Ja jestem tą osobą, którą można zawsze olać. Jeśli ma do wyboru mnie albo cokolwiek innego to ja jestem odstawiona na boczny tor. Nie interesuje się nami, nie poświęca nam czasu. Wiecznie nie ma go w domu, siedzi u rodziców ( w "oficjalnym biurze") albo jeździ do klientów. Odnosi się do mnie niefajnie, nie mam prawa mieć pretensji. Nie przeprasza, nawet wtedy kiedy wystawi mnie i wie,że sprawił mi przykrość. Ma to głęboko w tyłku i boleśnie daje mi to odczuć na każdym kroku. Kiedyś zaczęłam domagać się uwagi i czasu, usłyszałam wiązankę na temat tego jaka jestem do niczego i jak to z niczym nigdy sobie sama nie poradzę.
Czuje się cholernie samotna. Seks uprawiamy raz na miesiąc. Zero komplementów, miłych słów. Kupiłam nową sukienkę, chciałam żeby znowu spojrzał na mnie jak kiedyś. Nie zauważył. Zawsze podobały mu się jasne włosy. Poszłam do fryzjera, wyszło super,naprawdę. Nie skomentował.
Generalnie spędzam czas sama. Sama chodzę na spacery, jem obiady i kolacje. Sama oglądam ciuszki dla małego, planuje co gdzie będzie. Od trzech tygodni czekam aż mąż wniesie do pokoju i złoży łóżeczko dla małego, pochowa wózek i inne rzeczy, które mu kupiliśmy dawno temu ( aktualnie leżą tak jak je przywieźliśmy). Czuje się jak takie popychadło , brzydkie i bezużyteczne.
Miałam jakiś czas temu poważny kryzys. Strasznie bolała mnie ta beznadziejna sytuacja, to jak mnie traktuje mój własny facet. Kiedyś zapytałam, oczywiści uryczana jak bóbr, czy jeśli ktoś kiedyś mnie pokocha i będzie chciał się mną zająć , czy pozwoli mi odejść. Powiedział,że tak.
Myślę mimo wszystko,że nie traktuje tego w żaden sposób poważnie. Raczej uważa,że i tak nigdzie nie odejdę, że i tak będę, bo kto by mnie chciał?
Był moment,że stałam się zimna. Chyba poczuł chłód z mojej strony i sam z siebie trochę bardziej zaczął się starać ( przeprosił nawet za spóźnienie kiedyś, bo wrócił później niż obiecał).
Zauważyłam tą jego małą zmianę , chciałam być miła i znowu wszystko "wróciło do normy".
Dwa tygodnie temu w czwartek, obiecał spacer ( cały tydzień wracał późno i nie widzieliśmy się prawie wcale, a jeszcze był urażony,że nie czekałam tylko np.: kładłam się spać) Miał gdzieś tam jechać z tatą ( nie było to nic związanego z firmą, jechał z nim "tak o,bo chciał"), wrócić o 18 i pójść z nami na spacer. Przyjechał o 21, miał pretensję,że ja śmiem być zła/smutna o to. Bo przecież co to takiego? Bo co mi się takiego stało? NIC.
Wczoraj zrobiłam specjalny obiad ( coś o co prosił), czekałam aż wróci z pracy, mieliśmy zjeść razem, przejść sie na zakupy. W poniedziałek i wtorek znowu siedział u rodziców do późna więc bardzo się cieszyła na tą "naszą środę". Wrócił po 16, zjadł, oznajmił mi,że musi tam jechać "podrzucić tylko bardzo ważne dokumenty" ( wyprosiłam wcześniej żeby w środę został w domu, ze mną) i wróci za chwilę i możemy pójść razem na zakupy. Pojechał przed 17, wrócił po 20. No i co niby takiego się stało? Co On ma na to poradzić,że tak MUSIAŁ i koniec? Ja położyłam się spać a on pograł na playstation, przyszedł do łóżka i poszedł spać- tyłkiem w moją stronę.
Wczoraj , kiedy zobaczył,że posmutniałam w związku z tym,że kolejny raz wyjeżdża, obiecał wspólne piątkowe popołudnie ( nie będzie pracował popołudniu), sobotę i skręcanie razem łóżeczka i niedziele. Dzisiaj okazało się,że jutro do wieczora ma klientów, w sobotę od rana do wieczora studia ( egzamin ma popołudniu ale jedzie już na 9 żeby się razem z kolegą uczyć). A jaki był oburzony,że znowu śmiem mieć pretensje!!! PRZECIEŻ W NIEDZIELE BĘDZIE. No jasne, cały jeden dzień w tygodniu.
Próbowałam rozmawiać chyba z milion razy. Prosiłam, groziłam. Na nic.
Mam w nim zerowe wsparcie. Przeraża mnie to,że lada moment pojawi się ten mały chłopiec i zostanę sama. Boje się,że nie dam sobie rady, bo w żaden sposób nie mogę na niego liczyć.
Dziękuję jeśli dotrwaliście do końca.
Nie wiem co robić.
Całe życie walentynki wydawały mi się idiotycznym świętem. Takim troche śmiesznym i na siłę. W tym roku pierwszy raz w życiu ich wyczekiwałam. Odliczałam dni. Bo może akurat ten dzień będzie okazją żeby zrobić mi jakąś niespodziankę? Dać kwiatka albo powiedzieć coś miłego. Tak bardzo bardzo bardzo pragnęłam tej jego uwagi. Może zabierze mnie gdzieś? Poświęci mi czas? Nic z tych rzeczy. Nasłuchałam się tylko jak to strasznie zmarnowałby czas oglądając ze mną mój ulubiony serial czy idąc gdziekolwiek. Przywiózł kwiatki, podał mi je prawie w drzwiach i pojechał, wrócił wieczorem. Nie było wielkich słów, czułości, zainteresowania. Był foch,że znowu coś mi nie pasuje.
Cholernie upokarzające to moje małżeństwo....
On dużo razy mówi,że kocha. Ale mam wrażenie,że to jest bardziej mechaniczne. Że zamiast "cześć" na odchodne mówi " kocham CIę" . Że zamiast "śpij dobrze" mówi "kocham Cię" i to nijak nie pokrywa się z tym jak mnie traktuję. Nie zależy mu na nas, nie stanowimy dla niego chyba żadnej wartości.