Jak tego czytam, to mam wrażenie, że sam Pirx nie wie, czego chce. Mam poczucie, jakbyś jednocześnie bardzo, bardzo chciał mieć koło siebie super babkę, tęsknisz do autentycznej, prawdziwej relacji, źle ci być samemu, ale jednocześnie na żadne kompromisy już nie pójdziesz - to jest ten stres pourazowy, o którym piszesz. Krzywda wyrządzona przez jedną kobietę może się generalizować na inne kobiety. Nie ważne jaka była skala krzywdy, długość trwania, jak to obiektywnie wyglądało. Ważne jest to, co subiektywnie wydarzyło się tobie. Nie wnikam w szczegóły, bo nie muszę. Wydarzyło się, było realne, trudne, raniące, zostawiło ślady. Tak jest. Nie wiem, czy trudno Ci to przyjąć czy łatwo, że w ten sposób ktoś cię potrafił dotknąć.
Jak to bywa z takim urazem, jego leczenie będzie trwać. PTSD samo nie mija. Ba, wraz z czasem się pogarsza, generalizuje najpierw z tej jednej kobiety, na inne podobne, potem na wszystkie... chyba że nastąpi jakieś inne wydarzenie, które pozwoli zmierzyć się z lękiem.
Ale w tym wszystkim jest druga strona medalu. Bo ja trochę nie kupuję tej "obojętności". Jak komuś jest coś całkiem obojętne, to nie tworzy o tym wątków na forum. Nie pisze z lękiem o tym, co powinien, co wypada, nie martwi się, czy to dobrze, czy to źle, co będzie dalej.
A więc... moim zdaniem to nie obojętność, a strach i uraz. Ale to tylko moje zdanie, możesz się nie zgodzić.
Sprawę komplikuje fakt, że pisałeś wcześniej, że masz dość "gierek", rytuałów godowych, że nie masz możliwości płacić za obiady itd. Wiesz, jak to brzmi? Jak byś szukał konkretnej, autentycznej kobiety, która nie potrzebuje ani gierek, ani sponsora. Partnerki. I tu moim zdaniem wszystko się mieści. Bo cóż to za nowość dla ciebie, cóż to za wyzwanie, cóż to za przyjemność, spotkać się z kolejną, odegrać taniec, który - w twoim doświadczeniu zabarwionym modliszką - źle się kończy.
Myślę, że w zrezygnowaniu z szukania na siłę nowej dziewczyny nie ma nic wstydliwego. Nie ma nic złego w ogóle w zrezygnowaniu z dążenia do związku. Piszesz o autentyczności - życzę Ci, żeby dobrze ci się żyło z tym, jaki jesteś, w akceptacji tego, że tak, teraz właśnie masz tak, że nie masz ochoty na związek, nie w takiej formie, jaką do tej pory poznałeś. W akceptacji tego, że właśnie teraz jest finansowo słabo. No i tak jest. Fakt. To nic nie znaczy, to o niczym nie świadczy. Nie ma nic wstydliwego w chęci zadbania o siebie. W postawieniu siebie na pierwszym miejscu. Twoje pierwsze posty wcale nie brzmią mi na blokadę uczuciową, tylko na przekierowanie uwagi na siebie. Mówi się, że ludzie co 7 lat przechodzą kryzys osobowości, gdzie sam kryzys może trwać nieokreślony czas, ale z niego wychodzi się z innymi potrzebami, wartościami, przekonaniami. Być może to jest czas dla ciebie na przebudowanie siebie, tego co jest ważne, czego potrzebujesz, jak widzisz siebie, jak widzisz kobiety, jak widzisz związek - czy może wcale żadnego nie chcesz i to też jest spoko.