Bardzo mocno zaznaczam odnosząc sie do summerki, która mnie zacytowała z innego tematu, stronę wcześniej - ja nie uznaję udanego seksu w związku jako szczęścia, jest to dla mnie tylko niezadowolenie z jakiegoś aspektu.
Seks to dla mnie składowa miłości, ale nigdy nie myślałem w kategorii, że seks=szczęście.
To tez pisałem, że jestem ponadprzeciętnie szczęśliwi choć już wtedy był problem udanego seksu w związku.
"ponadprzeciętnie szczęśliwi" i "tylko niezadowolenie z jakiegoś aspektu." - dość naiwnie patrzysz na kwestię seksu w związku. Wg mnie to jeden z fundamentów. Brak seksu to nie "tylko brak seksu". Brak seksu w związku to chujnia i koniec związku (cytując Vicky85).
Zrobię co mogę, aby wrócilo to co było.
Raz utraconego pożądania nie da się "przywrócić", bo niby jak?
Nie da się nikogo zmusić, aby nas kochał. Nie da się nikogo zmusić, aby nas pożądał. Nie da się nikogo zmusić, aby z nami był. Tylko dlatego, ze my tak chcemy.
W rozmowie powiedziała mi, że nałożone kłopoty nasilily stres i sprawiły wraz z beznadziejną pracą, że to ją wykończylo i nie miała ochoty na łózkowe cuda, ale chciała się przełamać bo cytuję:
"W końcu zdecydowalam sama dla siebie ze musze się przelamac że cię kocham i nie chce żebyś odszedł, że chce twojego szczęścia i sama też potrzebuję bliskości i twojego uczucia"
Bla bla bla bla bla.....
I faktycznie, byly próby inicjacji seksu, oraz pokazanie, że ona ma ochotę. Uznała, że to trwa bardzo długo i nie dziwi mi się ani trochę, że zacząłem byc coraz bardziej sfrustrowany tym wszystkim.
Coś musiała powiedzieć i zrobić, żebyś nie rzucił jej już teraz. Trzeba jeszcze trochę poudawać i dać Ci fałszywą nadzieję. To jest dopiero skur****stwo z jej strony. Widocznie ona ma jakieś korzyści z waszego "związku" i nie chce tego stracić.
Co bedzie dalej zobaczymy
Prawdopodobnie wrócisz tu za jakiś czas (2-3 tygodnie) pisząc, że znowu jest to samo.