Co to do cholery jest to "Friendzone"? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 100 z 100 ]

66

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Olinka napisał/a:

Nie jest gotowa na nowy związek albo - zgodnie z tym, co napisał Theonlyone - nawet jak zorientuje się, że nic z tego nie będzie, to nie potrafi wyrazić tego wprost. Intencje, żeby drugiej strony nie urazić, być może są całkiem szlachetne, niestety tutaj zupełnie się nie sprawdzają. Kobieta wycofuje się, dystansuje, a zauroczony czy zdesperowany mężczyzna nadal liczy, że to nic nie znaczy. Zresztą to zauroczenie, a tym bardziej desperacja, często bywają zgubne, bo wypaczają zdolność rzetelnej oceny sytuacji.

Właśnie, zapomniałem o tej trzeciej możliwości, kiedy to kobieta nie potrafi/boi się powiedzieć, że nic z tego nie będzie, żeby nie urazić drugiej strony, albo nie chce stracić znajomości.
Dzięki za uzupełnienie.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Brainless napisał/a:
Olinka napisał/a:

Nie jest gotowa na nowy związek albo - zgodnie z tym, co napisał Theonlyone - nawet jak zorientuje się, że nic z tego nie będzie, to nie potrafi wyrazić tego wprost. Intencje, żeby drugiej strony nie urazić, być może są całkiem szlachetne, niestety tutaj zupełnie się nie sprawdzają. Kobieta wycofuje się, dystansuje, a zauroczony czy zdesperowany mężczyzna nadal liczy, że to nic nie znaczy. Zresztą to zauroczenie, a tym bardziej desperacja, często bywają zgubne, bo wypaczają zdolność rzetelnej oceny sytuacji.

Właśnie, zapomniałem o tej trzeciej możliwości, kiedy to kobieta nie potrafi/boi się powiedzieć, że nic z tego nie będzie, żeby nie urazić drugiej strony, albo nie chce stracić znajomości.
Dzięki za uzupełnienie.

Ale to nie jest dojrzałe zachowanie.

68

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Revenn napisał/a:
Brainless napisał/a:
Olinka napisał/a:

Nie jest gotowa na nowy związek albo - zgodnie z tym, co napisał Theonlyone - nawet jak zorientuje się, że nic z tego nie będzie, to nie potrafi wyrazić tego wprost. Intencje, żeby drugiej strony nie urazić, być może są całkiem szlachetne, niestety tutaj zupełnie się nie sprawdzają. Kobieta wycofuje się, dystansuje, a zauroczony czy zdesperowany mężczyzna nadal liczy, że to nic nie znaczy. Zresztą to zauroczenie, a tym bardziej desperacja, często bywają zgubne, bo wypaczają zdolność rzetelnej oceny sytuacji.

Właśnie, zapomniałem o tej trzeciej możliwości, kiedy to kobieta nie potrafi/boi się powiedzieć, że nic z tego nie będzie, żeby nie urazić drugiej strony, albo nie chce stracić znajomości.
Dzięki za uzupełnienie.

Ale to nie jest dojrzałe zachowanie.

No niezbyt. Nie ma nic gorszego jak facet zbyt niedojrzały, żeby sobie odpuścić i kobieta zbyt niedojrzała, żeby to zakończyć. Z tego błędnego koła nic dobrego nie wyjdzie.

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Nie jest to dojrzałe zachowanie, ale też dość częste. Nie każda kobieta chce wprost powiedzieć, że jej facet nie pasuje i robi uniki, kombinuje, nie odpisuje itp. A facet zastanawia się co zrobił nie tak zamiast po prostu otrzymać informację, że nie jest w jej typie.

70

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Oczywiście, że nie jest. Osoba dojrzała nie ma problemu z otwartym wyrażaniem i nazywaniem swoich uczuć. Osobiście twierdzę zresztą, że lepsza jest gorzka prawda niż robienie uników w imię dziwnie pojętej empatii. Dziwnie pojętej, bo według mnie bardziej trąci to zwykłym tchórzostwem niż rzeczywistą troską o drugiego człowieka.

71

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Olinka napisał/a:
theonlyone napisał/a:

Facetów podniecają bodźce wzrokowe,więc mało doświadczeni napaleńcy są już nakręceni na znajomość z piękną kobieta...u kobiet jednak pożądanie wywołują inne bodźce,więc w takich wypadkach ona jeszcze nie zdążyła nic poczuć,albo najpewniej nie poczuje,więc traktuje go jako kolegę,przyjaciela.Taki typ facetów myśli,że sobie "wychodzi" i jakimś sposobem ona coś poczuje do niego,kobieta zazwyczaj nie chce powiedzieć facetowi,że jej nie kręci,więc wymyśla mlilion wymówek,typu brak czasu,byle go nie skrzywdzić...

Słuszne spostrzeżenia. Z jednej strony mężczyźni uznają, że coś jeszcze uda się zmienić, zupełnie przy tym nie zauważając (lub ignorując) drobne sygnały, a te niemal zawsze się pojawiają, z kolei kobiety mają problem z mówieniem wprost, że nic z tego nie będzie.

Trzeba jeszcze powiedzieć,że jest to problem facetów,którzy nie potrafią odczytać mowy ciała,a takich jest większość ...

72

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Napiszę coś, pewnie wyjdę na flądrę ale trudno.
Mi się zdarza friendzonować facetów. I to zwykle tych którymi jestem zainteresowana.
Jeśli poznaję kogoś kto mnie nie kręci to spławiam od razu.
Jeśli poznaję kogoś kto mnie kręci tak, że staję w płomieniach to akcja dzieje się szybko i sprawnie (ale to nie zdarzyło się od dobrych kilku lat)
Jeśli poznaję kogoś kto mnie interesuje i widzę potencjał na coś poważniejszego to zwykle robię sobie z delikwenta faceta do towarzystwa. Nienawidzę presji i ciśnienia na związek, więc muszę często hamować męskie zapędy. Wolę faceta sprawdzić w różnych okolicznościach, pokolegować się, rozmawiać, bez zobowiązań. Sprawdzić w łóżku- ok, ale jednocześnie nie oznacza to, że będziemy razem i mu coś obiecuję. Tak więc bujam się z takim chłopem, jak ktoś pyta to mówię "to tylko kolega", trwa to krócej lub dłużej (tygodnie, miesiące) i po czasie decyduje się na związek albo mówię, że jednak za bardzo się różnimy i chyba się nie dogadamy.  Owszem, zwodzę tym trochę facetów, ale tak już mam, nie zakochuję się tak szybko, poza tym zawsze mają drogę wolną- mogą w każdej chwili zrezygnować z tego układu, ja nigdy nie nalegam i nie naciskam, są wolni, jak ja.

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Napiszę coś, pewnie wyjdę na flądrę ale trudno.
Mi się zdarza friendzonować facetów. I to zwykle tych którymi jestem zainteresowana.
Jeśli poznaję kogoś kto mnie nie kręci to spławiam od razu.
Jeśli poznaję kogoś kto mnie kręci tak, że staję w płomieniach to akcja dzieje się szybko i sprawnie (ale to nie zdarzyło się od dobrych kilku lat)
Jeśli poznaję kogoś kto mnie interesuje i widzę potencjał na coś poważniejszego to zwykle robię sobie z delikwenta faceta do towarzystwa. Nienawidzę presji i ciśnienia na związek, więc muszę często hamować męskie zapędy. Wolę faceta sprawdzić w różnych okolicznościach, pokolegować się, rozmawiać, bez zobowiązań. Sprawdzić w łóżku- ok, ale jednocześnie nie oznacza to, że będziemy razem i mu coś obiecuję. Tak więc bujam się z takim chłopem, jak ktoś pyta to mówię "to tylko kolega", trwa to krócej lub dłużej (tygodnie, miesiące) i po czasie decyduje się na związek albo mówię, że jednak za bardzo się różnimy i chyba się nie dogadamy.  Owszem, zwodzę tym trochę facetów, ale tak już mam, nie zakochuję się tak szybko, poza tym zawsze mają drogę wolną- mogą w każdej chwili zrezygnować z tego układu, ja nigdy nie nalegam i nie naciskam, są wolni, jak ja.

Ał... robienie komuś nadziei tak długi czas... niejeden pewnie da sobie spokój wcześniej wink

74

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zatroskany, długi czas? Czymże jest te kilka miesięcy w perspektywie całego wspólnego życia tongue

75 Ostatnio edytowany przez Brainless (2017-09-17 11:36:30)

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Zatroskany, długi czas? Czymże jest te kilka miesięcy w perspektywie całego wspólnego życia tongue

A kimże jest jedna kobieta mająca swoje zasady, kiedy w kolejce czeka "pół światu kwiatu"? wink

Normalny, świadomy swojej wartości facet poczeka może parę tygodni, a potem widząc brak zainteresowania podziękuje za współpracę. I tak to powinno wyglądać... To, że często nie wygląda, cóż, taki urok damsko-męskiego świata.

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Brainless napisał/a:
sosenek napisał/a:

Zatroskany, długi czas? Czymże jest te kilka miesięcy w perspektywie całego wspólnego życia tongue

A kimże jest jedna kobieta mająca swoje zasady, kiedy w kolejce czeka "pół światu kwiatu"? wink

Normalny, świadomy swojej wartości facet poczeka może parę tygodni, a potem widząc brak zainteresowania podziękuje za współpracę. I tak to powinno wyglądać... To, że często nie wygląda, cóż, taki urok damsko-męskiego świata.

Z tym się zgodzę. Można trochę poczekać, ale kilka miesięcy? Nie, dzięki - nie żyje się złudzeniami wink

77

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Brainless, ale o jakim braku zainteresowania mówisz? Czy jeśli ja przez te tygodnie, miesiące spędzam z facetem dobrze czas, dzielę się z nim swoim życiem, a on ze mną swoim, ale jednocześnie nie czuję się gotowa na to by mu coś obiecywać to jest to wg ciebie bez sensu?
Bez sensu to jest moim zdaniem spotkać się z kimś na 3 randki, kawa, kino, piwo, seks i uważać, że się jest w związku, kiedy tak naprawdę kompletnie się nie zna drugiej osoby. I co? po kilku spotkaniach wiesz, że chcesz być z drugą osobą w związku? W głowie mi się to nie mieści. Właśnie dlatego ludzie się rozstają po tych kilku miesiącach bo okazuje się, że ich partner okazuje się kimś zupełnie innym niż na pierwszych randkach, które opierały się jedynie na robieniu dobrego wrażenia. Wyskakiwanie z wyznaniami o miłości i wierności po kilku tygodniach znajomości? śmieszne to dla mnie i NIEDOJRZAŁE.
Ja nie jestem fanką związków instant. Wolę poświęcić te kilka mcy na poznanie kogoś przed związkiem niż angażować swoje uczucia w kota w worku.

Zatroskany, ja uważam, że miłość rodzi się z lubienia drugiej osoby, poznawania jej (oczywiście musi temu towarzyszyć pociąg fizyczny) i chęci spędzania z nią czasu. Jeśli ktoś jest nastawiony tylko na EFEKT (bo chce związku) i ma w dupie moją osobę to niech spada na drzewo.

78

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Brainless, ale o jakim braku zainteresowania mówisz?

O zainteresowaniu facetem jako potencjalnym partnerem, a nie kolegą.

Czy jeśli ja przez te tygodnie, miesiące spędzam z facetem dobrze czas, dzielę się z nim swoim życiem, a on ze mną swoim, ale jednocześnie nie czuję się gotowa na to by mu coś obiecywać to jest to wg ciebie bez sensu?

Staje się bez sensu w momencie, kiedy on już ma nadzieję na coś więcej. Liczą się tu odczucia obojga.

Bez sensu to jest moim zdaniem spotkać się z kimś na 3 randki, kawa, kino, piwo, seks i uważać, że się jest w związku, kiedy tak naprawdę kompletnie się nie zna drugiej osoby.

Oczywiście że tak, ale po co zestawiać z jedną skrajnością (wodzenie za nos przez kilka miesięcy) drugą skrajność (szybki numerek po kilku spotkaniach)? W ten sposób do niczego się nie dojdzie.

I co? po kilku spotkaniach wiesz, że chcesz być z drugą osobą w związku? W głowie mi się to nie mieści.

Po kilku spotkaniach wiem, że istnieje szansa na potencjalny związek, że z daną kobietą się dobrze rozmawia, spędza czas no i że istnieje chemia, czyli podstawa związku. To już nie ma nic wspólnego z koleżeństwem.

Właśnie dlatego ludzie się rozstają po tych kilku miesiącach bo okazuje się, że ich partner okazuje się kimś zupełnie innym niż na pierwszych randkach, które opierały się jedynie na robieniu dobrego wrażenia. Wyskakiwanie z wyznaniami o miłości i wierności po kilku tygodniach znajomości? śmieszne to dla mnie i NIEDOJRZAŁE.

Oczywiście, ale to nadal operowanie na skrajnościach. A gdzie szukanie złotego środka?

Ja nie jestem fanką związków instant. Wolę poświęcić te kilka mcy na poznanie kogoś przed związkiem niż angażować swoje uczucia w kota w worku.

No pewnie, tylko zauważ, że Twój potencjalny partner może mieć inne zdanie na ten temat i np. już po tych kilku tygodniach poczuć do Ciebie "miętę", podczas gdy ty ciągle nie "będziesz pewna", to jest moim zdaniem ten moment, kiedy powinno dojść do określenia się, żeby obie strony wiedziały, na co się porywają.

Zatroskany, ja uważam, że miłość rodzi się z lubienia drugiej osoby, poznawania jej (oczywiście musi temu towarzyszyć pociąg fizyczny) i chęci spędzania z nią czasu. Jeśli ktoś jest nastawiony tylko na EFEKT (bo chce związku) i ma w dupie moją osobę to niech spada na drzewo.

Może pora się zastosować do własnej zasady? wink

79

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Brainless, ale o jakim braku zainteresowania mówisz? Czy jeśli ja przez te tygodnie, miesiące spędzam z facetem dobrze czas, dzielę się z nim swoim życiem, a on ze mną swoim, ale jednocześnie nie czuję się gotowa na to by mu coś obiecywać to jest to wg ciebie bez sensu?
Bez sensu to jest moim zdaniem spotkać się z kimś na 3 randki, kawa, kino, piwo, seks i uważać, że się jest w związku, kiedy tak naprawdę kompletnie się nie zna drugiej osoby. I co? po kilku spotkaniach wiesz, że chcesz być z drugą osobą w związku? W głowie mi się to nie mieści. Właśnie dlatego ludzie się rozstają po tych kilku miesiącach bo okazuje się, że ich partner okazuje się kimś zupełnie innym niż na pierwszych randkach, które opierały się jedynie na robieniu dobrego wrażenia. Wyskakiwanie z wyznaniami o miłości i wierności po kilku tygodniach znajomości? śmieszne to dla mnie i NIEDOJRZAŁE.
Ja nie jestem fanką związków instant. Wolę poświęcić te kilka mcy na poznanie kogoś przed związkiem niż angażować swoje uczucia w kota w worku.

Zatroskany, ja uważam, że miłość rodzi się z lubienia drugiej osoby, poznawania jej (oczywiście musi temu towarzyszyć pociąg fizyczny) i chęci spędzania z nią czasu. Jeśli ktoś jest nastawiony tylko na EFEKT (bo chce związku) i ma w dupie moją osobę to niech spada na drzewo.

Nic dodać, nic ująć smile
Wszystko zostało napisane, tak własnie wygląda dojrzała relacja,między kobietą i mężczyzną, którzy wiedzą czego chcą ...
Podpisuję się obiema łapkami smile
Pozdrawiam smile

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Brainless, ale o jakim braku zainteresowania mówisz? Czy jeśli ja przez te tygodnie, miesiące spędzam z facetem dobrze czas, dzielę się z nim swoim życiem, a on ze mną swoim, ale jednocześnie nie czuję się gotowa na to by mu coś obiecywać to jest to wg ciebie bez sensu?
Bez sensu to jest moim zdaniem spotkać się z kimś na 3 randki, kawa, kino, piwo, seks i uważać, że się jest w związku, kiedy tak naprawdę kompletnie się nie zna drugiej osoby. I co? po kilku spotkaniach wiesz, że chcesz być z drugą osobą w związku? W głowie mi się to nie mieści. Właśnie dlatego ludzie się rozstają po tych kilku miesiącach bo okazuje się, że ich partner okazuje się kimś zupełnie innym niż na pierwszych randkach, które opierały się jedynie na robieniu dobrego wrażenia. Wyskakiwanie z wyznaniami o miłości i wierności po kilku tygodniach znajomości? śmieszne to dla mnie i NIEDOJRZAŁE.
Ja nie jestem fanką związków instant. Wolę poświęcić te kilka mcy na poznanie kogoś przed związkiem niż angażować swoje uczucia w kota w worku.

Zatroskany, ja uważam, że miłość rodzi się z lubienia drugiej osoby, poznawania jej (oczywiście musi temu towarzyszyć pociąg fizyczny) i chęci spędzania z nią czasu. Jeśli ktoś jest nastawiony tylko na EFEKT (bo chce związku) i ma w dupie moją osobę to niech spada na drzewo.

Miłość rodzi się w różnym tempie. Mówisz o tym, że te kilka miesięcy powinno dać czas na sprawdzenie, czy warto iść krok dalej, ale zapominasz o 1 ważnym szczególe - one dają czas TOBIE. Nie możesz mierzyć innych swoją miarą. Związek polega na tym, że należy brać pod uwagę również drugą stronę. Idąc dalej tym tokiem rozumowania - jeżeli np. facet po miesiącu stwierdzi, że dobrze się dogadujecie, fajnie się spędza razem czas, macie podobne podejście do życia to co wtedy? Powiesz mu, że jeszcze kilka miesięcy ma czekać bo Ty musisz się zastanowić? A co jeśli on spełnia Twoje wymagania, ale wolisz go przetrzymać i on w końcu odejdzie? Może pożałuje, a może pożałujesz Ty.

Poza tym jest jeszcze 1 istotna sprawa - można kogoś poznać i po np. miesiącu rozmów, spotkań rozpocząć związek i dalej poznawać, oceniać w różnych sytuacjach itd. Związek nie oznacza od razu ślubu i i wiązania się na całe życie, a przynajmniej znamy jasno odczucia drugiej strony i podejmujemy to wyzwanie/próbę. Bycie z kimś wręcz zmusza nas do różnych zachowań i przy okazji możemy sprawdzić, czy da się iść dalej razem w życiu. Jeżeli nie, cóż wówczas można się rozstać, ale przynajmniej obejdzie się bez niedomówień i niekończących się domysłów czy 2 strona chce czegoś, czy nie.

81 Ostatnio edytowany przez sosenek (2017-09-17 12:24:10)

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Brainless, rozumiem Twój punkt widzenia smile niestety biegu spraw nie przyspieszę, złotym środkiem ani kompromisem nie będzie to, że zdecyduję się na deklaracje po kilku tygodniach  tylko dlatego, żeby mi facet nie zwiał. Jeśli delikwent będzie naciskał i po tych kilku tygodniach oczekiwał przedwczesnych wyznań i obietnic na które nie jestem gotowa to usłyszy, że droga wolna- wydaje mi się, że uczciwie stawiam sprawę (ale jednocześnie traci tym szanse na bycie dla mnie kimś ważnym).

btw, jest w odmętach internetu taki fajny wpis na jednym blogu który oddaje moje podejście w tej kwestii, żeby nie spamować, podam po prostu jego tytuł do wklepania w google: "Jesteś głodną mężczyzny desperatką czy smakoszem-konserem?"

82

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Anula55 napisał/a:

Friendzone, to "coś "wymyślone przez niezdecydowane baby, których jest coraz więcej. Uważam, że na początku znajomości trzeba się określić kogo szukamy i czego chcemy, po co wodzić kogoś za nos, dawać nadzieję na coś więcej.

Anulko, problem w tym, że praktycznie każda kobieta na początku określa kogo szuka, tylko facet chyba mało z tego słucha. On ma gdzieś kogo ona potrzebuje, ważne, że on kocha! Facet jak słyszy: "szukam zdecydowanego faceta, który czasem wybije mi głupoty z głowy, nie będzie przejmował się każdym moim humorkiem itd", to rozumieją: "potrzebuję damskiego boksera, który mnie będzie lał, zrobi mi dziecko, ucieknie, a ja potem wrócę do Ciebie"
W dzisiejszych czasach facet rozumie co innego niż usłyszy i to jest masakra! Taki ciamajda zamiast zrozumieć, że czasem warto aby wprost mówił to co myśli i w razie czego grzecznie podziękował za znajomość, która mu nie odpowiada, to tak tkwi w tej relacji, czując się jak piąte koło u wozu i ma żal, że nie jest doceniany. ;D

Sosenek to co robisz jest jak najbardziej słuszne, gdy mówisz temu facetowi o tym wszystkim. Jeśli informujesz go, że nie jesteś zwolenniczką szybkich związków, że wolisz jednak najpierw się poznać bliżej itd, to wtedy ok, jak facet wkręci się bardziej, to już jego wina. Ale jeśli mu nie mówisz o tym, to on tak naprawdę nie wie co Ci w głowie siedzi, czemu nie chcesz się tak konkretnie związać.
No i martwi mnie Twoje stwierdzenie, że jak pojawia się ta prawdziwa chemia, która zdarza Ci się raz na kilka lat, to wtedy wchodzisz w związek bez zastanowienia. Więc chyba nie do końca zawsze lubisz sprawdzać facetów. I tu zaczynają się pojawiać wątpliwości jaka jesteś? Ważniejsza jest dla Ciebie taka czysta chemia, to silne uczucie, gdy Ci miękną kolana itd, czy raczej relacja oparta na silnych i trwałych fundamentach, budowana tygodniami?

83

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zatroskany,
"jeżeli np. facet po miesiącu stwierdzi, że dobrze się dogadujecie, fajnie się spędza razem czas, macie podobne podejście do życia to co wtedy? Powiesz mu, że jeszcze kilka miesięcy ma czekać bo Ty musisz się zastanowić? A co jeśli on spełnia Twoje wymagania, ale wolisz go przetrzymać i on w końcu odejdzie? Może pożałuje, a może pożałujesz Ty."
Nie popadam w skrajność ani nie jestem niewolnikiem własnych przekonań. Jeśli rzeczywiście byłoby tak super to bym dała temu szanse. Ale wątpie że miesiąc by mi wystarczył- bo ile razy się można spotkać w ciągu miesiąca? 4? 6? to dla mnie trochę mało. Zawsze staram się gdzieś z nowopoznaną osobą wyjechać na kilka dni, poznać ją w terenie. W miesiąc raczej nie da się tego ogarnąć (mam dość napięty grafik:) )

"można kogoś poznać i po np. miesiącu rozmów, spotkań rozpocząć związek i dalej poznawać, oceniać w różnych sytuacjach itd."
Można, ale związek do czegoś zobowiązuje. Wiesz, wierność, kompromisy, liczenie się ze zdaniem drugiej osoby, poświęcenia, dbanie o nią.
A ja po tym metaforycznym "miesiącu" nie czuję się gotowa, żeby dać z siebie to 100% z marszu. Wolę kogoś poznawać i realnie czuć się gotowa na to nazwijmy to "poświęcenie" swojej wolności:P Ja chcę to po prostu czuć, a nie robić tego z przyzwoitości bo tak nakazują pewne zasady bycia w zwiazku.

84

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

owszem,uczucid może sie rodzic w roznym tempie
ale celowe trzymanie kogos w odwodzie, zeby go testowac w różnych sytuacjach przez nie wiadomo ile miesięcy - to juz jest obrzydliwe hmm

a panowie wiedzą o tym testowaniu?

85

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Moim zdaniem Sosenek ma pełne prawo do takiego postrzegania tematu, o ile jest w tym uczciwa w stosunku do drugiej strony, inni do własnego zdania, niemniej przychylam się do opinii, że samo wejście w związek, to jeszcze nie są poważne deklaracje, a wstęp do bliższego poznawania się, wtedy już na wyłączność, czyli osoba A spotyka się tylko z osobą B. Tym różni się koleżeństwo od związku znajdującego się we wczesnej fazie. Potem każdy związek wchodzi przecież w kolejne etapy, podczas których pogłębia się znajomość, bliskość, podejmuje dalsze kroki, z czasem zupełnie naturalne staje się oczekiwanie kolejnych decyzji/deklaracji i wtedy ludzie albo wspólnie idą dalej, albo się rozstają.

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Zatroskany,
"jeżeli np. facet po miesiącu stwierdzi, że dobrze się dogadujecie, fajnie się spędza razem czas, macie podobne podejście do życia to co wtedy? Powiesz mu, że jeszcze kilka miesięcy ma czekać bo Ty musisz się zastanowić? A co jeśli on spełnia Twoje wymagania, ale wolisz go przetrzymać i on w końcu odejdzie? Może pożałuje, a może pożałujesz Ty."
Nie popadam w skrajność ani nie jestem niewolnikiem własnych przekonań. Jeśli rzeczywiście byłoby tak super to bym dała temu szanse. Ale wątpie że miesiąc by mi wystarczył- bo ile razy się można spotkać w ciągu miesiąca? 4? 6? to dla mnie trochę mało. Zawsze staram się gdzieś z nowopoznaną osobą wyjechać na kilka dni, poznać ją w terenie. W miesiąc raczej nie da się tego ogarnąć (mam dość napięty grafik:) )

"można kogoś poznać i po np. miesiącu rozmów, spotkań rozpocząć związek i dalej poznawać, oceniać w różnych sytuacjach itd."
Można, ale związek do czegoś zobowiązuje. Wiesz, wierność, kompromisy, liczenie się ze zdaniem drugiej osoby, poświęcenia, dbanie o nią.
A ja po tym metaforycznym "miesiącu" nie czuję się gotowa, żeby dać z siebie to 100% z marszu. Wolę kogoś poznawać i realnie czuć się gotowa na to nazwijmy to "poświęcenie" swojej wolności:P Ja chcę to po prostu czuć, a nie robić tego z przyzwoitości bo tak nakazują pewne zasady bycia w zwiazku.

Tak, jak wspomniałem wyżej - wejście w związek nie oznacza, że masz od razu dawać z siebie 100%, ze wszystkiego się zwierzać itd. Możesz z kimś być, widywać się rozmawiać, śmiać, pytać o różne rzeczy, ale już w kontekście bycia razem i obserwować. Wtedy z jednej strony facet wie, czego chcesz (jeśli nie interesuje Cię dana osoba, to raczej się o tym mówi dość szybko), a z drugiej nie dryfuje miesiącami bez jakichkolwiek punktów orientacyjnych przez morze niedomówień smile

87

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Mysza,
"Ważniejsza jest dla Ciebie taka czysta chemia, to silne uczucie, gdy Ci miękną kolana itd, czy raczej relacja oparta na silnych i trwałych fundamentach, budowana tygodniami?"
To pierwsze zdarzyło mi się raz. Nie obraziłabym się gdyby pojawiła się drugi raz wink ale chyba dziś zachowałabym więcej rozsądku niż te kilka lat temu. Na dzień dzisiejszy forma budowania relacji mi odpowiada bo nawet jeśli nie wychodzą z niej związki to dzięki niej mam wokół siebie fajnych ludzi z którymi lubię się spotkać raz na jakiś czas i wspólnie spędzić niezobowiązująco czas.

88

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Brainless, rozumiem Twój punkt widzenia smile niestety biegu spraw nie przyspieszę, złotym środkiem ani kompromisem nie będzie to, że zdecyduję się na deklaracje po kilku tygodniach  tylko dlatego, żeby mi facet nie zwiał. Jeśli delikwent będzie naciskał i po tych kilku tygodniach oczekiwał przedwczesnych wyznań i obietnic na które nie jestem gotowa to usłyszy, że droga wolna- wydaje mi się, że uczciwie stawiam sprawę (ale jednocześnie traci tym szanse na bycie dla mnie kimś ważnym).

btw, jest w odmętach internetu taki fajny wpis na jednym blogu który oddaje moje podejście w tej kwestii, żeby nie spamować, podam po prostu jego tytuł do wklepania w google: "Jesteś głodną mężczyzny desperatką czy smakoszem-konserem?"

Sosenek,zgadzam się z Twoimi wypowiedziami całkowicie. Sama mam wrażenie, że teraz ludzie chcą wszystko szybko, na już, że jak się nie decyduje na faceta od razu, to on nie będzie czekał, bo tego kwiatu jest pół światu, od razu związek, od razu seks, jak się nie decydujesz, to spadaj. Przeczytałam blog, który wspomniałaś i facet ma rację - chodzi o efekt. Nieważne jaka to kobieta (czy meżczyzna), nie chodzi o to by ją poznać, tylko by mieć związek. Ale co jeśli zamiast kogoś dobrze poznać, sprawdzić się nawzajem - tak jak Ty to opisujesz, jedna strona ulegnie presji, żeby druga strona nie zwiała i zdecyduje się na związek - co już jest pewną obietnicą, zobowiązaniem, a potem okaże się, że to jednak nie to? Dopiero wtedy jest dramat i złamane serce, bo przecież byliśmy w związku, a teraz mnie rzucasz i dlaczego. A wystarczyło poznać się lepiej przed związkiem, trochę ze sobą pobyć bez zobowiązań, dla przyjemności.

Sama kiedyś w zamierzchłych czasach próbowałam portali randkowych i pamiętam jedną z wiadomości od pana, który od razu z grubej rury wypala "czy szukasz związku?". Facet, który nic o mnie nie wie, nie zapytał o nic, o hobby, o to, co robię, jak spędzam czas, o znak zodiaku, czy o ulubiony kolor - o nic, a od razu pyta, czy szukam związku. Liczy się efekt, nie osoba. Ogólnie jeśli znów kiedyś będę singielką, to nie zdecyduje się na korzystanie z portali.

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
Olinka napisał/a:

niemniej przychylam się do opinii, że samo wejście w związek, to jeszcze nie są poważne deklaracje, a wstęp do bliższego poznawania się, wtedy już na wyłączność, czyli osoba A spotyka się tylko z osobą B. Tym różni się koleżeństwo od związku znajdującego się we wczesnej fazie. Potem każdy związek wchodzi przecież w kolejne etapy, podczas których pogłębia się znajomość, bliskość, podejmuje dalsze kroki, z czasem zupełnie naturalne staje się oczekiwanie kolejnych decyzji/deklaracji i wtedy ludzie albo wspólnie idą dalej, albo się rozstają.

Jest dokładnie tak jak mówisz, związek zwłaszcza we wczesnym etapie ma służyć lepszemu poznaniu 2 połowy już pod kątem partnerstwa, a nie od razu ślubu.

90 Ostatnio edytowany przez sosenek (2017-09-17 13:00:17)

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zatroskany i dziewczyny,
tak, panowie wiedzą o moim podejściu do związków, rozmawiamy o tym, tak jak ja z wami tutaj, ubieram to w słowa, że mi się nie spieszy, że dla mnie podstawa do przyjaźń, oczywiście każdy dialog wygląda inaczej, ale w domyślę daje im do zrozumienia, żeby podeszli do tego wszystkiego po prostu na luzie bez wywierania presji, a co ma być to będzie (albo nie będzie) -bo to też nie jest przecież tak, że ja chce żeby oni mi uciekli:P nie kopie sobie sama dołka i nie odstawiam lodowej księżniczki. Wręcz przeciwnie, kumpelskie relacje na początku dają mi ten luz, dzięki któremu nie mam rozkmin typu "ojej, co on o mnie pomysli jak po raz drugi ja zaproponuję spotkanie", nie mam trosk w stylu: w co się ubrać na randkę itp. -pełen luz big_smile

91

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Pośpiech złym doradcą smile

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Zatroskany i dziewczyny,
tak, panowie wiedzą o moim podejściu do związków, rozmawiamy o tym, tak jak ja z wami tutaj, ubieram to w słowa, że mi się nie spieszy, że dla mnie podstawa do przyjaźń, oczywiście każdy dialog wygląda inaczej, ale w domyślę daje im do zrozumienia, żeby podeszli do tego wszystkiego po prostu na luzie bez wywierania presji, a co ma być to będzie (albo nie będzie) -bo to też nie jest przecież tak, że ja chce żeby oni mi uciekli:P nie kopie sobie sama dołka i nie odstawiam lodowej księżniczki. Wręcz przeciwnie, kumpelskie relacje na początku dają mi ten luz, dzięki któremu nie mam rozkmin typu "ojej, co on o mnie pomysli raz po raz drugi ja zaproponuje spotkanie", nie mam trosk w stylu: w co się ubrać na randkę itp. -pełen luz big_smile

Rozumiem, tylko skąd panowie wiedzą, że Tobie chodzi o przyjaźń jako środek do celu, jakim jest związek, a nie o przyjaźń wyłącznie (tutaj wraca pojęcie tytułu wątku)? I co w przypadku, gdy któryś z tych przykładowo panów będzie tym, przy którym poczujesz coś więcej i zechcesz spróbować, a on zatrzyma się na przystanku "Tylko przyjaźń"?

93 Ostatnio edytowany przez sosenek (2017-09-17 13:21:43)

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zatroskany, wiedzą to stąd, że poza kolegowaniem również daje im inne sygnały, o których Ci wcześniej pisałam- flirt, dotyk, maślane oczka, seks.
A co do drugiego pytania- miałam taką sytuację, że dostałam kosza z rok temu, ale to tylko dlatego, że facet był młodszy, trochę niedojrzały i chyba własnie nie ogarnął tego mojego toku rozumowania, ale do dziś mamy koleżenski kontakt + wysyła mi swoje nagie fotki ale teraz to już właśnie może spadać na drzewo, miał swoją szanse:D

Przypomnialo mi się, 2 lata temu był jeszcze jeden facet, były przyjaźń i seks, ale okazało się, że spotykał się nie tylko ze mną i ostatecznie nic z tego nie wyszło, kolegujemy się do dziś, czasem jak się napije to wyznaje mi miłość big_smile

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Zatroskany, wiedzą to stąd, że poza kolegowaniem również daje im inne sygnały, o których Ci wcześniej pisałam- flirt, dotyk, maślane oczka, seks.
Skoro dajesz wyraźne sygnały to w porządku (chociaż pewnie i tak trafiają się młotki, które ich nie rozumieją) smile
A co do drugiego pytania- miałam taką sytuację, że dostałam kosza z rok temu, ale to tylko dlatego, że facet był młodszy, trochę niedojrzały i chyba własnie nie ogarnął tego mojego toku rozumowania, ale do dziś mamy koleżenski kontakt + wysyła mi swoje nagie fotki ale teraz to już właśnie może spadać na drzewo, miał swoją szanse:D

Jeżeli był zbyt niedojrzały na związek to tylko lepiej dla Ciebie.

95

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?
sosenek napisał/a:

Przypomnialo mi się, 2 lata temu był jeszcze jeden facet, były przyjaźń i seks, ale okazało się, że spotykał się nie tylko ze mną i ostatecznie nic z tego nie wyszło, kolegujemy się do dziś, czasem jak się napije to wyznaje mi miłość big_smile

Pomimo że nie byliście w związku, oczekiwałaś wyłączności?

96 Ostatnio edytowany przez sosenek (2017-09-17 14:14:08)

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Olinka, skąd ta nadinterpretacja? Nie oczekuję wyłączności ale uczciwości już tak. A okazało się, że był w związku z inną dziewczyną, oszukiwał ją (ona traktowała ten ich związek poważnie i przyszłościowo) i zdradzał ją ze mną (nie wiedziałam o jej istnieniu), wszystko wyszło na jaw i uznałam, że nie widzę swojej przyszłości u boku zdradzacza.

97

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zapytałam właśnie po to, aby nie nadinterpretować wink.

98

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Niestety kiedyś nie świadomie wprowadziłam kogoś w friendzone kobiety chyba tego nie zrozumieją, ja nie rozumiem

99

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Ciekawa dyskusja, az sie zarejestrowalem, zeby wziac udzial. 3 strony postow i nikt nie dotknal sedna sprawy. Friendzone to nie dwa niedopasowane charaktery, nieodwzajemniona milosc itd. Istota friendzone jest swiadome i CYNICZNE wykorzystywanie uczucia drugiej osoby do dowartosciowywania sie, zapelniania swoich deficytow (powiedzmy, ze te rzeczy jeeeeszcze moga nie byc swiadome) i niestety zalatwiania swoich spraw.
'Przyjaciel' mnie dzisiaj podwiozl, 'przyjaciel' postawil mi jedzenie, nudzilem/nudzilam sie - 'przyjaciel' przyszedl w podskokach.
Po stronie przyjaciela jest desperacka potrzeba akceptacji, bliskosci, milosci itd. Niestety friendzone stan desperacji tylko poglebia i po pewnym czasie 'przyjaciel' sie zuzywa i trzeba nowego zywiciela.
To takie pokazywanie kolanka, zeby 'przyjaciel sie zblizyl i cos zalatwil (np. dowartosciowal), a potem zaslanianie jak sprawa sie zalatwila i trzeba przyjaciela oddelegowac na bezpieczna odleglosc.
Nie kazdy 'desperat' jest winny swojej desperacji, kazdy ma wzloty i upadki, najgorzej jak sie w czasie upadku trafi na takiego pasozyta - on dopije resztki krwi.

100

Odp: Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zwykle mówi się o tym, że strona dotknięta friendzonem chce się z niego wydostać. A co, jeżeli strona wrzucająca w friendzone nagle się orientuje co robi i próbuje to naprawić? big_smile moim zdaniem równie ciężkie.
W pewnym momencie życia sporo randkowałam szukając kogoś, z kim można spędzić więcej czasu. I złapałam się na tym, że jeżeli po kilku spotkaniach facet nie dąży do żadnego kontaktu fizycznego, to friendzone i przestawałam być zainteresowana. I bardzo długo nie byłam tego świadoma, a potem zaczęłam walczyć z tym, żeby tak nie robić, tylko właśnie dać czas na poznanie drugiej osoby. Ale to też jest proces i nie wiem nawet, czy u tej strony wrzucającej nie jest cięższy niż u wrzuconej. Bo to ta strona musi przeetykietować osobę z "bezpieczny, fajny, miły" na "podoba mi się fizycznie, ciągnie mnie do niego".

Posty [ 66 do 100 z 100 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » NIEŚMIAŁOŚĆ, NISKA SAMOOCENA, KOMPLEKSY » Co to do cholery jest to "Friendzone"?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024