Mam dziecko, owszem, biologicznie, kochalam ja latami, staralam sie byc w jej zyciu na tyle, ile moglam, dac jej wszystko, co moglam, a teraz zaczynam miec watpliwosci, co ja do niej czuje. I nie pomoze gadanie o trudnym wieku dojrzewania u niej. Dojrzewanie nie usprawiedliwia w moich oczach takiego stopnia ranienia mnie, jak ona to robi od ponad roku. Ona sie ode mnie izoluje, wiez sie rozluznia, mury sa coraz wieksze, a ja jestem zmeczona walka.
Wszedzie widze JA, JA, JA... gdzie w tym jest ONA, twoje dziecko?
"Kochalam ja latami" - a czy ona miala szanse kochac ciebie? Jak myslisz co czuje dziecko zostawione przez matke? Swieta bez mamy, wieczory bez mamy, przytulanki, wspolne spacery? Przeciez ty w jej zyciu nie pelnilas roli matki. To macocha byla jej prawdziwa mama.
"zaczynam miec watpliwosci co ja do niej czuje" Matka nie ma watpliwosci. kocha dziecko zawsze, w kazdej sekundzie. Za nic, nie oczekujac niczego w zamian. Milosc wyslana w kierunku dziecka zawsze wraca. Dziecko zawsze odwzajemni milosc, choc czasem z opoznieniem.
"takiego stopnia ranienia mnie..." a jak bardzo ty ja wpierw zranilas? Myslisz, ze rany same sie zagoja, bo TY tak wlasnie chcesz? Do tego potrzeba czasu, moze lat, cierpliwosci... ukorzenia sie. Ty brzmisz jakby ta corki milosc ci sie nalezala tak po prostu, za jej urodzenie?
"zmeczona walka" - o milosc sie nie walczy. Milosc cierpliwa jest. Przychodzi sama, jesli jest otwarte na nia serce...
nie chce cie dolowac. Ale sprawiasz wrazenie kobiety, ktora nie dojrzala do bycia matka...;( Masz roszczeniowa postawe wobec corki, ona to czuje. Nie bedzie po twojej stronie, dopoki nie poczuje, ze ty jestes sercem po jej stronie.