...
66 2017-06-18 21:05:08 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-06-18 22:58:12)
matko, ale to się stało 18 lat temu! Było, minęło, jaki jest sens roztrząsać to teraz? Lubisz się umartwiać?
Nie, to było teraz, bo teraz się o tym dowiedziała - nie miała tych 18 lat na przepracowanie. Inna rzecz, że naiwnością jest wierzyć, że ktoś pracujący w takim systemie będzie wierny.
Ciężka sprawa. Każdy przypadek zdrady jest indywidualny. Tu nie ma sztywnych reguł dotyczących tego jak się zachować. Kiedyś byłbym w tej kwesii radykałem, ale teraz mi bliżej do tego co mówi Cougarzyca :-)
Przyjmijmy może, że wszystkie orgazmy filipinki były udawane ;-)
Ależ Ci tu robią wodę z mózgu. Nic się nie stało, to było dawno, tamta to taka sama kobieta, jak Ty, no przecież wybrał Ciebie, weź puść w niepamięć, bo tylko na tym stracisz, potrwa zanim nowego chłopa się nauczysz itd. itp. Tego się nie da czytać.
Zdecydujesz jak uważasz. Gdybym to ja była na Twoim miejscu, nie miałabym już szacunku do takiego męża, a bez tego nie wyobrażam sobie dalszego życia z takim kimś. Z kimś, kto dał nogę od egzotycznej panny tylko dlatego, że go zagrzybiła. I kto jak gdyby nic przez wszystkie lata kreował się przed wszystkimi na ok faceta, także w przerwie tych harców, gdy był w domu, robiąc z wiernej żony frajerkę. Kto sprawił, że to Wasze szczęście po Azjatce oparte już było o zdradę i fałsz.
Wet za wet odradzam, skoro mierzi Cię postępek niewiernego męża, to chyba tak naprawdę nie chcesz poniżyć się we własnych oczach do tego samego poziomu. Dziwi mnie też, że go kryjesz przed bliskimi, jakbyś to nie Ty była ofiarą jego egzotycznej przygody (kto wie, czy rzeczywiście tylko jednej, skoro nie miał skrupułów).
W sumie ciekawy temat. To może jeszcze zapuszczę jeden - a gdyby autorki mąż nie był wtedy jej mężem? czy zdrada "przedmałżeńska" sprzed 18 lat bolałaby tak samo?
Dobre pytanie. Chyba nie, bo jeszcze nie przysięgał.
WaltonSimons napisał/a:W sumie ciekawy temat. To może jeszcze zapuszczę jeden - a gdyby autorki mąż nie był wtedy jej mężem? czy zdrada "przedmałżeńska" sprzed 18 lat bolałaby tak samo?
Dobre pytanie. Chyba nie, bo jeszcze nie przysięgał.
serio???
znałam kiedyś takiego chłopaka młodego - żarliwego katolika
też powiedział, że on może zdradzać partnerkę, bo jeszcze jej wierności nie przysięgał
byli razem pare lat...
unikam takich ludzi jak ognia
serio??? unikam takich ludzi jak ognia
I prawidłowo Nie wkurzaj się, to była ironia, bo czytałam kilka razy argumenty, że nie wolno wybaczać, bo on czy ona przysięgali. Stąd wywnioskowałam, że skoro przysięgi brak, to i skakać można ile się chce
_v_ napisał/a:serio??? unikam takich ludzi jak ognia
I prawidłowo
Nie wkurzaj się, to była ironia, bo czytałam kilka razy argumenty, że nie wolno wybaczać, bo on czy ona przysięgali. Stąd wywnioskowałam, że skoro przysięgi brak, to i skakać można ile się chce
uffff
18 lat temu....?
adiaphora napisał/a:matko, ale to się stało 18 lat temu! Było, minęło, jaki jest sens roztrząsać to teraz? Lubisz się umartwiać?
Nie, to było teraz, bo teraz się o tym dowiedziała - nie miała tych 18 lat na przepracowanie.
To co wydarzyło się 18 lat temu to pewniak, ale może też i 15 lat temu ,może i 10 lat temu, a może rok temu,wie to tylko zdradzacz,ja co najwyżej mogę się domyślać.
Kto draniem się urodził ,ten królem nie umrze.
Ależ Ci tu robią wodę z mózgu. Nic się nie stało, to było dawno, tamta to taka sama kobieta, jak Ty, no przecież wybrał Ciebie, weź puść w niepamięć, bo tylko na tym stracisz, potrwa zanim nowego chłopa się nauczysz itd. itp. Tego się nie da czytać.
Zdecydujesz jak uważasz. Gdybym to ja była na Twoim miejscu, nie miałabym już szacunku do takiego męża, a bez tego nie wyobrażam sobie dalszego życia z takim kimś. Z kimś, kto dał nogę od egzotycznej panny tylko dlatego, że go zagrzybiła. I kto jak gdyby nic przez wszystkie lata kreował się przed wszystkimi na ok faceta, także w przerwie tych harców, gdy był w domu, robiąc z wiernej żony frajerkę. Kto sprawił, że to Wasze szczęście po Azjatce oparte już było o zdradę i fałsz.
Dokładnie tak to widzę , nic dodać nic ując. I chcę być z nim i nie potrafię, bo jak widać, to nasze wspólne życie podszyte było kłamstwem. Mam mętlik w głowie, nie potrafię o niczym innym myśleć . Na szczęście w nocy śpię i nie myślę i to jest najprzyjemniejsze co mnie ostatnio spotyka.
Ależ Ci tu robią wodę z mózgu. Nic się nie stało, to było dawno, tamta to taka sama kobieta, jak Ty, no przecież wybrał Ciebie, weź puść w niepamięć, bo tylko na tym stracisz, potrwa zanim nowego chłopa się nauczysz itd. itp. Tego się nie da czytać.
Zdecydujesz jak uważasz. Gdybym to ja była na Twoim miejscu, nie miałabym już szacunku do takiego męża, a bez tego nie wyobrażam sobie dalszego życia z takim kimś. Z kimś, kto dał nogę od egzotycznej panny tylko dlatego, że go zagrzybiła. I kto jak gdyby nic przez wszystkie lata kreował się przed wszystkimi na ok faceta, także w przerwie tych harców, gdy był w domu, robiąc z wiernej żony frajerkę. Kto sprawił, że to Wasze szczęście po Azjatce oparte już było o zdradę i fałsz.
Dokładnie tak to widzę , nic dodać nic ując. I chcę być z nim i nie potrafię, bo jak widać, to nasze wspólne życie podszyte było kłamstwem. Mam mętlik w głowie, nie potrafię o niczym innym myśleć . Na szczęście w nocy śpię i nie myślę i to jest najprzyjemniejsze co mnie ostatnio spotyka.
Sorki ,wkradł się jakiś chochlik i dwa razy wysłałam to samo
79 2017-06-20 00:20:41 Ostatnio edytowany przez jaMajkaa (2017-06-20 00:25:24)
W zasadzie Autorko współczuję Tobie.
Nie dość, że musisz sobie poradzić ze zdradą męża..to musisz uwierzyć na słowo kłamcy ,że nic go juz nie pchnelo przez 18lat miedzy nogi innych kobiet.
Nie wierzę, że grzybica była tym Boskim palcem co go zatrzymał.
Skoro brak prezerwatyw to nie był żaden powód,by posuwać obcą jak "swoją"przez pół roku.
Sam fakt wysypu tej informacji od innych,też swiadczy o Twoim małżonku...
nie zamierzał i nie zamierza mówić prawdy.
Po co to sobie wyobrażasz i się katujesz? To Ty jesteś jego żoną, to Ciebie wybrał.
Ludzki pan
Czasem zupelnie niepotrzebnie nazywamy to zdradą...
Rzeczywiście półroczny romans męża to nie była zdrada
Ludzki pan
Chodziło o to, że tamta się nie liczyła, a nie o to, że Ryba ma się cieszyć i całować męża po nogach
83 2017-06-20 16:45:22 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-06-20 16:45:48)
Iceni napisał/a:Czasem zupelnie niepotrzebnie nazywamy to zdradą...
Rzeczywiście półroczny romans męża to nie była zdrada
Wiesz... to, że ktoś wynajmuje pokoj w hotelu niekoniecznie oznacza, że mu się wlasny dom znudził
Iceni ,Cougarzyca , adwokatki diabła, jesteście przeciwwagą dla moich uczuć, równowaga musi być, ale moje serce zdecydowanie jest z dziewczynami ,które go potępiają.
W pierwszych tygodniach moich zmagań, podczas niekończących się rozmów, kiedy wyrzucałam z siebie złość ,żal, nienawiść,upokorzenie,on tylko przepraszał i prosił o wybaczenie.
Potem miałam dzień ,dwa wyciszenia i znowu ,akcja. Nie jakieś tam przytupy na postrach ,ale autentycznie byłam wściekła i agresywna. Pojawiły się pytania ,dlaczego ,kiedy, gdzie ,jak,masochizm czystej wody.Wiem ,zaraz będziecie krytykować ,ale to było silniejsze ode mnie, musiałam wiedzieć i kropka.
Tłumaczył się ,że nie mógł się przyznać, bo bał się, że go zostawię, ja miałam nigdy się nie dowiedzieć, to jestem akurat w stanie zrozumieć.
Jak mnie zaraził ,tą cholerną grzybicą ,to nie mógł na siebie patrzeć, podziałało to na niego jak przysłowiowy kubeł zimnej wody, tak twierdzi, wyleczyło go to całkowicie z romansowania,ponoć.
Wydało się ,trudno, teraz mówi,że będzie walczył i zrobi wszystko ,żebym tylko dała mu drugą szanse.
Ja mam na to tylko jedną odpowiedz,że to koniec ,nie ufam ,nie wierze,niech się wynosi, nie mogę na niego patrzeć ,niech wypłynie i nie wraca, nikt na niego nie będzie czekał.
A teraz najciekawsze, powiedziałam,że czuję się całkowicie zwolniona z bycia wierną .Nie zgadniecie co odpowiedział.
"jeśli zdrada miałaby przynieść ci ulgę i wyrwać cię z tej traumy to będzie mnie to bolało, ale zniosę to".
ot historia
85 2017-06-20 20:47:13 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-20 20:57:27)
Ryyba, chyba nadinterpretujesz, nie zauważylam, aby one pochwalaly to, co zrobił ani jakoś szczegolnie broniły tego. Po prostu przedstawiły racjonalne rozwiązania tej sytuacji. Masz dwa wyjścia - wybaczyć i przestać zatruwać sobie i mężowi życie, albo się rozstać, skoro to jest dla Ciebie taka straszna tragedia. Nie będę oceniać, bo każdy ma wlasną skalę. Ja uważam podobnie jak one, że w zwiazku są większe pasztety niż zdrada i że od nas zależy jak sobie z tym poradzimy, czy będziemy się fochać przez lata czy przyjmiemy, że nikt nie jest doskonały i popełnia błędy. Jeśli uważasz, że ta zdrada więcej dla Ciebie znaczy niż kilkanaście lat udanego małżenstwa to masz do tego prawo. Ja bym nigdy nie skreśliła męża z tego powodu, bo malżenstwo nie opiera się tylko na wierności fizycznej. To jest tylko element składowy całości. Jeśli pozostałe elementy fukcjonują bez zarzutu to one przeważają szalę.
A jakiej odpowiedzi się spodziewalaś od męża? Jesli rzeczywiście miałoby to Ci pomóc taki wet za wet, to można przeboleć, żeby potem wreszcie było normalne życie.
Ja sobie nie wyobrażam bycie w zwiazku, gdzie partner będzie mi bez końca wypominał zdradę sprzed 20 lat.
Zastanow się czy kochasz męża i na jakich fundamentach opiera się wasz związek. Dla swojego zdrowia psychicznego przestań rozmyślać o tym, że 18 lat temu spał z inną. Bylo, minęło, pokryło się kurzem, zdechło, nie miało zadnego znaczenia. Teraz to Ty dajesz temu drugie życie. Karmisz tego złego wilka jak w tej przypowieści...
Rozumiem ,że nie pochwalają samej zdrady, to był skrót myślowy,po prostu radzą wybaczyć zdradę, podobnie zresztą jak Ty.
Ech ,wybaczenie ,ciężka sprawa,łatwo powiedzieć...
Moje emocje to sinusoida, raz jestem na górze i myślę , kurcze może macie rację ,nie ma co się tak spinać ,odciąć kreską i pójść dalej.
Po jakimś czasie ,ciągnie mnie w dół, zaczyna wypełniać mnie żal ,smutek,myśli, no nie dam rady.
Boję się tego ,że mogę latami to wypominać i zatruję życie nam obojgu. Przecież temat zdrady może wracać jak bumerang, przy każdej najmniejszej
sprzeczce. Nie jestem Matka Teresa, jak się wkurzę ,to mogę polecieć po bandzie.
87 2017-06-20 21:48:39 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-20 21:58:03)
no cóż Ryyyba, zrobisz jak uważasz. Sama wiesz co najlepsze będzie dla Ciebie. Ja mogę tylko mowić, co dla mnie najlepsze. Ja mam inne priorytety i co innego pewnie by mnie bolało, np. to, gdyby mąż mnie zaniedbywał, gdybym czuła się samotna w związku, niekochana, gdybym nie mogła na niego liczyć, gdyby źle mnie traktował, był objętny na moje potrzeby, nieczuły, niezainteresowany tym co myślę, czuję... Tego bym nie wybaczyła, w sensie, nie mogłabym być w takim związku. W porownaniu z tymi przewinami, seks z inną kobietą nie przeraża mnie. Gdyby się zakochał to co innego. Ale seks dla seksu, bez zaanagażowania emocjonalnego to trochę jak fizjologia. No niefajne, ale żeby zaraz z tego robić tragedię to też nie. Chyba, że to byłyby dzialania permanentne. Niektorzy mają taką naturę, że lubią skakać z kwiatka na kwiatek i nie potrafią się oprzeć a nawet nie chca. Takiemu czemuś też bym podziękowała.
Ja powiedzialam swojemu kiedyś, że jak mnie zdradzi, to niech mi nie mówi. Wolę nie wiedzieć. Bo choć wybaczyć, bym wybaczyła to zapomnieć, nie zapomniała i pewnie mogla to wykorzystać nie raz, żeby mu dokuczyć kiedyś przy okazji jakiejś kłotni a to byłoby poniżej pasa. On zresztą powiedział podobnie, że wolałby nie wiedzieć na zasadzie, czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. W sumie logiczne, w końcu, w takiej sytuacji nie ma się czym chwalić
Właśnie w tym ambaras, że nie wiem co dla mnie najlepsze, jeszcze nie wiem,ale mam nadzieję,że przyjdzie taki moment i wreszcie się określę.
Myślę ,że zaniedbanie ,brak czułości ,obojętność, można naprawić jeśli się tylko oczywiście chce ,można jeszcze raz się zakochać i stać się czułym.
Zdrady natomiast nie cofniesz ,to jest nienaprawialne, blizna zostaje już do końca.
Jest jeszcze coś, nie mogłabym w tej chwili znieść jego dotyku, czuje wstręt.
89 2017-06-20 22:48:44 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-20 22:50:29)
jeszcze raz się zakochać? Nie wierzę w takie coś. Jesli komuś przestaje kopletnie zależeć na kimś to jest zgon związku i reanimowanie trupa nic nie da.
Oczywiście, że zdrady się nie cofnie, jak wszystkiego, co się już wydarzyło, przykrych słów, chwil, sytuacji... To też zostawia mniejsze lub wieksze blizny. Słowa potrafią zranić bardziej niż cokolwiek.
Blizny zostają, tak jak wspomnienia, ale od nas zależy czy zdominują nasze życie czy będą tylko czymś, co się wydarzyło. Jeśli ktoś pielęgnuje w sobie te blizny i poświęca im uwagę to sam sobie kształtuje mało ciekawą przyszlość. Jak napisała wczesniej Iceni, udane malzenstwo to nie takie, w ktorym się nie zdarzają złe rzeczy, ale takie, które sobie umie z nimi poradzic. Twój mąż już nie jest w stanie nic więcej zrobić, żeby poprawić stan Twoich emocji. Kaja się, przeprasza, żaluje, prosi o wybaczenie... Co jeszcze ma zrobić? Pochlastać się tępą żyletką żeby Ci zadośćuczynić? To od Ciebie zależy, co zrobisz ze swoimi emocjami. Czy będziesz rozczulać się nad swoim bolem i pielęgnować złość, niechęć i wstręt do niego, czy mu wybaczysz i nie będziesz więcej wracać do tego.
Myślę, że bardziej chcesz go ukarać niż odejsć od niego, bo przecież źle Ci nie było z nim, tylko brak Ci pomysłu, jak go upokorzyć, aby autentycznie cierpiał. Kieruje Tobą trochę chęć zemsty. To nie jest dobry kierunek. Tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku sama siebie ukarzesz. Przemyśl wszystko na spokojnie, czy warto burzyć to, co wypracowaliście razem przez te lata... Co Ci to przyniesie? Chwilową satysfakcję? Może idź do psychologa, jeśli czujesz, że sama nie poradzisz sobie z tym, co siedzi w Twojej głowie...
90 2017-06-20 22:52:47 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-06-20 22:53:45)
Właśnie w tym ambaras, że nie wiem co dla mnie najlepsze, jeszcze nie wiem,ale mam nadzieję,że przyjdzie taki moment i wreszcie się określę.
To daj sobie czas, żeby znaleźć rozwiązanie, z którym będzie tobie dobrze.
Daj sobie tyle czasu ile potrzebujesz
Myślę ,że zaniedbanie ,brak czułości ,obojętność, można naprawić jeśli się tylko oczywiście chce ,można jeszcze raz się zakochać i stać się czułym.
Zdrady natomiast nie cofniesz ,to jest nienaprawialne, blizna zostaje już do końca.
Ryyyba, rzeczy nie są ani dobre ani złe, ale takie, jak je oceniamy. Jeśli dla ciebie zaniedbywanie, obojętność, brak troski i czułości ze strony męża byłyby do przełknięcia i naprawy, to może oznaczać tyle, że troska i dbałość o partnera, zaangażowanie w związek są dla ciebie wartościami drugorzędnymi w związku wobec wyłączności seksualnej. Hm...
Summerko , to dla Ciebie ,cytat z Szekspira :
Nic nie jest złem ani dobrem
samo przez się
tylko myśl nasza
czyni to i owo takim
jeszcze raz się zakochać? Nie wierzę w takie coś. Jesli komuś przestaje kopletnie zależeć na kimś to jest zgon związku i reanimowanie trupa nic nie da.
Oczywiście, że zdrady się nie cofnie, jak wszystkiego, co się już wydarzyło, przykrych słów, chwil, sytuacji... To też zostawia mniejsze lub wieksze blizny. Słowa potrafią zranić bardziej niż cokolwiek.
Blizny zostają, tak jak wspomnienia, ale od nas zależy czy zdominują nasze życie czy będą tylko czymś, co się wydarzyło. Jeśli ktoś pielęgnuje w sobie te blizny i poświęca im uwagę to sam sobie kształtuje mało ciekawą przyszlość. Jak napisała wczesniej Iceni, udane malzenstwo to nie takie, w ktorym się nie zdarzają złe rzeczy, ale takie, które sobie umie z nimi poradzic. Twój mąż już nie jest w stanie nic więcej zrobić, żeby poprawić stan Twoich emocji. Kaja się, przeprasza, żaluje, prosi o wybaczenie... Co jeszcze ma zrobić? Pochlastać się tępą żyletką żeby Ci zadośćuczynić? To od Ciebie zależy, co zrobisz ze swoimi emocjami. Czy będziesz rozczulać się nad swoim bolem i pielęgnować złość, niechęć i wstręt do niego, czy mu wybaczysz i nie będziesz więcej wracać do tego.
Myślę, że bardziej chcesz go ukarać niż odejsć od niego, bo przecież źle Ci nie było z nim, tylko brak Ci pomysłu, jak go upokorzyć, aby autentycznie cierpiał. Kieruje Tobą trochę chęć zemsty. To nie jest dobry kierunek. Tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku sama siebie ukarzesz. Przemyśl wszystko na spokojnie, czy warto burzyć to, co wypracowaliście razem przez te lata... Co Ci to przyniesie? Chwilową satysfakcję? Może idź do psychologa, jeśli czujesz, że sama nie poradzisz sobie z tym, co siedzi w Twojej głowie...
Psycholog? Jak czytam Twoje posty , Summerki , czy Iceni, to jakbym siedziała na kozetce u psychologa .
Ale poważnie, nie wykluczam takiej opcji. Potrafię z nim już spokojnie rozmawiać, a to sporo, ale nic poza tym, więc kto wie, żeby zrobić kolejny krok ,może trzeba będzie szukać pomocy u psychologa.
Jak na razie jesteście WY.
Jakiś czas temu był wątek mężczyzny, który po 20 latach znalazł zdjęcia swojej żony z jakimś facetem i ona się przyznała że byli na wspólnym spacerze ( jakoś tak to było). Nie miał dowodów zdrady, żona się wypierała a on zatruwał jej życie. Tam nie było zdrady ( tzn. nikt się o tym nie dowiedział ), ale większość komentarzy była podobna do tych w Twoim wątku. - "zapomnij, to było szmat czasu temu". Sama też twierdziłam, że to głupota roztrząsać coś na co nie ma się dowodów.
U Ciebie jest inaczej. Twój mąż zdradził Cię wieki temu. Inna byłaby Twoja reakcja wtedy. Tak jak piszesz, masz tę wiedzę od teraz. Żyłaś w kłamstwie 18lat. Czy to jedyne jego kłamstwo i zdrada? Tylko on o tym wie.
Oczywiście, że najłatwiej jest powiedzieć, że to już jest przedawnione, nie ma znaczenia, bo przecież się Wam układało. Ale co z tego? Wg mnie złamał najważniejszą zasadę. Lojalności i wierności. Ktoś napisał, że są różne wymiary zdrady i jednych się tępi, drugich usprawiedliwia. Błąd. Zdrada to zdrada. Każda boli, tak samo jak kłamstwo osoby, której się ufa.
Ja nie wybaczyłabym zdrady i kłamstwa. Nawet nie chciałabym się mścić, bo dla zdrajcy byłoby to rozgrzeszenie i spadł by mu kamień z serca. Niech karą będzie dla niego brak wybaczenia. Domyślam się, że przez te 18 lat ciężko mu się żyło, czasem o tym zapominał, ale raczej sumienie go gryzło. Niech dalej żyje z poczuciem winy i niech ponosi konsekwencje czynów.
94 2017-06-21 10:40:48 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-21 11:11:58)
adiaphora napisał/a:jeszcze raz się zakochać? Nie wierzę w takie coś. Jesli komuś przestaje kopletnie zależeć na kimś to jest zgon związku i reanimowanie trupa nic nie da.
Oczywiście, że zdrady się nie cofnie, jak wszystkiego, co się już wydarzyło, przykrych słów, chwil, sytuacji... To też zostawia mniejsze lub wieksze blizny. Słowa potrafią zranić bardziej niż cokolwiek.
Blizny zostają, tak jak wspomnienia, ale od nas zależy czy zdominują nasze życie czy będą tylko czymś, co się wydarzyło. Jeśli ktoś pielęgnuje w sobie te blizny i poświęca im uwagę to sam sobie kształtuje mało ciekawą przyszlość. Jak napisała wczesniej Iceni, udane malzenstwo to nie takie, w ktorym się nie zdarzają złe rzeczy, ale takie, które sobie umie z nimi poradzic. Twój mąż już nie jest w stanie nic więcej zrobić, żeby poprawić stan Twoich emocji. Kaja się, przeprasza, żaluje, prosi o wybaczenie... Co jeszcze ma zrobić? Pochlastać się tępą żyletką żeby Ci zadośćuczynić? To od Ciebie zależy, co zrobisz ze swoimi emocjami. Czy będziesz rozczulać się nad swoim bolem i pielęgnować złość, niechęć i wstręt do niego, czy mu wybaczysz i nie będziesz więcej wracać do tego.
Myślę, że bardziej chcesz go ukarać niż odejsć od niego, bo przecież źle Ci nie było z nim, tylko brak Ci pomysłu, jak go upokorzyć, aby autentycznie cierpiał. Kieruje Tobą trochę chęć zemsty. To nie jest dobry kierunek. Tak naprawdę w ostatecznym rozrachunku sama siebie ukarzesz. Przemyśl wszystko na spokojnie, czy warto burzyć to, co wypracowaliście razem przez te lata... Co Ci to przyniesie? Chwilową satysfakcję? Może idź do psychologa, jeśli czujesz, że sama nie poradzisz sobie z tym, co siedzi w Twojej głowie...Psycholog? Jak czytam Twoje posty , Summerki , czy Iceni, to jakbym siedziała na kozetce u psychologa .
Ale poważnie, nie wykluczam takiej opcji. Potrafię z nim już spokojnie rozmawiać, a to sporo, ale nic poza tym, więc kto wie, żeby zrobić kolejny krok ,może trzeba będzie szukać pomocy u psychologa.
Jak na razie jesteście WY.
Tylko, ze my przedstawiamy ze swojej osobistej perspektywy, kierując się swoja hierarchia wartosci , dlatego ile ludzi tyle opini, jak sama widzisz. Ktoś Ci napisze - zdrada to zdrada, nigdy bym nie wybaczyła, to straszne i karygodne itp... a ktoś inny - to nie jest tragedia, są gorsze przewiny. Co Ci da, gdy napisze, ze ja bym postąpiła inaczej, niż Ty? Jak napisala Summerka, każdy ma nadrzędne wartoscii i skoro dla Ciebie wyłączność seksualna w zwiazku jest czymś, co stawiasz ponad inne wartosci to i tak zrobisz to, co będzie odpowiadać Twoim wartościom. Podobnie jak ja. Choćby mi sto osób pisało, zebym rzuciła drania i mu nie wybaczała to ja i tak nie poslucham i zrobię to, co jest zgodne z moimi przekonaniami w temacie, czyli nie rzuce i wybacze, bo nad wyłączność seksualna cenie sobie bardziej tuzin innych rzeczy w związku, które dają mi szczęście, zadowolenie i spełnienie.
Psycholog nie będzie Ci mówił, co by zrobił, co jest dobre a co zle, nie będzie odsadzal Twojego męża od czci i wiary, żeby poprawić Ci samopoczucie. On pomoże Ci spojrzec chlodno i rzeczowo na to wydarzenie, pomoże zrozumieć i uporządkować emocje. A to bardzo dużo.
Tyle że brak wybaczenia jest karą, ale dla tego który mógłby wybaczyć. Ponieważ zatruwa od środka, nie pozwala zapomnieć, ta myśl jest cały czas pielegbowana. Dlatego ja uważam że Ryba niezależnie czy postanowi z mężem zostać czy nie powinna wybaczyć. Dla siebie.
Rybko poszukaj wątku talerzyka, tam była zdrada jeśli dobrze pamiętam emocjonalna. Talerzyk świetnie sobie z tym poradził. Może będzie tam coś co pomoże Tobie.
Był też wątek uzytkowniczki, której mąż przez około 10 lat prowadził podwójne życie. Niestety nie pamiętam nicku, mam nadzieję że tutaj starsze stażem uzytkowniczki mnie wspomaga i podpowiedzą. Pamiętam natomiast ze również była to bardzo mądra osoba, z której postów można się wiele nauczyć i zrozumieć.
Jeśli chodzi o mnie to gdyby moje małżeństwo poza zdradą (nie długotrwałym romanse z uczuciami) spelnialoby wszystkie moje potrzeby, kochalabym męża i do momentu coming outu byłabym z nim szczęśliwa, to również bym z nim została. Bo uważam że jeśli jeden skok w bok potrafi całkiem zepsuć małżeństwo to jest ono nic nie warte i psuło się od środka już dawno, tylko zdrada to ujawniła.
Summerko , to dla Ciebie ,cytat z Szekspira :
Nic nie jest złem ani dobrem
samo przez się
tylko myśl nasza
czyni to i owo takim
Miło widzieć, że się z taką Znamienitością zgadzamy. Szekspir ujął to zdecydowanie piękniej i lepiej ode mnie
Jeśli chodzi o mnie to gdyby moje małżeństwo poza zdradą (nie długotrwałym romanse z uczuciami) spelnialoby wszystkie moje potrzeby, kochalabym męża i do momentu coming outu byłabym z nim szczęśliwa, to również bym z nim została. Bo uważam że jeśli jeden skok w bok potrafi całkiem zepsuć małżeństwo to jest ono nic nie warte i psuło się od środka już dawno, tylko zdrada to ujawniła.
Czyli dopuszczasz zdradę i nawet dajesz na to przyzwolenie. Ja się z tym nie zgadzam. Nawet jakby przez pół życia byłoby cud - miód , a dowiedziałabym się o takim o to skoku w bok, który przypomnę trwał sobie pół roku no to nie ma zmiłuj. To nie była chwilowa niepoczytalność, tylko celowe i świadome zachowanie jej męża. Ale tak jak Adiaphora uważam, że każdy postępuje tak jak umie, chce i potrafi.
98 2017-06-21 13:43:06 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-06-21 13:43:44)
Malineczka00 napisał/a:Jeśli chodzi o mnie to gdyby moje małżeństwo poza zdradą (nie długotrwałym romanse z uczuciami) spelnialoby wszystkie moje potrzeby, kochalabym męża i do momentu coming outu byłabym z nim szczęśliwa, to również bym z nim została. Bo uważam że jeśli jeden skok w bok potrafi całkiem zepsuć małżeństwo to jest ono nic nie warte i psuło się od środka już dawno, tylko zdrada to ujawniła.
Czyli dopuszczasz zdradę i nawet dajesz na to przyzwolenie. Ja się z tym nie zgadzam. Nawet jakby przez pół życia byłoby cud - miód , a dowiedziałabym się o takim o to skoku w bok, który przypomnę trwał sobie pół roku no to nie ma zmiłuj. To nie była chwilowa niepoczytalność, tylko celowe i świadome zachowanie jej męża. Ale tak jak Adiaphora uważam, że każdy postępuje tak jak umie, chce i potrafi.
Czyli idąc twoim tokiem rozumowania jezeli ktos popelni przestepstwo i sąd da mu wyrok w zawieszenou to tym samym ów sąd daje przyzwolenie na kontynuowanie przestepstwa bo nie był bezwzględny?
Dlaczego mylisz wybaczenie z przyzwoleniem?
Właśnie w tym ambaras, że nie wiem co dla mnie najlepsze, jeszcze nie wiem,ale mam nadzieję,że przyjdzie taki moment i wreszcie się określę.
Myślę ,że zaniedbanie ,brak czułości ,obojętność, można naprawić jeśli się tylko oczywiście chce ,można jeszcze raz się zakochać i stać się czułym.
Zdrady natomiast nie cofniesz ,to jest nienaprawialne, blizna zostaje już do końca.
Jest jeszcze coś, nie mogłabym w tej chwili znieść jego dotyku, czuje wstręt.
Zaniedbanie, brak czułości, obojętność czasem można naprawić. Ale jeszcze raz się zakochać to chyba tylko w filmie. No chyba, że dzieliłaby kogoś długa rozłąka.
Czyli idąc twoim tokiem rozumowania jezeli ktos popelni przestepstwo i sąd da mu wyrok w zawieszenou to tym samym ów sąd daje przyzwolenie na kontynuowanie przestepstwa bo nie był bezwzględny?
Dlaczego mylisz wybaczenie z przyzwoleniem?
nie rozumiesz mnie. Odebrałam słowa Malineczki, tak że wg niej nie jest ważne czy ją zdradził czy nie, skoro poza tym była z nim szczęśliwa. To taj, jakby powiedzieć, " spoko, zdradzaj mnie, ale spraw też bym była szczęśliwa". Nie zgadzam się z tym. Nie wiem czy byłabym w stanie wybaczyć zdradę, kłamstwo, nielojalność.
Jest wina jest i kara. Jaką karę ma jej mąż? Wyrzuty sumienia? Jego kara trwała w zawieszeniu przez 18 lat, bo jego żona o niczym nie miała pojęcia.
Dodatkowo jest tchórzem.
Każdy z nas ma swoje zasady, którymi się kieruje. Ty wybaczysz zdradę, ja nie. Jedni dają przyzwolenie na popełnianie przestępstw inni nie.
Idąc innych tokiem myślenia, zdrada wykryta po X czasie, jest wybaczalna i mało ważna. Daje to przyzwolenie na zdradzanie i ukrywanie tego przez lata.
101 2017-06-21 14:25:59 Ostatnio edytowany przez lolek8080 (2017-06-21 14:26:41)
Ze zdrada jest jak z kradzieza - jezeli kradniesz, bo nie chce ci sie pracowac a ciagle masz ochote na wiecej, to nikt usprawiedliwiac takiej osoby nie bedzie. A jezeli ktos kradnie z glodu? A z glupoty?
Kilkukrotnie juz poruszalam tu na forum kwestie, ze zdrada bywa traktowana w sposob ponad-szczegolny. Ludzie popelniaja wiele bledow w zyciu - wsiadaja po pijaku za kierownice, dopuszczaja sie mobbingu w pracy, oszukuja finansowo innych - a jednak malo kto robi z tego powod do rozwodu. A przeciez kazdy z tych czynow jest zly. Dlaczego malo kto (przynajmniej ja sie z takim przypadkiem nie spotkalam) żąda rozwodu bo parrner jezdzi samochodwm pod wplywem alkoholu. A przeciez takie cos moze miec o wiele gorsze konsekwencje niz zdrada. Dlaczego nikt nie bierze rozwodu z powodu tego. że mąż jest sukinsynem w pracy?
Dlaczego potrafimy wybaczyc NAPRAWDE zle czyny popelnione na innych. a tak trudno jest wybaczyc niekoniecznie oczywista krzywde popelniona na nas samych?
Moze latwiej jest wybaczyc zdrade kiedy probuje sie ja zrozumiec -"taki statek to nie jest imprezka u znajomych ani romans z sekretarka. Tam ludzie tworza jakby druga rodzine - oni musza na sobie polegac. to jest swego rodzaju wiezienie, w czasie ktorego jestes skazany na przebywanie na bardzo malej przestrzeni z osobami, ktorych sobie nie wybrales. Siła rzeczy mozna byc wtakich warunkach bardziej poddatnym na wplyw otoczenia i robic to, co inni. Kwestia jest jakie sie z tych doswiadczen wyciaga wnioski. Mozna zdradzic i po pewnym czasie pomyslec "o k... co ja zrobilem" jak i "okay, tak to ja sobie moge zyc...".
Dlatego wole zdrade zracjonalizowac bo to pozwala spojrzec na nia z boku, bardziej obiektywnie a nie jedynie emocjonalnie.
Deszcz, ktory pada za oknem nas nie moczy. O tym, ze sie zdarzyl czesto dopiero uswiadamia nam widok mokrej ulicy. Ale czy czujemy sie z tego powodu mokrzy?
Pozwolę sobie zacytowac ten genialny post iceni, z poprzedniej strony. To odnośnie wczorajszej i dzisiejszej dyskusji. Ci którzy są bezkompromisowi ws. zdrady niech to przeczytają kilka razy, żeby dobrze zrozumieć
Nie, wybaczalna jest zdrada, ktora nie krzywdzi z premedytacją. Czym innym jest dla mnie "chwilowy zawrot glowy" (nawet trwajacy pol roku), a czym innym skalkulowana zdrada gdzie rownolegle prowadzone sa dwa zwiazki gdzie jedna z osob traci na rzecz drugiego zwiazku.
Czyli moglabym wybaczyc taka zdrade jak ta bo naprawde cos, co bylo 20 lat temu i nie skrzywdzilo mnie w zadnym wypadku nie mialoby dla mbie wiekszego znaczenia.
Natomiast gdyby mnie facet zdradzal z premedytacja, w ukladzie ja od dziecka i garow, a kochanka do restauracji i upojnego seksu w hotelu - to co innego - tu bylabym i czulabym się ofiarą bo nasze malzenstwo by na tym tracilo.
No chyba, ze ten zwiazek bylby tak malo wart zachodu, ze ta zdrada stalaby sie swietnym pretekstem zeby go zakonczyc.
Niestety lub stety jestem wyznawca teorii, ze lepiej jest jesc tort w 10 osob, niz suchy chleb samemu dlatego wiernosc, sama w sobie, nie jest jakas szczegolna zaleta dla mnie, bo co to za sukces miec wiernego partnera, ktory jest wierny tylko dlatego, ze go nikt nie chce? A oczywistym jest, ze im ktos jest bardziej atrakcyjny tym na wiecej pokus w zyciu napotyka wiec ryzyko rosnie geometrycznie
Innymi slowy jestem typem anty-psa ogrodnika
Iceni napisał/a:Ze zdrada jest jak z kradzieza - jezeli kradniesz, bo nie chce ci sie pracowac a ciagle masz ochote na wiecej, to nikt usprawiedliwiac takiej osoby nie bedzie. A jezeli ktos kradnie z glodu? A z glupoty?
Kilkukrotnie juz poruszalam tu na forum kwestie, ze zdrada bywa traktowana w sposob ponad-szczegolny. Ludzie popelniaja wiele bledow w zyciu - wsiadaja po pijaku za kierownice, dopuszczaja sie mobbingu w pracy, oszukuja finansowo innych - a jednak malo kto robi z tego powod do rozwodu. A przeciez kazdy z tych czynow jest zly. Dlaczego malo kto (przynajmniej ja sie z takim przypadkiem nie spotkalam) żąda rozwodu bo parrner jezdzi samochodwm pod wplywem alkoholu. A przeciez takie cos moze miec o wiele gorsze konsekwencje niz zdrada. Dlaczego nikt nie bierze rozwodu z powodu tego. że mąż jest sukinsynem w pracy?
Dlaczego potrafimy wybaczyc NAPRAWDE zle czyny popelnione na innych. a tak trudno jest wybaczyc niekoniecznie oczywista krzywde popelniona na nas samych?
Moze latwiej jest wybaczyc zdrade kiedy probuje sie ja zrozumiec -"taki statek to nie jest imprezka u znajomych ani romans z sekretarka. Tam ludzie tworza jakby druga rodzine - oni musza na sobie polegac. to jest swego rodzaju wiezienie, w czasie ktorego jestes skazany na przebywanie na bardzo malej przestrzeni z osobami, ktorych sobie nie wybrales. Siła rzeczy mozna byc wtakich warunkach bardziej poddatnym na wplyw otoczenia i robic to, co inni. Kwestia jest jakie sie z tych doswiadczen wyciaga wnioski. Mozna zdradzic i po pewnym czasie pomyslec "o k... co ja zrobilem" jak i "okay, tak to ja sobie moge zyc...".
Dlatego wole zdrade zracjonalizowac bo to pozwala spojrzec na nia z boku, bardziej obiektywnie a nie jedynie emocjonalnie.
Deszcz, ktory pada za oknem nas nie moczy. O tym, ze sie zdarzyl czesto dopiero uswiadamia nam widok mokrej ulicy. Ale czy czujemy sie z tego powodu mokrzy?
Pozwolę sobie zacytowac ten genialny post iceni, z poprzedniej strony. To odnośnie wczorajszej i dzisiejszej dyskusji. Ci którzy są bezkompromisowi ws. zdrady niech to przeczytają kilka razy, żeby dobrze zrozumieć
Co zrozumieć? Próbujecie na siłę przekonać innych, ze można wybaczyć zdradę. Pewnie i można. Wybaczy ten kto zechce. Każdy z nas ma swój próg, granicę. Jeśli ktoś ją przekroczy to ja decyduję o tym jak postąpię z tym człowiekiem. TO moja granica została przekroczona a nie kogoś innego. To mój ból i cierpienie. Łatwo jest powiedzieć "mówi się trudno i idzie się dalej". Chcesz wybaczać - wybaczaj ale nie staraj się przekonywać, że każdy ma to robić.
Pokręcona Owieczko..., Ty czujesz, że na siłe jesteś przekonywana do poglądów innych a inni mogą czuć, że Ty na siłę narzucasz im swoją rację...., nie ma się co spinać..., nikt nie każe Ci zmieniać swoich zasad i swojego toku myślenia, ale Ty zaakceptuj, że ktoś może mieć odmienne zdanie od Twojego. Gdyby wszyscy ludzie myśleli tak samo to by nudne było
Ja nie jestem jakos kategoryczny w sprawie zdrady i nie potrafie powiedzieć czy bym wybaczył czy nie. Pisanie co by bylo gdyby jest bez sensu..., czlowiek dowiaduje sie co by zrobil dopiero wtedy jak znajdzie sie w konkretnej sytuacji... Znam wiele przypadkow jak ktos sie zapierał, że tego czy tamtego by nie zrobił..., a jak sytuacja sie stała to postàpił inaczej niż mówił wcześniej.
105 2017-06-21 14:57:26 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-06-21 14:58:04)
lolek8080 napisał/a:Iceni napisał/a:Ze zdrada jest jak z kradzieza - jezeli kradniesz, bo nie chce ci sie pracowac a ciagle masz ochote na wiecej, to nikt usprawiedliwiac takiej osoby nie bedzie. A jezeli ktos kradnie z glodu? A z glupoty?
Kilkukrotnie juz poruszalam tu na forum kwestie, ze zdrada bywa traktowana w sposob ponad-szczegolny. Ludzie popelniaja wiele bledow w zyciu - wsiadaja po pijaku za kierownice, dopuszczaja sie mobbingu w pracy, oszukuja finansowo innych - a jednak malo kto robi z tego powod do rozwodu. A przeciez kazdy z tych czynow jest zly. Dlaczego malo kto (przynajmniej ja sie z takim przypadkiem nie spotkalam) żąda rozwodu bo parrner jezdzi samochodwm pod wplywem alkoholu. A przeciez takie cos moze miec o wiele gorsze konsekwencje niz zdrada. Dlaczego nikt nie bierze rozwodu z powodu tego. że mąż jest sukinsynem w pracy?
Dlaczego potrafimy wybaczyc NAPRAWDE zle czyny popelnione na innych. a tak trudno jest wybaczyc niekoniecznie oczywista krzywde popelniona na nas samych?
Moze latwiej jest wybaczyc zdrade kiedy probuje sie ja zrozumiec -"taki statek to nie jest imprezka u znajomych ani romans z sekretarka. Tam ludzie tworza jakby druga rodzine - oni musza na sobie polegac. to jest swego rodzaju wiezienie, w czasie ktorego jestes skazany na przebywanie na bardzo malej przestrzeni z osobami, ktorych sobie nie wybrales. Siła rzeczy mozna byc wtakich warunkach bardziej poddatnym na wplyw otoczenia i robic to, co inni. Kwestia jest jakie sie z tych doswiadczen wyciaga wnioski. Mozna zdradzic i po pewnym czasie pomyslec "o k... co ja zrobilem" jak i "okay, tak to ja sobie moge zyc...".
Dlatego wole zdrade zracjonalizowac bo to pozwala spojrzec na nia z boku, bardziej obiektywnie a nie jedynie emocjonalnie.
Deszcz, ktory pada za oknem nas nie moczy. O tym, ze sie zdarzyl czesto dopiero uswiadamia nam widok mokrej ulicy. Ale czy czujemy sie z tego powodu mokrzy?
Pozwolę sobie zacytowac ten genialny post iceni, z poprzedniej strony. To odnośnie wczorajszej i dzisiejszej dyskusji. Ci którzy są bezkompromisowi ws. zdrady niech to przeczytają kilka razy, żeby dobrze zrozumieć
Co zrozumieć? Próbujecie na siłę przekonać innych, ze można wybaczyć zdradę. Pewnie i można. Wybaczy ten kto zechce. Każdy z nas ma swój próg, granicę. Jeśli ktoś ją przekroczy to ja decyduję o tym jak postąpię z tym człowiekiem. TO moja granica została przekroczona a nie kogoś innego. To mój ból i cierpienie. Łatwo jest powiedzieć "mówi się trudno i idzie się dalej". Chcesz wybaczać - wybaczaj ale nie staraj się przekonywać, że każdy ma to robić.
Daj spokój Owieczko.
Każdy, kto zdradza, czyli oszukuje i jest nielojalny wobec osoby, która darzy go zaufaniem, chętnie sobie ten post wydrukuje i powiesi na ścianie, bo jest on zwykłym usprawiedliwianiem świństwa robionego drugiemu człowiekowi.
Tak to już jest, że nikt nie lubi o sobie myśleć ja zdrajca, ja oszust, ja nielojalny człowiek, któremu nie powinno się ufać, więc szuka się racjonalizacji dla swoich postępków.
Spróbuj zaakceptować to, że jest to częścią ludzkiej natury.
Pokręcona Owieczko..., Ty czujesz, że na siłe jesteś przekonywana do poglądów innych a inni mogą czuć, że Ty na siłę narzucasz im swoją rację...., nie ma się co spinać..., nikt nie każe Ci zmieniać swoich zasad i swojego toku myślenia, ale Ty zaakceptuj, że ktoś może mieć odmienne zdanie od Twojego. Gdyby wszyscy ludzie myśleli tak samo to by nudne było
Ja nie jestem jakos kategoryczny w sprawie zdrady i nie potrafie powiedzieć czy bym wybaczył czy nie. Pisanie co by bylo gdyby jest bez sensu..., czlowiek dowiaduje sie co by zrobil dopiero wtedy jak znajdzie sie w konkretnej sytuacji... Znam wiele przypadkow jak ktos sie zapierał, że tego czy tamtego by nie zrobił..., a jak sytuacja sie stała to postàpił inaczej niż mówił wcześniej.
Fakt, spięłam się przepraszam.
Oczywiście, szanuję decyzję innych, mimo że ich czasem nie rozumiem. Akceptuję zdanie innych
Tak, nigdy nie wiadomo co się zdarzy i gdybanie nie ma sensu.
107 2017-06-21 15:09:03 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-06-21 15:10:44)
Nikomu niczego nie narzucam. pokazuje jedynie inna droge.
Odejsc od niewiernej osoby mozna ZAWSZE. Kazdego dnia po zdradzie mozesz to zrobic. Kazdego dnia mozesz zdecydowac czy jestes w stanie zaufac
Ale jezeli podejmiesz decyzje o odejsciu - pewnego dnia mozesz dojsc do wniosku, ze jednak nie pozostawilo to w tobie tak glebokich blizn jak myslalas na poczatku. Ale wtedy powrot moze juz byc niemozliwy.
Powiedz mi, jestes pewna, że Autorka nie wybaczajac mezowi bedzie szczesliwsza? Bedzie jej sie zylo latwiej? Wymierzenie kary mezowi sprawi, ze jej zycie bedzie szczesliwsze?
Odejsc od niego moze ZAWSZE. Po co wiec się spieszyc?
Iceni, po pewnym czasie to wszystko bledne - i szczęście, i nieszczęście, więc to zaden argument, że za X czasu ktoś będzie odczuwał coś jako mniejszą krzywdę niż kiedyś - to jest normalne i tak działa praktycznie w każdym przypadku.
109 2017-06-21 15:24:44 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-06-21 15:30:20)
No to hodujmy w sobe żal, złosc, poczucie krzywdy i frustrację..
...a potem zastanawiajmy sie dlaczego świat jest zły
nie chodzi o to, zeby hodować w sobie cokolwiek
chodzi o to, zeby złe uczynki zostały ukarane
ja nie wyobrazam sobie bycia z kimś, kto mnie z premedytacją zdradzał
a przejście do porządku dziennego nad czymś takim byłoby sygnałem, ze nic się nie stało
nie chodzi o to, zeby hodować w sobie cokolwiek
chodzi o to, zeby złe uczynki zostały ukaraneja nie wyobrazam sobie bycia z kimś, kto mnie z premedytacją zdradzał
a przejście do porządku dziennego nad czymś takim byłoby sygnałem, ze nic się nie stało
Dokładnie. Nie ważne jest kiedy to się stało, tylko że w ogóle do tego doszło.
112 2017-06-21 15:43:40 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-06-21 15:44:31)
nie chodzi o to, zeby hodować w sobie cokolwiek
chodzi o to, zeby złe uczynki zostały ukaraneja nie wyobrazam sobie bycia z kimś, kto mnie z premedytacją zdradzał
a przejście do porządku dziennego nad czymś takim byłoby sygnałem, ze nic się nie stało
A ja bym nie traktowała wybaczenia zdrady w kategoriach "nic się nie stało".
Przecież można powiedzieć, że stała się dla mnie rzecz straszna (bo stała się), która przyniosła mi wiele bólu i rozczarowań, jednakże nie jest to koniec świata, można z tym żyć, można cieszyć się bieżącymi sprawami, można zbudować zaufanie i bliskość na nowo.
Proponuję, żeby nie trywializować i nie bagatelizować zdrady, ale też nie robić z niej końca świata.
Ja nie jestem jakos kategoryczny w sprawie zdrady i nie potrafię powiedzieć czy bym wybaczył czy nie. Pisanie co by bylo gdyby jest bez sensu..., czlowiek dowiaduje sie co by zrobil dopiero wtedy jak znajdzie sie w konkretnej sytuacji... Znam wiele przypadkow jak ktos sie zapierał, że tego czy tamtego by nie zrobił..., a jak sytuacja sie stała to postàpił inaczej niż mówił wcześniej.
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia ,ja jestem tego dokładnym przykładem, przed zdradą byłam świecie przekonana i głowę bym za to oddała ,że zdrada to koniec związku.
Dzisiaj mija ponad pół roku ,a ja co, dyskutuję ,co mam zrobić ? W myśl tego, co uważałam za pewnik, powinnam dawno temu wystawić torby za drzwi, i zakończyć temat.
A tymczasem jestem na forum ,nie wiem czy z głową czy już bez, wsłuchuję się i analizuję Wasze wypowiedzi .
nie chodzi o to, zeby hodować w sobie cokolwiek
chodzi o to, zeby złe uczynki zostały ukaraneja nie wyobrazam sobie bycia z kimś, kto mnie z premedytacją zdradzał
a przejście do porządku dziennego nad czymś takim byłoby sygnałem, ze nic się nie stało
taak? No to prosze cie bardzo - zaproponuj jakas kare, ktora rownoczesnie nie skrzywdzi autorki. nie sprawi, ze poczuje sie gorzej niz czuje sie teraz.
jakiekolwiek rozwiązanie skrzywdzi autorkę, bo nie trzyma się własnych zasad i - przykro mi to mówić - ale nie szanuje siebie
szczerze mówiąc jak bym nie miała poczucia krzywdy z powodu zostawienia zdradzającego mnie partnera
raczej poczułabym ulgę, ze sprawa wyszła na jaw, a ja nie muszę być z oszustem
to kwestia dbania o siebie i swoje samopoczucie
autorka skupia się na swoim strachu i pewnie na tym, ze nikogo juz nie znajdzie i umrze w samotności
jej sprawa
i owszem, odejscie od takiej osoby byłoby przykre, ale nie byłoby koncem świata
skoro mamy nie traktować zdrady jako koniec świata, to nie traktujmy tak odejścia i zakończenia związku
koniec zwiazku to też nie koniec świata
lolek8080 napisał/a:Ja nie jestem jakos kategoryczny w sprawie zdrady i nie potrafię powiedzieć czy bym wybaczył czy nie. Pisanie co by bylo gdyby jest bez sensu..., czlowiek dowiaduje sie co by zrobil dopiero wtedy jak znajdzie sie w konkretnej sytuacji... Znam wiele przypadkow jak ktos sie zapierał, że tego czy tamtego by nie zrobił..., a jak sytuacja sie stała to postàpił inaczej niż mówił wcześniej.
Punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia ,ja jestem tego dokładnym przykładem, przed zdradą byłam świecie przekonana i głowę bym za to oddała ,że zdrada to koniec związku.
Dzisiaj mija ponad pół roku ,a ja co, dyskutuję ,co mam zrobić ? W myśl tego, co uważałam za pewnik, powinnam dawno temu wystawić torby za drzwi, i zakończyć temat.
A tymczasem jestem na forum ,nie wiem czy z głową czy już bez, wsłuchuję się i analizuję Wasze wypowiedzi .
ktos ci tu dal dobra rade - jezeli wciaz masz metlik w glowie - idz do psychologa. Albo idzcie wspolnie na terapie malzenska.
ale idz przede wszystkim dla siebie, nie po to, zeby zdecydowac co zrobic, ale zeby latwiej opanowac swoje emocje. Zeby nie czuc wstydu, zeby nie czuc sie gorsza do "tamtej", zeby zrozumiec kiedy zadza toba emocje i ktore sa dla ciebie zle, a ktore dobre.
Niech to, co sie stalo przyniesie ci jakas korzysc, zbuduje twoj silniejszy charakter, a decyzja bedzie twoim swiadomym qyborem, a nie kara dla meza. Rozumiesz? wybierz tak, by bylo ci dobrze, a nie po to, by mezowi bylo gorzej. wtedy bedziesz w stanie mu wybaczyc, ale byc moze i tak postanowisz odejsc - ale juz bez toksycznych mysli o rzeczach sprzed 20 lat.
Ja własnie idei karania nie rozumiem. Jasne, że zdrada jest czymś złym i nagannym, nie o to chodzi, by ją jakkolwiek wybielać. Ale albo się przebacza, albo się związek kończy - nie ma dla mnie żadnego pośredniego stadium, gdzie związek trwa po ukaraniu, bo kara tylko dodatkowo związek rozdziera, a nie sprawi, że zdrada stanie się niebyła.
Autorko, rozumiem cierpienia i mętlik w głowie i wachania. Ale tak naprawdę, jeśli do tej pory męża walizek za drzwi nie wystawiłaś, to może po prostu mu przebacz? Albo go wreszcie pogoń. Ale nie przeciągaj tego stanu zawieszenia, bo tylko jątrzysz ranę i nie dajesz sobie sama szansy na ułożenie sobie na nowo życia - z mężem czy bez męża, to jakby drugorzędne.
I faktycznie - połóż na szali zdradę vs. całe wasze wspólne życie. Bo jeśli go pogonisz, to nie tylko "ukarzesz" go za zdradę, ale też przekreślisz całą waszą relację. Więc podejmując decyzję, rób to ze świadomością wszystkich konsekwencji.
Ja męża nie usprawiedliwiam, nie uważam, że to, co zrobił jest jakoś zrozumiałe. Dla mnie nie jest. Ale też nie sądzę, że zdrada to musi być definitywny koniec, bo znam pary, dla których nie była. Tu nie ma jednej słusznej decyzji i zdanie forumowiczów w tej kwestii naprawdę nie powinno mieć znaczenia. Bo jedyna słuszna decyzja to ta, która nie przysporzy Ci dodatkowej krzywdy - a jaka to decyzja, to już musisz zdecydować sama, bo nikt nie spojrzy w przyszłość i nie powie, co Ci wyjdzie na zdrowie, a czego będziesz żałować.
ja nie wyobrazam sobie bycia z kimś, kto mnie z premedytacją zdradzał
a przejście do porządku dziennego nad czymś takim byłoby sygnałem, ze nic się nie stało
No właśnie ja też nie mogę sobie tego wyobrazić ,jakby to miało niby teraz wyglądać?
Staram się jednak być po prostu rozsądna i postępować w myśl tego co pisze Iceni , odejsc od niego mogę ZAWSZE.
jakiekolwiek rozwiązanie skrzywdzi autorkę, bo nie trzyma się własnych zasad i - przykro mi to mówić - ale nie szanuje siebie
szczerze mówiąc jak bym nie miała poczucia krzywdy z powodu zostawienia zdradzającego mnie partnera
raczej poczułabym ulgę, ze sprawa wyszła na jaw, a ja nie muszę być z oszustemto kwestia dbania o siebie i swoje samopoczucie
autorka skupia się na swoim strachu i pewnie na tym, ze nikogo juz nie znajdzie i umrze w samotności
jej sprawai owszem, odejscie od takiej osoby byłoby przykre, ale nie byłoby koncem świata
skoro mamy nie traktować zdrady jako koniec świata, to nie traktujmy tak odejścia i zakończenia związku
![]()
koniec zwiazku to też nie koniec świata
Nie wyczytałam w postach Ryyyby, że się boi, że nikogo już nie znajdzie i umrze w samotności. Za to dużo jest o jej żalu, złości i labilności emocjonalnej. Chyba coś tu na nią projektujesz.
Nie zauważyłam też, żeby Ryyyba nie trzymała się swoich zasad. Za to weryfikuje swoje dotychczasowe przekonania o sobie, o swoim mężu, o związkach i próbuje się w tym odnaleźć.
Myślę podobnie jak ty, źe gdyby Ryyyba odeszła od swojego męża to końca świata nie będzie, ale jak z nim zostanie to też świat się nie skończy
Fajnie, że Ryyyba poszukuje, bo jest szansa, że znajdzie
Ryyba - co jest dla ciebie w tym momencie wiekszym problemem - wspomnienie tego, co się stalo, czy strach, ze to sie moze powtorzyc?
czy kiedy myslisz o tamtym zdarzeniu pojawia sie mysl, ze on moze to zrobic znowu?
121 2017-06-21 16:19:42 Ostatnio edytowany przez Iceni (2017-06-21 16:22:04)
no tak, ja jej "narzucam" co ma zrobic, bo pokazuje inna droge, ale inni moga ja oceniac, ze jest "frajerka" albo ze "nie szanuje siebie" i to juz jest ok?
A moze wlasnie dlatego tez boi sie wybaczyc, bo inni mogliby tak o niej pomyslec? ze od razu pojawia sie ocenianie i pietnowanie ofiary?
oczywiscie - moze zrobic co chce, ale jak nie ukarze meza, to znaczy, ze nie szanuje siebie nawet nie wiem jak to skomentowac.
"nie szanuje siebie"? Serio?
oczywiscie, w dzisiejszych czasach cnota jest wystawienie walizek za drzwi i rozwod, bo po co cos naprawiac...
no tak, ja jej "narzucam" co ma zrobic, bo pokazuje inna droge, ale inni moga ja oceniac, ze jest "frajerka" albo ze "nie szanuje siebie" i to juz jest ok?
A moze wlasnie dlatego tez boi sie wybaczyc, bo inni mogliby tak o niej pomyslec?
"nie szanuje siebie"? Serio?
oczywiscie, w dzisiejszych czasach cnota jest wystawienie walizek za drzwi i rozwod, bo po co cos naprawiac...
jesli w tej sytuacjo ktokolwiek ma cos naprawiać, to chyba nie autorka.
i wprawdzie o mezu za duzo nie pisze, alez tego co moge wyczytać między wierszami,to mąż nie uwaza, zeby zrobil cos zlego.
Ryyba,popraw mnie,jeśli sie myle.
no tak, ja jej "narzucam" co ma zrobic, bo pokazuje inna droge, ale inni moga ja oceniac, ze jest "frajerka" albo ze "nie szanuje siebie" i to juz jest ok?
A moze wlasnie dlatego tez boi sie wybaczyc, bo inni mogliby tak o niej pomyslec? ze od razu pojawia sie ocenianie i pietnowanie ofiary?
oczywiscie - moze zrobic co chce, ale jak nie ukarze meza, to znaczy, ze nie szanuje siebie
nawet nie wiem jak to skomentowac.
"nie szanuje siebie"? Serio?
oczywiscie, w dzisiejszych czasach cnota jest wystawienie walizek za drzwi i rozwod, bo po co cos naprawiac...
To chyba nie chodzi o dzisiejsze czasy i niechęć do naprawy.
Dla mnie taka postawa trąci koniecznością i odczuwanym przymusem udowodnienia sobie i wszystkim dookoła, jaka jestem ważna i wartościowa, bo nie pozwalam się lekceważyć i poniżać.
Takie trochę charakterystyczne dla narcyzów o tzw. "cienkim naskórku", którzy lubią się łączyć w pary z "narcyzami wielkościowymi".
124 2017-06-21 16:34:12 Ostatnio edytowany przez Iwona40 (2017-06-21 16:36:39)
... Nawet przez głowę nie przyszło mi że mam u swojego boku oszusta, no cóż ufałam i żyłam dalej nieświadomie, byłam szczęśliwa.
Dzisiaj, jak się wydało, M płacze ,błaga o wybaczenie ,mówi ,że kochał mnie całe życie ,że to był tylko nic nieznaczący seks, że to zdarzyło się tylko wtedy, że nigdy nie miałam się o tym dowiedzieć , że nie było innych przypadków zdrady,że nie wyobraża sobie dalszego życia bez mnie. No cóż ,a mój świat się zawalił, przewartościował,jest ból ,smutek i cierpienie.
Jestem zawieszona jak w próżni. Z jednej strony nie chcę przekreślać wielu wspólnych lat, a z drugiej strony nie potrafię wybaczyć. Widzę jego cierpienie, płaczemy razem ale śpimy w osobnych sypialniach. Jak teraz żyć?
"Homo sum; humani nihil a me alienum puto.
Jestem człowiekiem; nic, co ludzkie, nie jest mi obce.
Terencjusz
"Błądzić jest rzeczą ludzką. "Seneka Starszy
Zdarzyło się to 18 lat temu. On miał wtedy lat... Milczał, bo bał się że straci rodzinę.
Jest teraz- Ty osądziłaś go "mam u swojego boku oszusta,". Twój maż p wiedział że zrobił źle, dlatego ukrywał prawdę o sobie bo nie chciał Ciebie zranić, wolał być tchórzem, bo było mu z Tobą dobrze, miał, ma rodzinę.
Jemu też nie jest łatwo.
Zrobisz to, co dla Ciebie jest dobre, bo cokolwiek zrobisz będzie ok.
Możesz z nim dalej żyć jeśli wybaczysz lub unieść się dumą, zranionym ego i wymierzyć "karę", lub by poczuć ulgę.
Teraz cierpisz, i de facto sama zdecydujesz o tym kiedy to cierpienie przerwiesz, sama sobie powiesz "dość, nie chce tego " by znowu poczuć szczęście.. Od miłosci do nienawiści droga jest krótka. To wszystko to są emocje, które miną.
"Żyj tu i teraz, bo nigdy nie wiesz czy nadejdzie jutro."
skoro potrafil ukrywac prawdę przez kilkanaście lat, zeby żona nie cierpiala, to dlaczego nie potrafił trzymac fiuta w spodniach?
zeby ktos nie cierpial nie ukrywa sie prawde,tylko nie krzywdzi sie danej osoby
proste? proste!
dzizas, ja przez 8 lat nie mialam seksu z partnerem (a mam spore libido), a jednak go nie zdradzalam
a gdy tego seksu mi sie zachciało bardzo,to mu o tym powiedzialam
Mąż Ryyby zrobił co zrobił, i to do niej należy wybór, co zrobi z tą wiedzą, i swoimi emocjami, a na Sąd Ostateczny przyjdzie nam trochę poczekać.
Jeśli obojgu zależy na tej relacji, to autorka przełknie gorzka pigułke "prawdy" o mężu i bedzie przy nim trwać, może nawet zazna wiele szczęścia i miłości w tym zwiazku, co się zdarza w wielu związkach "po przejściach". Jesli jednak ona postanowi, że nie uźwignie tego ciężaru wiedzy, to opuści go.
Każdy człowiek ma swój indywidualny próg "wytrzymałości" w relacjach z innymi, a zdrady zdarzają się ciągle, nie tylko w związkach partnerskich.
127 2017-06-21 17:25:03 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-21 17:31:55)
skoro potrafil ukrywac prawdę przez kilkanaście lat, zeby żona nie cierpiala, to dlaczego nie potrafił trzymac fiuta w spodniach?
zeby ktos nie cierpial nie ukrywa sie prawde,tylko nie krzywdzi sie danej osoby
proste? proste!
dzizas, ja przez 8 lat nie mialam seksu z partnerem (a mam spore libido), a jednak go nie zdradzalam
a gdy tego seksu mi sie zachciało bardzo,to mu o tym powiedzialam
oj V, chcesz być bardziej święta od papieża czy jak? Czasem piszesz jak nawiedzona i oderwana od rzeczywistości.
Proste może w teorii, w życiu nie jest wszystko takie proste. Gdyby było mielibyśmy raj na ziemi. Ludzie popełniają błędy i robią głupoty. I to nie oznacza, że sa potworami, ktorych trzeba przekreślić.
A Ty zaraz hop siup, wywalić za drzwi jak śmiecia, bo fiuta w spodniach nie utrzymał. No po kim jak po kim, ale po Tobie, swingerce z zamiłowania spodziewalam się większej tolerancji czy zrozumienia w tej kwestii.
ale tolerancji czy zrozumienia dla czego?
zdrady? kłamstwa? oszukiwania przez lata?
no to sie nie doczekasz
lubie sie rżnąć i rżnę się, z kim mam ochote i kiedy mam ochotę
w jedną sobotę pieprze się z jednym, a w drugi weekend z drugim
ALE... oni o tym wiedzą, nikogo nie oszukuje i nie oklamuje
tak jak i ja jestem uprzedzona, ze panowie pieprzą inne panie
niech się wszyscy pieprzą do woli i do śmierci z nadmiaru orgazmow,ale naprawdę trzeba sie przy tym oszukiwać?
dla obiadu na stole? dla posprzatanego mieszkania? dla bazy wypadowej do ktorej mozna wracac? serio?
129 2017-06-21 18:40:51 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-21 18:44:25)
po prostu chodzi mi o to, że swingersi potrafią rozgraniczyć seks od uczucia, bo sypiają z innymi dla zabawy i przyjemności. Nie czują się z tego powodu gorsi, pokrzywdzeni, niekochani, że ich partner sypia z kimś innym i samego aktu nie traktują jako zdrady. Przeczytałam nawet, że “zwolennicy uważają, że stosunki seksualne z osobą inna niż współmałżonek poprawia relacje seksualne i emocjonalne w związku”. Dlaczego więc nie wytlumaczysz autorce, że mąż co prawda nie był fair i uprawiał seks bez jej zgody, ale to tylko seks, nic więcej i to niczego nie zmienia w jego stosunku do niej?
Ty dobijasz ją stwierdzeniami, że się nie szanuje godząc być z kimś takim i piszesz o jakimś karaniu. Coś mi tu zgrzyta. Dlaczego ma się nie szanować? Ok, seks był poza jej plecami, to nie w porządku, racja, ale przecież to tylko seks? Bo Ryyyba bardziej przeżywa sam aspekt fizyczny, że jej mąż w ogole mógł dotykać, pieścić, calować...inną kobietę niż to, że jej o tym nie powiedział. Po prostu czuje się z tego powodu źle, że nie jest jedyną kobietą z ktorą on sypiał. I to ją glownie gnębi i sprawia ból, że on mógł uprawiać seks z inną. Rozumiesz to? Dla Ryyyby zdrada ta ma wymiar głownie czysto fizyczny, bo jest monogamistką. Cierpi glownie jej kobieca duma. Dlaczego więc dobijasz ją zamiast pomóc spojrzeć na tę kwestię z innej perspektywy, żeby tak się nie dołowala? To Ty z nas wszystkich, jako osoba niemonogamiczna powinnaś rozumieć, że taki seks to nie jest koniec związku, bo wiesz to z własnego doświadczenia, że to tylko "rżnięcie". A zachowujesz się jak ortodoksyjna monogamistka - nie utrzymał fiuta w spodniach, przespał się z inną, nie do pomyślenia, zdrada stanu, precz z nim!
I mylisz się, to nie jest oszukiwanie. Oszukiwanie jest gdy ktoś zapyta a Ty zaprzeczysz. On zataił prawdę. Logiczne. Bał się konsekwencji. Ale to nie dlatego cierpi Ryyyba.
adiaphora, kompletnie nie rozumiesz czym jest swing... coś tam gdzieś przeczytalas i Ci sie wydaje
w swingu jeszcze wazniejsze niz w zwyklym zwiazku są szczerość, wzajemne zaufanie i dotrzymywanie obietnic - jesli juz mówimy o parze swingujacej
i nie ma czegos takiego jak tylko seks, bo jeśli ktokolwiek z pary zawiedzie zaufanie drugiej strony i zlamie umowę, to wtedy tez ma miejsce zdrada i wcale nie ma ona mniejszego znaczenia tylko dlatego, ze bzykneli sie z innymi ludzmi.
zdrada to zdrada, oszustwo to oszustwo
klamstwo to klamstwo
i jak napisalam: skoro zdrada nie musi byc koncem swiata, to rozstanie tez
i tak, dla mnie nieszanowaniem samej siebie jest bycie z kims, kto mnie z premedytacją oszukuje