Witam, od jakiegoś czasu wchodzę na to forum ,przeczytałam wątki End_aluzji, Mamrotki20 i kilka innych i nie mogę wyjść z podziwu ile jest tutaj mądrych i wrażliwych kobiet, dlatego postanowiłam opisać swoją smutną historię i oto jestem.
Od 28 lat jestem żoną marynarza,dodam tą wiernie czekającą. Kilka miesięcy temu przez przypadek(nie będę wchodzić w szczegóły) dowiedziałam się ,że 18 lat temu mój M zdradził mnie z młodą, egzotyczną Filipinką ,która pracowała na statku jako personel pomocniczy(sprzątaczka) . Przygoda trwała przez dwie podmiany łącznie około 6 miesięcy.Na początku korzystał z prezerwatyw ,które były na statku,ale później się skończyły ,a romans trwał dalej i co kilka dni panienka była zapraszana do kabiny . Nadarzyła się okazja więc korzystał.Czuł się pewnie bo załoga była przebadana, między innymi na aids. Nie przewidział,że są też inne choroby.Przyjechał z prezentem w postaci grzybicy, wystraszył się i znajomość zakończył, ja w swojej naiwności myślałam,że złapałam grzybicę od antybiotyku. Nawet przez głowę nie przyszło mi że mam u swojego boku oszusta, no cóż ufałam i żyłam dalej nieświadomie, byłam szczęśliwa.
Dzisiaj, jak się wydało, M płacze ,błaga o wybaczenie ,mówi ,że kochał mnie całe życie ,że to był tylko nic nieznaczący seks, że to zdarzyło się tylko wtedy, że nigdy nie miałam się o tym dowiedzieć , że nie było innych przypadków zdrady,że nie wyobraża sobie dalszego życia bez mnie. No cóż ,a mój świat się zawalił, przewartościował,jest ból ,smutek i cierpienie.
Jestem zawieszona jak w próżni. Z jednej strony nie chcę przekreślać wielu wspólnych lat, a z drugiej strony nie potrafię wybaczyć. Widzę jego cierpienie, płaczemy razem ale śpimy w osobnych sypialniach. Jak teraz żyć?