Powszechnie znany stereotyp - faceci nie chcą się wiązać, małżeństwo to "pułapka" etc
Ile w tym prawdy a ile głupiego stereotypu?
Przyznam się szczerze, że długo myślałam, że to jakieś głupie przekonanie ale im bardziej poznaję męski punkt widzenia, tym bardziej zastanawiam się, czy rzeczywiście tak to widzą mężczyźni - jako coś okropnego, utratę wolności.
Przyznam się szczerze że jako obdarzona raczej "kobiecym" spojrzeniem na świat znawcą męskiego punktu widzenia nie jestem więc temat dla mnie dość ciekawy
Użytkownicy&Użytkowniczki, jak Wy to widzicie? Macie jakieś doświadczenia w tym temacie?
2 2017-05-30 09:30:59 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2017-05-30 09:33:44)
To nie kwestia bycia kobietą czy mężczyzną, lecz potrzeb i związanych z tym wyborów. Wydaje się, że dla jednych wystarczy uczucie, inni chcą jeszcze wcześniejszej stabilizacji czy stażu związku. Niektórzy wydadzą na ślub majątek, zostając z niczym. Inni urządzą skromne wesele, myśląc o przyszłości, również w kontekście majątku. Co człowiek to inne potrzeby. Sam ślub ma znaczenie nie tylko symboliczne to również konsekwencję w przypadku nieudanego związku - alimenty, podział majątku itp. Trzeba wszystko przemyśleć. Sceptycyzm rodzi się z doświadczeń oraz większej wiedzy. Raczej nie na odwrót.
Gdy ktoś posługuje się sloganami typu "utrata wolności", zwyczajnie stara się uzasadnić swój wybór, ale chyba sam nie wie o czym mówi. Chociaż trzeba wtedy sprecyzować o jakiej wolności mowa.
Z mojego doświadczenia mężczyzna który mocno kocha chce ślubu.
Ten który się zastanawia nad slubem albo unika tematu nie jest przekonany że to ta jedyna wybranka.
To nie kwestia bycia kobietą czy mężczyzną, lecz potrzeb i związanych z tym wyborów. Wydaje się, że dla jednych wystarczy uczucie, inni chcą jeszcze wcześniejszej stabilizacji czy stażu związku. Jedni wydadzą na ślub majątek zostając z niczym. Inni urządzą skromne wesele, myśląc o przyszłości również w kontekście majątku. Co człowiek to inne potrzeby. Sam ślub to również konsekwencję w przypadku nieudanego związku, typu alimenty, podział majątku itp. Trzeba wszystko przemyśleć. Sceptycyzm rodzi się z doświadczeń oraz większej wiedzy. raczej nie na odwrót.
Gdy ktoś posługuje się sloganami typu "utrata wolności", zwyczajnie stara się uzasadnić swój wybór, ale chyba sam nie wie o czym mówi. Chociaż trzeba wtedy sprecyzować o jakiej wolności mowa.
zgadzam się z pierwszą częścią, że to kwestia osobniczna, a nie płciowa
ale co do wolności... ja nigdy nie chciałam brać ślubu, nawet z miłością mojego życia - tak myślałam, o moim przedostatnim partnerze i wyobrazałam sobie z nim starość i życie aż do śmierci. ale ślubu nie chciałam, mimo że mi się oświadczył.
teraz, kiedy rzeczywiście poznałam smak wolności, to tym bardziej nie zamierzam zmieniać poglądu.
To zawsze jest jakaś utrata wolności, gdyż w świadomości ludzkiej funkcjonuje tylko jeden schemat związku: bycie razem, wspólne mieszkanie, pożegnanie się z kolegami, koleżankami, bo trzeba się poświęcić dla związku.
Mnie to nigdy nie odpowiadało i nie odpowiada nadal. A ślub nie jest mi do niczego potrzebny.
Jesli rozważałabym stały związek, to tylko i wyłącznie w osobnych mieszkaniach i zdecydowanie poliamoryczny, czyli dla uproszczenia powiedzmy: otwarty.
Myślę, ze w wielu związkach to kobiety też robią "czarny PR" dla kwestii małżeństwa naciskając na swoich facetów. Znam osobiście nawet przykład laski, która swojemu długoletniemu facetowi wyznaczyła deadline. Jak do dnia X by się nie oświadczył to planowała go kopnąć w dupę. Tzn ja nie wierzę by tak zrobiła, ale on chyba uwierzył bo się oświadczył. Dzięki temu ona już nigdy nie dowie się czy wzięli ślub bo on chciał czy bo się bał że go zostawi. Generalnie trudny temat.
6 2017-05-30 10:01:33 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2017-05-30 10:02:10)
Znam osobiście nawet przykład laski, która swojemu długoletniemu facetowi wyznaczyła deadline. Jak do dnia X by się nie oświadczył to planowała go kopnąć w dupę.
Bardziej przypomina to małą dziewczynkę, która ma zachciankę. Wygląda na to, że ceremonia ważniejsza jest od samego partnera. Po takim czymś każdy myślący człowiek, powinien obrócić się na pięcie.
7 2017-05-30 11:03:43 Ostatnio edytowany przez senszyciax3 (2017-05-30 11:08:08)
Ja jestem z moim facetem 4 lata i 10 miesięcy, On ma 22 lata w tym roku ja 23. Jak byliśmy razem rok to On już powiedział mi ze chce wziąć ze mną w przyszłości ślub. I w następnym roku w lipcu bierzemy slub mieszkamy razem od 2 lat. Żyjemy sami na własny rachunek, sami zbieramy na ślub. Niczego sobie nie zabraniamy mogę chodzić na imprezy bez niego, wychodzić z koleżankami. Rób co tylko chce.
Moja koleżanka ma faceta jest z nim od 4 lat i 5 miesięcy, On ma 23 lata ona 20 i on do tej pory nie oświadczył jej się, mimo że ona na niego naciska juz od jakiś 2 lat, ostatnio wymusiła na nim decyzję albo określa się kiedy biora ślub z czego on powiedział ( koniec roku 2020) a ona stwierdziła że go pojeb... I że ma określić nowy szybszy termin. I "zdecydowali" się na maj 2019r. On nawet nie ma w planach mieszkania z nią, bo jego zdaniem 3 tysiące na miesiąc na dwie osoby to jest zdecydowanie za mało. I po 2 tygodniach nie ma już pieniędzy bo wszystko wydaje dając mamie tylko 500 zł na rachunki jedzenie itd. W dodatku On ani ona nie mogą zbytnio sami wychodzić nigdzie a jak już ona gdzieś wyjdzie to dzwoni do niej co 5 minut. Sprawdza ja i ona go.
Także widzisz, 2 przykłady facetow w tym samym wieku ale o zupełnie innym charakterze.
a jeśli chodzi o utratę wolności, hm sądzę że to nie jest tak, ja nie czuje się ograniczana ani mój facet, nie uważamy ze ślub oznacza brak wolności, wszystko zależy od partnerów i podejścia. Ja czuję się wolna a zarazem wiem ze mam obok siebie miłość swojego życia jeśli trafi się na odpowiednią osobe, to moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak brak wolności
Ja jestem z moim facetem 4 lata i 10 miesięcy, On ma 22 lata w tym roku ja 23. Jak byliśmy razem rok to On już powiedział mi ze chce wziąć ze mną w przyszłości ślub. I w następnym roku w lipcu bierzemy slub
mieszkamy razem od 2 lat. Żyjemy sami na własny rachunek, sami zbieramy na ślub.
Moja koleżanka ma faceta jest z nim od 4 lat i 5 miesięcy, On ma 23 lata ona 20 i on do tej pory nie oświadczył jej się, mimo że ona na niego naciska juz od jakiś 2 lat, ostatnio wymusiła na nim decyzję albo określa się kiedy biora ślub z czego on powiedział ( koniec roku 2020) a ona stwierdziła że go pojeb... I że ma określić nowy szybszy termin. I "zdecydowali" się na maj 2019r. On nawet nie ma w planach mieszkania z nią, bo jego zdaniem 3 tysiące na miesiąc na dwie osoby to jest zdecydowanie za mało. I po 2 tygodniach nie ma już pieniędzy bo wszystko wydaje dając mamie tylko 500 zł na rachunki jedzenie itd.
Także widzisz, 2 przykłady facetow w tym samym wieku ale o zupełnie innym charakterze.
W dzisiejszych czasach facet, który się żeni w wieku 22-23 to raczej rzadkość. Osobiście uważam, że to za wcześnie. Ale to tylko moja ocena. Facet w tym wieku jeszcze nie jest wystarczająco dojrzały.
9 2017-05-30 11:12:00 Ostatnio edytowany przez senszyciax3 (2017-05-30 11:20:50)
Wilczysko- powiem ci szczerze ze On chyba nawet dojrzały niż ja sama, odbiega kompletnie od rówieśników, już za czasów kiedy zaczynaliśmy być razem, on traktował to poważniej niż ja. On już by chciał mieć dziecko, nawet spioszki kupil, próbuje przekonać mnie do tego ale nie naciska, dba o mnie, nigdy nie zawodzi ( nie żebym go idealizowala ale tak jest nawet moi rodzice mi mówią ze bardzo dobrze trafiłam) jego tata był taki sam. Jestem pewna że gdyby był niedojrzały nie zdecydowała bym się na żaden ślub. patrząc na innych rówieśników mojego faceta, zdecydowanie stwierdzam że nie są dojrzali na małżeństwo. Każdy człowiek jest inny, ja akurat trafiłam na tego ogarnietego
jeden może głupi i banalny przykład: będąc z nim prawie 5 lat nie podniosl ani razu na mnie głosu, może to nie żadnen wyczyn dla innych, ale widząc jak inni faceci traktują swoje kobiety, sądzę że mam naprawdę szczęście i mogłabym tu podać bardzo dużo przykładów, ale nie chodzi o to żeby przekonywać kogoś jaki jest idealny, oczywiście jak każdy człowiek ma swoje wady, ale szacunek w związku jest jedną z najważniejszych rzeczy.
Wilczysko- powiem ci szczerze ze On chyba nawet dojrzały niż ja sama, odbiega kompletnie od rówieśników, już za czasów kiedy zaczynaliśmy być razem, on traktował to poważniej niż ja. On już by chciał mieć dziecko, próbuje przekonać mnie do tego ale nie naciska, dba o mnie, nigdy nie zawodzi ( nie żebym go idealizowala ale tak jest nawet moi rodzice mi mówią ze bardzo dobrze trafiłam) jego tata był taki sam. Jestem pewna że gdyby był niedojrzały nie zdecydowała bym się na żaden ślub.
No bywają i takie egzemplarze Ale czy to nie jest trochę nudne, że facet w tym wieku myśli już o dziecku, ślubie ? To o czym on będzie myślał jak będzie miał 30 lat ?
Jest facetem który, ma duże planym darzy do celów, aktualnie pracuje jako informatyk, chce nabrać kilka lat doświadczenia i otworzyć coś swojego wiadomo każdy marzy o domku z ogródkiem także będziemy do tego dążyć nie ma u nas czasu na nudę, hehe
I o takim właśnie ciśnieniu wytwarzanym przez kobietę mówię. Wierci mu dziurę w brzuchu to się zgodził wziąć ślub za dwa lata. Nie dlatego, że chce tylko dlatego żeby mieć święty spokój. Może przez te dwa lata zachce tak z głębi serca. Może nie. Może weźmie ten ślub bez przekonania. Bo ona chce. Któż wie. Natomiast uważam, że kobiety które chcą za bardzo wyrządzają dla swojego związku taką samą szkodę jak faceci którzy chcą za mało.
Plany, plany, plany... domek z ogródkiem Czyli znowu nuda...
No dobra, czepiam się...
Myślę, że inaczej podchodzi się do kwestii ślubu, jeśli jest się wierzącym. W przypadku wierzących osób nie spotkałam się z dojrzałą, niewynikającą z jakiegoś urazu chęcią życia na kocią łapę aż do śmierci. A jeśli ktoś nie wierzy, to sam ślub ma dla niego zapewne mniejsze znaczenie i motywacja spada. Wydaje mi się, że coś w tym jest, że to głównie kobiety chcą sformalizować związek. Jednak nie generalizowałabym, że większość mężczyzn wolałaby żyć bez ślubu, gdyby nie było nacisków. U mnie było tak, że zarówno w kwestii ślubu jak i dziecka czekałam aż partner będzie gotowy i poruszy ten temat. Gdyby nie chciał wziąć ze mną ślubu lub mieć dziecka - nie nalegałabym. Dla żadnego z nas ślub nie jest i nigdy nie będzie ograniczeniem wolności, bo wolności mamy tyle, ile chcemy mieć. Rozumiem różne inne tłumaczenia przeciwników ślubów (np. cyrk z rodziną, duży wydatek), ale ten o wolności jest dla mnie śmieszny. Tak samo śmieszny jest ten o rzekomym zaprzestaniu starań po ślubie. Jeśli papier miałby decydować o moim staraniu się lub o mojej wolności, to do kitu taki związek. Papier ma dla nas znaczenie czysto symboliczne.
Wiele kobiet bierze ślub kościelny pomimo, że nie wierzą. A może wierzą, ale nie chodzą do kościoła. Wszystko po to by mieć białą suknię, być w centrum uwagi i przejść te wszystkie tradycyjne obrzędy związane ze ślubem i weselem (marsz weselny, rzucanie ryżem albo monetami itp). Myślę, że do wielu osób, które nie wierzą przemawia też mistycyzm ślubu kościelnego. Jednak robi to jakieś wrażenie jak ksiądz obwiązuje dłonie małżonków stułą i przysięgają sobie przed Bogiem. To robi wrażenie. Myślę że jest wiele takich par.
Mysle, ze jest sporo mezczyzn, ktorzy tez chca slubu. Tylko rzadziej chyba robia to ze wzgledu na chec przezycie tego dnia, moze mniej zalezy im na konkretnej wizji slubu, ale tez tego chca jak kochaja kobiete (pomijam przypadki, gdy nie chca, bo maja takie poglady, tak tez bywa, trzeba sie dobrac). Slub nie musi byc aktem wiary, moze byc ulatwieniem np cywilny, by nie musiec potem chodzic, by zalatwic pewne sprawy. Nie jest wedlug mnie koncem wolnosci wszystko zalezy od obojga ludzi i ich charakterow. Niektorzy nawet i bez slubu zamykaja sie w domu i we wszystkim sluchaja partnera, nie maja wlasnego zdania. Slub to wedlug mnie tez pewne zobowiazanie, cos co pokazuje, ze z tylu osob wybralismy wlasnie siebie (wiadomo mozna sie rozwiesc i ozenic ponownie, ale jednak zwykle wiecej w zyciu pewnie bedzie sie miec partnerow i mezow) i na szczescie zarowno moj facet i ja chcemy slubu. Gdyby tak nie bylo to nie zwiazalabym sie z nim, bo to sa zbyt wazne sprawy, lepiej sie w nich zgadzac, bo potem tak jak pisaliscie naciskanie nie ma sensu i rodzk frustracje.
Może się mylę, ale myślę, że najbardziej do ślubu dążą faceci, którzy kochają taką zaborczą miłością, zazdrośnicy, a także ci pochodzący z konserwatywnych, katolickich rodzin.
Ale to tylko moje przemyślenia.
jeden może głupi i banalny przykład: będąc z nim prawie 5 lat nie podniosl ani razu na mnie głosu, może to nie żadnen wyczyn dla innych, ale widząc jak inni faceci traktują swoje kobiety, sądzę że mam naprawdę szczęście ........
Senszycia.....To, że Twój chłopak/narzeczony nie podniósł na Ciebie nigdy głosu.....jestem przekonany, że to w dużym stopniu również Twoja zasługa
senszyciax3 napisał/a:jeden może głupi i banalny przykład: będąc z nim prawie 5 lat nie podniosl ani razu na mnie głosu, może to nie żadnen wyczyn dla innych, ale widząc jak inni faceci traktują swoje kobiety, sądzę że mam naprawdę szczęście ........
Senszycia.....To, że Twój chłopak/narzeczony nie podniósł na Ciebie nigdy głosu.....jestem przekonany, że to w dużym stopniu również Twoja zasługa
Może on znacznie obniża na nią głos
senszyciax3 napisał/a:jeden może głupi i banalny przykład: będąc z nim prawie 5 lat nie podniosl ani razu na mnie głosu, może to nie żadnen wyczyn dla innych, ale widząc jak inni faceci traktują swoje kobiety, sądzę że mam naprawdę szczęście ........
Senszycia.....To, że Twój chłopak/narzeczony nie podniósł na Ciebie nigdy głosu.....jestem przekonany, że to w dużym stopniu również Twoja zasługa
znaczy mądra kobieta - nie prowokowala go ;>
Mój mąż chciał się ze mną żenić po miesiącu znajomości, po dwóch miesiącach wybierał już imiona dla dzieci. Pierścionek zaręczynowy kupił jakieś 2 lata później, a pobraliśmy się po... ok. 10 latach. Tak że staż małżeński mamy krótki, ale znajomość podpada już pod "kazirodztwo" (w myśl zasady, ze seks z tą samą osobą po 10 latach to już kazirodztwo ). Oboje wierzący, ale do ślubu (zresztą cywilnego) przekonały nas raczej formalności związane z budową domu. Dlaczego nie hajtnęliśmy się wcześniej? W zasadzie nie wiem. Z jednej strony w naszym życiu było sporo zawirowań, a z drugiej - brak papierka w niczym nam nie przeszkadzał. Śmieję się jednak, że znacznie lepiej być żoną niż konkubiną (tfu, co za okropne słowo). Ale wyszło jak wyszło
22 2017-05-31 13:49:47 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-05-31 13:51:08)
Rozumiem różne inne tłumaczenia przeciwników ślubów (np. cyrk z rodziną, duży wydatek), ale ten o wolności jest dla mnie śmieszny. Tak samo śmieszny jest ten o rzekomym zaprzestaniu starań po ślubie. Jeśli papier miałby decydować o moim staraniu się lub o mojej wolności, to do kitu taki związek.
Papier ma dla nas znaczenie czysto symboliczne.
Też zupełnie nie rozumiem kawałka o "wolności" - o mojej wolności nie przesądza żaden świstek. Taki pogląd głoszą chyba osoby, które same z siebie nie czują się wolne i dlatego bronią chociaż owej wolności symbolicznej.
Zatem świstek nie ma dla mnie znaczenia "związkowego", natomiast ma prawne. Niedawno rozmawiałem z kobietą, która żyła w konkubinacie, z partnerem pobudowali dom, który formalnie był tylko jego. Partner zmarł, a jego dzieci z poprzedniego związku każą teraz pani wynosić się z domu - teraz czeka ich wiele lat ciągania się po sądach, bo ktoś kiedyś chciał być świstkowo wolny. Nawet gdyby partner zrobił testament, to i tak dzieciom należałby się zachowek. No i osoba formalnie obca ma do uiszczenia podatek od spadku, którego najbliższa rodzina nie płaci.
Dla mnie znaczenie ma jeszcze coś. Mam brata, z którym dzieli nas wiele lat (jest sporo młodszy), a wiąże dokładnie nic. Ale prawnie to moja najbliższa rodzina. Jeśli coś mi się stanie, to jego będą pytać np. czy mnie odłączyć od respiratora, gdzie pochować itd. itp. Nie chciałbym, żeby kiedyś o takie rzeczy musiała moja pani wojować z moim bratem i prawem. I nie chciałbym też samemu takich bojów staczać.
Ten świstek więc ma duże znaczenie prawne i pozwala jednym podpisem rozwiązać wiele problemów, z których część jest w inny sposób nierozwiązywalnych.
Też zupełnie nie rozumiem kawałka o "wolności" - o mojej wolności nie przesądza żaden świstek. Taki pogląd głoszą chyba osoby, które same z siebie nie czują się wolne i dlatego bronią chociaż owej wolności symbolicznej.
Zatem świstek nie ma dla mnie znaczenia "związkowego", natomiast ma prawne. Niedawno rozmawiałem z kobietą, która żyła w konkubinacie, z partnerem pobudowali dom, który formalnie był tylko jego. Partner zmarł, a jego dzieci z poprzedniego związku każą teraz pani wynosić się z domu - teraz czeka ich wiele lat ciągania się po sądach, bo ktoś kiedyś chciał być świstkowo wolny. Nawet gdyby partner zrobił testament, to i tak dzieciom należałby się zachowek. No i osoba formalnie obca ma do uiszczenia podatek od spadku, którego najbliższa rodzina nie płaci.
Dla mnie znaczenie ma jeszcze coś. Mam brata, z którym dzieli nas wiele lat (jest sporo młodszy), a wiąże dokładnie nic. Ale prawnie to moja najbliższa rodzina. Jeśli coś mi się stanie, to jego będą pytać np. czy mnie odłączyć od respiratora, gdzie pochować itd. itp. Nie chciałbym, żeby kiedyś o takie rzeczy musiała moja pani wojować z moim bratem i prawem. I nie chciałbym też samemu takich bojów staczać.
Ten świstek więc ma duże znaczenie prawne i pozwala jednym podpisem rozwiązać wiele problemów, z których część jest w inny sposób nierozwiązywalnych.
Sprawy majątkowe i spadkowe można regulować bez potrzeby brania ślubu. Wystarczy po prostu o tym pomyśleć wcześniej i zrobić to.
24 2017-05-31 14:08:36 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-05-31 14:09:30)
Sprawy majątkowe i spadkowe można regulować bez potrzeby brania ślubu. Wystarczy po prostu o tym pomyśleć wcześniej i zrobić to.
Aha. I sprawę zachowku oraz podatku też rozwiążesz... I tu masz rozwiązanie jednym podpisem, a nie kombinowaniem jak kuń pod górkę u notariusza. Jak ja kocham ludzi, którzy muszą się odnieść do ostatniego zdania, bo poprzedzających nie chciało im się przeczytać...
cslady napisał/a:Rozumiem różne inne tłumaczenia przeciwników ślubów (np. cyrk z rodziną, duży wydatek), ale ten o wolności jest dla mnie śmieszny. Tak samo śmieszny jest ten o rzekomym zaprzestaniu starań po ślubie. Jeśli papier miałby decydować o moim staraniu się lub o mojej wolności, to do kitu taki związek.
Papier ma dla nas znaczenie czysto symboliczne.
Też zupełnie nie rozumiem kawałka o "wolności" - o mojej wolności nie przesądza żaden świstek. Taki pogląd głoszą chyba osoby, które same z siebie nie czują się wolne i dlatego bronią chociaż owej wolności symbolicznej.
A mnie się wydaje, że obawy związane z utratą "wolności" wiążą się z tym, że małżeństwo to rodzaj kontraktu, który wiąże obie strony i jednak trudniej je rozwiązać niż nieformalną relację. Jeśli więc ktoś nie chce lub nie potrafi myśleć odpowiedzialnie o drugiej osobie i związku z nią oraz jest nastawiony bardziej na siebie, to unika wszelkich "twardych zobowiązań" i wybiera "wolny związek".
wilczysko napisał/a:Sprawy majątkowe i spadkowe można regulować bez potrzeby brania ślubu. Wystarczy po prostu o tym pomyśleć wcześniej i zrobić to.
Aha. I sprawę zachowku oraz podatku też rozwiążesz... I tu masz rozwiązanie jednym podpisem, a nie kombinowaniem jak kuń pod górkę u notariusza. Jak ja kocham ludzi, którzy muszą się odnieść do ostatniego zdania, bo poprzedzających nie chciało im się przeczytać...
Dziękuję za Twoją miłość.
gdybym wziela slub z poprzednim partnerem, to teraz mialabyn 250 tys dlugu do spłacenia
gdybym wziela ślub z psycholem dopiero bym przeszla pieklo
u mnie brak slubu wyszedl na dobre
28 2017-05-31 14:26:36 Ostatnio edytowany przez EeeTam (2017-05-31 14:36:32)
A mnie się wydaje, że obawy związane z utratą "wolności" wiążą się z tym, że małżeństwo to rodzaj kontraktu, który wiąże obie strony i jednak trudniej je rozwiązać niż nieformalną relację.
To zależy w znaczniej mierze od innych okoliczności, nie związanych ze ślubem - w konkubinacie też mogą być dzieci, też może być wspólny majątek, więc niekoniecznie uniknie się łażenia po sądach. Natomiast jeśli nie ma dzieci i wspólnego majątku, to rozwód bez ustalania winy trwa 15 minut.
gdybym wziela slub z poprzednim partnerem, to teraz mialabyn 250 tys dlugu do spłacenia
Bez związku ze ślubem czy jego brakiem. Nawet w małżeństwie ze wspólnotą majątkową odpowiadasz tylko za te długi małżonka, na których zaciągnięcie się zgodziłaś. To ten sam status co żyranta-konkubenta. Tak to wygląda prawnie. A nawet gdybyś się zgodziła na zaciągnięcie przez niego długu, to i tak kolejność egzekucji jest taka:
1) najpierw majątek osobisty dłużnika;
2) potem majątek wspólny.
Majątek osobisty drugiego małżonka jest chroniony - z niego nie można przeprowadzać egzekucji.
Natomiast co do psychola, takiego sobie wzięłaś i widocznie wzajemnie sobie do jakiegoś momentu odpowiadaliście. Oczywiście, że z pewnymi ludźmi się ślubu nie bierze i tu sobie wzajemnie zrobiliście dobrze.
29 2017-05-31 14:39:10 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-05-31 14:39:57)
V.. Piekło z psycholem ze ślubem czy bez by było..
Nawet psychol nie może Cię mieć wiecznie za żonę, bo tak chce.a i bez ślubu może Ci dokuczyć.
Natomiast istnieje intercyza- również w małżeństwie.Więc długow nie musiałabyś mieć.
Ja jestem akurat z pokolenia gdy mężczyźni oświadczali sie szybko i chętnie a dzieci rodziło się przed 30.. więc gdybam.. ale wydaje mi się, ze obecni młodzi faceci po prostu czuja się bardziej niepewnie niż ich rówieśnicy 20 lat temu. Chociaż sytuacja materialna jest często lepsza.
Bo slub jest jednak większym zobowiazaniem dla faceta niż kobiety- bo po ślubie większy zapał do posiadania dzieci- a wtedy jednak większy ciężar utrzymania tego domu właśnie na faceta spada.
Więzi rodzinne teraz się mocno luzują, rodzeństwa też jakby mniej- wielu jedynaków- i taki facet może zostać zdany sam na siebie- bez pomocy rodziny.
To obciąża psychicznie.
Budowanie domu czy spłacanie kredytów bez papierka dowodzi chyba zaćmienia umysłu.
Jakby ten papierek był tak nie znaczący- to dlaczego nie bierze się ślubu ot, tak, dla ułatwienia formalnosci?
Bo on JEST ZNACZĄCY- nie oszukujmy się.
Nikt dla ubrania się w białą kreację tego nie robi. To poważny krok. Wiążą się też 2 obce sobie klany..
Po paru latach zażądanie deklaracji małżeństwa nie jest czymś dziwnym.
Dziwne sa raczej 8 letnie zaręczyny...
I oświadcza się mężczyzna z powodów o których napisałam wyżej.
No ale może to pogląd 40+ i współczesne 20 latki myśla o tym inaczej.
nie zgodze sie z tym slubem
nawet dla w miare zdrowych zwiazkow rozwod jest trauma.
natomiast przeczytałam juz tyle historii o rozwodach z psycholami, ze slabo mi sie robilo
Może się mylę, ale myślę, że najbardziej do ślubu dążą faceci, którzy kochają taką zaborczą miłością, zazdrośnicy, a także ci pochodzący z konserwatywnych, katolickich rodzin.
Ale to tylko moje przemyślenia.
Ja tak nie uwazam. No ale jak pisalam trzeba sie dobrze dobrac, naciskanie nie jest dobre.
wilczysko napisał/a:Sprawy majątkowe i spadkowe można regulować bez potrzeby brania ślubu. Wystarczy po prostu o tym pomyśleć wcześniej i zrobić to.
Aha. I sprawę zachowku oraz podatku też rozwiążesz... I tu masz rozwiązanie jednym podpisem, a nie kombinowaniem jak kuń pod górkę u notariusza. Jak ja kocham ludzi, którzy muszą się odnieść do ostatniego zdania, bo poprzedzających nie chciało im się przeczytać...
Tez tak uwazam. Slub to latwiejsze tego prawnie uregulowanie. Skoro to tylko papierek jak niektorzy twierdza, a wiele ulatwia to jaki problem go podpisac? Wystarczy slub cywilny.
Mnie sie wydaje, ze jezeli mezczyzna traktuje kobiete powaznie, to zareczyny i slub sa ukoronowaniem tego faktu. Kiedykolwiek czytam na forum watek pt "Kiedy on mi sie oswiadczy?", to jak pies gonczy wyczuwam, ze z tego zwiazku wielkie nici beda- facet traktuje Autorke jak jakis ersatz, bo jeszcze nie znalazl kobiety na ktorej mu zalezy, ale tak sobie daje na przeczekanie az mu sie ta super laska nawinie. Innym przypadkiem sa tez mezczyzni gleboko niedojrzali, ktorzy trzymaja sie spodnicy mamusi, nawet jak maja po 30 wiosen i wiecej, wiec jak mamcia nie da przyzwolenia, to tez slub idzie sie kimac (tak w ogole to chyba dobrze, bo kto chcialby wychodzic za maz za mentalnego dzieciaka?).
Oczywiscie sa tez mezczyzni, ktorzy z powodu jakis urazow (rozwod, marne malzenstwo rodzicow) czy tez przekonan spoleczno- politycznych nie chca sie hajtac. Ci jednak zwykle informuja wybranke o tym na poczatku, a nie nagle zrzucaja taka bombe po kilku latach.
Gdzieś czytałem wypowiedź seksuologa mówiącego że tylko około 45% mężczyzn nadaje się do stałego związku. No ale cóż czynniki kulturowe, społeczne i religijne sprawiają, że w związkach znajduje się ich więcej.
Gdzieś czytałem wypowiedź seksuologa mówiącego że tylko około 45% mężczyzn nadaje się do stałego związku. No ale cóż czynniki kulturowe, społeczne i religijne sprawiają, że w związkach znajduje się ich więcej.
Ciekawe jakie były kryteria tego nadawania się.
36 2017-05-31 23:12:53 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2017-05-31 23:13:06)
1) najpierw majątek osobisty dłużnika;
2) potem majątek wspólny.
Majątek osobisty drugiego małżonka jest chroniony - z niego nie można przeprowadzać egzekucji.
Mało to było egzekucji, gdzie zabierano przedmioty, które nawet nie należały do dłużnika, a jedynie znajdowały się np. na terenie jego domu?
37 2017-05-31 23:38:09 Ostatnio edytowany przez vicky85 (2017-05-31 23:41:53)
Miłycham napisał/a:To nie kwestia bycia kobietą czy mężczyzną, lecz potrzeb i związanych z tym wyborów. Wydaje się, że dla jednych wystarczy uczucie, inni chcą jeszcze wcześniejszej stabilizacji czy stażu związku. Jedni wydadzą na ślub majątek zostając z niczym. Inni urządzą skromne wesele, myśląc o przyszłości również w kontekście majątku. Co człowiek to inne potrzeby. Sam ślub to również konsekwencję w przypadku nieudanego związku, typu alimenty, podział majątku itp. Trzeba wszystko przemyśleć. Sceptycyzm rodzi się z doświadczeń oraz większej wiedzy. raczej nie na odwrót.
Gdy ktoś posługuje się sloganami typu "utrata wolności", zwyczajnie stara się uzasadnić swój wybór, ale chyba sam nie wie o czym mówi. Chociaż trzeba wtedy sprecyzować o jakiej wolności mowa.zgadzam się z pierwszą częścią, że to kwestia osobniczna, a nie płciowa
ale co do wolności... ja nigdy nie chciałam brać ślubu, nawet z miłością mojego życia - tak myślałam, o moim przedostatnim partnerze i wyobrazałam sobie z nim starość i życie aż do śmierci. ale ślubu nie chciałam, mimo że mi się oświadczył.
teraz, kiedy rzeczywiście poznałam smak wolności, to tym bardziej nie zamierzam zmieniać poglądu.
To zawsze jest jakaś utrata wolności, gdyż w świadomości ludzkiej funkcjonuje tylko jeden schemat związku: bycie razem, wspólne mieszkanie, pożegnanie się z kolegami, koleżankami, bo trzeba się poświęcić dla związku.Mnie to nigdy nie odpowiadało i nie odpowiada nadal. A ślub nie jest mi do niczego potrzebny.
Jesli rozważałabym stały związek, to tylko i wyłącznie w osobnych mieszkaniach i zdecydowanie poliamoryczny, czyli dla uproszczenia powiedzmy: otwarty.
malzenstwo wcale nie musi byc utrata wolnosci. To, ze w swiadomosci wiekszosci ludzi istenieje jakis tam chory schemat zwiazku, nie znaczy, ze trzeba go powielac. Bycie razem - oczywiscie, ale nie non stop bez przerw i bez przyzwolenia na samotnosc od czasu do czasu. Wspolne mieszkanie? To chyba najlepsza czesc malzenstwa, miec na co dzien kogos z kim sie rozmawia, zartuje, je, spi i pieprzy;p Dlaczego pozegnanie z kolegami? Nie rozumiem. W normalnym, zdrowym malzenstwie ludzie nie wymagaja od siebie wzajemnie poswiecenia rzeczy, ktore duzo dla nich wczesniej znaczyly. Jesli nawet spedzaja glownie czas razem (jak u nas) to dlatego ze chca, a nie dlatego, ze musza.
Wziecie slubu rowniez nie wyklucza poliamoorfizmu i roznego rodzaju otwartosci. Paradoksalnie, im wiecej swobody dajemy sobie wzajemnie (rowniez w kwestii chodzenia do lozka z kims innym) to mniej sie chce z tego korzystac;p Im silniejsze uczucie (a raczej przyjazn miedzy malzonkami) tym wieksze zaufanie, a to powoduje ze na przyklad wybieramy seks w grupie niz typowy swing na zasadzie "kazdy osobno z kims innym". Po prostu wolimy sie bawic razem, niz osobno.
Reasumujac powiedzialabym ze slub nie powinien nigdy zabierac zadnej stronie wolnosci, co nie znaczy, ze nie trzeba chodzic na kompromisy - ale na kompromisy chodzimy cale zycie, sami ze soba, ze znajomymi, z szefami, sasiadami i wlasnymi dziecmi. Trudno sie jednak dziwic wiekszosci mezczyzn, ze slubow sie boja - zwlaszcza w takim kraju jak Polska gdzie ksiadz i religia wyznaczaja co jest etyczne, a co nie, w spoleczenstwach w ktorych nie ma przyzwolenia na jawny poliamorfizm - ale sam akt slubu czy instytucja malzenstwa\stalego zwiazku nie jest winien idiotyzmowi systemu czy glupocie ludzi dajacych sie manipulowac temu systemowi.
Jak dla mnie, malzenstwo jest cool i lubie uzywac slowa "moj maz". Jestem dumna z niego. Chociaz na poczatku zwiazku nie chcielismy brac slubu, wzielismy ze wzgledu na to, aby cala rodzina miala to samo nazwisko. Poza tym wiele spraw urzedowych zwiazanych z dzieciakami akt malzenstwa upraszcza, zwlaszcza za granica.
ja juz wiem, ze mi nie odpowiada wspolne mieszkanie
tak jak i spanie razem - przez tyle lat sie meczylam w jednym lozku, pod jedną koldra, nie wysypialam sie, bo przeciez jak sie jest razem to tak trzeba i nikt sie nie zastanawia nad innym rozwiązaniem
a teraz nigdy w zyciu nie zgodze sie na spanie razem
raz na jakis czas - ok, ale nie codziennie
to np. jest moja wolność
malzenstwo wcale nie musi byc utrata wolnosci. To, ze w swiadomosci wiekszosci ludzi istenieje jakis tam chory schemat zwiazku, nie znaczy, ze trzeba go powielac. Bycie razem - oczywiscie, ale nie non stop bez przerw i bez przyzwolenia na samotnosc od czasu do czasu. Wspolne mieszkanie? To chyba najlepsza czesc malzenstwa, miec na co dzien kogos z kim sie rozmawia, zartuje, je, spi i pieprzy;p Dlaczego pozegnanie z kolegami? Nie rozumiem. W normalnym, zdrowym malzenstwie ludzie nie wymagaja od siebie wzajemnie poswiecenia rzeczy, ktore duzo dla nich wczesniej znaczyly. Jesli nawet spedzaja glownie czas razem (jak u nas) to dlatego ze chca, a nie dlatego, ze musza.
Wziecie slubu rowniez nie wyklucza poliamoorfizmu i roznego rodzaju otwartosci. Paradoksalnie, im wiecej swobody dajemy sobie wzajemnie (rowniez w kwestii chodzenia do lozka z kims innym) to mniej sie chce z tego korzystac;p Im silniejsze uczucie (a raczej przyjazn miedzy malzonkami) tym wieksze zaufanie, a to powoduje ze na przyklad wybieramy seks w grupie niz typowy swing na zasadzie "kazdy osobno z kims innym". Po prostu wolimy sie bawic razem, niz osobno.
Reasumujac powiedzialabym ze slub nie powinien nigdy zabierac zadnej stronie wolnosci, co nie znaczy, ze nie trzeba chodzic na kompromisy - ale na kompromisy chodzimy cale zycie, sami ze soba, ze znajomymi, z szefami, sasiadami i wlasnymi dziecmi. Trudno sie jednak dziwic wiekszosci mezczyzn, ze slubow sie boja - zwlaszcza w takim kraju jak Polska gdzie ksiadz i religia wyznaczaja co jest etyczne, a co nie, w spoleczenstwach w ktorych nie ma przyzwolenia na jawny poliamorfizm - ale sam akt slubu czy instytucja malzenstwa\stalego zwiazku nie jest winien idiotyzmowi systemu czy glupocie ludzi dajacych sie manipulowac temu systemowi.
Jak dla mnie, malzenstwo jest cool i lubie uzywac slowa "moj maz". Jestem dumna z niego. Chociaz na poczatku zwiazku nie chcielismy brac slubu, wzielismy ze wzgledu na to, aby cala rodzina miala to samo nazwisko. Poza tym wiele spraw urzedowych zwiazanych z dzieciakami akt malzenstwa upraszcza, zwlaszcza za granica.
Jest taka piosenka Stinga "If You Love Somebody Set Them Free"
ja juz wiem, ze mi nie odpowiada wspolne mieszkanie
tak jak i spanie razem - przez tyle lat sie meczylam w jednym lozku, pod jedną koldra, nie wysypialam sie, bo przeciez jak sie jest razem to tak trzeba i nikt sie nie zastanawia nad innym rozwiązaniema teraz nigdy w zyciu nie zgodze sie na spanie razem
raz na jakis czas - ok, ale nie codziennie
to np. jest moja wolność
Tak pewnie przed 30-tką rozmawiałem ze starszym kuzynem i on mówił, że z małżonką, to rzadko śpią w jednym łóżku. Wtedy wydawało mi się to bardzo dziwne. Pożyłem trochę dłużej i mój punkt widzenia się zmienił. Po pierwsze z biegiem lat powiększył się nasz metraż. W domu możemy się częściej "mijać" co ogólnie nie uważam za złe, bo na mniejszej przestrzeni łatwiej było o konflikt. Ze spaniem jest tak, że żona zawsze śpi w tym samym miejscu, a ja jak król ją tam nawiedzam Sam śpię tam, gdzie padnę. Najczęściej na kanapie przed telewizorem. Uparcie próbuję coś obejrzeć w tv wieczorem ale telewizja mnie usypia. Budzę się pierwsza, druga w nocy i jak mam siłę, to wlokę się do sypialni małżonki, a jak mi się nie chce, to padam z powrotem na kanapę. Do tego czasem na kanapie zasypiają ze mną dzieci. Ja jestem z tych co nie potrzebują wiele do spania. Mogę spać wciśnięty w kąt z nogami i rękami dzieci na sobie, a i tak się wyśpię
Małżonka potrzebuje przestrzeni, więc w planach jest jakieś spore łoże.
Podpisuje sie pod tym co napisal Snake.
My z Miskiem mamy osobne sypialnie. Sprawa jest prosta: on jest bardzo latwo budzacym sie czlowiekiem, tak wiec jak sie na bok przewroce, nawet w king size lozku, to on juz ma zarwana noc, a mnie denerwuje jego balaganiarstwo- skarpetki na podlodze, kubki po kawie itp. A tak, to problem jest rozwiazany. On moze sie spokojnie wyspac, a ja nie mam bajzlu. I nie widze w tym nic dziwnego, bo jest to po prostu cos, na co oboje sie zgodzilismy.
Tak na marginesie, to do _V_, tez nigdy w sumie nie lubilam dzielic lozka.
senszyciax3 napisał/a:jeden może głupi i banalny przykład: będąc z nim prawie 5 lat nie podniosl ani razu na mnie głosu, może to nie żadnen wyczyn dla innych, ale widząc jak inni faceci traktują swoje kobiety, sądzę że mam naprawdę szczęście ........
Senszycia.....To, że Twój chłopak/narzeczony nie podniósł na Ciebie nigdy głosu.....jestem przekonany, że to w dużym stopniu również Twoja zasługa
Uwierz ze jestem osobą wybuchowa i miałby mnóstwo powodów do tego żeby krzyczeć, a jednak tego nie robi
ja juz wiem, ze mi nie odpowiada wspolne mieszkanie
tak jak i spanie razem - przez tyle lat sie meczylam w jednym lozku, pod jedną koldra, nie wysypialam sie, bo przeciez jak sie jest razem to tak trzeba i nikt sie nie zastanawia nad innym rozwiązaniema teraz nigdy w zyciu nie zgodze sie na spanie razem
raz na jakis czas - ok, ale nie codziennie
to np. jest moja wolność
Nigdzie nie jest napisane ze musisz sypiać z małżonkiem w jednym łóżku. To jest po prostu coś co najprawdopodobniej większość z nas zaobserwowała u swoich rodziców i stara sie powielać. Nie wiem po co..?
Ja z moim mężem śpię w osobnych sypialniach i nawiedzany sie....różnie
Ja od paru miesięcy też śpię oddzielnie, bo chrapię. Ponoć bardziej niż kiedyś.
Ja od paru miesięcy też śpię oddzielnie, bo chrapię. Ponoć bardziej niż kiedyś.
Loj, chrapania tez nie trawie, a podobno sama zasuwam jak lokomotywa
Dla mnie osobna sypialnia to gwarant prywatnej przestrzeni, gdzie sobie moge robic co chce, jak mi sie podoba, bez budzenia i wkurzania partnera. A przeciez seks nie odbywa sie tylko w lozku
To jest po prostu coś co najprawdopodobniej większość z nas zaobserwowała u swoich rodziców i stara sie powielać. Nie wiem po co..?
Ja z moim mężem śpię w osobnych sypialniach i nawiedzany sie....różnie
Nie powiedziałabym, ze spanie razem to tylko efekt powielania na ślepo wzorca
Gdybym musiała słuchać chrapania, to też miałabym oddzielne sypialnie. Albo gdyby mąż kładł się później i w efekcie mnie budził. Lub też gdyby ustawiał sobie rano budzik, który i mnie przy okazji by budził. W pełni rozumiem sens osobnych sypialni, bo sens jest ważny, a spanie z kimś może być niekomfortowe z różnych powodów.
Przychylam się też do tego, co zostało napisane w którymś z powyższych postów - według mnie to mężczyzna więcej ryzykuje wchodząc w związek małżeński i gdybym wiązała się z kobietą, to sto razy bym tę decyzję przemyślała, a przy większych zarobkach koniecznie musiałaby być intercyza.
Jaguar napisał/a:To jest po prostu coś co najprawdopodobniej większość z nas zaobserwowała u swoich rodziców i stara sie powielać. Nie wiem po co..?
Ja z moim mężem śpię w osobnych sypialniach i nawiedzany sie....różnieNie powiedziałabym, ze spanie razem to tylko efekt powielania na ślepo wzorca
Mnie też nieco dziwi taka hipoteza. Lubię spać z moim partnerem w jednym łóżku, on ze mną też lubi. Kiedy chcemy można się w nocy przytulić, kiedy nie chcemy (lub kiedy jest za gorąco, by się jakkolwiek dotykać) to mamy w łóżku na tyle dużo miejsca, że można się odsunąć i spokojnie sobie spać na swojej części. Żadne z nas na szczęście nie chrapie i się nie rozpycha, może to dlatego lubimy dzielić ze sobą sypialnię i łóżko
I w sumie to nie rozumiem, czemu niechęć do wspólnego spania miałaby być przeszkodą akurat w zawarciu małżeństwa Wszystko jest kwestią dogadania się partnerów.
Ja od paru miesięcy też śpię oddzielnie, bo chrapię. Ponoć bardziej niż kiedyś.
Jeżeli chrapiesz w trakcie... to się nie dziw osobnej sypialni
50 2017-06-01 12:48:47 Ostatnio edytowany przez adiafora (2017-06-01 12:49:30)
Spanie oddzielnie na pewno jest wygodne, ale byłoby mi jakoś dziwnie, ze ja tu a on tam... Choć wkurza mnie, gdy on się uwala na mnie i chrapie mi do ucha Rano zawsze jest ten sam obrazek po wstaniu - jego poduszki są po mojej stronie łóżka tuz obok moich a nawet zachodzą na moje. Gdy wyganiam go na jego stronę, to się obraza. Twierdzi, ze nie po to ma zone, żeby spał jak sierota. Wymiekam wobec takiego argumentu.
To chyba zalezy od czlowieka. Ja generalnie lubie miec wlasna przestrzen i spedzac czas sama, wiec z kims w lozku, jezeli mam zasnac, czuje sie niekomfortowo. Nawet jak to lozko jest rozmiaru boiska. Do tego dochodzi chrapanie, sciaganie koldry, budzenie sie w nocy (czyli w efekcie budzenie mnie) i temperatura sypialni (ja lubie miec chlodno, z oknem otwartym nawet w zimie, a Misiek cieplo i przytulnie). Przytulamy sie wieczorem, czasem on wskoczy do mnie, czasem ja do niego na "relaksacje" , a nie wchodzimy sobie w droge.
Zreszta spanie razem to w miare nowoczesny wynalazek. Wiek temu, to razem spali w jednej izbie tylko ludzie, ktorych po prostu nie bylo stac na wiekszy dom. Kobieta miala swoja sfere, facet swoja, a dzieci i tak sie rodzily
Zreszta spanie razem to w miare nowoczesny wynalazek. Wiek temu, to razem spali w jednej izbie tylko ludzie, ktorych po prostu nie bylo stac na wiekszy dom. Kobieta miala swoja sfere, facet swoja, a dzieci i tak sie rodzily
No, nie wiem czy akurat bogate małżeństwa z dawnych czasów sa moja wizja na intymny związek pełen bliskości
Facet który kocha, któremu zależy na kobiecie jest chętny do ślubu o ile w ogóle ma przekonania że ślub jest czymś potrzebnym.
Mój mąż od samego początku naszego związku mówił o tym że chciałby żebym była jego żoną, to ja go stopowałam z oświadczynami, potem ze ślubem, to mi się nie śpieszyło - nie dlatego że nie chciałam czy nie kochałam, lub byłam niepewna ale dlatego że ten papier nie miał dla mnie wtedy żadnego znaczenia.
Znam związki gdzie facet jest przeciwny ślubowi ogólnie, partnerkę kocha, jest z nią długie lata ale ślubu nie weźmie, takie ma podejście i go nie zmieni. Kobiety albo się z tym godzą albo odchodzą, to ich wybór. Czy ten złoty krążek jest aż tak istotny, czy mówienie mam narzeczonego, męża sprawia że kobieta czuje się lepiej? Ja nie miałam takich odczuć ale mam wrażenie że większość kobiet ma parcie na ołtarz, uważa to za wyznacznik bycia lepszą od innych - koleżanek? Z drugiej jednak strony mogę zrozumieć rozżalenie kobiety która jest w długoletnim związku i słyszy od rodziny i znajomych pytania - czemu on się jeszcze nie oświadczył, kiedy będzie ślub itp.
Jaguar napisał/a:To jest po prostu coś co najprawdopodobniej większość z nas zaobserwowała u swoich rodziców i stara sie powielać. Nie wiem po co..?
Ja z moim mężem śpię w osobnych sypialniach i nawiedzany sie....różnieNie powiedziałabym, ze spanie razem to tylko efekt powielania na ślepo wzorca
Zwróć uwagę na słowa "najprawdopodobniej" i "stara sie"... nigdzie nie powiedziałam ze to ślepe powielanie.
Ale swoją droga czy gdybys obserwowała swoich rodziców mających oddzielne sypialnie i gdyby taki model funkcjonował w społeczeństwie to czy bys postępowała podobnie jak rodzice czy absolutnie nie?
Wracając do tematu...fqceci różnie podchodzą do tematu małżeństwa. Jedni do tego intensywnie dążą drudzy unikają jak ognia. Mojemu mężowi wszyscy w pracy po zaręczynach przepowiadali ze "to juz twój koniec" i "teraz to dopiero sie zacznie" "życia mieć nie będziesz" itd.... Skąd takie podejście nie mam pojecia. W każdym razie maz po 8 latach małżeństwa nie wykazuje odruchu ucieczki i nie wzdryga sie gwałtownie na moj widok. Coś wiec muszę robić dobrze
Dojrzałe osoby rozumieją ze małżeństwo nie oznacza ze trzeba wszystko, absolutnie wszystko robić razem. Można mieć osobnych przyjaciół, można wychodzić oddzielnie i to wcale nie oznacza ze juz sie małżonka nie kocha. Przecież na początku właśnie to było dla nas ekscytujące. To ze jesteśmy inni, ze mamy rożne hobby, jednym słowem jesteśmy interesujący po innymi względami.
Kobietom niestety nie pomaga dziki, ślepy wręcz pęd do małżeństwa. Czasami z osoba kompletnie nieodpowiednia...a wiadomo jak ludzie reagują na wszelkie formy przymusu...zapierają sie zadnimi łapami i wtedy juz żadne argumenty nie trafia.
55 2017-06-02 13:51:53 Ostatnio edytowany przez jjbp (2017-06-02 13:52:46)
jjbp napisał/a:Jaguar napisał/a:To jest po prostu coś co najprawdopodobniej większość z nas zaobserwowała u swoich rodziców i stara sie powielać. Nie wiem po co..?
Ja z moim mężem śpię w osobnych sypialniach i nawiedzany sie....różnieNie powiedziałabym, ze spanie razem to tylko efekt powielania na ślepo wzorca
Zwróć uwagę na słowa "najprawdopodobniej" i "stara sie"... nigdzie nie powiedziałam ze to ślepe powielanie.
Ale swoją droga czy gdybys obserwowała swoich rodziców mających oddzielne sypialnie i gdyby taki model funkcjonował w społeczeństwie to czy bys postępowała podobnie jak rodzice czy absolutnie nie? .
Nie mam wpływu na społeczeństwo ale np w mojej rodzinie dziadkowie spia od zawsze w oddzielnych pokojach (nie wiem czemu) tak samo rodzice (bo tata chrapie) ja zaś mimo takich wzorców uwielbiam spanie z kimś, dla mnie to szczególny rodzaj intymności. Dlatego jaka widząc postępowałabym dokladnie odwrotnie niż rodzice
Ja od paru miesięcy też śpię oddzielnie, bo chrapię. Ponoć bardziej niż kiedyś.
To bardzo zle, ze śpisz sama kiedy chrapiesz
Na serio - grozi Ci bezdech, dlatego potrzebny jest ktoś kto zmusi Ciebie do leżenia na lewym boku, a na wypadek bezdechu szybko Ci pomoże ( postawić do pionu, objąć za brzuch i ścisnąć ).
Skoro ma żonę , to powinien o nią zadbać w łóżku
Przed ślubem kobieta kusi, po ślubie nic nie musi. Przysięga jest to po co się starać ? Mąż jest by wspierac w problemach, czy męża się kusi i uwodzi ? Po ciąży koniec z seksem i to było na tyle facecie. Masz przy mnie byc bo przysiegales nawet jak utyję 20 kg.
58 2017-06-02 19:18:49 Ostatnio edytowany przez jjbp (2017-06-02 19:24:41)
Przed ślubem kobieta kusi, po ślubie nic nie musi. Przysięga jest to po co się starać ? Mąż jest by wspierac w problemach, czy męża się kusi i uwodzi ? Po ciąży koniec z seksem i to było na tyle facecie. Masz przy mnie byc bo przysiegales nawet jak utyję 20 kg.
O, to właśnie o takie stereotypowe myślenie mi chodzi w opisie wątku
Przykład doskonały
Przed ślubem kobieta kusi, po ślubie nic nie musi. Przysięga jest to po co się starać ? Mąż jest by wspierac w problemach, czy męża się kusi i uwodzi ? Po ciąży koniec z seksem i to było na tyle facecie. Masz przy mnie byc bo przysiegales nawet jak utyję 20 kg.
Przemówiło doświadczenie
Facet Ty nawet w związku nie byłeś, a zamaszyście się wypowiadasz o małżeństwach i żonach. Dobre
Jaguar napisał/a:jjbp napisał/a:Nie powiedziałabym, ze spanie razem to tylko efekt powielania na ślepo wzorca
Zwróć uwagę na słowa "najprawdopodobniej" i "stara sie"... nigdzie nie powiedziałam ze to ślepe powielanie.
Ale swoją droga czy gdybys obserwowała swoich rodziców mających oddzielne sypialnie i gdyby taki model funkcjonował w społeczeństwie to czy bys postępowała podobnie jak rodzice czy absolutnie nie? .Nie mam wpływu na społeczeństwo ale np w mojej rodzinie dziadkowie spia od zawsze w oddzielnych pokojach (nie wiem czemu) tak samo rodzice (bo tata chrapie) ja zaś mimo takich wzorców uwielbiam spanie z kimś, dla mnie to szczególny rodzaj intymności. Dlatego jaka widząc postępowałabym dokladnie odwrotnie niż rodzice
Ty masz tak, inni inaczej. Każdy robi tak jak uważa.
Faceci tez sie potrafią po ślubie zmienić. Nie ma przytulanek, nie ma rozmów, dodatkowe dwa kilo nagle kola w oczy mimo ze przed ślubem ten sam facet na wszystkie skarby świata sie zarzekał ze choćby ukochana ważyła tonę to jemu wszystko jedno. Niejeden przyrzekał ze będzie solidnie pomagał np w pracach domowych tylko po to zeby pózniej sie na nie wypiąć i oczekiwać od kobiety pełnej obsługi..dzieci to tez inna sprawa. Przed ślubem facet mówi o dwójce a nawet trójce dzieci by pózniej zawinąć sie z życia po pierwszym...na początku facet twierdził ze na wpół spalone ziemniaki mu absolutnie nie przeszkadzają, a wręcz pewna dawka węgla jest konieczna po to by potem za te same kartofle obsobaczyc od góry do dołu...
Kobiety i faceci nie umieją być na początku szczerzy względem siebie a potem sie dziwią ze prawda wychodzi na jaw.
61 2017-06-02 19:38:27 Ostatnio edytowany przez jjbp (2017-06-02 19:43:36)
Ty masz tak, inni inaczej. Każdy robi tak jak uważa.
Oczywiście, nigdy nie twierdziłam inaczej
Po prostu zwracam uwagę że to wcale niekoniecznie musi być uwarunkowanie kulturowe.
62 2017-06-02 19:40:01 Ostatnio edytowany przez jjbp (2017-06-02 19:42:32)
.
Szpoko...próbuje wrócić do tematu "mężczyźni a małżeństwo". Temat spania razem czy oddzielnie jakoś sie zdazyl przez przypadek..
Małżeństwo nie polega tylko na wspólnym sypianie ale ma tez wiele innych aspektów na które i kobiety i mężczyźni patrzą inaczej..
Przed ślubem kobieta kusi, po ślubie nic nie musi. Przysięga jest to po co się starać ? Mąż jest by wspierac w problemach, czy męża się kusi i uwodzi ? Po ciąży koniec z seksem i to było na tyle facecie. Masz przy mnie byc bo przysiegales nawet jak utyję 20 kg.
Dzizas, specjalista sie znalazl
Stworz najpierw jakis dlugoterminowy zwiazek z czyms kobietopodobnym, to sie bedziesz mogl wypowiadac w temacie.
Stworz najpierw jakis dlugoterminowy zwiazek z czyms kobietopodobnym, to sie bedziesz mogl wypowiadac w temacie.
Realnego zagrożenia w tym temacie nie ma