Bogatsza o kolejne i kolejne doświadczenia doszłam do wniosku, że jak ktoś jest nie zainteresowany , to jest niezainteresowany. I nie ma co do tego dorabiać
historii, że nieśmiały, że zajęty, że ma nawał pracy, albo, że było się za mało otwartą czy nie dostępną. Niezainteresowany to niezainteresowany i już.
Jak ktoś się zastanawia, czy druga strona jest zainteresowana, czy nie, jeśli się zastanawia - to znaczy, że ten ktoś nie jest zainteresowany. Bo jak druga strona jest naprawdę zainteresowana, to się nie zadaje takich pytań ale się to wie.
Co do mężczyzn zajętych , niezajętych, których spotykam na swojej drodze - nie ma to już większego znaczenia, być może mam być już sama i czas sobie to przyjąć do wiadomości.
W sumie jakie to ma znaczenie? Żadne.
Aha, jakieś relacje na siłę, też nie mają sensu, albo się chce być z tym kimś albo się nie chce i na siłę się do kogoś przekonywać też nie ma sensu na dłuższą metę.
Portale randkowe - wróciłam tam dosłownie na ułamek czasu - czkawką się odbija - zupełnie nie dla mnie na obecny czas (ale ktoś tam kogoś znajduje, więc jeśli komuś one pomogą w "poszukiwaniach" - tym lepiej dla niego, każdy ma swoją drogę i tak dalej).
Tyle przemyśleń, w sumie nic odkrywczego.