Tradycyjna rola mężczyzny- żywiciela rodziny to jedyna, jaka jest teraz możliwa dla autora, i z jaką musi się zmierzyć. Czas kryzysu finansowego jaki przeżywa jego rodzina wymaga mobiizacji siły i rządów jednej ręki.
Na Twoim miejscu "odsunęłabym" żonę od kwestii finansowych, zajmowania się nimi, roztrząsania i szukania rozwiązań. Ona nie daje sobie rady z istniejącą sytuacją. Zamiast wspierać Cię i mobilizować, pozbawia sił narzekaniem i wymówkami. Taka jest, tak reaguje na trudności i wydaje mi się, że musisz to zaakceptować. Rozmowy według mnie nic nie dadzą. Jak tonie statek wyrywanie sobie steru z ręki do niczego nie prowadzi; ani rozmawianie, jak dopłynąć do brzegu.
Musisz być tym, który sprawi, że ona uwierzy, że dacie sobie radę. Nie mówiłabym jej o obawach, nie kreśliła czarnych scenariuszy. Niech wierzy, że ty masz pomysł na wasze życie a ona może się na Tobie oprzeć. Jak poczuje Twoją siłę, sama stanie się silniejsza i będziesz mógł zacząć naprawiać wasze relacje. Ale do tego jeszcze długa droga. Te narzekania, którymi Cię raczy, według mnie wcale nie są wymierzone w Ciebie, po prostu wylewa się z niej gorycz i inaczej nie umie; powinieneś na to machnąć ręką.
Skąd brać w sobie siłę i motywację do działania?
Siłę masz w sobie, widać że wiele byś uczynił i góry przenosił, gdyby żona okazała Ci wsparcie. Ale nie okazuje a góry czekają. Na Twoim miejscu poszukałabym przysłowiowej iskry i impulsu do działania w relacjach z dziećmi, i nie chodzi mi o ilość czasu, który z nimi spędzasz, bo nie masz go dużo, ale o jakość. Niech to będzie Twoje źródło radości. Unikać trzeba też towarzystwa wszystkich narzekających, bo wysysają z człowieka wszystkie soki. Ewentualnie możesz sobie postawić wyzwanie, że każde narzekanie zripostujesz pozytywnie. Nie wiem, czy to wykonalne. Motywacji można też szukać w książkach, relacjach z przyjaciółmi itp.
Ja swego czasu rozczytywałam się w książkach o obozach koncentracyjnych, wmawiając sobie że inni mieli jeszcze gorzej. Przy okazji odkryłam cechy charakteru osób, które psychicznie dały radę i przeżyły. Wiem, że można się nauczyć pozytywnego myślenia, bo sama się tego nauczyłam. Wiem, że można innych zarazić optymizmem, bo też tego dokonałam. Ale jest to codzienna walka, a zaczyna sie od zwycięstwa z samym sobą. Nie będę cię namawiać do ćwiczeń fizycznych, bo wyczytałam, że biegasz. Może jednak innym przyda się wiedzieć, że codzienna gimnastyka mimo braku czasu i chęci, również pomaga w motywacji i wzmacnia siłę woli.
Co do kwestii pieniędzy i jak przeżyć za niewiele, poszukałabym rad na pewnym forum o oszczędzaniu, z którego wiele pomysłów wcieliłam w życie, a poza tym zobaczyłam, że podobne problemy mają też inni. Wiele wpisów jest bardzo motywujących.
Zajęłabym się soba, by nie podupaść na zdrowiu tzn wyznaczyła minimalną ilość snu, z jaką dasz radę funkcjonować, dopilnowałabym też regularnych posiłków, witamin. Ustaliłabym nawet plan dnia, aby w przypadku beznadziejnego samopoczucia nie popaść w marazm, tylko mieć coś, czego się będziesz trzymać.
Jak będziesz miał plan na siebie, dasz radę i z komornikami, i w relacjach z żoną.
PS. Napisałam to z własnego doświadczenia. Jestem głównym żywicielem pięcioosobowej rodziny. W najgorszym momencie życia żywiliśmy się proszalną zupą przynoszoną w słoiku i spaliśmy na podłodze.