Hej, jestem tutaj nowa. Założyłam konto, bo uznałam, że potrzebuję takiego internetowego wsparcia, wzmocnienia.
Powinnam chyba mniej więcej opisać 'swoją historię'. Mam 25 lat i jestem w związku z mężczyzną osiem lat starszym. Jesteśmy razem 3 lata. Właściwie nie wiem, od czego zacząć.
Wiadomo, że każdy popełnia błędy i na pewno nie byłam idealna. Na tym etapie, po tak bliskiej relacji, zdiagnozowałam u niego osobowość narcystyczną i wiem, że ma cechy, że tak powiem 'wypisz, wymaluj'. Teoretycznie wiem, że powinnam od niego odejść i że pomimo moich starań- to nie ma sensu, ale jest mi bardzo ciężko. Opiszę mniej więcej, jak wyglądała ta relacja. Przede wszystkim typowe cechy: dba o wygląd, jest mocno egocentryczny. Potrafił się na mnie obrażać, nigdy nie wyciągał pierwszy ręki. Ja jestem osobą dość emocjonalną, ale zawsze dążyłam do zgody. To mój pierwszy poważny związek. Czuję, że jest dla mnie bardzo ważną osobą i tak, o ile cokolwiek mogę wiedzieć o miłości, czuję i zawsze czułam, że go kocham, cokolwiek to znaczy.
Potrafił w moje urodziny powiedzieć, że jestem nieimponująca, że nie chce mnie znać, że nie znam 7 języków, że nie mam stylu, pamiętam, jak szliśmy przez miasto i pokazywał mi "zobacz, inne dziewczyny mają styl''. Płakałam i przepraszałam za to, że jestem taka, jaka jestem. Chciałam być mądrzejsza, lepsza, bardziej imponująca. Kiedyś, jak z złości mówiłam, że to koniec, to reagował, widziałam, że się bał, na początku bardzo mu zależało, generalnie potrafi być bardzo ciepły, czułe słowa, wielkie wyznania, poczucie wyjątkowości, mieliśmy swoje kody. Pamiętam, że na początku kłótnie to były dwa dni, później pięc dni, pozniej pierwsze dwa tygodnie, pozniej miesiąc nieodzywania się i niewidzenia, a teraz były 3 miesiące i kolejne 3 miesiące. Za każdym razem ja wyciągałam rękę. Wiedziałam, że jak napiszę normalną wiadomość albo zadzwonię, to on nie odbierze, nie zareaguje, więc jezdziłam do niego do domu. Chciałam tak bardzo się przytulić i przerwać to milczenie, tę nieobecność. W momencie, kiedy doszło do 3 miesięcy-bardzo źle to znosiłam, chodzę na terapię.
Za każdym razem, przy każdej kłotni, obwiniał mnie, kiedy mówiłam, że chcę pracować nad naszym związkiem, mówił-to w 90 procentach Twoja wina. Manipulował, obwiniał mnie, podczas wymiany zdań smsowej lub na fb-czułam taką niemoc, bezradność. Obrażał się dramatycznie. Wielokrotnie wychodził, zostawiając mnie, w kawiarni, restauracji, potrafił zawrócić z wakacji, bo nie spodobało mu się to, co powiedziałam. Ciągła atencja jego osoby.
W każdym razie-wiem, że wychodzą teraz ze mnie złe emocje, a chciałabym wam to przedstawić jakoś tak bez emocji.
Kiedy po kłótni dzwoniłam kilka razy- nie odbierał. Czego dotyczyła kłótnia? Siedzimy w kawiarni i on przez godzinę (dosłownie) mówi o sobie i o swoich planach, kiedy wiedział, że u mnie dzieją się ważne rzeczy, w pewnym momencie mówi, że niewystarczająco się nim interesuje, że go nie wspieram i wybiega z kawiarni, zostawiając mnie. Ja płaczę i przepraszam, ale on nie odbiera pozniej telefonów, a kiedy pisze smsy, że chciałabym, żebyśmy już się nie kłócili, pisze, że to moja wina i ze on nie ma ochoty teraz na rozmowy. Wiele razy mówiłam, że to koniec, że mam dość takich przerw 3 miesięcznych. Ostatnio usłyszałam od niego, ze jak ludzie się kochają, to mogą nawet rok się nie widzieć. Wcześniej napisałam mu o końcu i cały czas powtarzałam to w wiadomościach, jednoczesnie piszac mu, że go kocham, ale muszę odejść. Zaczął do mnie wypisywać, że jak mogę, że o czym ja mówię. Pozniej nie wytrzymałam i znów do niego pojechałam, byliśmy znów blisko fizycznie. Po ostatniej kłótni i obwinianiu mnie, uznałam, że to musi być koniec, napisałam mu to w emocjach, a on tylko napisał, że cały czas go ranię i robię to samo, porzucam i że on nie ma siły na moje zachowania. Znów nie odzywamy się miesiąc. Wiem, że poprzednie dziewczyny od niego odchodziły, a on długo wyznawał im miłośc i nie mógł się z tym pogodzić, oczywiscie wersja dla mnie-to ja odszedłem.
Mam stany lękowe, tęsknię za nim bardzo, ale wiem, że po 5 minutach rozmowy będę mieć dosc.
Co myślicie o takim obrocie sprawy, czytając to z boku? Nie tkwiąc w tym, jak ja. Czy powinnam odejść? Czy on nie traktuje tego rozstania poważnie? Czy zależy mu na mnie? Czy jest sens to ciągnąć? Czy to ze mną jest coś nie tak czy to jest jednak toksyczny związek? Czy nie powinnam się już odzywać?
Wybaczcie za chaotyczność. Proszę was o jakieś zdanie. Jest mi naprawdę ciężko i bardzo tęsknię za nim, ale mam już dość takiego życia, mam chaos w główie, mętlik. Błagam, pomóżcie.