Trochę jestem pasożytem na tym forum, ale odpłacę to wszystkim z nawiązką
Hej, nie sadzę żeby spotkało mnie cos mega oryginalnego, ale niestety nie rozumiem sposobu myślenia tego faceta. Telegraficzny skrót:
- poznaliśmy sie w marcu, chodziliśmy na randki
- jest Kanadyjczykiem, w Polsce studiuje
- powiedział mi ze jestem pierwsza osobna od dawna, która faktycznie jest zainteresowany, pytał czy widzę w tym cos na serio
- stwierdził, ze jestem najlepsza partnerka seksualna jaka miał
- przedstawił mnie swoim znajomym
- poznał cześć moich
- w czerwcu nie chciał mi wprost powiedzieć ze on nie wie co będzie po wakacjach, dopiero kobieca intuicja mi podpowiedziała ze cos nie gra
- ostatecznie powiedział, ze chce spróbować, bo mu na mnie zależy
- w wakacje słodziutkie wiadomości. Życie prywatne i tematy seksualne
- wrócił po wakacjach i ch*j. On nie wie czy będzie dla mnie dobrym partnerem (myślałam, ze sie zbliżyliśmy przez wakacje, nawet powiedział mi, ze jestem ważniejsza dla niego niż byłam w czerwcu)
- twierdzi, ze boi sie, ze mnie skrzywdzi
- zerwalam z nim ostatecznie (nawet nie wiem czy to był związek)
- piękne słowa, jesteś wspaniała, zasługujesz na więcej, nigdy cię nie zapomnę
- tydzień później wiadomość z byle jaka zaczepka (wow, wow! Załatwię sobie dyżur na noc, kiedy będziesz oblewać sesje. To byłaby scena jak z komedii romantycznej gdybyś trafiła do mnie na ostry dyżur)
- po co pisał? Lubi wiedzieć co u mnie i brakuje mu rozmów ze mną. Czy możemy nadal wysyłać do siebie snapy?
A międzyczasie mnóstwo wiadomości, że mogę na niego liczyć itd. I muszę mu oddać sprawiedliwość - zawsze, ale to zawsze jak miałam problem to potrafił się ustosunkować. I nie olewał tych problemów. Pytał jak mój dzień itd.
Dziewczyny, chłopaki. Co to ma w ogole być.
Oczywiście nie ma mowy o żadnej relacji, ja go nawet o godzinę nie zapytam teraz. Ale głowę mam zdrowo zryta, bo po prostu k*rwa nie rozumiem. O.o