Jestem mężatką z 17 stażem, trójka dzieci i.....właśnie, borykam się z ogromnym problemem. Czuję się jakbym walczyła z wiatrakami, głównym wiatrakiem jest niepracujący mąż. Boli mnie to ogromnie, on od kilku lat stale szuka wymówek, nie będę opowiadać swojej historii od początku- jest tego zbyt wiele. Szala się przelała nie wiem co robić, odejść nie mogę- dzieci, nie mam dokąd. Może to ja histeryzuję, może nie jestem odpowiednią osobą dla niego- nie mobilizuję go tylko dołuję. Jak już uda się nam porozmawiać szczerze, zawsze obiecuje mi, że zacznie, etc. Jak łatwo się domyśleć nic z tego, kupiliśmy dom z garażem, żeby mógł w nim klepać meble. Ja dzień w dzień zasuwam do pracy 30 km w jedną stronę, owszem on zawozi dzieci do szkoły i przedszkola, gotuje, robi zakupy, ale...nie na tym ma to polegać, jest ciężko życie jest drogie, dzieci kosztują, a on żadnych ambicji. Żadnych dążeń do rozwoju, zarobienia kasy. Jestem zmęczona, mam ochotę uciec, spać przez kilka godzin, nic nie robić. Na zewnątrz nikt tak o mnie nie powie, ja jednak w środku jestem rozbita na drobne. Czasami mam najgorsze myśli. Ale kocham moje dzieci.
Boję się, jego matka miała schizofrenię.
Wiem jakie będą komentarze, nic nie daje mój bunt, rozmowy, gniewanie, osobne spanie, etc. nic dosłownie nic......a jeszcze w drugą stronę próbuje mnie wbić w poczucie winy. Czekam na to aż dzieci dorosną i wyniosę się.
Temat: Szczęście w związku