Szanowni forumowicze, nie wiem o co mam w sumie prosić...chyba tylko o wysłuchanie. Chciałem iść na terapię, ale finansowo nie wydolę...
To będzie długa historia, więc proszę o wyrozumiałość.
Poznałem ją na studiach, jednak tylko ja byłem studentem. Ja 22 lata, ona 26. Cudna, azjatycka bogini...
Szybko się w niej zakochałem i równie szybko zawodziłem. Poznałem jej 3 letniego syna, w którym też się zakochałem.
Po 2 miesiącach zamieszkałem z nią i synem. Niestety coś po drodze zaczęło się psuć. Kłótnie czasami przeradzały się w bijatyki. Potem wyszło na jaw, że ktoś jej powiedział, że się z kimś spotykam i ją zdradzam (nie prawda). Jej było głupio ale jakoś z tego wyszliśmy. Czas leciał, a ja rzuciłem studia, pracę, miasto rodzinne. Ona swój zawód też, bo robiło się nieetycznie. W mieście położonym o 50km dalej znalazła świetną pracę, stanowisku na wysokim szczeblu w dobrej firmie, w końcu jest mega wykształcona. Nie miała prawka więc jeździłem dziennie 200km, 100 rano, 100 po południu, w międzyczasie zajmowałem się synkiem. Czułem się źle, że nie mogłem jej nic zaoferować, zarabiałem prawie nic jako barman. Ledwie mi starczało na moją część opłat. W pewnym czasie, już narzeczona zaszła w ciąże. Bałem się szczerze mówiąc. Byłem takim idiotą. Kiedy jej odwaliły hormony to zamiast uciekać z domu powinienem był wstać, podejść spokojnie, przytilić ją do siebie, dać znać, że się nią zaopiekuję... Poroniła... Teraz mnie to ściga we śnie. Padła decyzja, aby wyprowadzić się do miasta gdzie pracuje. Ja znalazłem pracę z perspektywą, lecz na "business tripie" upiłem się i tańczyłem z inną, potem w dodatku oglądałem jej fejsa, o czym się narzeczona dowiedziała. Powiedziała krótko, albo ja, albo praca. Następnego dnia się zwolniłem. W dodatku, kiedy byłem na kursie z tej pracy, przed wyjazdem, moje kochanie znów poroniło, antykoncepcja nie zadziała i wpadliśmy... Ja jak ostatni idiota, zamiast odebrać od niej telefon i przyjechać do domu i wziąć ją do szpiatala, to siedziałem na tym kursie... Straciła do mnie zaufanie... Chciał być moją żoną, a ja się bałem. Raz się mega o to pokłóciliśmy i to była ostatnia duża kłótnia. Potem, polecieliśmy do jej rodzinnego kraju. Teściowie przyjęli mnie z dużą dawką miłości, czułem się jak w domu. To było w lipcu i do dzisiaj od tamtego momentu jestem jak anioł, który się spóźnił z docenianiem drugiej osoby... Narzeczona po powrocie do PL coraz bardziej się ode mnie oddalała. Nie chciała już wychodzić za mąż. W końcu powiedziała, że musi ode mnie odpocząć. Poleciała do Chin na delegację na 6 tygodni. Czekałem z zawałem serca cały ten czas. Mija te półtora miesiąca, moje kochanie wraca, bierze synka w objęcia...a mnie zbywa i mówi, że musimy pogadać. "Już cię nie kocham, chcę zerwać i się wyprowadzić". Wpadłem w depresję. Mija tydzień od kiedy ze mną zerwała. Utknąłem w obcym mieście sam. Jakiś kontakt utrzymujemy, ale jest raczej chłodna w stosunku do mnie. Ja ją tak KOCHAM! przez ostatnie 3 miesiącie byłem idealny... Wyznała mi, że od naszej kłótni odnośnie małżeństwa stopniowo przestawała mnie kochać. Że ostatni tydzień poza krajem spędziła u psychologa i jest pewna że mnie nie chce. Miała tam mały wypadek samochodowy i powiedziała mi "kiedy zdałam sobie sprawę, że mogłam umrzeć, to zrozumiałam, że nie chcę zmarnować mojego życia z tobą...". To boli. Mam złamane serce. Nie wiem co zrobić, aby do mnie wróciła. W przyszłym tygodniu wróci tu po resztę rzeczy i chyba to bedzie ostatni raz kiedy ją zobaczę... Wczoraj w nocy się rozkleiłem pisząc z nią. Jak zwykle dała mi znać, że nie chce być ze mną, że jej sprawiłem piekło. I zgadzam się, ale naprawdę się zmieniłem. I ona to też przyznałą. Ale już mnie nie kocha. Dzisiaj, gadaliśmy trochę normalniej. Dostanę zdjęcie synka, powiedziała, że dla mnie zrobi jak się obudzi.
Kolejna sprawa to chorobliwa zazdrość z mojej strony... To jest typ kobiety, w której prezesi wielkich firm za nią biegają... Był taki moment, że raz jej koleś lupił nowego merola, i to kiedy była ze mną, ale wtedy mnie kochała, i oczywiście jako honorowa kobieta powiedziała, żeby się odwalił. Ogółem czuję, że trafiłem na loterii, ale nie sporstałem temu... Byłem zbyt niedojrzały, a teraz kiedy zrozumiałem sporo rzeczy ona straciła to uczucie. Jak w niej wzbudzić ten ogień od nowa? Chcę ją ożenić i mieć dzieci. To ona, jestem pewien tego... Od razu uprzedzam, jestem pewien, że nikogo nie ma. To honorowa kobieta.
Czy komuś udało się odzyskać miłość w drugiej osobie, która straciła to uczucie? Jeśli, dam jej odejść to obawiam, się nie wróci.. Po kilku miesiącach zobaczyłbym pewnie zdjęcia na fejsie z jej ślubu, a wtedy po prostu chciałbym sobie strzelić w głowę.