Cześć!
Moja historia ma swój początek, kiedy to moi rodzice zaczęli wyjeżdżać za granicę. Poczułam się samotna i odtrącona. Wtedy to pojawiły się pierwsze problemy w szkole (brak przyjaciół). Zamknęłam się w swoim świecie. Psycholodzy, psychiatrzy... i tak tułam się z tym problemem od 18 lat (obecnie mam 25).
Niby mam dobre życie - wykształcenie, narzeczonego, mieszkanie... ale czegoś wciąż mi brak. Popadłam w taki stan jaki nigdy dotąd nie przeżywałam. Nie mam apetytu, sił. Nie wiem co mnie trzyma na tym świecie jeszcze. Prawdopodobnie paniczny lęk przed śmiercią. Paradoks, prawda? Jednocześnie chcę umrzeć i żyć. Obecnie jestem na zwolnieniu lekarskim, ponieważ oprócz mojej nerwicy mam straszne symptomy - bóle głowy, mdłości, zawroty głowy, omdlenia, niski puls i ciśnienie. Zatracam się. Mylę rzeczywistość ze snem. Już nie wiem co jest prawdziwe.
Jestem pod kontrolą psychiatry, biorę leki. Ufam lekarzowi.. mówi, że będzie lepiej.. ale od 2 miesięcy nie czuję żadnej poprawy a zazwyczaj leki bardzo dobrze na mnie działały.
Ja nie żyję... wegetuję.
Jak sobie pomóc?! Nie wiem jak jeszcze długo wytrzymam w tym stanie...