Witam wszystkich forumowiczów, przepraszam że tak bez przywitania, ale mam dosyć poważny problem. Z góry przepraszam, jeśli temat umieszczę w złym dziale, proszę w razie czego o przerzucenie go do właściwiego, a nie usuwanie, z góry dziękuje.
A teraz przejdźmy do meritum.
Cała historia zaczęła się jakieś 2 lata temu, kiedy to grałem z bardziej losową grupką ludzi z internetu w pewną militarną grę, a dokładniej modyfikację jej z tzw "zombie". Nic szczególnego, ot zwykła gra komputerowa dla zabicia czasu i pobawienia się po męczącym dniu w szkole/pracy. Wśród tej grupki ludzi był pewien gość, nazwijmy go Paweł, grupy zmieniałem dosyć często, ale dosyć szybko się zakumplowaliśmy i zawsze lądowaliśmy w jednej drużynie.
W tamtych czasach byłem po prostu [wulgaryzm], chamski, opryskliwy, strasznie przemądrzały, a Paweł, chyba jako jedyny śmiał się z tego i jako jedyny potrafił się ze mną dogadać.
Nie wiem, czy to to, że jesteśmy w tym samym wieku, mamy podobne zainteresowania, lubimy swoje towarzystwo, czy może nasze wspólnie spędzone chwile na komunikatorze głosowym TS3 sprawiły, że zostaliśmy przyjaciółmi. Do tej pory to mój jedyny przyjaciel, jedyny, któremu mogę tak zaufać, jedyny z którym rozmawiam naprawdę szczerze, jedyny, który nie dał mi cienia szansy, żeby w siebie zwątpić, i jedyny, który potrafi przemówić mi do rozumu jak mi [wulgaryzm].
Po około roku znajomości z Pawłem, poznałem jego siostrę, nic szczególnego to dla mnie w sumie, bo choć mam problemy z nadwagą (wiedział o tym on i jego siostra od początku mojej znajomości z nią) to na problemy z dziewczynami nie narzekałem. Miałem 7 dziewczyn. Głównie z mojej okolicy, o bardziej lub mniej podobnych do moich zainteresowaniach, ładniejsze czy to brzydsze, no różne. Może "miałem" to złe słowo, bo zawsze po od 1 do 3 randek nasz kontakt się kończył z różnych powodów, jednak głównie chyba dlatego, że pochodzę z niewielkiego miasta, i nie toleruję idiotów, i chamstwa, mam też spore wymagania, tak po prostu, czasami też one zrywały kontakt ze mną.
Dodam też, że mam problem, gdyż szybko się zakochuję. Potrafię w ciągu tygodnia pisania/rozmowy powiedzieć, że TO TA JEDYNA I BĘDZIEMY NA ZAWSZE RAZEM, podczas gdy po 2 tygodniu już mam ją totalnie gdzieś..., Bardzo mocno przeżywam rozstania, a Paweł często wysłuchuje mojego [wulgaryzm] jak to mnie nie zraniła. Przynajmniej wysłuchiwał, bo od początku czerwca już nie musi.
Siostra Pawła (nazwijmy ją Monika) nie wywarła na mnie na początku żadnego wrażenia. Ot, nasze zanteresowania zgadzały się w jakichś 80%, słuchamy podobnej muzyki i robimy podobne rzeczy, pisałem z nią na początku stycznia tego roku, i jakoś tak w lutym przestałem, i nasz kontakt się urwał, do czerwca tego roku.
W czerwcu byłem już po maturach, i zacząłem z nią pisać. Na początku, po prostu byłem (a przynajmniej tak mi się wydawało) irytujący dla niej, śmiałem się z niej i te sprawy, wielkim zaskoczeniem dla mnie było, że... Po miesiącu (20 lipca 2016r.) powiedziała mi w rozmowie telefonicznej (jednej z wielu z nią). Że mnie kocha, i że chce kiedyś ze mną być. Dla mnie to nie było nic nowego.
Byłem w miarę przystojny, bardzo zaradny życiowo i miałem alergie na wydawanie pieniędzy, w szczególności na siebie, doprowadziło to do tego, że dzięki temu i mojemu ojcu w wieku 18 lat kupiłem sobie swoje pierwsze auto, za około 15 tysięcy złotych. Dodatkowo no cóż, w mojej okolicy jesteśmy jedną z bogatszych rodzin, więc zdarzało się, że zmuszano dziewczyny do "poderwania mnie", żeby "dobrze wyszła za mąż", co mnie strasznie irytowało.
Miałem też jedną wadę, ogromną wadę, z którą nie poradziłem sobie do dnia dzisiejszego, mam nadwagę, z takiego powodu, że jako dziecko brałem leki na astmę (tzw. sterydy) i zmieniły mi one na stałe metabolizm. Jako dziecko byłem normalny, teraz po mimo bardzo radykalnej diety chudnę 2-3kg/msc, może nie wyglądam jakoś turbo źle, ale... Mam przez to straszne kompleksy i zaniżoną samoocenę.
Monika wiedziała o tym, i jej to nie przeszkadzało, później sama pocieszała mnie po moich miłosnych porażkach, wiedziała o moim problemie i często podtrzymywała mnie na duchu. Zaczeliśmy pisać często. Często to mało powiedziane, NON STOP, to lepsze słowo, przez około 3 miesiące nie było dnia, kiedy byśmy czegos do siebie nie napisali, ponadto cały czas utrzymywałem świetny kontakt z jej bratem.
Jakoś tak od słowa do słowa, stało się. Zakochałem sie w Monice bez pamięci, jednak początkowo powstrzymywał mnie dystans dzielący nas (750km) oraz nasza różnica wieku (ja 20 lat, ona 15), jednak znajomi przekonywali mnie, że może nam się udać, i stało się, wpadłem na śliwka w kompot. Wstawałem rano i szybko za telefon, żeby zobaczyć, czy czasem czegoś nie napisała, przeglądałem czesto jej profil na FB, wszystkie jej zdjęcia miałem u siebie na telefonie, nie była jakoś szczególnie ładna i... nigdy nie widziałem tak płaskiej dziewczyny, mimo wszystko była i jest dla mnie 8 cudem świata i uważałem ją za ideał.
Szybka decyzja, postanowiłem zrobić sobie wakacje, bez większego zastanowienia wsiadłem w samochód i pod pretekstem spotkania z Pawłem, pojechałem do nich na 2 koniec Polski.
Miesiąc przed wyjazdem do nich poinformowałem ich o tym, bardzo się ucieszyli i nawet ustaliliśmy, co z Moniką będziemy robić jak przyjadę, chciałem jej zrobić niespodziankę, więc zamówiłem bilety na koncert jej ukochanego zespołu który odbywał się nieopodal jej domu, a ona sama nie mogła na niego jechać z powodu braku pieniędzy i opiekuna (koncert kosztował 300zł za dzień za bilet, kupiłem tydzień przed nim i wydałem 600zł na 2 bilety, choć mam alergie na wydawanie pieniędzy, ale na nią mogłem wydać i wszystko co mam). Do tego 2000 w kieszeń, 500zł na paliwo i prezenty dla jej rodziny, i pojechałem. Dojechałem do nich, przywitałem się, i. I nic. Czar prysł, chyba z jej strony, bo z mojej nie. Wręcz bardzo mi się spodobała, zdjęcia które mi wysyłała przerabiała, bo na żywo wyglądała sporo gorzej. Ale w żaden sposób mnie to nie zraziło, wręcz pokrzepiło mnie to do lepszego poznania jej i wzmocniło moje uczucia do niej, że nie ma tak idealnej cery jak na zdjęciach. Miałem być u nich tydzień, ale skróciłem pobyt do 3 dni bo... Ona nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, a ubierała się... po domowemu, każdego dnia w jakieś dziwne spodnie z krokiem w kolanach, na maxa brzydkie.
Nie pojechała ze mną na koncert, na który kupiłem bilety, bilety przepadły, nie chciała spędzać ze mną czasu, a koniec końców jak byłem pojechała gdzieś tam z koleżankami, które ma na co dzień, zamiast spędzić czas ze mną. Chodziłem struty i byłem załamany, 20 letni facet prawie się rozpłakał, bo do końca wierzyłem, że w dniu w którym wyjadę, w stanie wtedy kiedy ja i przed samym wyjazdem przyjdzie i chociaż się ze mną pożegna. Nie zrobiła tego.
Wróciłem, i dobry tydzień nie mogłem się pozbierać. Chciałem zerwać z nią zupełnie kontakt, nie chciałem puścić czegoś takiego płazem. Ale mimo wszystko ona znów tym swoim słodkim głosikiem przeprosiła mnie i napisała, że bardzo się stresowała i dlatego tak się zachowywała. Uwierzyłem jej.
Mało że uwierzyłem, po tym jej przepraszaniu nasze relacje, przynajmniej przez internet znacznie się poprawiły, a ja szczerze się w niej zakochałem, co jej wyznałem. Wtedy ona napisała mi że. Chce mnie tylko za przyjaciela i nigdy nie będziemy razem.
Kiedy czytałem te słowa, coś we mnie pękło. Rozumiem, że mocno odczuwam zerwania, mocniej niż inni, ale żeby 20 letni facet, który nawet jak widział martwe ciało swojego rodzonego brata nie płakał, rozpłakał się jak dziecko po tym, jak 15 latka z 2 końca polski dała mu kosza? Czułem się strasznie i okropnie i nie mogłem przez dobre kilka dni się pozbierać...
Od tamtej pory przez jakiś tydzień wymyślałem różne wymówki, wmawiałem sobie, że jak np. zażartowała z mojego drugiego imienia to obraziła mnie i moją rodzinę. Nic to nie dało, organizm reagował i reaguję na nią jeszcze mocniej niż wcześniej.
Zerwałem kontakt z Moniką, z jej znajomymi, z jej bratem, a moim przyjacielem Pawłem, co sprawiło mi ogromny ból, i wytrzymałem... Dzień. Po tym znów napisałem do Moniki, i zaczęliśmy znowu pisać jak gdyby nigdy nic, nie mogłem wytrzymać bez niej.
I tak oto dochodzimy do dnia dzisiejszego. Wcześniej miałem wpływ na Monikę, chciała ze mną pisać co by się nie działo, potrzebowała mojego towarzystwa, miałem na nią jakiś wpływ, teraz... Czuję się pusty. Ciągle wymyślałem nowe wymówki, żeby tylko ją obrazić, się na nią obrazić, albo cokolwiek, byleby tylko zmusić własny organizm, do wyrzucenia jej z głowy jako idealną dziewczynę.
Byłem z tym u psychologa, 2 razy. Pani psycholog dała mi do rozwiązania jakiś test, rozmawiała ze mną i. Wyjaśniła mi, że mam naturę Dyrektora, wyjaśniła mi co to znaczy, i powiedziała, że u mnie w domu nie zaznałem miłości, dlatego tak bardzo czuję potrzebę kochania i tak mocno się zakochuję. Gdy wróciłem do domu poprosiłem Monikę, aby również zrobiła ten sam test co ja. Wyszedł jej Negocjator, czyli najlepsza możliwa para dla Dyrektora.
Wczoraj w nocy poprosiłem ją o tygodniową przerwę w pisaniu, jeśli nie będzie mogła wytrzymać, może przerwać ciszę wcześniej, albo też nigdy się już nie odezwał, żeby mi nie przyszło do głowy pisanie do niej, kazałem jej siebie zablokować. Zrobiła to bez wahania, i się nie odzywa. Jeszcze miesiąc temu prosiłaby mnie, żebym pozwolił jej ze sobą pisać i nie robił żadnych przerw.
Ona zawsze mi wybacza, cokolwiek bym nie zrobił zawsze wybacza mi moje niegodziwe zachowanie, ale jednak czuje, że się ode mnie oddala. W zasadzie już oddaliła. Ta tygodniowa przerwa ma pomóc nam odpocząć od siebie, ale czuję, że już nigdy nie będziemy pisali tak jak dawniej.
Co mam robić? Czy walczyć o ten związek? Czy związek z 15 latką ma wogóle jakikolwiek sens? Po studiach nie ma problemu, żebym zamieszkał u nich, wręcz przeciwnie, marzę o tym, żeby mieszkać ram, z racji pięknej okolicy, i z racji tego, że wspaniale byłoby mieć Monikę blisko. Co o tym sądzicie? Powinienem wyrzucić ją z mojej głowy na zawszę, czy może jednak powinienem walczyć o ten związek. Co o tym myślicie?