Mieszkam od ponad roku w Londynie, może nie jest to zbyt długo, ale dzięki odpowiednim cechom charakteru oraz tym, że pracuję jak wół ludzie, z którymi współpracuję coraz bardziej mnie szanują i traktują jako osobę, do której mogą się zwrócić o pomoc, co mnie bardzo cieszy. Jestem młodą dziewczyną, z dobrą pracą, świetnymi referencjami i pieniędzmi na koncie, marzeniami, które spełniam, nie jestem miss świata i nigdy się za taką nie uważałam. Mniejsza z tym.
Jak to mówią - wszystkiego mieć w życiu nie można. Przyznam, że moje życie miłosne to totalna żenada.
Podobno pierwszej miłości nigdy się nie zapomina i tak, nie zapomnę jaką wtedy byłam idiotką. Nie będę pisać jak się poznaliśmy, bo to bez sensu. Sama zrobiłam pierwszy krok, bo widziałam, że nie jest z tych super odważnych i zaprosiłam go na półmetek, na który i tak nie poszłam przez to, że jedna z koleżanek, która nie przepadała ze mną nalała mi do kremu do twarzy krem do depilacji i straciłam jedną brew.
Po pewnym czasie zaczęliśmy się z Dawidem coraz częściej spotykać. Za każdym razem przy spotkaniu kupował kwiaty, zabierał mnie gdzieś. Fascynowało mnie to, że pomimo tego, że ma bogatą rodzinę i sam jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną jest jednocześnie bardzo skromny i ułożony. Teraz mogłabym śmialo stwierdzić, że to idealny materiał na męża. Owszem miał wiele wad, ale jemu to zawsze uchodziło na sucho taki był kochany. Fascynowało mnie również to, że mimo wszystko wstydziłam się jego. Zawsze w głowie rozmyślałam o czym to rozmawiać nie będziemy, blablabla, a zawsze wstydzioszka byłam i siedziałam cicho. Często rozmawialiśmy o jego kocie.
Burak na twarzy i nic więcej. Ale najwidoczniej nie byliśmy sobie przeznaczeni. 5 lat różnicy przy moim ówczesnym gówniarzanym wieku tj16/17 lat - u mamy nie przeszło. Poza tym moi rodzice nie byli bogaci, więc byłam z innej bajki. Kiedy pytał o powód rozstania przyznałam, że go zdradziłam, choć to nie była prawda. Sądziłam, że tak będzie lepiej.
Kolejny związek również kicha. Ingerencja w prywatne wiadomości, kontakty w telefonie, wydzwanianie do moich kolezanek gdzie jestem, ustalanie na jakie studia pójdę, byle mieć hajs, robienie ze mnie nic nie warte gówno. Chore.
Wyszalałam się po zerwaniu i czułam, że chcę kogoś takiego kochanego, czułego. A z iloma się nie spotykałam tak żaden nie potrafił mi zaimponować czymś innym niż dobrą furą, bickiem, hajsem albo nie wiadomo czym jeszcze. Nigdy tym, że jest spokojnym, ogarniętym chłopakiem i nie w głowie mu głupoty. A jak już coś było ok, to nagle zamknięta w friendzone z jego strony. Ech.
Znowu po 2 latach wpadłam w kolejny związek. Czułam, że to coś wyjątkowego, ale najwyraźniej się myliłam. I z tym owym Panem mam okropny problem. Nie jestem osobą, która kiedykolwiek mogłaby kogokolwiek zdradzić poprzez fakt, że mój ojciec zdradzał i nadal zdradza moją mamę z jakąś gówniarą. Jestem wierna jak pies, a myślę, że pisanie z kolegami na normalne tematy nie jest niczym złym. W sumie tylko z jednym. Choć teraz sądzę, że to największy błąd w moim życiu.
Nasze kłótnie zaczęły się od samego początku pobytu w Londynie. Najpierw sprzeczał się o to, że nie poświęcam mu tyle czasu. Potem zaczęłam pracę jako picker/packer na nocki plus dochodziły do tego ówcześnie sprzątania u jego kierownika budowy. Złościł się więc o to, że obiad nie zrobiony. Byłam zbyt zmęczona by cokolwiek zrobić. Naprawdę Kolejna kłótnia to o pokój za który przepłacamy i mimo tego, że każdy twierdził to samo co ja to niestety mój chłopak nie chciał się przeprowadzać ze względu na znajomych. Koleżanka twierdziła, że kto nam kiedyś obiad lub pranie zrobi. Odpowiedziałam, że kiedyś będę musiała wszystko sama robić, a nie koleżanki z mieszkania. Poza tym były imprezy...
Koniec końców po przeszło dwóch miesiącach przeprowadziliśmy się no i bardzo często odwiedzaliśmy znajomych ze starego mieszkania. Dochodziły do tego imprezy okolicznościowe typu sylwester, urodziny znajomego itp. Często mój chłopak obrażał się o byle co i "szedł spać". Ja często zostawałam, bo chciałam z nimi spędzić trochę czasu będąc TRZEŹWĄ, zacznaczam. Za każdym razem też się kłóciliśmy. I to było coś typu, że ja wszystko psuję, a on jest oki, że on mnie zostawia i wraca do Polski. Pamiętam, że podczas jednej imprezy zwyzywał mnie trochę, bo myślał, że jestem jego koleżanką jak się potem tłumaczył, a nie sądził, że to jestem ja i że się z nim droczę. Zaznaczę, że spał w pokoju, gdzie była impreza. Ma to sens? Potem się zakrztusiłam, a on mnie tak mocno uderzył w plecy, że chyba wszystkie organy poczułam. Obraziłam się trochę, ale mu wybaczyłam. Przy tym wszystkim był wspólny znajomy, który pracował w jego firmie, a ze faceci to plotkary no to cóż.
Pamiętam, że po jakimś czasie poprosiłam jego kierownika o referencje z pracy. To jest człowiek, na którym się raczej nie zawiodłam. Owszem, musiałam niejednokrotnie długo czekać, ale zawsze dostawałam to o co go poprosiłam. Jako kierownika. Gdy mnie zobaczył zapytał czemu jestem smutna, a po tym jak zaprzeczyłam, zapytał czy na pewno. Jakoś od tamtej pory czuję, że on wszystko skądś wie. Nie wiem skąd, ale wie.
Po jakimś czasie zaczęliśmy się kłócić o jego kierownika, ze względu na to, że on z nim pracuje, a ja tylko współpracuję mieliśmy zupełnie odmienne zdanie. Osobiście kierownika nigdy nie poznałam, znamy się jedynie z pracy i jak każdy może wkurzyć, a czasem może być miły.
W lipcu znów zaczęłam współpracę z jego kierownikiem. Tym razem miałam zjechać do Polski, ale zostałam, bo od początku mówiłam mojemu chłopakowi, że jak będzie mnie potrzebował to zostanę. I zostałam. Poza tym mojego w ogóle nie obchodziło to czy ja chcę urlop, wziął urlop, bo koledzy w tym samym czasie również brali i chcieli spędzić wszyscy wakacje.
Kierownik bardzo się ucieszył z mojej decyzji, ale mój chłopak twierdzi, że jest zbyt wielkim egoistą by to zrozumieć. A według mnie po prostu gość się nad niczym nie rozczula. Zostałam to zostałam, ucieszył się i po co dalej temat drążyć. Ale mój Mateusz taki nie jest. Lubi bardzo dużo rzeczy wypominać.
Podczas pracy poznałam Michała (kuzyna kierownika). Nie rozmawiałam z nim w pracy za bardzo. Mój Mateusz był na innej budowie i tam już został. Wiadomo, praca to praca. Tym bardziej, że mam chłopaka, który mnie chyba kocha i nie chciałabym żeby przeze mnie cierpiał, ale wiecie co... gdy spędza się z kimś praktycznie 10h dziennie, 5 dni w tygodniu przez 2 miesiące poznaje się człowieka to nie ma wyjścia, by nie poznać tej osoby.
I chyba się w nim zakochałam. Domyślam się że jak każdy ma pewnie wady, ale jest tak przeuroczym i ciężko pracującym chłopakiem, że aż niewiarygodne, a jego oczy są najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Zawsze chłopaków porównywałam do mojej licealnej miłości, bo zawsze chciałam kogoś takiego znaleźć, równie spokojnego jak i jak, gdzie imprezy są okej, ale nie aż tak by się schlać tak jak mój chłopak to potrafi konkretnie zrobić, ale tym razem nikogo nie porównywałam.
Znowu burak, wstydzioszka.
Pisałam wszystko mojej koleżance z Polski o Mateuszu, o Michale, o pracy itp. Zmieniłam także telefon z ip4s na ip6s, a wiadomo telefony te są bardzo personalne, więc póki się nie wylogujesz ze wszystkiego to wszystkiego się można o Tobie dowiedzieć. I tak właśnie było. Mój Mateusz zaglądnął do mojego fejsbuka, w zdjęcia, wszędzie gdzie się dało i to już drugi raz co dla mnie jest po prostu brakiem prywatności i zaufania. Nawrzeszczał na mnie, że jestem taka sama jak mój ojciec, że każdego bym zdradzała, jak zarzuciłam mu, że podejrzewałam, że mnie sam zdradza (bo tak było, że wyskoczyła mu para na tinderze) to zwyzywał mnie od psychicznych wariatek, bo mnie SPRAWDZAŁ czy ja mam konto. Wiedział o wszystkich kłótniach z siostra, mamą itp i teraz mi to wypominał. Znowu moja wina.
Później siostra napisała trochę chamski komentarz i zaczął nagle mnie bronić "nikt nie będzie mi Ciebie obrażać". Ech.
Podczas kłótni powiedział bym usunęła swojego tumblr'a, na którym umieszczam zdjęcia, które sama wykonuję i są tam też różne cytaty. Poprosiłam o to mojego znajomego, bo usunęłam starego e-maila, na którym się tam rejestrowałam, więc nie wiedziałam jak to zrobić. Od razu zdrada.
Zaczął mi też wypominać to, że narobiłam jemu koło dupy u kierownika, co jest nie prawdą, bo przeszedł na inną budowę wcześniej niż ja przyszłam, a gdy kierownik zapytał jak mu się tam podoba, to odpowiedziałam, że ok, bo chodzą z chłopakami później na piwo po pracy, bo mają 20 min do stacji pociągów. Kierownik się trochę wkurzył, bo cenił go, a nagle sam na sam powiedział, że on nigdy z nim nie chodził na żadne piwo i żebym się nad tym związkiem mocno zastanowiła. Szkoda, że o niczym nie wiedziałam. Wyszłam na tą co nic nie wie o swoim chłopaku. Same tajemnice przede mną miał.
Poza tym ciężko mi się z tym żyje, bo wiem, że to nie koniec współpracy, a Mateusz jest jaki jest i dopóki nie przestanę tam pracować będą kłopoty. Staram się być profesjonalna, nie łączyć związków z pracą, ale Mateusz tego nie potrafi.
Do tej pory jeśli się kłócimy to mówi, że wyjeżdża do Polski i mnie zostawia. Wiedziałam, że mną manipuluje, więc już olewałam te teksty. Ale nadal wychodzi na zewnątrz i wraca nad ranem, albo mnie straszy, że wyjedzie i tak w kółko. Twierdził, że jestem z nim tylko dla kasy, choć to ja od niego zarabiam więcej, o ironio.
On już sam nie wie co mówi. Szkoda mi go, ale chyba ktoś musi to zerwać, a nie wiem czy dobrze robię.
Poza tym teraz mam dzień wolny i zamiast odpocząć od pracy to muszę po nim posprzątać jak po małym dziecku. Talerze, szklanki, ubrania. Wszystko na ziemi.
Jak już wspomniałam poznałam Michała. Z Michałem nie wiem co między mną a nim się "narodziło", pracował jako pomocnik, teraz pojechał na studia, więc jeśli miałby wrócić to dopiero za rok. Rozmawialiśmy o pierdołach i przyznał, że podoba mu się tutaj, ale nie ma czasu by zwiedzić miasto, bo wraca po pracy i jest zmęczony, a jak chce to nie ma z kim, bo jego kuzyn ma też swoją żonę i swoje plany. Poleciłam mu M&M's World na Leicester Square, pokazałam mu nawet drogę po czym stwierdziłam, że i tak tam nie pojedzie. Zapytał czemu to odpowiedziałam, że będzie zmęczony po pracy. Przez następny tydzień chodził za chłopakami i pytał jak się wymawia nazwę tej stacji metra, bo chce tam pojechać i chyba pojechał Później ciągle kierownik mówił, żebym poprosiła Michała o pomoc i takie tam. A on nigdy nie był zbyt zajęty tak jak reszta chłopaków. Zawsze pierwszy.
Wiadomo faceci na budowie są tragicznie sprośni, ale już się tak do nich przyzwyczaiłam, że albo olewam ich teksty albo się śmieję z nich. Michał stwierdził, że mi biednej się mózg zlasuje, haha. Później znów jak przyszłam na późniejszą godzinę i nic się nie odzywałam, ani nie spotkałam na budowie nikogo tylko jakoś po 30 minutach przyszedł Michał i mówił, że wiedział, że przyszłam, bo czuć kobiecy feromon, więc przyszedł się przywitać jako pierwszy.
Później często na samym końcu pracy chodził przy mnie bez koszulki, bo chciał się przebrać i jakoś nie wiem... nie mogłam spojrzeć się na jego ciało. Taka byłam zawstydzona. Na innych luz, ale na niego nie mogłam no. Od razu prosto w oczy się patrzyłam. Czasami w ogóle czułam, że szuka jakiejś zaczepki.
Może mi się to wszystko wydaje, echhh.
Raz też pracowałam z nim na piętrze, sprawdzałam czy wszystko ok jest dopięte na ostatni guzik i potrzebowałam jedynie odkurzacza, bo chłopaki coś nabrudzili, więc zaraz po nich musiałam posprzątać, choć nie od tego tam byłam. Michał miał odkurzać, ale szpachlował ścianę i tak się ubrudził pod nosem, że wyglądał jak Hitler tylko z białym wąsem od razu mu to powiedziałam śmiejąc się przy tym. Wróciłam z powrotem sprawdzić czy dziewczyna od sprzątania nie zrobiła zacieków, ale nadal potrzebowałam odkurzacza, który był potrzebny Michałowi. Tym razem Michał cały się ubrudził, a ja w większy śmiech i zwróciłam mu uwagę, żeby się nie wycierał ręką, bo cały na buzi jest obkurzony, ale odparł, że skoro sprawia mi uśmiech na twarzy sobą to będzie tak chodził, a wtedy chodziłam smutna, bo kłóciłam się ze swoim i wszyscy chyba o tym wiedzieli.
Faceci to nie wszystko, ale czuję się samotna jedynie pracując. Najgorsze są sny kiedy śnisz o tym, że śpisz obok cudownego faceta, swojego męża, a budzisz się w nocy i uświadamiasz sobie, że tracisz czyjś czas...
Zawsze komuś pomagałam i może jestem taką książniczką, co czeka na swojego księcia z bajki, może czasami jestem wredna, ale nikt nie zarzuciłby mi braku empatii i może dlatego nadal tkwię w związku z litości, bo nie chcę kogoś zranić, by znowu ktoś przeze mnie cierpiał
Edit: dodam jedynie, że mój obecny chłopak często wykorzystuje to że jestem podpita, np wypiłam kieliszek wina za dużo i próbuje się do mnie lepić, a gdy jestem naprawdę cholernie śpiąca i mówię mu to, to on wkłada mi dłonie tam gdzie nie trzeba mówiąc, że przecież i tak to lubię. Raz trochę on wypił z kolei i chciał ode mnie coś więcej, byłam trzeźwa i trochę napalona więc mi się też nastrój udzielił. Doszedł i zszedł ze mnie, zapytałam czy to koniec, a on, że tak, bo zmęczony jest. Trochę się poczułam jak taka laska, w którą się wkłada i po prostu dochodzi, totalny egoizm. Smutno mi się zrobiło, bo nie wiem czy on po prostu nie jest ze mną, żeby jedynie "wsadzić". Nie wspominając o tym, że kupiłam bilety na koncert Coldplay, których słucham od dawna i na punkcie których mam bzika, a ich koncert to było moje marzenie, tym bardziej, że nigdy finansowo nie mogłam sobie na to pozwolić, a później wypominał mi, że mogłam mieć już do Polski 100f, że wydaję pieniądze na byle co. Swoje. Ciężko zarobione. Które mogę wydawać na co mam ochotę. Okazuje się, że jednak tak nie jest?