Nie mam nawet sily opisywac do konca mojego problemu... ponad 3 lata temu poznalam chlopaka- od poczatku wpadl mi w oko, poczatkowo nic takiego, ale dosc szybko okazalo sie, ze to milosc mojego zycia... wszystko bylo idealnie.. idealny zwiazek, idealna para, idealne wakacje, idealne relacje w lozku... wszystko idealne, co doprowadzilo do wspolnego mieszkania i zaczely sie pierwsze klotnie... pocztkowo o blahostki, pozniej o rzeczy troche wazniejsze, pozniej wkradla sie zazdrosc, ktora zniszczyla wszystko... nie byla to chora zazdrosc, ale M (moj byly) byl takim czlowiekem, ktory nie szczedzil komentary widzac piekne kobiety, a to dzialalo na mnie jak plachta na byka... bylo coraz gorzej, zaczelismy sie od siebie oddalac, ja tracilam wiare w sibie, zaczelam choldzic do psychologa, az w koncu doszlo do rozstana.. przesylam tragedie, ale M syzbko zorientowal sie, ze chche byc ze mna i ze chce abysmy do siebie wrocili... tak bardzo go kochalam, ze zapomnialam w jednej chwili o wszystkim co bylo zle i bez watpienia dalm mu szanse, ale niedlugo po tym jak sie zeszlismy znow zaczely sie klotnie o blahostki... mamy dwa scierajace sie charaktery i nikt nie potrafil odpuscic... kazde wyjscie do znajomych konczylo sie klotnia, jakas chocby drobna sprzeczka przez co roslo w nas ciagle cisnienie... tak bardzo sie kochalismy i tak bardzo nawzajem ranilismy. Zawsze byl dla mnie czuly i kochany, we wszystkim wspieralm, jedno czego nie moglam zniesc to tego, ze nie czulam sie dla niego jedyna... ze on ciagle zwracal uwage na inne, az w koncu oklamal mnie... te klamstwo tak mna potrzasnego, ze zerwalam, bo przestraszylam sie tego, ze to dopiero poczatek jego oszustw... on tlumaczyl to tym, ze nie powiedzial mi o czyms, bo wie jak chorobliwie zazdrosna jestem i ze wscieklabym sie... blagal mnie o szanse, chcial zbeysmy do siebie wrocili i mowil, ze jeste jego 'naj', ze kocha mnie i nie wyobraza sobie zycia beze mnie... ja uparcie brnelam w to, ze to koniec, ze stracil moje zaufwanie... ale nie wytrzymalam po jednym dniu zadzwonilam do niego, ze go kocham i ze chche dac mu ta szanse, to uslyszalam w sluchawce ze on to przemyslal i ze ten zwiazek od poczatku skazany jest na straty... ze pooralismy sie tak bardzo, ze to juz nie ma sensu i wtedy ja przerazilam sie.... wpadlam w panike, ze juz nigdy wiecej go nie zobacze... zaczelam ja go blagac, zeby tego nie robil, zeby nie mowil tak i zeby dal nam szanse... poczatkowo nie chcial, ale sie zgodzil... spotkalismy sie, ale on byl nieobecny, spiety i jakby struty... twierdzil, ze kocha mnie nadal, ale nie potrafi nam dac szasny przez to wszystko co zlego sie wydarzylo miedzy nami... ze nie potrafi zagwarantowac mi nic pewnego i ze nigdy nie zalozymy rodziny- zawalil sie caly moj siwat... moje zycie skupione bylo wokol niego i teraz nic nie ma znaczenia... wszystkie wyjazdy, majowki byly z nim i jego znajomymi, bo moi juz dawno osiedli i pozakladali rodziny.
Nie potrafie sie z tego pozbierac... nie wiem co mam zrobic, mam glupie mysli i czuje ze znow wpadam w deprese, tylko tym razem jest to cos duzo silniejszego niz wtedy... nie piszcie mi, ze bedzie dobrze i ze czas leczy rany, bo wiem, ze to nie prawda...
O jakich głupich myślach piszesz? Rozumiem, że cierpisz bardzo ale z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Byłam w podobnej sytuacji. Wydawało mi się, ze świat mi się zawalił i na tamtą chwilę też nie chciałam słuchać, że wszystko będzie dobrze, i że czas leczy rany ale to prawda.
Rób cokolwiek, wyjdź gdzieś. Rób wszystko aby tylko nie myśleć. Jeśli będziesz sama i myślała o problemie, to problem tak siądzie na Ciebie, że przestaniesz funkcjonować normalnie. DZIAŁAJ! Stało się? Trudno- życie. Ale masz je jedno i musisz wykorzystać. I jeśli nie przestaniesz myśleć i użalać się nad sobą, to nigdy nie ruszysz do przodu. Idź na siłownię, fitness, pobiegaj, może zakupy? Nie przebywaj sama.. A zobaczysz dasz radę sobie.
4 2016-09-08 15:40:50 Ostatnio edytowany przez christiana (2016-09-08 15:41:23)
Ile masz lat i jak stoisz finansowo? Stać Cię na podjęcie terapii prywatnie? Bo z tego co widzę jest potrzebna na teraz a na psychologa na NFZ się trochę czeka... ale nawet jeśli nie to będzie ok, najważniejsze żebyś się zarejestrowała. Czas i tak upłynie w ogóle co wyniosłaś od tego psychologa do którego chodziłaś? Bo jak dla mnie problem jest w Twojej niskiej samoocenie, która mogła zarzutować na toksyczność relacji. Nie dziwię się, że bolało Cię jak on oglądał się za innymi... nie dziwię się, że jest Ci ciężko. Rozstania są potworne
Mówisz, żeby Cię nie pocieszać pustymi słowami, ale napisałaś ten post, czyli walczysz. Spróbuj na razie maksymalnie odsunąć związek z własnych myśli, skup się na sobie. Co możesz zrobić dla własnej przyjemności? Co sprawi, że będziesz się sama sobie bardziej podobała? Nawet jeśli wydaje Ci się to bez sensu usiądź, napisz to na kartce i spełniaj choćby na siłę. Najważniejsze to nie tkwić w miejscu!