Zaczęłam dojrzewać jako jedna z pierwszych dziewczyn z klasy, dlatego wydawało się że pierwsza miesiączka to tylko kwestia czasu. Niestety tak nie było, mijał rok za rokiem, koleżanki które zaczęły dojrzewać później ode mnie miały już swoje historie związane z pierwszą miesiączką, z tym jak sobie radzić z okresem itd. W końcu gdy nadeszły 15 urodziny a ja nadal nie miałam żadnych objawów okresu, zgłosiłam się do pani ginekolog, uspokoiła mnie żebym poczekała, że jeszcze jest czas itd. Więc czekałam, minął kolejny rok, 16 urodziny, już więcej nie mogłam czekać, kolejna wizyta, tym razem dokładniejsze badanie ginekologiczne i czekanie i jeszcze raz czekanie a po czasie który wydawał się dla mnie nieskończonością diagnoza zespół MRKH, zero szans na zajście w ciążę i urodzenie dziecka, pani doktor (bardzo sympatyczna osoba) pocieszała mnie jak mogła ale ja nie mogłam i nie chciałam uwierzyć w to co słyszę. Całe moje plany posypały się, dodatkowo niespełna rok później rzucił mnie chłopak z którym byłam już długo i mimo młodego wieku, mieliśmy już zarysy naszego dorosłego życia. Podobno rozstanie nie miało związku z diagnozą jak było na prawdę tego nie wiem i chyba się już nigdy nie dowiem...
Mam już 19 lat od feralnej diagnozy minęły trzy lata, już zdążyłam się pogodzić z tym że nie będę mieć dzieci. Co mi pozostało? Jedynie adopcja ale to na razie bardzo bardzo odległa przyszłość. Na chwilę obecną nie potrafię wejść w związek, mam dziwne przeczucie że zrobiłabym komuś krzywdę. Skoncentrowałam się na nauce, dostałam się na wymarzoną uczelnię i kierunek i coraz częściej się zastanawiam, a może pójść właśnie taką drogą? Skoro nie mogę mieć dzieci może nie powinnam angażować się w związki ale skupić się na studiach a później na pracy i skorzystać z życia jak najwięcej jako singielka... Sama już nie wiem, po prostu chyba jeszcze nie dojrzałam do właściwej decyzji...