Myszuwa napisał/a:Sądzę, że jeśli poznasz kogoś, komu na tobie zależy to i choroba nie będzie problemem. Uwierz mi 
Co do pracy - próbowałeś znaleźć dla siebie jakiś inny zawód, w którym mógłbyś się spełniać tak jak w poprzednim? Czytaj, dowiaduj się, sprawdzaj - nóż widelec znajdziesz coś na miejscu, co cię jednocześnie zaintryguje i spodoba.
I pamiętaj, że każdy może mieć CZASEM cięższe dni, kiedy nawet nie chce się wstać z łóżka... Ale poza tym staraj się czerpać z życia. To dobrze, że wychodzisz z domu i próbujesz coś robić. Mieć cel, o którym wspomniałeś, to bardzo ważne.
Sama tak ostatnio zaczęłam. Stwierdziłam, że coś muszę zrobić ze swoim życiem, nim będzie za późno.
Sęk w tym, że raczej nie mam szans na poznanie kogoś. Kontakty interpersonalne nie są moim konikiem. Co do zawodu. O ile można mówić w ogóle o zawodzie. Lubię sport i tutaj upatruję tego, że może to mi pomoże, zapomnieć o jeżdżeniu. Idę we wrześniu na kurs trenera i może zaczepię się w jakiejś siłowni. I nie, nie dlatego, że to jest modne (imię nazwisko trener personalny, pół FB tak wygląda
, jak kilka lat temu photography), bo x lat temu ćwiczyłem regularnie i mam niezłą wiedzę na ten temat. Więc może? Czas pokażę, na kurs się zapisałem, zapłaciłem, klamka zapadła.
Dzięki Ci
Powodzenia w tym, co tam robisz.
espagniola napisał/a:Czy kobieta z depresją i lękami dalej jest kobietą?
Czy kobieta, która pokochała wybitnie męski zawód, też jest kobietą?
espagniola napisał/a:Tak się składa, że ja również odnalazłam się tylko w jednej pracy- przez kilka lat jeździłam ciężarówką i nic wcześniej tak mnie nie cieszyło... Podróże, co dzień inne miejsca i ludzie, żadnej rutyny, fajne auto, piękne widoki i jeszcze mi za to płacili...
Aż pojawił się mój rycerz (na fioletowym koniu:), zakochaliśmy się w sobie bez pamięci i rozmnożyli.
Dziś, po prawie 3 latach osiadłego trybu życia i wychowywania dziecka, mam depresję, lęki i nie poznaję siebie.
Wydaje mi się, że u mnie "strzyga" pojawiła się z powodu radykalnych i nagłych zmian oraz braku akceptacji tego "osiadłego" życia. Od kiedy powoli i z mozołem pojawia się moje pogodzenie z losem, zdrowieję. Co prawda do końca nigdy się z tym nie oswoję, ale widać postępy.
Może spróbuj wrzucić trochę na luz, mnie pomaga.
Pozdrawiam
Dokładnie wiem, o czym mówisz. Poranek ciągle gdzie indziej, zmiany krajobrazu. A tutaj rutyna. Choć czasem się miało dość tego ciągłego stresu, nerwów, terminów na wczoraj, to jednak coś w tym jest. Ja jeździłem ściślej mówiąc na busie, to dopiero były nowe miejsca. 15000 km na miesiąc, to nieraz w Portugalii się było 2x podczas wyjazdu
Luz - dobrze powiedziane. Są dni lepsze i gorsze. Jak dzień jest wyjątkowo zły, to wsiadam w osobówkę i robię objazd. 200 km i człowiek jak nowy. Przynajmniej na kilka godzin.
A co do pierwszego pytania - moim zdaniem nie ma reguły, że to męski zawód. Pewnie niejednego pod rampą zawstydziłaś przy manewrowaniu 