Pomożecie mi zrozumieć tego chłopaka?
Ponad rok temu poznałam świetnego chłopaka. On 23 ja 22 lata – tak dla wiadomości. Przegadaliśmy wtedy całą noc i od razu zaczęliśmy ze sobą pisać. Mieszkamy w niedalekich miejscowościach (20 km) ale niestety studiujemy w innych miastach więc nie możemy spotykać się tak często jakbyśmy chcieli. Tuż po poznaniu widziałam zainteresowanie z jego strony Sam wychodził z inicjatywą spotkań wtedy kiedy akurat byliśmy obydwoje w swoich miejscowościach. Gdy nie wracaliśmy długo to na prawdę na bieżąco wiedzieliśmy co się u nas dzieje bo co kilka dni wysyłaliśmy do siebie prawie listy tylko, że przez fb. Były znaki, z jego strony, że jest zainteresowany dalszą znajomością więc zaproponowałam mu aby wybrał się ze mną na wesele w maju. Niestety odmówił twierdząc, że nie odpowiada mu termin. Trochę mnie to zabolało i może nie rozsądnie ale dałam mu wtedy do zrozumienia, że nie jest mi obojętny bo zależało mi na tym by to akurat on ze mną poszedł. Zapierał się, że bardzo by chciał ale po prostu nie ma jak. Wiecie, to "po prostu nie ma jak" odczytałam jako "po prostu nie chce iść" i urwałam kontakt na miesiąc nic nie odpisując do niego przez ten czas. Ale przez ten cały czas tęskniłam za nim bo gdzieś po drodze się w nim zakochałam. Więc, napisałam po miesiącu i kontakt się odnowił i to mnie się oberwało z jego strony, że nic nie pisałam a on się martwił. Zawsze był bardzo miły w stosunku do mnie ale i zarazem taki złośliwy ale na zasadzie "kto się czubi ten się lubi". Dużo pytał co u mnie i czasem nawet dopytywał o takie nieistotne szczegóły więc na prawdę chciał ten kontakt ze mną utrzymywać. Ale znów, 2 tygodnie później wyjechał na miesięczne praktyki za granicę. Chciałam się z nim spotkać przed wyjazdem, nawet trochę na to nalegałam ale nie znalazł czasu. Wtedy podobnie, poczułam się urażona i już telefonicznie dałam mu jasno do zrozumienia, że mi brakuje tych spotkań i mam obawy, że on nie chce. Oczywiście zaprzeczył. I wiecie co? Pisał do mnie codziennie, nawet czasem nie dał mi czasu na odpowiedź. I co najlepsze sam zaprosił mnie na wesele jako osobę towarzyszącą a wcześnie tuż po jego przyjeździe z praktyk na spotkanie. Na weselu fajnie się razem bawiliśmy. Próbował przełamać ten dystans co jest miedzy nami. Trochę się krępujemy bliskości bo całkiem dużo wiemy o sobie po tych wszystkich rozmowach a krępuje nas zwykły dotyk. On jednak ośmielał się i przełamywał to. Mnie szło zdecydowanie gorzej. To nie tak, że ja nie chciałam bo chciałam i to bardzo ale skrępowanie wzięło górę....Wesele było 21.08. Zdecydowałam się jakoś zrewanżować się za wszystkie kawy bo to on zawsze płacił i zaprosiłam go do siebie i zaproponowałam, że coś ugotuję. Tylko, że on trochę nie jest do tego przekonany. Niby wstępnie umówiliśmy się na wtorek 30.08 bo teraz wyjechał ale obawiam się, że do spotkania może nie dojść. Pytałam w czym problem bo nie zauważyłam, żeby coś się miedzy nami zepsuło czy coś. To w sumie dowiedziałam się, ze ma problem z dojazdem ale coś wymyśli i postara się być.
Chciałabym mu powiedzieć, że chciałabym częściej się z nim widywać. Że bardzo go lubię i zależy mi na bliższym jego poznaniu. Zaproponować żebyśmy coś razem zrobili, w coś zaangażowali itp. I jakoś subtelnie dać do zrozumienia, że mi się podoba i że ja w przyszłości liczę na coś więcej. Powiedziałabym tez mu o tej moje nieśmiałości, żeby wiedział, że to przez nią a nie przez to, że nie chcę, tak czasem ciężko mi się przełamać. Nie wiem tylko, na ile mogę mu to tak wprost powiedzieć na spotkaniu? A naprawdę bardzo mi na nim zależy bo gdyby nie on ten rok, którym był dla mnie wyjątkowo ciężko byłby nie do zniesienia. Dzięki niemu dałam radę i bardzo się przywiązałam. Czuję, że dla niego też jestem ważna tylko, nie wiem na ile i jak on mnie postrzega. Powiedzcie co zrobić?
Przepraszam, że się tak rozpisałam.