Jesteśmy małżeństwem 10 lat. Mamy dzieci. Nie mamy żadnych wspólnych marzeń i planów. Mój mąż wiecznie zajęty majsterkowicz ich nie potrzebue. Nigdy nie miałam w nim oparcia i mam wrażenie że tylko jeszcze ja podtrzymuje to małżeństwo. O każdą wspólna chwilę muszę go prosić bo on "nie ma czasu". Nie potrafi że mną rozmawiać i sam to przyznaje więc gdybym chyba nic nie mówiła to byśmy się mijali w domu bez słowa. Kiedy po jakimś wydarzeniu chce z nim porozmawiać to on teraz nie może bo "jest zmeczony""Jak się przestaje odzywać po kłótni to po 2 dniach mówi "a tobie co bo nie wiem" Wydaje mi się że jemu po prostu jest dobrze. Wie że jesteśmy małżeństwem więc się starać nie musi. Siedzi do północy przed tv a dla mnie czasu nie ma bo mówi że po ciężkim dniu tak właśnie odpoczywa. Nawet po ciężkiej mojej operacji "nie wiedzial" czy za te parę dni po mnie przyjedzie bo co jeśli mu się delegacja trafi? Mam już dość tego "nie wiem" i "zaraz" Zawsze jestem na drugim miejscu, kiedys po jego rodzicach a dzis po kolegach. Kiedy ktorys z nich potrzebuje pomocy to biegnie na skrzydlach. I on to wie bo przyznaje mi rację że zawsze jestem stawiana na drugim miejscu. Smutno mi i zle
Cześć. Jeśli jest tak jak piszesz, to co Cię przy nim trzyma? Po co z nim jesteś?
najważniejsze pytanie: co zamierzasz z tym zrobic?
Co mnie trzyma? Jesteśmy rodzina. Z boku całkiem szczęśliwą. Wiem że na swój sposób mnie kocha ale przyzwyczaił się i nie dba. Nie mam poczucia że to najbliższą mi osoba i że mogę mu wszystko powiedzieć. Miałam niedawno bardzo poważne kłopoty zdrowotne. Plakac mi się chciało a on nie potrafił podnieść mnie na duchu. Zwyczajnie nie wiedzial jak. Czy jest to wogole możliwe jeśli kogoś się bardzo kocha- że nie szuka się wyjście z sytuacji ? Jeśli już nie dam się zbyć to zrobi wszystko o co go proszę ale muszę albo się porządnie wkurzyc albo tysiąc razy prosić i mieć nadzieję że zdania nie zmieni A co z tym zrobić? Nie wiem - pomóżcie. Chciałabym aby postawił mnie na pierwszym miejscu ale gdyby mial to zrobić to po tylu wspólnych latach by tak było., prawda? Z drugiej strony nigdy z domu nie uciekał np do kolegów. Nigdy też sam nie chodzil na imprezy. Wydaje mi się że lubi być ze mną. Tyle tylko że jak już jesteśmy razem to nie koniecznie dba o mnie tak jakbym chciała.
Rodziną? Chyba tylko na papierku, bo definicja rodziny jest zupełnie inna, niż w Twoim przypadku. W rodzinie czujemy się szczęśliwi, ufamy sobie i możemy zwierzać się ze wszystkiego. Czujemy wsparcie od rodziny, pomagamy sobie nawzajem. Najważniejsze - czujemy miłość. Czujemy, że my kochamy, ale i inni nas kochają.
Nie da się kogoś kochać na swój sposób. Albo się kogoś kocha, albo nie. Miłość zawsze polega na tym samym. Trzeba też zaznaczyć, że niektórzy nie potrafią kochać.
Nie da się zmienić drugiej osoby na siłę. Jeśli nie mamy tego, co chcemy, to trzeba szukać tego gdzieś indziej, aż to znajdziemy.
Chyba masz rację. Tylko do tej pory zawsze miałam wrażenie że będzie jeszcze dobrze. Dziś gdy to pisze i zastanawiam się co napisać to samej mi się oczy otwierają na moje myśli. Czy ludzi w wieku 40 lat można zmienić. Jak zmienic mężczyzn ne który nie dostrzega problemu. Mówiłam mu już kilka razy że niedługo nie będzie co zbierac z naszego małżeństwa skoro nie wie o czym że mną rozmawiać. I zawsze dawałam mu do zrozumienia ze oczekuje rozmowy ale od wczoraj po kolejnej kłótni mam dość. Nie odzywam się i nie mam zamiaru dawać mu jakichkolwiek sygnałów że czekam na rozmowe Bo to oczywiste.Powiedzcie jak sie zachować. Prosić za każdym razem po kłótni o rozmowę czy unieść sie honorem i robić tak jak on czyli udawać że wszystko ok. Dlaczego on nie czuję potrzeby rozmowy czy wspólnych chwil we dwoje?
Majka, straszny masz słowotok, ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie: CO ZAMIERZASZ Z TYM ZROBIĆ? (specjalnie wielkimi, bo może nie zauważyłaś)
8 2016-08-21 19:52:39 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-08-21 19:57:25)
Strasznie disney'owska ta definicja rodziny koleżanki zakłopotanej. W życiu bywa różnie.
Pytanie:
1. Czy on wie, jak byś chciała, by o Ciebie dbał ?
2. Jeśli wie, w jakiej formie mu to powiedziałaś? najlepiej byłoby krótko, zwięzle i zdecydowanie.
3. Ten stan przygnębienia to już chroniczny, czy tylko sporadycznie Cię dopada? Snucie się po domu że smutną miną nie robi dobrze nikomu. A
4. Co sama robisz dla poprawienia sobie nastroju? Co lubisz, jakie masz hobby? Ile czasu temu poświęcasz? Bo może za mało.
5. Przy mało gadatliwym mężczyźnie warto mieć pogotowie babskie. W razie problemów idziesz na ploty, to naprawdę pomaga. Masz?
6. Przy jego braku aktywności dobrze jest samej zaplanować jakieś rodzinne rozrywki. Wtedy zarządzasz tylko ze ma się stawić i już.
No i pozwolić mu także na ten relaks. Tego każdy potrzebuje. Zawsze możesz wstawić telewizor do sypialni, ale pozwolić mu oglądać dopiero po określonym czasie miziania.
Najważniejsze pamiętać: to nie jest Twój wróg. On pewnie nie chce dla Ciebie źle. Po prostu z racji charakteru i płci pewnych rzeczy nie kuma lub kuma inaczej.
Wie doskonale o co mi chodzi. Wie czego bym chciała i jakich zmian oczekuję od niego. Wiele razy mu to mówiłam w spokojnej rozmowie. Chociaż właściwie to nie była rozmowa tylko monolog, po którym jak zwykle nie wiedzial co powiedzieć. Jestem raczej wesoła osoba. Mam kilka fajnych koleżanek - nie są to przyjaciółki ale lubię się z nimi spotkać i poplotkowac. I dzieje sie to dosc czesto Nie siedzę bez przerwy w domu. Pracuje zawodowo i jestem lubiana. Uwazam ze nie jestem nudną partnerką do rozmowy. Nie wiem czemu mąż mnie nie docenia. On sam tego nie wie a przynajmniej tak twierdzi. Pytacie co mam zamiar z tym zrobić?. Nie wiem. Nie potrafię zmienić tej sytuacji. Dlatego pytam Was o rady. Za każdym razem po klotni mam nadzieję że coś się zmieni ale nie zmienia się nic. Przeraża mnie najbardziej to, że mój mąż jest wszystkiego świadomy a nie zmienia nic. Nie chcę się z nim rozstawać. Chcę uzdrowienia mojego małżeństwa. Jedyne co mi zostaje to ciągła rozmowa i nadzieja ze kiedyś się uda.
10 2016-08-21 20:41:56 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-08-21 20:44:27)
Niektórzy myślą, że możliwe jest zmienić człowieka. Ja uważam, że raczej w niewielkim stopniu. Dlatego warto się dobrze dobrać. Spełnienie tego koncertu życzeń byłoby najpewniejsze po prostu po zmianie męża. Bo straszenie go odejściem jak widać, nie działa. To kosztuje i nie zawsze wychodzi na dobre. Jesteś na to gotowa?
Może odpuść.na chwilę te wymagania, niech się zmieni atmosfera w Waszym domu, zapanuje spokój, daj mu kilka dni na myślenie i wtedy spokojnie zapytaj, czy jemu jeszcze zależy na tym małżeństwie. Taki dystans musi być czymś spowodowany. Zawsze był raczej taki czy na początku było wręcz przeciwnie?
Nie jestem gotowa na rozstanie z mezem bo zwyczajnie tego nie chcę. Mówiąc mu ze nasze małżeństwo się rozpada miałam nadzieję że wreszcie coś dostrzeże. Coś zechce zmienić. Przed slubem nie mieszkalismy ze soba. Nie bylo takich peoblemow. Po ślubie bardzo szybko zauważyłam że nie jestem najważniejsza. Nie wiem dlaczego. Zawsze przy kłótni mówi że mu zależy na małżeństwie. Ale ja nie rozumiem jak może komuś zależeć skoro tej miloscii nie stawia na pierwszym miejscu. Dla mnie to się wyklucza. Czy nie uważacie że jeśli to ja ciągle zaczynam rozmowy to on tym bardziej nie będzie się starał bo i tak wie że to ja wyciągnę pierwsza rękę?
12 2016-08-21 21:20:50 Ostatnio edytowany przez gagatka0075 (2016-08-21 21:28:15)
Też bym chciała, żeby się wreszcie ktoś inny odezwał
Ja to widzę tak: nie rozumiem tych zawodów o "pierwsze miejsce". Moim zdaniem wszystko jest ważne dla człowieka inaczej. Nigdy nie jest to taka sama miłość i takie samo zainteresowanie.
W małżenstwo wkrada się rutyna, jeśli się ludzie nie starają. Wyliczyłas jego wady, ale czy on z Twojej strony ma to, czego od niego żądasz? Bo łatwo jest wymagać, trudniej samemu się postarać. Jeśli jeszcze ma dodatek Twoje monologi to same żale, pretensje, żądania, wymagania, to nie dziwię się, że Wam te "rozmowy" nie wychodzą. Chciałabyś, żeby ktoś Ci tak marudzil? Nie mówię, że żądasz niemożliwego, tylko obawiam się, że póki co żądanie tego od niego jest niemożliwe. Może to.po prostu nie taki typ. Ale jest między Wami kiepsko, a w takiej sytuacji ciężko o czułość i bliskość. Jeśli Ci naprawdę na tym związku zależy, zacznij zmiany od siebie. Przestań zrzędzic, daj Wam wytchnienia, luzu, pokaż mu się z innej strony, tej, w której się zakochał. W sumie to.nawet nie dla niego, ale zrób to dla siebie. Popraw sobie sama nastrój, bo dołowanie się tylko wszystko pogarsza. A może jego to zmobilizuje. I mówię, planuj jakieś rodzinne rozrywki i wyciągaj go. To zbliża.
Nie bronię go, rozumiem Twoje potrzeby. Tylko póki co nie zjednujesz tą roszczeniową postawą, więc jemu też się nie dziwię.
Sorry za brutalną szczerość.
Masz rację tylko problem polega na tym że on nic nie chce z siebie dać. To ja w każdą niedzielę wyciągam go żeby gdziekolwiek z nami pojechał. W tygodniu nigdy nie chce bo zajety. To ja od 10 lat organizuje nam wakacje, na które on nigdy nie ma ochoty. Chociaż zawsze jest fajnie i problem jest tylko przed wyjazdem. To ja wymyślam gdzie jedziemy w święta bo on by gdzieś pojechał ale nie wie gdzie.On nawet jak że mną rozmawiać to na leżąca bo tak mu wygodniej. Probowalam sama jeździć ale ileż można wkoncu jesteśmy rodzina. Probowalam nawet jak jechał do sklepu po piwo pojechać razem z nim do towarzystwa byle tylko być z nim chwilę. I nic. On nigdy sam z siebie nie zaproponował że gdzieś że mną pojedzie tylko po to żeby było mi miło. Podejmowałam miliony prób. Człowieka, który kocha nie trzeba do niczego namawiać i o niego zabiegać. Myślę że to nie jest rutyna. Myślę że miłość gdzieś się zagubiła.
Tak, masz rację, to możliwe. Gdy jest kiepsko rzadko kto powie szczerze i bez wahania, że kocha.
Tylko będąc na siebie źli jej nie przywrócicie. Nie rozmawiając, okopując się przy swoich stanowiskach, nie ustępując też nie. Stracicie ją całkiem.
Nie twierdzę, że każdy związek jest do uratowania. Może i Wasz juz za daleko w to zabrnał. Ale spróbować naprawić go warto, właśnie raczej zmianą postępowania. Nie złością, gniewem, pretensjami, tylko zrozumieniem, zbliżeniem się do siebie, zbudowaniem relacji na nowo.
No chyba ze on kogoś ma i ma wyrąbane.
15 2016-08-21 22:39:29 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2016-08-21 22:40:36)
Masz rację tylko problem polega na tym że on nic nie chce z siebie dać. To ja w każdą niedzielę wyciągam go żeby gdziekolwiek z nami pojechał. W tygodniu nigdy nie chce bo zajety. To ja od 10 lat organizuje nam wakacje, na które on nigdy nie ma ochoty. Chociaż zawsze jest fajnie i problem jest tylko przed wyjazdem. To ja wymyślam gdzie jedziemy w święta bo on by gdzieś pojechał ale nie wie gdzie.On nawet jak że mną rozmawiać to na leżąca bo tak mu wygodniej. Probowalam sama jeździć ale ileż można wkoncu jesteśmy rodzina. Probowalam nawet jak jechał do sklepu po piwo pojechać razem z nim do towarzystwa byle tylko być z nim chwilę. I nic. On nigdy sam z siebie nie zaproponował że gdzieś że mną pojedzie tylko po to żeby było mi miło. Podejmowałam miliony prób. Człowieka, który kocha nie trzeba do niczego namawiać i o niego zabiegać. Myślę że to nie jest rutyna. Myślę że miłość gdzieś się zagubiła.
To przestań to robić!
On się przyzwyczaił do tego, że to ty wszystkim kręcisz, więc masz.
Odnoszę też wrażenie, że życie w małżeństwie wyobrażasz sobie jako symbiozę.
Zanim napiszę dalszą część, poradzę ci, abyś zaczęła budować własne życie, dla siebie, bo to jest ważny element rozwoju.
W tej chwili kurczowo trzymasz się tego małżeństwa, nie ma jak oddechu złapać, mąż się dusi, dlatego się wycofał.
Powiedziałabym nawet, że "umysłowo" nie jesteś samodzielna.
I teraz: Twój mąż to taki typ, ciężko przychodzi mu zrozumienie ciebie, docenienie tego, co ma.
I dalsza, wspomniana część: nie wiem dlaczego nie mówi się głośno o separacji, jako jednym z podejść i możliwości na rozwiązanie takich jak wasze problemów.
Może to być nieformalna próba życia osobno - rozłąka na jakiś czas, formalna, z podziałem, chyba nie w waszym przypadku.
Po prostu, tak ja teraz nie da się razem iść przez życie, macie inne oczekiwania, potrzeby. Trzeba przemyśleń, co dalej.
Ale też ważne jest, aby w odosobnieniu spojrzeć na wasze małżeństwo z innej perspektywy, w ciszy i spokoju.
Jeśli jest miłość, to bardzo szybko rozłąka pokazuje to, co można utracić, i nagle to wspólne życie, głupie gadanie czy "nie wiem" męża nabierają innego znaczenia i wartości. Potem się już działa tak, aby nie zapominać, jak to jest ważne i ile dla nas znaczy.
Znam jedną, udaną separację w mojej rodzinie oraz w związku nieformalnym (rozstali się na rok), teraz są małżeństwem i mają dzieci (jest fajnie). Tyle ode mnie.
Cześć wiem coś o tym jak to jest mnie też jest smutno i źle . Tylko nie mów że twój facet jest kierowcą tira .Jestem z Częstochowy mam 32 lata i chętnie Cię poznam i wymienię się z Tobą problemami
Macie rację Kobiety. Postanowiłam od dziś więcej czasu poświęcić tylko dla siebie. To prawda, że mamy inne oczekiwania względem siebie. Widać to chyba na każdym kroku. Nie chcę już zabiegać o miłość. 10 lat wystarczy. Chcę skoncentrować sie bardziej na sobie i moich potrzebach. Nie bede tysięczny raz prosila Go o rozmowę bo to nie jest dziecko tylko dorosły mężczyzna. On musi chcieć sam coś zmienić. Myślę że albo za mną zateskni albo już całkiem nie będzie co zbierać.
Jeżeli popsuło się od razu po tym, jak ze sobą zamieszkaliście, to widać, że nie dobraliście się dobrze. Wiele jest takich małżeństw. Niektórzy nic z tym nie robią i żyją tak do śmierci. A w tym czasie są źli, smutni, nieszczęśliwi. Ważne jest, aby umieć zmieniać swoje życie na lepsze. Nie bać się, czasami ryzykować, ciągle dążyć do szczęścia.
Weranda 1351 z tego co zrozumiałam Twój mąż jest kierowca tira. Wydawać by się mogło, że wracając do domu po kilku dniach nieobecności powinien być stęskniony. Jak to jest u Ciebie w małżeństwie.? Mój mąż jest pracownikiem biurowym, codziennie jest na miejscu więc może w moim przypadku przyzwyczajenie zrobiło swoje.