Witam serdecznie.
Postanowiłam założyć nowy wątek, chociaż będę nawiązywała do mojego innego :
http://www.netkobiety.pl/t97921.html
Chcę by ten wątek był poświęcony właśnie na odbudowie poczucia własnej wartości. Wiem, że inni mogą przeżywać coś podobnego, co ja teraz i mam nadzieję, że nie tylko mi pomogą niektóre rady, które za pewnie się pojawią.
Otóż jak wspomniałam jestem po zakończeniu toksycznego związku. Sama odeszłam, ale dopiero za którąś próbą. Ostatnie parę miesięcy była to huśtawka schodzenie się rozstawanie. teraz mam do siebie żal, że nie potrafiłam tego uciąć. Niby ja zakończyłam te relacje, ale czuję się porzucona
I nie będę tu pisać "jak poradzić sobie po rozstaniu/ jak o nim zapomnieć/ straciłam sens życia i tp", bo takich problemów nie mam. Wiele przeszłam w życiu i wiem, że szczęście można sobie od nowa budować w każdej dziedzinie życia.
Mój problem polega na czymś innym. Miałam syndrom kochania za bardzo, nad którym zaczęłam pracować jakiś czas temu. Ale zanim doszłam do tego etapu pozwoliłam związkowi wytępić swoje poczucie wartości.
Mój facet np. mówił ostatnie 2 miesiące, że bardzo mnie kocha, ale mnie nie lubi. Padło nawet
nie lubię przebywać w moim towarzystwie" . Po czym mówił "oj powiedziałem to w złości, a ty się czepiasz". Ostatnio byłam jedyną osobą, która zabiegała o uwagę. Otwarcie mu mówiłam, że czuję się jakbym żebrała u ciebie o odrobinę uczucia. Było wiele takich sytuacji. Teraz czuję kompletny brak szacunku do siebie. Nie rozumiem jak mogłam pozwolić siebie tak upokarzać.
Do tego ostatnie miesiące były wypełnione ciągłą krytyką i atakami psychicznymi na moją osobę typu " nawet tego nie umiesz, moja była to potrafiła bez problemu", " co z ciebie za kobieta", "jesteś głupia, tępa, dziecinna, niezaradna, nienormalna, nieobrotna" . Stawałam na rzęsach by się zmienić, dopasować. Ale też nie było to bierne przyjmowanie takich ataków. Mówiłam np. "masz natychmiast przestać na mnie krzyczeć lub nie masz prawa mówić do mnie tępa". Ale co z tego , że próbowałam stawiać opór, skoro nie byłam konsekwentna
Poza tym nie wiem jak to się stało, powoli, dzień za dniem wyzbyłam się swoich poglądów. Czuję się jakbym przeszła pranie mózgu. To, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia w związku ( chociażby to niespędzanie ze sobą świąt i wolnych) dałam sobie wpoić, że to ja mam z tym problem. Tak. Dużo dałam wpoić. Cokolwiek czułam, że coś jest nie tak/ że ja tak nie chcę/ że tak miłość nie wygląda on potrafił skutecznie wszystko odwrócić na a ty masz wieczny problem, marudzisz. Z takim czymś masz problem? Dziewczynko co z tobą nie tak. Popatrz na moje koleżanki, na moje byłe. Żadna nie miałaby z tym problemu! Dojrzej, ogarnij się. Nikt z tobą nie wytrzyma. W życiu nie ułożysz sobie życia z normalną osobą. Tylko ja umiem ci dać czego potrzebujesz. Tylko mi możesz ufać albo " to, że poznasz kogoś nie oznacza, że ciebie pokocha. Co z tego, że jesteś ładna, dużo jest ładnych lasek. Czemu akurat ktoś miałby wybrać akurat ciebie? Co masz do zaoferowania, czego nie mają inne?"
Powiedziałam mu nie raz by przestawał mnie do nich porównywać, że ja to ja i jak mu nie pasuję to żeby wracał sobie do byłych! I że może lepiej się rozstać skoro nie potrafi mnie zaakceptować taką jaka jestem. On na to, że co to za bzdura, że mam ciebie akceptować taką jaką jesteś. Nad charakterem to trzeba pracować, nad sobą. Co ty chcesz być taka jaka jesteś i do niczego więcej nie dążyć? Ja nie mam szacunku dla takich kobiet, to nie jest seksowne"
Choć było to bardzo subtelne, ale zrozumiałam, że był w tym ukryty (a czasem jawny) szantaż emocjonalny " jak nie zaczniesz być taka jaką jak życzę to będę ciebie odrzucać/ nie kochać" co też skutecznie okazywał.
Gdy mówiłam że coś mnie boli, rani, że jego zachowanie sprawia mi ból, to tylko mnie wyśmiewał. Później zaprzeczał. Na dobitek dosadnie mi mówił, co mam czuć, jak mam czuć. Np. nie powinnaś czuć się źle tylko powinnaś cieszyć, że potrafię szczerze ciebie ocenić. Próbował na siłę mi wmówić co mam lubić, a czego nie. To on decydował o nas, o tym kiedy i czy widzimy, co robimy i tp.
Było tego ogrom. Teraz nie rozpaczam po zerwaniu. Rozpaczam po utraconym poczuciu własnej wartości. Niby za każdym razem starałam się obronić własną godność na wszelkie znane mi sposoby ( w tym kontratak, ucinanie znajomości na parę dni, szczerze do bólu rozmowy i tp. wszystko co tylko się da) . Ale nie widziałam, że to nie skutkuje. Co z tego, że jakiś czas było dobrze, przepraszał, nawet poprawiał. Pojawiali się coraz to inne formy.
Tak niezauważalnie dzień po dniu sama na własne życzenie zniszczyłam sobie własne poczucie wartości. Kiedyś bym mówiła "on zniszczył". Ale jestem na tym etapie już "rozwojowym" by zrobić sobie rachunek sumienia i stwierdzić, że to też była moja głupia decyzja by dalej obcować z kimś takim. To ja, mimo prób, ostatecznie nie umiałam obronić swoich granic, swojej integralności ze sobą.
Mam do siebie przeogromny żal. Wręcz nie potrafię pogodzić z tym, że na to pozwoliłam. Proszę o radę jak można zacząć pracować nad odbudową poczucia własnej wartości? Pewnie by mi pomogło jak to się mówi wyjście na ludzi, nowe znajomości. Ale już czuję, że z takim moim osobistym postrzeganiem siebie będę przyciągała tylko toksycznych typów. Poza tym nie mam ochoty być teraz w większym towarzystwie. Czuję, że po prostu bije ode mnie smutkiem na kilometr, chociaż robię dobrą minę do złej gry i z natury jestem optymistką. Na razie widuje się tylko z przyjaciółmi i rodziną przy których czuję, że mogę być sobą. I chodzę na zajęcia sportowe, jogę, które mi pomagają. Ale wewnętrznie czuję się spustoszona