Witam. Otóż z narzeczonym mieszkaliśmy w wynajmowanej kawalerce. Rodzice mojego N(narzeczonego) bardzo nas próbowali przekonać byśmy zamieszkali u nich w domu bo są świetne warunki i nie wydawali pieniędzy w błoto, zwłaszcza że czeka nas roczny wyjazd za granicę. My planowaliśmy podczas naszego wyjazdu opłacac sobie wynajmowane mieszkanie tak by po przyjeździe do niego wrócić. Lecz padła decyzja o terminie ślubu i o weselu więc potrzebne nam są każde zaoszczędzone pieniądze i tak przystalismy na ich propozycje. Zrezygnowalismy z kawalerki i z bolem wprowadziliśmy się do nich tylko pod takim warunkiem że nie będą nam się do niczego wtrącać, na co oni oczywiście przysięgali że nie będą.
Dom jest ogromny bo prawie 600m2, my mieszkamy na dole oni na górze. Mamy osobne wejścia, kuchnie, łazienki itd. Jednym słowem było by idealnie, lecz są osobne drzwi którymi można dostać się na dół. Teściowa obiecała że nie bedzie z nich korzystać i wchodzić do nas. Lecz niestety zaczęło się... wchodziła często(mimo bardzo wyraźnego sprzeciwu że strony mojego N) ale była nie inwazyjna.
Problem zaczął się gdy wyjechalismy na 3 tygodnie. Wracamy a tam wszysto poprzestawiane. Garnki talerze itd- wszystko miało swoje nowe miejsce. Do tego nawet moje ubrania w szafie(prawie zniszczyła mi przez to skórzana kurtkę). N zrobił straszną awanturę... nic się nie odezwała tylko robiła minę skulonego psa. Myśleliśmy że po tym będzie ok. Po jakimś czasie wyjechalismy znowu na tydzień. Wracamy a tam znowu ma wszystko inne miejsce... żeby tego było mało to tym razem poginely już rzeczy. Na pytanie gdzie jest przejściówka od telewizora powiedziała że nie pamięta gdzie ją kładla(po co komus odlaczac coś z telewizora?!). Zginęły do tego moje próbki kosmetyków które specjalnie zostawiłam na stole( pewnie je wyrzuciła bądź zabrała). Już nie chodzi mi o te próbki tylko o sam FAKT jak można coś takiego komuś robić??? Jestem zła i sfrustrowana... moj N rozmawia, krzyczy ale to nie przynosi żadnych rezultatów... dodam że tych drzwi którymi ona schodzi nie można zamknąć bo tam jest kotłownia i siła rzeczy czasami musi tam miec dostęp...
Jak poradzić sobie z niereformowalną kobietą? Nie chce mieć z nią złych stosunków bo wiecie... w jakiś sposób mi zależy. Ale z drugiej strony nie jest to komfortowe gdy ktoś wam nawet w koszu z brudną bielizną grzebie... już nie mówiac jak coś ginie... mam dość :(
Witam. Otóż z narzeczonym mieszkaliśmy w wynajmowanej kawalerce. Rodzice mojego N(narzeczonego) bardzo nas próbowali przekonać byśmy zamieszkali u nich w domu bo są świetne warunki i nie wydawali pieniędzy w błoto, zwłaszcza że czeka nas roczny wyjazd za granicę. My planowaliśmy podczas naszego wyjazdu opłacac sobie wynajmowane mieszkanie tak by po przyjeździe do niego wrócić. Lecz padła decyzja o terminie ślubu i o weselu więc potrzebne nam są każde zaoszczędzone pieniądze i tak przystalismy na ich propozycje. Zrezygnowalismy z kawalerki i z bolem wprowadziliśmy się do nich tylko pod takim warunkiem że nie będą nam się do niczego wtrącać, na co oni oczywiście przysięgali że nie będą.
Dom jest ogromny bo prawie 600m2, my mieszkamy na dole oni na górze. Mamy osobne wejścia, kuchnie, łazienki itd. Jednym słowem było by idealnie, lecz są osobne drzwi którymi można dostać się na dół. Teściowa obiecała że nie bedzie z nich korzystać i wchodzić do nas. Lecz niestety zaczęło się... wchodziła często(mimo bardzo wyraźnego sprzeciwu że strony mojego N) ale była nie inwazyjna.
Problem zaczął się gdy wyjechalismy na 3 tygodnie. Wracamy a tam wszysto poprzestawiane. Garnki talerze itd- wszystko miało swoje nowe miejsce. Do tego nawet moje ubrania w szafie(prawie zniszczyła mi przez to skórzana kurtkę). N zrobił straszną awanturę... nic się nie odezwała tylko robiła minę skulonego psa. Myśleliśmy że po tym będzie ok. Po jakimś czasie wyjechalismy znowu na tydzień. Wracamy a tam znowu ma wszystko inne miejsce... żeby tego było mało to tym razem poginely już rzeczy. Na pytanie gdzie jest przejściówka od telewizora powiedziała że nie pamięta gdzie ją kładla(po co komus odlaczac coś z telewizora?!). Zginęły do tego moje próbki kosmetyków które specjalnie zostawiłam na stole( pewnie je wyrzuciła bądź zabrała). Już nie chodzi mi o te próbki tylko o sam FAKT jak można coś takiego komuś robić??? Jestem zła i sfrustrowana... moj N rozmawia, krzyczy ale to nie przynosi żadnych rezultatów... dodam że tych drzwi którymi ona schodzi nie można zamknąć bo tam jest kotłownia i siła rzeczy czasami musi tam miec dostęp...
Jak poradzić sobie z niereformowalną kobietą? Nie chce mieć z nią złych stosunków bo wiecie... w jakiś sposób mi zależy. Ale z drugiej strony nie jest to komfortowe gdy ktoś wam nawet w koszu z brudną bielizną grzebie... już nie mówiac jak coś ginie... mam dość
Dom ma 600 m. Macie jedną kondygnację a więc 300m ? To czy na takiej powierzchni gdy jest osobne wejście nie można wybudować ścianki aby miała dostęp do kotłowni a jednocześnie nie wchodziła do waszej części? Lub nawet zrezygnować z jakichś pomieszczeń przy tym wejściu do kotłowni, zamknąć resztę na klucz od waszej strony abyście i wy mieli dostęp do kotłowni. Lub w ogóle wszystkie wasze pomieszczenia, pokoje, kuchnię, łazienkę zamykać na klucz na czas nieobecności. Podorabiać zamki, zamykać.
Teściowie poszli Wam na rękę. Dokładacie się do rachunków? Możecie dzięki nim odkładać sobie pieniądze i to teściowie robią Wam łaskę, że pozwalają u siebie mieszkać, a nie Wy im.
Grzebanie w cudzych rzeczach nie jest ok, ale Twoje podejście również. Stawiać warunki komuś do kogo wprowadzasz się do domu, zamiast być wdzięcznym, że możecie sobie zaoszczędzić zamiast ładować komuś kasę na wynajem mieszkania.
Rozwiązaniem jest zamontowanie zamków, skoro rozmowa nie skutkuje.
po pierwsze z opisu wynika, że to rodzice naciskali, zeby z nimi zamieszkali, a nie mlodzi.
po drugie prywatnosc to nie kaprys i bardzo dobrze, ze dziewczyna poruszyła tą kwestię na poczatku. nie wyobrazam.sobie, zeby mi ktos grzebal w prywatnych rzeczach.
po trzecie wolalabym ładować kasę obcym,niz mieszkać z kims takim jak ta pani.
Naciskali bo chcieli pomóc, chyba jednak to wspólne mieszkanie ma jakieś plusy (finansowe), inaczej by się młodzi nie zdecydowali. Czy ktoś ich zmusił?
Też uważam, że stawianie warunków komuś u kogo się zamieszkuje jest nie na miejscu. Ja bym tak nie potrafiła. Jestem wdzięczna teściom, że pozwalają nam u siebie mieszkać na czas budowy, a sytuacje mieszkaniową mamy bardzo podobną z tym, że teściowa nie rusza i nie przestawia moich rzeczy. W ogóle nie wchodzi do naszej kuchni i łazienki. Tu się zgadzam, że to gruba przesada. Wchodzi jednak do nas bez zapowiedzi, i nawet jeśli czasem mi to nie pasuje, nie wyobrażam sobie, że moglibyśmy jej powiedzieć, że nie życzymy sobie wizyt. To byłoby bardzo nie na miejscu. Niestety, mieszkamy u nich w domu i chcąc nie chcąc, dopuki nie postawimy czegoś swojego, to my jesteśmy tu gośćmi. Nie każdy potrafi przełknąć taką relację, a jeśli dodatkowo jest tak beznadziejna jak u autorki (teściowa na zbyt wiele sobie pozwala, bo ruszanie czyichś rzeczy osobistych jest bardzo nie na miejscu, nawet jeśli jest to w jej domu) to lepszym rozwiązaniem będzie wynajem, ew. kupno czegoś własnego jeśli finanse na to pozwolą.
Nie widzę innego wyjścia, jak jeszcze raz porozmawiać na spokojnie i poprosić o nie wchodzi, i o nie ruszanie prywatnych rzeczy.
Jeśli nie poskutkuje, to postawienie ścianki i drugich drzwi na zamek. A jeśli to problem - to pozostaje wyprowadzka.
Mówi się trudno.
Jestem mężatką 10 lat jestem druga żoną mojego męża.To co czytam to tak jakbym czesciowo czytala to co dzieje sie u mnie. tyle ze za mna nie staje maz w obronie a staje za swoja matka.Tesciowa obrazala mnie od poczatku.urodzil nam sie syn niepelnosprawny to zajelam sie nim,potem corka.Ja siedzialam cicho caly czas do czasu,kiedy sasiadka przyszla i powiedziala mi jaka bielizne nosze...Maz stanal w obronie matki.Powiedzialam ze chce odejsc bo nie mam sily psychicznej na to dalej. przez te lata to jak traktowal mnie maz i tesciowa.Jezdzilam ze swoim synem na wszystkie operacje sama bo ja sobie poradze sama tak mowila tesciowa i on tak sluchal.zero wsparcia psychicznego.moje uczucie umarlo do niego.Od lutego nic sie nie zmienilo oprocz tego ze jego rodzina twierdzi jak bardzo krzywdze mojej tesciowej syna bo srugi raz mu sie nie udalo.Niewiem jak przezyje swieta jestem psychicznie wyczerpana...Nie daj sie!!!!!!wyprowadzcie sie zebyscie mieli mieszkac w kawalerce ale spokojnie.
8 2016-12-19 21:05:22 Ostatnio edytowany przez celinienne (2016-12-19 21:06:27)
Proponuje drastyczne rozwiazanie - wstawienie zamkow do drzwi (zmiana zamkow), ktore was dziela albo wybudowanie muru - jezeli nie ma drzwi. Skoro zwracanie uwagi i awantury nie pomagaja, to znaczy, ze tesciowa juz sie nie zmieni. Nie ma sensu liczyc na cud. Moze ona nie panuje nad swoim zachowaniem? Nie warto tego analizowac, bo tutaj nie ma o czym dyskutowac - jej zachowanie jest niewybaczalne.