Witam. Mam 24 lata i do tej pory miałam różne przygody miłosne, lecz tak na prawdę nikogo szczerze nie kochałam. Rok temu poznałam starszego od siebie faceta. Między nami od razu zaiskrzyło. Czułam, że wszystko jest tak jak powinno być. Byłam szczęśliwa, to uczucie mnie uskrzydlało. Po kilku miesiącach wszystko zaczęło się sypać. On zaczął coraz rzadziej pisać, mniej spotykaliśmy się. Potrafił nie pisać przez kilka dni.. Byłam wrakiem człowieka. Nie wiedziałam, czy zrobiłam coś źle, a nie potrafiłam uzyskać od niego konkretnej informacji... Zerwałam z nim w walentynki. Przed kolejny miesiąc wegetowałam, a nie żyłam. Mam wspaniałych przyjaciół, którzy mnie wspierali. Codziennie gdzieś wychodziłam, itd. Starałam się więcej pracować, itd. Odezwał się na Wielkanoc. Mówił, że nie docenił tego, co było między nami. Dałam mu kolejną szansę. Na początku było super. Bardzo go wspierałam, gdy stracił ojca. Na początku czerwca zaczęło znowu się sypać. Mówił, że nie wie, czy potrafi mnie uszczęśliwić lub odpowiednio zadbać o mnie... Że możemy się spotykać bez zobowiązań... Odeszłam od niego bez pożegnania 2 tygodnie później... Zablokowałam numer, fb, wszystko. To uczucie mnie niszczyło. Minęły 2 miesiące, a ja nadal nie mogę się ogarnąć. On mi się cały czas śni. Próbowałam spotykać się z innymi facetami, ale ja ciągle o nim myślę. Nie chce ranić kogoś innego, tylko dlatego, że mi nie wyszło.
Sprawdziłam jego konto tydzień temu z fb mojej przyjaciółki. Wynika, że spotyka się z jeszcze młodszą dziewczyną. Czuję się mega oszukana. Chciałam dla niego wszystkiego, co najlepsze... Bardzo dużo dałam z siebie. Wierzyłam we wszystko, co mówił. Nie wiem, dlaczego mnie tak traktował... Nic dla niego nie znaczyłam i to wszystko było jednym wielkim kłamstwem.
Gdziekolwiek nie idę, widzę go. Wszystko mi się z nim kojarzy. Cały czas mi się śni. Na siłę szukam innej pracy gdzieś daleko, żeby tylko uciec stąd i zapomnieć ;( Nie wiem, czy kiedyś komuś zaufam.