W małym mieście, w zwykłym królestwie żyła sobie pewna Księżniczka... Miała wszystko oprócz... Oprócz tego, czego naprawdę chciała, tego, czego tak bardzo pragnęła... Była bardzo samotna, chociaż otaczał ją cały dwór... Miała wszystko, co mogło jej dać szczęście, ale niestety nie czuła się szczęśliwa... Często była smutna... Brakowało jej wciąż prawdziwej miłości... Pewnego dnia wypowiedziała życzenia... Było to kilka dni przed nowym rokiem... Nie wierzyła w spełnienie tego akurat życzenia, ale los szykował jej niespodziankę... Życzenie zostało spełnione... Księżniczka poznała pewnego Księcia... (co prawda nie na białym koniu tylko jak na nowoczesność przystało wiśniowym rumakiem...) który choć mieszkał w odległym o trzydzieści kilometrów królestwie zawładnął sercem Księżniczki...Spotkali się i po raz pierwszy w życiu Księżniczka poczuła się zakochana po uszy... Poznała uczucie, które inni zwą prawdziwą miłością... Pokochała Księcia całym swoim sercem... A Książę pokochał Ją... Księżniczka po raz pierwszy w swoim życiu poczuła co znaczy być dla kogoś ważną, co znaczy być kochaną... Po raz pierwszy mogła poczuć, że ktoś ją kocha naprawdę...
Tak tak, pitu pitu.. było by pięknie...
Standardową historię wszyscy dobrze znamy: za górami, za lasami, książę, księżniczka, buzi i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Bzdura! Życie to nie bajka!! Czas na prawdziwą, bolesna wersje wydarzeń...
Po kilku miesiącach tej owej cudownej przygody, przepełnionej miłością, kipiąca namiętnością... otworzyły się bramy do piekieł a może to drzwi do raju?....
Książe odsłonił resztę swojej twarzy i wybił księżniczce z głowy marzenia o szczęśliwej wiecznej miłości.. Jednak przekroczyła próg i nie chciała już wracać... świadomie ofiaruje siebie mężczyźnie, którego dawno temu wybrała na mistrza. Chyli przed nim głowę, daje się okiełznać, wyrzeka człowieczeństwa, zmienia w zwierzę. Tak księżniczka założyła na siebie zwykłe szmaty, świadomie i dobrowolnie robi z siebie wycieraczkę.... Książe, jak przystało na władce, oswoił sunie, wytresował by była wierna i poddana wyłącznie swemu Panu... a ona uległa wiernie mu służyła i spełniała jego zachcianki by w nagrodę dostać kawałek upragnionego mięsa, Pan wiedział jak nakarmic swoją głodną sukę, ona uwielbiała coraz mocniejsze tortury, miała potrzebe... "Potrzeba" Nie przyszła nagle, nie była kaprysem chwili, lecz narastała od kilku dni. Coraz większa, coraz dotkliwsza, coraz trudniejsza do zignorowania. Potrzeba. Nie dające się uciszyć pragnienie by poczuć ból. Ten szczególny rodzaj, podany w specjalny sposób.... Wiedział, że najbardziej podniecało ją, kiedy używał jej wyłącznie dla własnej przyjemności. Trzymając mocno za włosy, masturbował się jej ustami. Albo sadzał na sobie, unieruchomiwszy jej wcześniej ręce, kazał doprowadzić się do orgazmu. Miał pewność, że następnego dnia będzie go wspominała przy każdym kroku. Obserwował z zadowoleniem jęczące stworzenie, wijące się w ekstazie na jego członku.
Kiedy myślał o dominacji, właśnie to stawało mu przed oczami. Był całkowitym przeciwieństwem gentlemana, którego najpierw poznała który chroni i ratuje.... (.....)
To jej bestia....
stał się przekleństwem...
Czy tak działa narkotyk?
Nie wszystkie fragmenty są moje ale to właśnie ja, to tylko część mojego życia, w sumie aktualna... rozdziałów mam wiele w głowie... od dziecka byłam krzywdzona, teraz krzywdzę sama siebie i najbliższych. Próbuje wiele zmienić, podjęłam pierwsze kroki, zwierzając się rodzeństwu ale chyba tylko mój przyjaciel stara się mi pomóc ale na odległość trochę ciężko, chociaż stara się jak może. Sam miał kiedyś depresje wiec wie przez co przechodzę.... próbowałam się otworzyć przed bratem i siostra, oni wiedzieli że cos złego się ze mną dzieje ale nie potrafili mi pomóc, bo nic nie mówiłam, nie umiałam, nigdy nie zwierzałam się ze swoich problemów, nigdy nikogo o pomoc nie prosiłam, zawsze byłam sama...cicha, skryta, samotna.... Pewnego razu zawożąc dzieci do szkoły, stałam na przejeździe kolejowym i zastanawiałam się czy nie wjechać pod pośpieszny, który szybko się zbliżał... po powrocie do domu pękłam, zadzwoniłam do brata i wszystko( tzn część) mu powiedziałam, długo płakałam, rozmawiałam z nim, powiedziałam co robię od kilku miesięcy, że pozwalam kochankowi się bic, gwalcic- przecież to chore, ale sama tego chce, wymuszam to na nim, podoba mi się to, podnieca.... O tym, jaki jest naprawdę mój maż- i co inna siostra robiła mi gdy byłam mała, byłam wykorzystywana seksualnie przez najstarszą siostrę, która i tak zeszła na dno, sąsiad tez próbował zrobić mi krzywdę.. , mówił mi brat.. tłumaczył, ze było minęło, ze musze zamknąć ten rozdział i musze zacząć żyć.... i tyle z pomocy rodzeństwa, zapomnieli, siostra próbuje bo jest praktycznie na miejscu ale nie umiemy rozmawiać , dopiero jak wypije to język mi lata... ale to jest tylko kropelka jaką znaja... Ja rozumiem ze moje zycie jest złe, że musze wiele zmienić, ze muszę zacząć od siebie, opuścić toksycznych ludzi ale na tym się kończy, nie potrafię pojść dalej...
Próbuje odejść od męża,Jest Frustratem, którego nie kocham, chyba nigdy nie kochałam, nie bije mnie ale nie szanuje w ogóle, oboje na wzajem się nie szanujemy, całe zycie go okłamuje, zdradzam, nie chce z nim być, czasem go nie nawidze, często płacze przez niego, kłóce się z nim ale nie potrafię odejść. Jest moją życiowa pomyłką, byłam niedojrzała emocjonalnie gdy za niego wychodziłam, nawet w dniu ślubu chciałam z nim zerwac ale rozmawialiśmy długo i stanelismy jednak przed ołtarzem 8lat temu. Moja mama zmarła 10 lat temu, nie pogodziłam się z tym, wciąż mi jej brakuje, płacze gdy o niej myśle. Czasem się śmieje jest wszystko ok a za chwile ide i po prostu płacze. Już nawet moje dzieci mi przeszkadzają, chociaż kocham je, moje dziewczynki są moim światem 6 i 7l, to nie potrafie się już z nimi bawić, chce ale szybko się denerwuje, próbuje zapewniać im czas, chodzimy na basen, do kina ale nie cieszy mnie to, robie to na siłe, by się nie nudziły, by widziały co innego, próbuje walczyc ze sobą, byle co wyprowadza mnie z równowagi, krzyk, smiech, cichyy telewizor, ciągłe ich pytania, nie potrafie już się cieszyc tym co mam. Dzieci mówia mi że mnie kochają ja im też, przytulamy się, widze że przeze mnie cierpią, mówią że chcą by mama się uśmiechała a ja zanosze się do płaczu, najchętniej zamykam się sama w pokoju, prawie nie sypiam nocami a jak już to dopiero nad ranem, nie chce mi się sprzatac, gotowac, kompletnie nic... Mam dopiero 30 lat, zycie przede mną, wiem!!! wszyscy kaza mi zmienić swoje zycie, kaza isć do psychiatry ale nie umiem tego zrobić, niszcze wszystko wkoło siebie, nie panuje nad emocjami, nie panuje już nad sobą....