zgłupiałam. i nie wiem. - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » zgłupiałam. i nie wiem.

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 30 ]

Temat: zgłupiałam. i nie wiem.

To jest moje drugie podejście do poproszenia Was o pomoc. Najtrudniej jest zacząć.

To był burzliwy związek dwóch mocnych charakterów. Trwał nieco ponad 3 lata.

Początki: cudowne. Wychodziłam z poprzedniego, toksycznego związku z alkoholikiem, dziwkarzem i narkomanem, byłam związana z jego rodziną. Ten czekał, wspierał, pokazywał, że nie każdy facet to świnia. Chodzenie za rączkę i uczenie mnie, królową lodu, czułości.

Niestety, był zazdrosny. Chorobliwie. Poprzednia kobieta go zdradziła, ja zbierałam żniwo jej błędów. Tłumaczyłam, prosiłam, nie dawało to nic, dalej był zazdrosny. Nienawidził mojego najlepszego przyjaciela, który jest tak bardzo gejem, że bardziej się nie da. Kiedy ktoś mnie podrywał, to mimo mojej wyraźnej odmowy, awanturę robił mi. Zawsze była moja wina, że ktoś zwrócił na mnie uwagę. Później, po kilku latach odkryłam, że nie mam znajomych, że wychodzę bez niego raz do roku, że jestem samotna. Zrezygnowałam ze wszystkiego, bo w zasadzie nie potrzebowałam nikogo poza nim.

Przez tą zazdrość pojawiały się coraz częstsze awantury. A jako, że charaktery mamy oboje naprawdę mocne, trup ścielił się gęsto, choć bez patologii.

Poza tym to był fajny, mocny związek dwojga ludzi, którzy się świetnie rozumieli. On w ciężkiej sytuacji życiowej, z czarnymi chmurami nad jego przyszłością, ja twardo przy nim w każdej sytuacji.

Szczytem był pewien wyjazd wakacyjny, rok 2014. Permanentna wojna. Trzaskanie drzwiami, krzyki. Podejrzewam, że ten wyjazd był koszmarem, bo w całości za niego zapłaciłam ja, a on się musiał z tym strasznie źle czuć, choć nie powiedział słowa. Pewnie nawet nie pamięta. Doszło do tego, że postanowiłam po tym wyjeździe zakończyć cały ten związek i iść swoją drogą. On też nie był zainteresowany kontynuacją. Jeszcze będąc tam, zainstalowałam tindera. I tak oto pojawił się Miły Pan.

Do rozpadu związku nie doszło, doszliśmy natomiast do jakiegoś porozumienia. Ale istniał też Miły Pan. Był daleko, więc nie czułam się w żaden sposób zagrożona, nie zakładałam żadnych zdrad, nie chciałam mieć kolegi na boczku. Nie. Rozmawiało mi się miło z człowiekiem, który wiedział o moim związku, który służył dobrym słowem, nawet poradził co robić żeby zażegnać konflikt między mną a moim partnerem. Wydawało mi się to bezpieczne, nie miałam poczucia winy. Natomiast mój facet uważał oczywiście inaczej. Z uwagi na jego problemy, zaczęło się między nami dziać jeszcze gorzej. Wspierałam go, miał we mnie oparcie, jednak widział, że ja cały czas kontaktuję się z tamtym. Aż w końcu się pożarliśmy. Definitywnych rozstań było u nas miliard. Zarzekałam się, że nie wrócę, nie chcę, mam dość piekła o każdego człowieka w moim życiu, dość jego problemów, dość ciągłych awantur.

On prosił, błagał. W tak zwanym międzyczasie Miły Pan zaczął nalegać o spotkanie. Ja odmówiłam. Po którejś kolejnej jego próbie zgodziłam się, ale na chwilę.

I to był koszmar. Nie chciał się odczepić, zaczął dewastować mój odradzający się związek. My się zeszliśmy mimo to, jednak ja nie chciałam już kontaktu z Miłym Panem, który zaczął mnie straszyć, wysyłać mojemu partnerowi dziwne wiadomości wskazujące jasno na moją zdradę, nachodzić mnie, zjawiać się nagle pod moją pracą. Trwało to bardzo długo, kilka miesięcy. Łącznie Miły Pan w moim życiu był przez rok.

Aż do zimy tego roku, kiedy Miły Pan wbił gwóźdź do trumny, tworząc piękne zdjęcie, mające być dowodem ostatecznym na moją niewierność. Później sam się przyznał, że to był fotomontaż, jednak zniszczenia były nie do naprawienia.

Ja się spięłam, zajęłam się tą sprawą, została w to zaangażowana policja. Po wielu płaczach i tym razem moich błaganiach, postanowiliśmy reanimować nasz związek, nie dać się zniszczyć.

I było super. Od zimy aż do teraz.

Jego problemy urosły. Wspierałam, wzięłam kredyt, żeby mu pomóc.

Cały maj mnie ignorował, ale równocześnie spełniał moje wszystkie zachcianki – chciałam spodnie, dostałam spodnie, chciałam szminkę, szminka była. Wydał naprawdę dużo pieniędzy, czego ja nie rozumiem. Stałam się chyba koniecznością, przykrym obowiązkiem.

Z człowieka przyrośniętego do telefonu i piszącego do mnie z każdą bzdurą, zmienił się w człowieka ciszę. Ja oczywiście byłam natrętną babą, zalewałam go falami obrazków z internetu, wiadomości, linków. Cisnęłam go o spotkania. Ciągle nie miał czasu. Dla kolegów natomiast miał. Zabolało. Postanowiłam się odegrać, zorientowałam się, jak bardzo zostałam sama, więc zaczęłam odnawiać znajomości, wychodzić. Nie spodobało mu się to. Awantury, tygodnie milczenia. Każde moje zachowanie, nieważne, czy pozytywne, czy negatywne, zmieniał w pretekst do dalszego nieodzywania się, jednak nie powiedział nigdy „odchodzę”. Bał się odejść?

Nastał czerwiec. Widzieliśmy się raz. Raz jeden, kiedy po dłuższym okresie ciszy zabrał mnie na kolację i wypad za miasto. To był poniedziałek. W piątek sprowokował kosmiczną awanturę, całą winę zwalił na mnie, nazwał psychopatką i zamilkł.

Dałam mu dwa tygodnie ciszy, spokoju. Niech sobie przemyśli, zatęskni. Przeczytałam cały internet w kategorii „co zrobić, żeby wrócił”.

Koleżanka znalazła go na tinderze. Nadal tam jest.

Po dwóch tygodniach odezwałam się. Najpierw z prośbą, później z płaczem. Żeby wrócił, żeby było dobrze. Odmówił. On ma nowe życie, nowy start, widział mnie w swoich planach, ale zrobiłam co zrobiłam. Uzasadnieniem jego zachowania było to, że nie może mi wybaczyć Miłego Pana, a mając mnie przy sobie nie mógł zdać sobie z tego sprawy.

Zabolało, dałam tydzień czasu do namysłu. Napisałam długą wiadomość, opisałam co czuję. Poprosiłam, żeby odpisał ostatniego dnia. Nic. Cisza. Nie odpisał.

Od maja ciągle płaczę. Nie chcę wychodzić do ludzi, chodzić do pracy, wstawać z łóżka. Koleżanki mnie pilnują. Wzięłam się za siebie, pozornie żyję normalnie. Media społecznościowe są tego dowodem. Widzę, również po jego profilach, że on żyje normalnie. Aż za bardzo. Odnoszę wrażenie, że pojawił się ktoś inny, ale nie mam pewności. Odciął się ode mnie całkowicie.

Natomiast ja zaczynam wariować. Chcę, żeby wrócił, jednak nie mając z nim kontaktu od miesiąca obawiam się, że nie mam na co liczyć.

Co zrobić? Walczyć, czy odpuścić? Cały czas milczę. Może się odezwać?

Albo jak się odtruć? Nie ma opcji z „nową miłością”, nie mogę.

Nie chciałabym wchodzić tu już w temat Miłego Pana. Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam, na oskarżenia mojego partnera reagowałam spuszczeniem głowy i przyznaniem się do winy. Nigdy tego nie umniejszałam. Starałam się natomiast pozbierać wszystko, co zepsułam. Zdaję sobie również sprawę ze swojej głupoty, z tym, jak głupio zaufałam obcej osobie i wpuściłam do swojego życia. Tego już nie poruszajmy, skupmy się na ewentualnej reanimacji mojego nieistniejącego związku.

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Odpuścić. Ponieważ:
1) z chorobliwą zazdrością nie da się żyć
2) z wybłaganą miłością (związkiem nie da się żyć)
3) z kimś, kto ma niemożliwe do obalenia pretensje nie da się żyć
4) z kimś, komu Cię nie brakuje nie da się żyć.
5) "Zarzekałam się, że nie wrócę, nie chcę, mam dość piekła o każdego człowieka w moim życiu, dość jego problemów, dość ciągłych awantur."

To znaczy pewnie się da, ale będzie smutno i poniżająco. Powroty (moim zdaniem) są możliwe ale dwie osoby muszą bardzo bardzo chcieć. Jedna osoba nic nie zdziała. I to wszystko wiem z autopsji.
Z autopsji również wiem, że da się zapomnieć, da się na nowo zakochać, da się być szczęśliwym...

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Atelko, dziękuję za odpowiedź. Biorę sobie to do serca.

Boli mnie to, że to był dobry związek. Nawet mimo jego zazdrości.

Zaczynam myśleć, że może kojarzę mu się z problemami? Że zamiast docenić, ile dla niego zrobiłam, on mnie odepchnął, bo byłam przy nim kiedy wszystkie złe rzeczy miały miejsce?

Wiem, że nie jestem mu obojętna, bo to nie jest taki typ człowieka. On nie powie słowa, ale wewnątrz się aż gotuje.

Przynajmniej dotychczas taki był. A tu tinder, dobre życie, zero kontaktu, zero wspomnień. Amputował sobie wspomnienia? Od tak machnął ręką na ponad trzy lata? Da się tak?

4

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

dziewczyno, nie zdajesz sobie chyba sprawy z tego, ze nie tylko Twoj pierwszy opisanu tu zwiazek byl toksyczny.

drugi byl toksyczny rowniez, o trzecim, z milym panem juz nie wspomne.

powielasz schemat. jaki? do tego sama musisz dojsc.

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

toksyczny - tak, jakkolwiek to głupio nie zabrzmi, ale nie do tego stopnia. jedynym problemem była jego zazdrość i ten smród, jaki się za nim ciągnie.

faktem jest, że wszystkie moje związki dotychczas były delikatnie mówiąc toksyczne, choć każdy inaczej, w żadnym nie pojawiła się taka sama sytuacja, jak w poprzednim. i jestem zdania, że jeśli coś się powtarza, to problem leży we mnie, nie w innych.

właśnie dlatego odważyłam się skonsultować to tutaj, z Wami.

6

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
kurczenoniewiem napisał/a:

Atelko, dziękuję za odpowiedź. Biorę sobie to do serca.

Boli mnie to, że to był dobry związek. Nawet mimo jego zazdrości.

Zaczynam myśleć, że może kojarzę mu się z problemami? Że zamiast docenić, ile dla niego zrobiłam, on mnie odepchnął, bo byłam przy nim kiedy wszystkie złe rzeczy miały miejsce?

Wiem, że nie jestem mu obojętna, bo to nie jest taki typ człowieka. On nie powie słowa, ale wewnątrz się aż gotuje.

Przynajmniej dotychczas taki był. A tu tinder, dobre życie, zero kontaktu, zero wspomnień. Amputował sobie wspomnienia? Od tak machnął ręką na ponad trzy lata? Da się tak?

Dlaczego to był dobry związek? _v_ dała Ci fajną radę. Po moim rozstaniu dostałam podobną. Sprawdź, którą z Twoich potrzeb zaspokajał ten facet (może ta chora zazdrość była dla Ciebie dowodem zaangażowania? Może komfortowo czujesz się w ciągłej wojnie z partnerem) i dlaczego taką potrzebę masz.
Skąd wiesz, że się w nim gotuje?

Nie o to chodzi, że kojarzysz mu się z problemami. To nie działa tak, jak u psa Pawłowa wink

I tak, da się machnąć ręka na trzy lata. Zwłaszcza, jeśli były to trzy meczące lata. Da się na wszystko machnąć ręką.

Kurczę, no to nie był dobry związek! Przecież wcześniej sama się chciałaś z nim rozstać. Zawsze związek po rozstaniu wygląda lepiej niż w rzeczywistości. A wyobrażasz sobie w ogóle powrót? Wiesz, taki wybłagany - on wraca pod warunkiem, że się postarasz być lepsza?

7

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

KAŻDY z twoich poprzednich związków był toksyczny!
Wchodzisz w takie relacje, pytanie: dlaczego?
Ja wyczuwam w tobie brak samostanowienia, potrzebujesz partnera do życia, bo myślisz, że sama nie dasz rady.
Aby powstał toksyczny związek musi być jedna osoba podatna na manipulację (ze słabymi granicami, zależna),
i druga, która doskonale to wyczuwa, która manipuluje (dąży do kontroli nad partnerem, dowartościowuje się umniejszając go).

Musisz rozpracować schemat.
Sama lub z pomocą kogoś.
To potrwa jakiś czas.
Potem proces gruntowania.
Zajmie ci to kilka lat smile.

8

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

bo to nie jest kwestia problemu, czy winy. jestem absolutnie przeciwna uzywaniu TYCH slow w polaczeniu z tematem toksycznych zwiazkow.

to po prostu jest schemat, ktory realizujesz. nie wazne, ze kazdy zwiazek z pozoru jest inny. u ich podstaw lezy to samo.

mowie z wlasnego doswiadczenia. przeskoczylam ze zwiazku, gdzie bylam KKZB, do zwiazku z psychopata.

ja dalam sobie teraz czas na " wyleczenie sie", ukojenie mojej duszy i psychiki i wybadanie siebie az do dna - pierwszego, piatego i dwudziestego - jak bedzie trzeba.
nigdy np nie uwazalam sie za osobe, ktora ma parcie na bycie w zwiazku. a teraz zmieniam zdanie. podswiadoma potrzeba milosci (i seksu - tym mnie najbardziej uwiodl ostatni."partner") wplywala na moje zyciowe wybory - A JA NAWET O TYM NIE WIEDZIALAM!

nie dam Ci żadnej rady, bo i tak nie posluchasz wink
albo sama zechcesz sie wyrwac z tego zakletego kregu, albo tak przezyjesz swoje zycie az do smierci. Twoj wybor.

9

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Dokladnie jak pisze_v_ bylas po raz kolejny w toksycznym zwiazku i to nie tylko w zazdrosci byl problem. Jak dla mnie jestes uzalezniona od negatywnych emocji a wlasciwie od hustawki emocji. Zarowno pierwszy jak i drugi partner Ci tej sinusoidy dostarczal. Pierwszy uzaleznieniami i zdradami a kolejny zazdroscia, zmiennymi nastrojami ktore prowokowaly awantury. W tych dla przecietnego czlowieka wyniszczajacych warunkach Ty sie odnalazlas i ten program ktory sobie poniekad wgralas trudno bedzie usunac. Dlatego teraz jak narkoman zebrzesz o kolejna dzialke czyli kontakt z nim a zwiazek jawi Ci sie jako super fajny (noo z malymi wyjatkami  ale ktoz nie ma wad). Mysle ze Mily Pan (rowniez toksyczny tylko w bardziej przerazajacy sposob)podswiadomie wydal Ci sie atrakcyjny wlasnie przez swa toksycznosc. Moim zdaniem powinnas pomyslec o jakiejs terapii bo na dzien dzisiejszy ja Ciebie nie widze w zadnym normalnym "nudniepoprawnym" zwiazku.

10

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
_v_ napisał/a:

mowie z wlasnego doswiadczenia. przeskoczylam ze zwiazku, gdzie bylam KKZB, do zwiazku z psychopata.

Pytanie do ciebie _v_ - zrobiłaś to dlatego, że nie byłaś świadoma (nie byłaś w procesie rozwoju, autopilot) czy dlatego, że znów zignorowałaś sygnały. Choć w sumie, to to samo - świadczy tylko o tym, że schemat działał, bo nie był nazwany smile.

11

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

ciekawe pytanie..

pewnych rzeczy nie bylam swiadoma ( np wyznanie milosci po miesiacu, mowienie o bratnich duszach, naszej milosci w innych zyciach teraz zapaliloby mi czerwona lampke, wtedy uznalam tego czlowieka za mega romantycznego i jakze pod tym wzgledem innego od mojego wczesniejszego partnera)

inne swiadomie zignorowalam, a raczej zracjonalizowalam sobie - pierwsza przemoc fizyczna w czwartym miesiacu znajomosci. wtedy pierwszy raz z nim zerwalam, zeby... tydzien pozniej dac sie przekonac, ze on "sie zmienil"

bylam swiadoma tego, ze jestem kkzb. probowalam ustalac swoje granice np. nie dalam sie odciac od znajomych,nie dawalam sobie wmowic poczucia winy, ze nie dosc mocno go kocham, bo np. nie lajkuje wszystkich jego postow na fb, nie godzilam sie ns kontakt 24h i robienie WSZYSTKIEGO razem. czesc swojego zycia chcialam zachowac i zachowalam dla siebie. kiedy zaczynal mnie wyzywac, ublizac mi, wyciagac moja przeszlosc, konczylam rozmowe najczesciej z komunikatem, ze w ten sposob nie chce rozmawiac, bo nie widze nic konstruktywnego w obrazaniu drugiej strony. probowalam stosowac rozne porady na rozwiązywanie konfliktow w zwiazku. o ile temat kkzb juz poznalam,o tyle temat psychofagow byl.mi kompletnie obcy. zaczynalam poszukiwania w necie od konfliktow w zwiazku, potem juz szukalam info o toksycznych zwiazkach, a nie tak dawno po nitce do klebka doszlam.do tematu psychofagow wszelkiej masci.

wszystkie elementy wskoczyly na miejsce nagle.  co okazalo sie tak naprawde poczatkiem drugi,a nie koncem wink

12

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
_v_ napisał/a:

ciekawe pytanie..

pewnych rzeczy nie bylam swiadoma ( np wyznanie milosci po miesiacu, mowienie o bratnich duszach, naszej milosci w innych zyciach teraz zapaliloby mi czerwona lampke, wtedy uznalam tego czlowieka za mega romantycznego i jakze pod tym wzgledem innego od mojego wczesniejszego partnera)

inne swiadomie zignorowalam, a raczej zracjonalizowalam sobie - pierwsza przemoc fizyczna w czwartym miesiacu znajomosci. wtedy pierwszy raz z nim zerwalam, zeby... tydzien pozniej dac sie przekonac, ze on "sie zmienil"

bylam swiadoma tego, ze jestem kkzb. probowalam ustalac swoje granice np. nie dalam sie odciac od znajomych,nie dawalam sobie wmowic poczucia winy, ze nie dosc mocno go kocham, bo np. nie lajkuje wszystkich jego postow na fb, nie godzilam sie ns kontakt 24h i robienie WSZYSTKIEGO razem. czesc swojego zycia chcialam zachowac i zachowalam dla siebie. kiedy zaczynal mnie wyzywac, ublizac mi, wyciagac moja przeszlosc, konczylam rozmowe najczesciej z komunikatem, ze w ten sposob nie chce rozmawiac, bo nie widze nic konstruktywnego w obrazaniu drugiej strony. probowalam stosowac rozne porady na rozwiązywanie konfliktow w zwiazku. o ile temat kkzb juz poznalam,o tyle temat psychofagow byl.mi kompletnie obcy. zaczynalam poszukiwania w necie od konfliktow w zwiazku, potem juz szukalam info o toksycznych zwiazkach, a nie tak dawno po nitce do klebka doszlam.do tematu psychofagow wszelkiej masci.

wszystkie elementy wskoczyly na miejsce nagle.  co okazalo sie tak naprawde poczatkiem drugi,a nie koncem wink

Schemaciki, schemaciki... smile. Dobrze znane.
Termin psychofag również smile.
Ja również jestem w procesie rehabilitacji, odbudowywania pewności siebie, poprawiania kalibracji (bo przecież jak każdy uzależniony behawioralnie gubi się granice, żyje się w zniekształconym obrazie siebie, związku i partnera).
Ja zawsze wiedziałam, że coś jest nie tak, ale początki wyglądały oczywiście tak, że nie miałam wtedy kompletnie wiedzy o toksycznych mechanizmach.
Kilka lat mi zajęło zgłębianie tematu, aż wiem co mi jest, dlaczego tak się stało i co trzeba robić, aby tego unikać.
Dużo daje praca z wewnętrznym obrazem siebie jako kobiety (i jej roli w odniesieniu do mężczyzny) i pożądanego partnera.
Dziś dużo tam przemeblowałam, zrobiłam aktualizacje i myślę, że to całkiem ok i mi służy.
Wiesz dlaczego tak myślę? Bo widzę, jak odsiewam i odrzucam od siebie gagatków, którzy jeszcze kilka lat temu by mi się podobali,
a którzy ze swoimi wewnętrznymi "bagienkami" zrobili by mi krzywdę.
Jak tylko czerwona lampka się zapali (czasami myślę, że może ja za bardzo po tym wszystkim pod napięciem jestem big_smile) uciekam i kończę znajomość.
Zaczynam polegać na sobie, ufać swoim odczuciom i wyborom, z czego jestem ogromnie szczęśliwa smile.
A kiedyś można było mnie łatwo "kupić", byle słówkiem czy innymi, mało wartościowymi rzeczami.

13

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Czytam Was i tak:

1. Nic nie wiem. Jestem zielona. Mam pracę domową w postaci wygooglowania terminów, mechanizmów i zasad działania, o których piszecie. Aż mi się wstyd z tego niedouczenia zrobiło.

2. Zastanawiam się, co Wam jeszcze o sobie powiedzieć. Borderline, nienormalna sytuacja w domu, matka zazdrosna o względy wiecznie nieobecnego ojca, żyjącego swoim życiem, ja usilnie starająca się być we wszystkim najlepsza, żeby mnie zauważyli. To mi zostało. Leczyłam depresję, również farmakologicznie. W tej chwili z pomocy psychiatry korzystam spontanicznie. Dlaczego? Bo uważam, że już mi lepiej.

3. Zgoda co do toksycznych związków. Odrobię lekcje i się dowiem, zainteresuję się terapią.

4. Jest jeszcze jedna kwestia. Ja potwornie chcę, żeby on wrócił. Kocham go, nie doszłam do tego po rozstaniu, nie idealizuję.

5. Jak on może czuć się po tym rozstaniu?

14 Ostatnio edytowany przez _v_ (2016-07-12 20:55:41)

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Lillka, a czy Ty korzystasz z profesjonalnego wsparcia, czy radzisz sobie sama?

autorko, rozpisze sie jak wroce do domu, bo na telefonie ciezko mi pisac elaboraty

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Dziewczyno idz na terapie.Mysle,ze słaby masz wglad w swoja sytuacje.

Gosc ktory jest wiecznie zazdrosny tak ze Cie osacza ma duze trudnosci osobowosciowe w pewnym sensie czesc jego osobowosci jest skarlowaciala i zatrzymala sie na etapie niemowlecia ktore niema wystarczajaco dlugo swojej mamy,on Ci w ten sposob pokazuje ze Ty dlaniego reprezentujesz matke z tamtego okresu ktora nie byla wystarczajaco obecna.Zastanow sie czy chcesz dla niego byc mama:)bedzie cie odgradzal od wszystkiego tak ma i dopuki nie pojdzie na terapie to moze byc co najwyzej gorzej.

Tobie trudno jest byc w stabilnym zwiazku potrzebujesz ciaglej hustawki emocjonalnej no i tez takiego osaczania,dociskania do muru.No ale czy taki stan rzeczy Ci odpowiada na dalsze zycie jesli chodzi o budowanie zwiazku?niewiem ile masz lat ale zawalcz o siebie idzi na terapie do dorego psychoterapeuty i licz sie z tym ze twoja terapia to nie bedzie szybka sprawa.Leczenie depresji lekami od psychiatry nic Ci nie wniesie dlatego ze pod depresja masz mase zlosci i to jest do terapii a nie do maskowania lekami.

Powodzenia.

16

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
_v_ napisał/a:

Lillka, a czy Ty korzystasz z profesjonalnego wsparcia, czy radzisz sobie sama?

Teraz już sama. Może tylko powinnam kiedyś przerobić coaching dla DDA, ale to nie na tę chwilę.
Mój proces rozwoju zaczął się 5 lat temu (dużo czytania, notowania, wsparcie terapeutyczne, autoanaliza, ''wstrzymywanie się" od pewnych zachowań), kiedy w moim związku zaczęło się dziać "dziwnie", nienaturalnie smile.
Musiałam dojść, dlaczego - taka moja natura smile.
Dziś mam to rozpracowane.

Co nie zmienia faktu, że wciąż się nie odkochałam od zaburzonego - trudno jest go przebić big_smile.
Ale takie jest życie. Zakochujemy się czasem w niewłaściwych osobach.
Przyjmuję to na klatę.
Oby już nigdy nie popełniać tych samych błędów.

17

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

ufff, dotarłam do domu po dwóch godzinach ćwiczeń big_smile
No więc tak:

kurczenoniewiem napisał/a:

Czytam Was i tak:

1. Nic nie wiem. Jestem zielona. Mam pracę domową w postaci wygooglowania terminów, mechanizmów i zasad działania, o których piszecie. Aż mi się wstyd z tego niedouczenia zrobiło.

Owszem, masz sporo czytania. Polecam blogi: szczury i wadery, moje dwie głowy, uciekać do przody, efekt lustra. Zamiast skupiać się na tęsknocie za partnerami weź się za czytanie. przeczytaj wszystko, łącznie z komentarzami.
Nie jest wstydem nie wiedzieć. Wstydem jest nie chcieć wiedzieć.


kurczenoniewiem napisał/a:

2. Zastanawiam się, co Wam jeszcze o sobie powiedzieć. Borderline, nienormalna sytuacja w domu, matka zazdrosna o względy wiecznie nieobecnego ojca, żyjącego swoim życiem, ja usilnie starająca się być we wszystkim najlepsza, żeby mnie zauważyli. To mi zostało. Leczyłam depresję, również farmakologicznie. W tej chwili z pomocy psychiatry korzystam spontanicznie. Dlaczego? Bo uważam, że już mi lepiej.

Rozumiem, że borderline to nie Ty, tylko ktoś z rodziny? Czy Ty? Jeśli Ty, to trochę to utrudnia sprawę...

kurczenoniewiem napisał/a:

3. Zgoda co do toksycznych związków. Odrobię lekcje i się dowiem, zainteresuję się terapią.

Część dziewczyn radzi sobie sama. Ja póki co też radzę sobie sama. Dojrzewam do tego, żeby spisać to wszystko i wyrzucić z siebie w ten sposób. Ciągle jeszcze nie mogę się do tego zebrać, bo wiem, że będę miała miesiąc wyjęty z życia. Dla jednych to dobre wyjście, dla innych nie. Każdy musi poszukać swojego. Być może u Ciebie to jest właśnie terapia.

kurczenoniewiem napisał/a:

4. Jest jeszcze jedna kwestia. Ja potwornie chcę, żeby on wrócił. Kocham go, nie doszłam do tego po rozstaniu, nie idealizuję.

Uwierz mi, dobrze to wszystkie wiemy. Tak działa właśnie uzależnienie. Ja pod koniec związku z psychopatą coraz częściej krzyczałam do niego, że to co jest między nami nie ma nic wspólnego z miłością, że to uzależnienie. Ale i tak nie do końca potrafiłam odejść. Myślałam sobie, że może przyjaźń, może sam seks - wymyślałam wszystko, żeby tylko nie kończyć tej relacji.
Nie do końca wiem, co się zmieniło, że nagle jednak przestałam chcieć tego związku. Może kolejna odkryta przeze mnie rozmowa z byłą kochanką i umawianie się do klubu swingerskiego. Może jego pokrętne tłumaczenia, że przecież powinnam się cieszyć, bo oprócz tego umawiani on jej mówił, że chciałby ze mną być (WTF?? przecież mi mówił, że JUŻ razem JESTEŚMY, a nie że będziemy). Stanęło na tym, że on ode mnie zabiera rzeczy, bo on nie może być z kobietą, która sprawdza jego rozmowy i do której nie ma zaufania. Przyznam, że to mnie rozśmieszyło. Mam nagraną tą rozmowę od początku. Od jakiegoś czasu już zaczęłam nagrywać kłótnie - a dokładniej od momentu, kiedy pan psychofag zaczął mi wmawiać, że on różnych rzeczy nie powiedział. A ja się czułam jak idiotka. Jak to nie powiedział?? Przecież ja słyszałam! Przesłyszałam się? Mój umysł płata mi figle? Coś nie tak z moją pamięcią? A może coś przekręciłam? Więc mam nagraną tę rozmowę i to jak mówi, że właśnie on zabiera rzeczy, bo nie może być ze mną, bo mi NIE UFA. Totalne odwrócenie kota ogonem. On nie ufa mi!! Dobre sobie...

Wiesz co wtedy zrobiłam? Zdałam sobie w końcu sprawę, że mam dwa wyjścia. Albo znowu wybaczyć - po raz setny co najmniej. Albo zakończyć to. Wybrałam to drugie. Poszłam po torby i zaczęłam go pakować. Skoro chce zerwać to w to mi graj. Pewnie jak bym ja chciała się rozstać, to robiłby sto razy większe problemy (i tak robił, ale trochę mniejsze). Więc skorzystałam z okazji i wyprowadziłam pana z mojego mieszkania.

kurczenoniewiem napisał/a:

5. Jak on może czuć się po tym rozstaniu?

A teraz clue wszystkiego. Ostatni mail od niego. No muszę go pokazać, po prostu muszę, bo takiej bezczelnej manipulacji jeszcze w życiu na oczy nie widziałam. Ten mail jest kwintesencją tego, co kryje się pod hasłem PSYCHOFAG. Jest wręcz książkowym przykładem tego, jak psychofag działa, jak myśli, jakie narzędzia stosuje. Zapraszam do lektury:

----- KOCHAM CIIĘ, nie rozumiem tego co zrobiłaś ale zgadzam się z Tobą... można kogoś KOCHAĆ i nie chcieć z nim być .
Wszystko to wygląda na ponury żart osoby mającej duże problemy emocjonalne ... -----

Mój komentarz: Co ja zrobiłam? Facet mnie zdradzał, nie pierwszy raz, lżył, wyzywał, próbował wpędzać w poczucie winy, straszył, stosował przemoc psychiczną i fizyczną i on nie rozumie co JA zrobiłam. żart osoby (...) - to o mnie - i w sumie słusznie. Bo mam problemy, które ten związek mi unaocznił i którymi muszę się zająć. Wiele z tych problemów powstało niestety przez pana misia psychofaga, ale to pomińmy milczeniem.

----Nie martw się ... bez długiej wspólnej terapii na pewno nie rozpocznę związku z Tobą a Ty nigdy na nią się nie zdecydujesz bo wtedy musiała byś poznać jaka byłaś naprawdę a nie jaką się widzisz.----

M. k.: On decyduje, ze nie rozpocznie znów związku ze mną. Fakt, proponował terapię wspólną, ale ja nie wierzyłam, że to cokolwiek da. Bo już wiedziałam. Że miłości nigdy nie było, że to iluzja, że kochałam wyobrażenie, maskę, pustą skorupę, a nie drugiego człowieka. Ja się chciałam wyrwać z tego, a nie naprawiać coś, co nigdy nie istniało. "Jaka byłaś naprawdę" - klasyczne przeniesienie, nigdy nie zdradziłam go, nie uderzyłam (choć nie ukrywam, nieraz miałam ochotę), pod koniec dopiero zdarzyło mi się go wyzwać, bo już nie miałam sił na normalną rozmowę z kimś, kto mnie w ogóle nie słuchał, nie straszyłam, nie dręczyłam psychicznie, nie manipulowałam. Fakt, przejrzałam trzy jego rozmowy z kochankami podczas dwóch lat związku. Moja wina, moja bardzo wielka wina.

----Wiem  że nie możesz żyć ze ,mną bo po tym co zrobiłaś stale byś cierpiała mając wyrzuty sumienia i nie mogąc uwierzyć że Ja Ci to wszystko wybaczyłem i że przeszłość nie ma dla mnie żadnego znaczenia ...
Znaczenie ma TYLKO MIŁOŚĆ ale do tego trzeba dorosnąć ...----

M. k.: rozumiecie... przemoc fizyczna, psychiczna, zdrady, ciągłe rozstania i powroty, nieustanne kłótnie zaczynające się od błahostek i ciągnące się godzinami (on potrafił mówić np. trzy godziny pod rząd - wyciągać całą moją przeszłość, wszystko co kiedykolwiek mu powiedziałam, z czego się zwierzyłam - i rozumiecie? On mi wybacza, że to wszystko mi zrobił... no paranoja. "przeszłość nie ma żadnego znaczenia" - słyszane tysiące razy. to nie przenośnia - dosłownie tysiące razy, po każdej kłótni. Rzecz tylko w tym, że to jego przeszłość (patrz: jego zdrady) nie ma znaczenia. Bo moja zawsze się pojawiała w kłótni, zawsze.
Nie, nie mogę żyć z tobą, psychofagu, bo niszczyłeś moją psychikę, moją duszę, bo łamałeś mój kręgosłup, przesuwałeś granice sprawiając, że łamałam swoje zasady, deptałam swoje wartości, rezygnowałam z siebie, oddawałam siebie w imię fałszu.


----Ja już nic od Ciebie nie chce poza tym abyś nie przedłużała w nieskończoność naszych kontaktów. Ja straciłem jakąkolwiek wiarę w słowa i obietnice tej którą się stałaś.
Oddaj mi co moje, napisz co chcesz ode mnie i zamknijmy tę sprawę w tym życiu .----

M.k.: i znowu przeniesienie: ja nie wydłużałam kontaktów. Najpierw były maile o miłości, o powrocie, kolejne obietnice, snucie fantazji o wspólnej starości, odwoływanie się do moich fantazji i marzeń. Olałam, nie odpisywałam. Potem zaczął mnie znów obrażać, straszyć - nie odpisywałam - wdrożyłam zasadę ZERO KONTAKTU. W końcu, po ponad miesiącu, przypomniał sobie nagle, że ma u mnie jakieś rzeczy - przez miesiąc sobie nie mógł przypomnieć, a nagle mu się żaróweczka włączyła - on chce swoje rzeczy. Spakowałam więc wszystko, co kiedykolwiek dotknął swoją ręką i mu oddałam - oczywiście nie bez przeszkód - przekładał terminy spotkania, potem jak mu napisałam, ze wysle kurierem, to odpisał, że jego nie bedzie w mieście. W koncu sie wkurzyłam i wystawiłam rzeczy na korytarz,a sama pojechałam na wyjazd, który juz mialam wykupiony. Zabrał. Oczywiście moich rzeczy i pożyczonych pieniędzy nie oddał. Nie dlatego, ze nie ma. Tylko zeby mieć haka, pretekst do kolejnego pisania i podtrzymywania kontaktu. Pewnie myślał, że się upomnę, ale to naprawdę niska cena za to, zeby zniknął z mojego życia. Niech sobie zatrzyma te rzeczy i pieniądze. Pisał do mnie jeszcze po tej akcji, ale ustawiłam sobie filtr wiadomości nękający w telefonie i wpadają one bez powiadomienia do specjalnego folderu. Widzę, że coś w folderze jest, musiałabym do niego wejść, żeby sprawdzić, ale... obiecałam sobie, że tego nie zrobię. Na początku było trudno, bo zżerała mnie ciekawość. Wchodziłam w ten folder i patrzyłam na informację, że jest pełny, że coś tam jest - obsesyjnie, kilkanaście razy dziennie. A później mi zaczęło przechodzić. Nadal czasami mnie zżera ciekawość, ale nie dam się. Cokolwiek napisał, coraz mniej mnie to obchodzi. Pewnie leci schematem: wyznania miłości, albo straszenie, albo manipulacja, albo wszystko na raz. Specjalnie nie usuwam ani żadnej wiadomości, ani smsa, ani nagranych rozmów - w razie czego będą dowody dla policji, gdyby jednak planował nie dać mi spokoju.

A teraz, po tych wynurzeniach, podsumowanie.

Autorko, wybacz, że trochę zdominowałam Twój wątek. Mam nadzieję jednak, że to co przeczytasz Ci pomoże. Gdzieś w głębi serca chciałabym ratować te wszystkie kobiety, które tak jak Ty, pchają się w kolejne toksyczne związki. Ale wiem, że to nie tak działa. Poza tym mam teraz do ratowania najważniejszą dla mnie osobę - siebie. Bo prawdą jest to, co ludzie mówią, że jak sama się o siebie nie zatroszczysz, to nikt tego nie zrobi.
Dlatego z pełną świadomością nie namawiam Cię do niczego, nie daję rad, nie mówię, co masz zrobić.

Musisz się tego dowiedzieć sama. To brutalne, wiem, ale tak to działa.
Ja już odkryłam trochę prawd, między innymi te, że:

- najważniejszą osobą dla mnie jest jedna osoba - ja sama
- najbardziej na świecie chcę kochać jedną osobę - samą siebie - a wtedy na pewno nie pozwolę nikomu tej osoby (siebie) skrzywdzić
- życie jest takie cudowne i takie piękne, kiedy się człowiek pozbędzie ciągłych kłótni z życia i ciągłych huśtawek emocjonalnych. Fakt, byłam od tego uzależniona, ale nigdy tego nie lubiłam. Wolę rutynę (co nie znaczy, że nudę), zawsze wolałam.
- to dopiero początek tego, do czego jeszcze dojdę smile

więc albo Ty sama zaczniesz działać, żeby też do tego dojść, albo skończysz życie z kolejnym toksykiem i umrzesz z poczuciem zmarnowanego życia.

18

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

O rany miałem taką dziewczynę jakiego Ty faceta. Strasznie wyniszczająca miłość... Lepiej dać sobie spokój. Mi tak wszyscy doradzają.

19

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Tylko czy skoro ja jakoś sobie dawałam radę z jego zazdrością, to nadal problem jest we mnie? Mówię, może faktycznie skłonność do samobiczowania się u mnie wygrywa z rozsądkiem, jednak rzecz jest w tym, że ja bym go chętnie odzyskała, a on się odciął całkowicie. Mam siłę zawalczyć, tylko nie wiem, czy mam o kogo. W tej chwili to jest jedyne, o czym umiem myśleć.

20

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

jak sobie dawałaś radę z zazdrością?

21 Ostatnio edytowany przez kurczenoniewiem (2016-07-13 10:30:26)

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
_v_ napisał/a:

jak sobie dawałaś radę z zazdrością?

Ignorowaniem. Nie wdawałam się w wojny. Wytłumaczyć, ewentualnie pokazać, że niesłusznie mnie oskarżył, zamknąć temat. W końcu mu minęło i znowu był fajnym facetem.

Dlatego też dziwi mnie, że po takim czasie w ten sposób uzasadnia nasze rozstanie.

Dodam tylko, że na sam koniec wyglądał na zaangażowanego, jak mówiłam spełniał zachcianki, po czym nagle zaczął olewać. Nie rozumiem tego.

22

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Przebywanie w toksycznych związkach tak bardzo niszczy psychikę "ofiary", że nie widzi jak chory jest to związek. Mam złą wiadomość. Przebywanie z psychopatą niestety sprawia, że ofiara sama przejmuje pewne chore zachowanie od niego, zachowuje się histerycznie i sama niestety robi wrażenie osoby niezrównoważonej. Otoczenie uważa ją za wariatkę, ludzie się odsuwają od niej - to standardowy mechanizm. Ofiara nie potrafi już stworzyć normalnej relacji z nikim.

Jeśli ofiara uświadomi sobie wreszcie, że ma problem i to poważny problem ze sobą i potrafi sobie sama pomóc można to zmienić ale to trwa kilka lat. Ważne jest żeby otoczyć się silnymi i zdrowymi ludźmi. W przeciwnym wypadku niestety schemat będzie się powtarzać.  Niestety ofiara jest tak zniszczona psychicznie po takiej relacji, że jest ponownie narażona na to, że kolejny psychol weźmie ją w obroty. Dlatego koniecznie trzeba poszukać wsparcia i kogoś komu się ufa, najbliższa rodzina, kogoś życzliwego i zdrowego psychicznie. Życzę dużo siły! Można z tego wyjść a pozytywne jest to, że gdy się z tym upora to jest się niesamowicie silną osobą. :-)

23

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Słuchajcie, a dlaczego idziemy wyłącznie w to, że robimy z niego psychopatę, a ze mnie ofiarę?

Ja święta nie jestem, w końcu ten miły chłop się z kosmosu nie wziął. Zdarzało mi się, widząc, że ten mój się piekli, dawać więcej powodów do zazdrości.

I teraz tak: facet był zaangażowany, nie czułam się zaniedbana itd. Wręcz przeciwnie. Byłam w trzyletnim związku, gdzie byłam otoczona opieką, troską, miałam w nim oparcie, mogłam z nim porozmawiać. Poza byciem razem, byliśmy też kumplami.

Nagle zaczęło się inwestowanie we mnie pieniędzy równoczesne z brakiem zainteresowania mną. Ja próbowałam to ratować prośbą i groźbą, płaczami, proszeniem, dawaniem sygnałów skrajnych typu "jak się mną nie zajmiesz to ja sobie pójdę do innego".

Dlatego nie szłabym w ocenianie jego jako psychopaty (może znowu działam pod wpływem mechanizmu, nie wiem tego), ale raczej zastanowiłabym się, co takiego u niego się zadziało, gdzie z naprawdę dobrego związku nagle nastało to, co działo się przez cały maj i połowę czerwca, o czym pisałam w pierwszym poście.

Mam na uwadze to, że on ma naprawdę ciężki okres. Ale równocześnie widzę, co wyprawia w internecie, jak emanuje tym, jaki jest zachwycony swoim nowym życiem. Nie wiem, czy to popisy (jak u mnie), czy rzeczywistość.

Niemniej chcę chłopa odzyskać, nie wiem tylko, czy nie utopiłam wszystkiego radośnie, dostosowując się do jego ciszy. Ale przecież prosiłam raz, powiedziałam czego chcę, zignorował to - mam jakiś szacunek do siebie, zresztą posłuchałam się koleżanek, mówiących "nie pisz mu nawet smsa!" smile

A i jeszcze - borderkiem jestem ja. Stwierdzonym przez psychologa, nie przez psychotest na babskim portalu. Oboje jesteśmy dorosłymi, pracującymi ludźmi przed 30, bez dzieci własnych ani nabytych.

Nie czepiam się Was, bo doceniam pomoc, czytam wszystko ze zrozumieniem. Po prostu chcę zrozumieć, dlaczego oceniacie to tak, a nie inaczej.

24

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

skoro Ty jestes borderline, to moze rzeczywiscie on jest bogu ducha winny i tylko przejmuje Twoje zachowania wink

ale wtedy radziłabym jemu ucieczkę wink

25

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
_v_ napisał/a:

skoro Ty jestes borderline, to moze rzeczywiscie on jest bogu ducha winny i tylko przejmuje Twoje zachowania wink

ale wtedy radziłabym jemu ucieczkę wink

Czyli automatycznie zakładasz, że nie ma szans na związek z osobą borderline, niezależnie od tego co się działo, a ja mam po prostu za swoje?

26

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
kurczenoniewiem napisał/a:

Czyli automatycznie zakładasz, że nie ma szans na związek z osobą borderline


szanse są zawsze, w związku można być - tylko moim zdaniem jakość tego życia w związku będzie, mówiąc eufemistycznie, niska, szczególnie dla drugiej strony.


kurczenoniewiem napisał/a:

W tej chwili z pomocy psychiatry korzystam spontanicznie. Dlaczego? Bo uważam, że już mi lepiej.

A skoro wiedząc, że jesteś borderline, nie podjęłaś nawet terapii jakiejkolwiek, to ja osobiście bym z Tobą nie chciała być. Aczkolwiek nie słyszałam jeszcze o przypadku, żeby borderline został wyleczony. Każdy może mieć oczywiście swoje zdanie. Moje jest takie, że nie będę już wchodzić w związek z osobnikiem z borderline. Mi się marzy spokojne życie w psychicznym i fizycznym zdrowiu, a tego w związku z borderem nie miałam. To były ciągłe huśtawki nastrojów, emocji, co więcej i ja przejęłam sporo jego zachowań, tracąc tym samym równowagę psychiczną. Tak więc: NIGDY WIĘCEJ.


kurczenoniewiem napisał/a:

a ja mam po prostu za swoje?

Nie uważam, że masz za swoje.
Aczkolwiek teraz się czuję tak, jakbym radziła "mojemu" psychopacie, jak ratować związek ze mną.
Tak więc sądzę, że najlepiej będzie, jeśli zakończę udzielanie się w tym temacie.

27 Ostatnio edytowany przez kurczenoniewiem (2016-07-13 13:21:07)

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
_v_ napisał/a:

Aczkolwiek teraz się czuję tak, jakbym radziła "mojemu" psychopacie, jak ratować związek ze mną.
Tak więc sądzę, że najlepiej będzie, jeśli zakończę udzielanie się w tym temacie.

Stop. Chwilę temu on był psychopatą. Chorobliwie zazdrosnym i kontrolującym. A teraz ja? Bo mam borderline, więc z góry jestem toksyczna, trzeba wiać.

Zależy mi na nim, nie chcę być wariatką i jędzą, chcę jego powrotu. Nie umiem ocenić jego zachowania i tego czy POWINNAM zawalczyć. To jest mój problem.

Zaczynam się już gubić.

Poza tym odnoszę wrażenie, że skupiamy się na pojedynczych słowach kluczowych, typu zazdrość, borderline. A nie traktujemy całościowo tego, co napisałam.

28

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.
kurczenoniewiem napisał/a:

Stop. Chwilę temu on był psychopatą. Chorobliwie zazdrosnym i kontrolującym. A teraz ja? Bo mam borderline, więc z góry jestem toksyczna, trzeba wiać.

Albo nie wiesz czym jest borderline, albo zaczyna się "odwracanie kota ogonem".
Najpierw uporządkuje siebie, a potem buduj zdrowe związki.

29

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Super dziewczyny, że opisałyście tak szczegółowo własne doświadczenia. Wiele się z tych opisów można dowiedzieć... także o własnym życiu i związkach tongue

Poczytałam też przy okazji o borderline - ciężka sprawa... brak refleksji i możliwości zrozumienia tego, co się wydarza... tak skrajna zmiana nastrojów i uczuć, kłótliwość... Autorko, masz to zdiagnozowane - musisz na tym chyba się skupić w pierwszej kolejności, bo prawdopodobnie nie odczytujesz we właściwy sposób tego, co się dzieje w Twoim życiu.

30

Odp: zgłupiałam. i nie wiem.

Akurat mam na to czas, bo spróbowałam - nawet nie odpisał. Nie ma sensu walczyć.

Posłucham się Was. Dziękuję!

Posty [ 30 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » TRUDNA MIŁOŚĆ, ZAZDROŚĆ, NAŁOGI » zgłupiałam. i nie wiem.

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024