Odkąd sięgam pamięcią mam ogromne problemy z kobietami. Jeszcze jako nastolatek wstydziłem się rówieśniczek, dzierżąc przekonanie, że aby
skutecznie skraść serce którejś z koleżanek, należy zrobić coś niezwykłego, ocierającego się o ponad przeciętność. Z niekrytą zazdrością kierowałem wzrok na paru kolegów, którzy podobali się uczęszczającym do naszej klasy młodym kobietom. Wprawdzie nie byli typowymi przystojniakami, lecz biła od nich olbrzymia pewność siebie. Warto przy tym podkreślić, że tworzyli zamknięty krąg, a przerwy spędzali wyłącznie w swoim towarzystwie.
Wspominam tych kolegów niezbyt miło. Często mi dokuczali, niejednokrotnie używając pogróżek i przemocy. Pamiętam, że na lekcjach wychowania fizycznego zawsze kazali mi stać na obronie, a sami wychodzili na sępa, czekając na podanie. Kiedy tylko przekroczyłem połowę boiska, zbulwersowani krzyczeli abym się cofnął. Mogli sami stać na obronie skoro im tak zależało na strażniku. W każdym razie uważałem się za kogoś gorszego, a ich postrzegałem jako lepszych.
Obecnie jako 26 latek nadal mam problemy z samooceną i kobietami. Wprawdzie patrząc obiektywnie z wyglądu jestem okej - regularne rysy twarzy, owalny kształt głowy, gęste włosy, szerokie barki, szczuła talia, to uważam że nie mam u żadnej kobiety szansy. Nawet jeśli któraś z kobiet spojrzy się na mnie dłużej i wróci wzrokiem, to i tak nie mogę uwierzyć w to, że się podobam.
Żywię przekonanie, że nie jestem odpowiednio atrakcyjny dla kobiet. Że jestem zbyt mało przebojowy i niewystarczająco przystojny.
Jeśli chodzi o atrakcyjność fizyczną, to tutaj mam największe obawy. W końcu mimo, że jestem przystojny, to nie jestem bardzo przystojny.
Modele, o których rozmawiają kobiety przewyższają mnie pod względem atrakcyjności fizycznej. I tak kiedy wpisze się w google obrazy słowo przystojniacy, naszym oczom ukarzą się mężczyźni o ponadprzeciętnej urodzie. Odnoszę stale wrażenie, że kobiety poszukują tego typu mężczyzn, więc ja nie mam czego szukać.
Warto zaznaczyć, że na co dzień widuję zwyczajnych chłopaków przytulonych do kobiet, a nawet takich poniżej przeciętnej z atrakcyjnymi kobietami.
Zastanawiam się w jaki sposób im się ta sztuka udaje? Przecież kobiety pragną przystojnych mężczyzn, jak więc godzą się na spotkania ze zwykłymi facetami?
Tego nie mogę zrozumieć. Podobnie zresztą zastanawiam się nad inną sprawą. Przykładowo widziałem atrakcyjną kobietę. Bałem się na nią spojrzeć.
Tymczasem ona umawiała się z mężczyzną, wcale nie bardziej interesującym pod względem wyglądu ode mnie i w dodatku strołąi się tak aby mu się przypodobać.
Niejednokrotnie odnosiłem wrażenie że część kobiet nie obejrzałoby się na ulicy za swoim mężczyzną, a mimo to są razem.
Nie potrafię tego zrozumieć. Jeśli się nie spodobamy kobiecie fizycznie to nie ma możliwości nadrobienia tego charakterem.
A innym jakoś to się udaje. I tego kompletnie nie rozumiem. Jak to możliwe, że ładne kobiety wiążą się z mężczyznami, którzy wyglądem nie powalają.
Ja nie mogę znaleźć kobiety gdyż nie jestem taki przystojny jak czołowi modele. Jestem przystojny, ale nie bardzo przystojny.
A jakoś pozostałym mężczyznom sztuka miłosna wychodzi.
Pytanie do Was, drogie panie, jak oni to robią? Nie są ani atrakcyjniejsi ode mnie, ani mądrzejsi, ani nie mają więcej pieniędzy, a jednak to oni mają kobiety.