Witam serdecznie. Mam 22 lata i nigdy nie byłam z chłopakiem nawet na spacerze. Nigdy nie przeżyłam nawet pierwszego pocałunku, a chciałabym, i to bardzo. Boję się, że jestem już na to za stara. Nie chcę próbować seksu, bo nie chcę się od razu rzucać na głęboką wodę. Co o tym wszystkim myślicie?
Powiało desperacją...
22 lata i już jesteś za stara? Nie przesadzasz troszku?
Jeżeli chcesz wejść w jakąś relację z mężczyzną, to trzeba najpierw jakiegoś poznać. Czy poznajesz? Czy robisz coś w tym kierunku?
Za stara na związek? Jak to niby za przeproszeniem się stało? Jesteś trollem? Idź z koleżankami na imprezę, do pubu, a na pewno kogoś poznasz, albo zacznij czatować- do odważnych świat należy, na pewno nie zdziałasz nic siedząc w domu- chociaż w internecie też się czasem zdarza spotkać wartościowe osoby, o ile podają się za tych kim są
Raider zgadza się. 22 lata to najwyższy czas umierać.
5 2016-07-04 11:01:04 Ostatnio edytowany przez Husky (2016-07-04 11:01:54)
Jacenty, strasznie mnie denerwują takie komentarze. Przecież autorce nie chodziło o to, że czuje się w tym wieku staro, tylko, że coś jest nie tak z jej doświadczeniem życiowym, jak na ten konkretny wiek. Jakby 10 latka napisała, że nie umie tabliczki mnożenia i czuje się "staro" jak na ten brak umiejętności, też byś ją zjechał, że stara nie jest?
Ja uważam, że jak najbardziej można się czuć kiepsko, jeśli w tym wieku nie doświadczyło się pocałunku i nie dziwię się autorce, że tak też się czuje i raczej zasługuje na pocieszenie, a nie sarkazm.
Pytanie Raider co robisz, żeby zmienić ten stan rzczy? Czy próbujesz się otwierać na nowe znajomości? Czy miewałaś sytuacje, że ktoś był Tobą zainteresowany?
Przede wszystkim nie bądź zdesperowana bo to czuć na odległość i każdego odstrasza Jesteś Bardzo młoda i nie masz się czym martwić. Lepiej trafić na jednego dobrego faceta, takie na całe życie niż trafiać na buraków
Raz a dobrze!
Chorowałam (depresja), przez co zawaliłam dwa lata studiów. Teraz się leczę i od października zaczynam studia od zera.
Jest mi wstyd z tego powodu. Nie mam żadnych znajomych-wszystkie szkolne znajomości się wykruszyły.
Chciałabym kiedyś wyjść za mąż, ale chyba nie jestem jeszcze stara, prawda? Przecież nic się nie stanie, jeżeli wyjdę za mąż
w wieku np. 32 lat. Małżeństwa po 50. roku życia też się zdarzają, prawda? Chciałabym znaleźć swoją drugą połowę-swoją
bratnią duszę. Chodzi mi bardziej o miłość platoniczną.
Raider sama unieszczęśliwiasz się próbując wpasować w jakieś ramy i schematy. Chorowałaś i przez to zaczynasz studia nieco później niż polska średnia krajowa? I co z tego? Nic się nie dzieje. Zaczynasz w czasie, który Tobie bardziej odpowiada i tyle. Wykruszyły się stare znajomości? Nowych znajomych poznasz na studiach. Wyjdziesz za mąż nieco później niż kobiety z Twojego otoczenia? I co z tego? Skoro chcesz ślubu to będziesz go miała wtedy kiedy Tobie to będzie pasowało i z odpowiednią osobą.
Choć ostatnie zdanie przeczy Twoim planom znalezienia sobie kogoś. Miłość platoniczną możesz mieć od zaraz, ale takie miłości ślubami się nie kończą...
Miłość platoniczna, a budowa relacji z facetem...to dwa bieguny.
Pani Raider trzymaj się! Znajdziesz kogoś, tylko bądź otwarta na ludzi.. to żaden wstyd nie mieć chłopaka, nie słuchaj jakiś kretyńskich bab, co Ci będą chwalić się ilu to one facetów nie zaliczyły, i czego to one nie miały w d*pie..
dyskoteka to nie jest dobry pomysł, jakiegoś znajomego zaczep, tak po prostu.. ktoś musi być wolny i ktoś musi Ci się spodobać;)
Ja po prostu nie potrafię kochać. Nikogo. Jestem jednostką niezdolną do dawania miłości. Nie wiem, co to jest miłość między kobietą a mężczyzną. Nie ma nigdzie szkół, które uczyłyby, jak żyć w małżeństwie. Nie można tego studiować, nie można z tego zrobić dyplomu. Czasami myślę, jakby to było, ale to byłoby dla mnie nie do zniesienia. Wnerwiałoby mnie ustawiczne towarzystwo drugiej osoby, nie mogłabym po kilku dniach już na niego patrzeć. Czułabym się zniewolona, tym ciągłym przebywaniem w jednym domu, tym spaniem ze sobą. Ja lubię wolność, niezależność. Z drugiej strony, brakuje mi tej bratniej duszy....Co się zemną dzieje??
Ja po prostu nie potrafię kochać. Nikogo. Jestem jednostką niezdolną do dawania miłości. Nie wiem, co to jest miłość między kobietą a mężczyzną.
Nie poznajesz chłopaków, to i się nie zakochujesz. Musisz wybrać: "tak -- chcę mieć chłopaka i się zakochać", albo "nie -- nie chcę nikogo mieć i się zakochiwać".
Jak wybierzesz, to wtedy podejmiesz działania, o ile nie jesteś leniem. Większość ludzi to lenie.
Nie ma nigdzie szkół, które uczyłyby, jak żyć w małżeństwie. Nie można tego studiować, nie można z tego zrobić dyplomu.
Małżeństwo to jedna z relacji w jakiej człowiek się znajduje -- brat<>siostra, dziecko<>rodzic, pracownik<>przełożony, mąż<>żona, kochanek<>kochanka, sąsiadka<>sąsiadka... itd, itd. W każdej relacji trzeba być człowiekiem. W małżeństwie trzeba umieć ze sobą żyć. Trzeba sobie wybrać taką osobę, z którą da się żyć. Seks jest bardzo ważny, to taki fundament związku i bliskości. Drugi poziom to poziom serca, czyi uczucia dla tej drugiej osoby, czy Ci na niej zależy, czy ona stanowi część Ciebie. W końcu porozumienie na poziomie inteligencji, intelektu, mądrości, rozwoju intelektualnego -- to trzeci poziom. W dobrych małżeństwach dwa z tych trzech poziomów są zgodne.
Czasami myślę, jakby to było, ale to byłoby dla mnie nie do zniesienia. Wnerwiałoby mnie ustawiczne towarzystwo drugiej osoby, nie mogłabym po kilku dniach już na niego patrzeć.
Złe myślenie. Twój problem. NIe rozwiązujesz go, więc zostanie u Ciebie aż tak urośnie, że go rozwiążesz, albo przepadniesz.
Ja lubię wolność, niezależność. Z drugiej strony, brakuje mi tej bratniej duszy....Co się zemną dzieje??
Jaka wolność? Aby iść do koleżanki? Do kina sama? Mieć kolegę? Mieć swoją kasę? Jaka wolność i niezależność...
Brak kogoś bliskiego z biegiem lat będzie coraz bardziej bolał. Teraz jesteś młoda i masz czas, ale nic nie robisz aby to zmienić -- to twój głowny grzech.
Czytam, czytam i...nie wiem, co ty wlasciwie chcesz. Chcesz sie calowac, ale chcesz zwiazku platonicznego. Niby piszesz o malzenstwie, ale chcesz byc jednak sama, niezalezna.
Powiem ci pare rzeczy:
faceci bardzo cenia sobie wolnosc i niezaleznosc. To dobry cecha u ciebie. Zamelduj sie na jakims portalu i napisz jasno, ze szukasz przyjaciela do milych rozmow. Nie kazda taka znajomsc konczy sie slubem, i tak ma wlasnie byc!
Depresja to choroba, jak kazda inna. Dziwi mnie, ze sie wstydzisz. Nie bylas w czasie leczenia depresji u psychologa? nie mialas terapii, tylko tabletki? Niektorzy przerywaja studia, bo zlamali noge. Inni, bo maja operacje woreczka zolciowego. Ty mialas depresje...nie rob z tego ALE. Statystkyki mowia, ze co 3 osobnik tej planety mial w zyciu depresyjny epizod.
I co do wieku:
ja wyszlam szczesliwie za maz majac 35 lat. Na studia poszlam maja 30-tke. Poznozaplonowiec bylam.
I co? I nico.
Czytam, czytam i...nie wiem, co ty wlasciwie chcesz. Chcesz sie calowac, ale chcesz zwiazku platonicznego. Niby piszesz o malzenstwie, ale chcesz byc jednak sama, niezalezna.
Powiem ci pare rzeczy:
faceci bardzo cenia sobie wolnosc i niezaleznosc. To dobry cecha u ciebie. Zamelduj sie na jakims portalu i napisz jasno, ze szukasz przyjaciela do milych rozmow. Nie kazda taka znajomsc konczy sie slubem, i tak ma wlasnie byc!
Depresja to choroba, jak kazda inna. Dziwi mnie, ze sie wstydzisz. Nie bylas w czasie leczenia depresji u psychologa? nie mialas terapii, tylko tabletki? Niektorzy przerywaja studia, bo zlamali noge. Inni, bo maja operacje woreczka zolciowego. Ty mialas depresje...nie rob z tego ALE. Statystkyki mowia, ze co 3 osobnik tej planety mial w zyciu depresyjny epizod.
I co do wieku:
ja wyszlam szczesliwie za maz majac 35 lat. Na studia poszlam maja 30-tke. Poznozaplonowiec bylam.
I co? I nico.
Gosiu popieram.
Autorko ja tez czytam i nie rozumiem o co wlasciwie Ci chodzi. Chcesz miec meza ale zarazem nie zyc z kims w zwiazku, calowac sie, przytulac...platonicznie? Rzucasz sie od bandy do bandy.
Po pierwsze nie zakladaj zadnych scenariuszy, kazdy ma inny, odpowiedni dla siebie czas na pewne sprawy.
Po drugie wez pod uwage to ze dopoki nie spotkasz kogos wlasciwego dla siebie to nie wiesz do konca czym.jest milosc i na ile umiesz ja pielegnowac i byc z kims.
Po trzecie i najwazniejsze. Dbaj o swoje zdrowie. Czy Ty nadal chodzisz na psychoterapie, wizyty kontrolne? Bo odnosze wrazenie ze uznalas ze to temat zakonczony choroba byla i minela. A tymczasem Twoje przemyslenia, samopoczucie i zrezygnowanie sa odbiciem Twojego stanu psychicznego. Nie zaniedbaj tego.
Twierdzicie, że samotność z wiekiem będzie bolała bardziej? A może boleć jeszcze bardziej, niż teraz mnie boli? Codziennie zadaję sobie to samo pytanie-dlaczego ludzie, na całym świecie, na wszystkich kontynentach, biorą ślub, tworzą związki, żyją ze sobą, potrafią ze sobą żyć, tylko nie ja. Wszyscy, tylko nie ja. Chyba zostanę starym kawalerem (z tą męską formą starej panny to taki mój żart, ale szczerze mówiąc, nie jest mi wesoło). Bycie starą panną czy kawalerem też ma zalety. Przecież stan cywilny nie ma nic wspólnego z wykształceniem, pozycją zawodową. Przecież ludzie żyjący w pojedynkę to często mądrzy, wykształceni, odnoszący sukcesy w życiu zawodowym ludzie. Nie wolno skreślać starych panien i kawalerów, ja ich szanuję. Przeraża mnie małżeństwo, przeraża, ale z drugiej strony...Żyć tak samemu, nie mieć z kim się podzielić swoimi przemyśleniami, nie mieć do kogo się otworzyć??...Ale nie, nie chcę, żeby mój ukochany się starzał, łysiał, obrastał tłuszczem i zmieniał się w zramolałego starca. Jestem zakochana (platonicznie oczywiście!) w młodym mężczyźnie, który nawet o tym nie wie. Codziennie oglądam jego zdjęcia, podkochuję się w nim. Nawet dobrze, że on o tym nie wie, to stwarza pewne bezpieczeństwo. Boję się jednak, co będzie, jeżeli on zacznie się starzeć? Nie przeżyję tego! I zauważyłam, że ciągnie mnie do młodszych. Oczywiście, nie do dzieci, ale do takich późnych licealistów, 18-19 latków. Oni są tacy czyści, niewinni, nieskażeni. Nienawidzę biologicznych ojców. Kiedy widzę taką "szczęśliwą" rodzinkę na spacerze, ogarnia mnie nienawiść. Oczyma wyobraźni widzę, jak biologiczny ojciec krzywdzi to dziecko. To dziecko może być smutne, nieszczęśliwe i chore. Nie wiem, czemu tak się ze mną dzieje, ale bardzo cierpię z tego powodu. To jest nie do zniesienia, chcę, żeby ten ból psychiczny się skończył. Czy potraficie zrozumieć moją sytuację?
Masz poważne zaburzenia.
Chcesz relacji, a jednocześnie ich unikasz, pewnie czekasz aż ktoś wbije Ci do pokoju i poprosi o rękę, no daj spokój.
Co do reszty treści posta - takie rzeczy co wypisujesz, to nie są normalne, widać że masz problemy natury psychicznej, pisaniem i ciągłym wspominaniem tego tematu na forum się nie wyleczysz.
Po pierwsze: NIGDY, przenigdy w historii ludzkosci nie bylo tylu samontych ( w sensie bez zwiazku) ludzi, co w czasach dzisiejszych. Poczytaj statystyki na ten temat. Wielu decyduje sie swiadomie na bycie singlem.
Po drugie: masz powazne problemy ze soba. Nie rozwiazesz ich tutaj na Forum.
Marsz do psychologa.
Ach, tak Gosia1962, rozumiem, że najlepiej, jeżeli młodzi, zaraz po szkole średniej (bo przecież studia są niepotrzebne, prawda), brali ślub, ustawiony przez swatki, i mieli po dziesiątkę dzieci, jak drzewiej bywało? Tak by było najlepiej, prawda. Jakie mam niby problemy natury psychicznej? Z czym? Co mam niby powiedzieć psychologowi? Po prostu ostrożnie podchodzę do życia, znam wiele małżeństw, i młodych, i starych i wierzcie mi, to okropne, co wyprawiają. Oni nie mogą już na siebie patrzeć, tylko pieniądze ich ze sobą trzymają, a na dodatek mąż (tak, mąż, nie żona!) jest ślepo żonie podporządkowany. Nie ma żadnego własnego zdania, co powie żona, to święte. Nie utrzymuje kontaktów ze swoimi rodzicami, bo (cytuję dosłownie) według jego żony "mąż powinien wyrzec się dla żony wszystkiego, nawet własnych rodziców." Nie chcę być tak ślepo podporządkowana mężowi. Chcę mieć swoją indywidualność. I pewnie uznacie mnie za nowoczesną idiotkę, ale ja nie chcę rodzić jednego dziecka po drugim, aż do ustania zdolności prokreacyjnych. Przecież to jest chore!
Mysle ze najlepsze co mozna zrobic w tym wypadku dla Autorki to przestac komentowac. Moze popisze jeszcze i sie wyciszy, moze ktos zamknie watek. W kazdym badz razie jakakolwiek interakcja z nia chyba tylko pogorszy sytuacje.
Przecież Cię nikt do niczego nie zmusza, myślisz schematami, ciągle piszesz w tonie jakby ktoś Ci kazał tak robić, a Ty się bronisz przed tym nogami i rękoma.
Co mam niby powiedzieć psychologowi?
Słowo w słowo to co wypisywałaś tutaj na forum, począwszy od swoich obsesyjnych myśli, skończywszy na religijnym pierdolamento.
Dobrze, pójdę do psychologa. Nie chciałam nic złego zrobić. Wydawało mi się, że jak "porozmawiam" tutaj z ludźmi, to będzie mi lepiej i moje problemy znikną, ale tak się nie stało. Przepraszam Was za problem. Poszukam pomocy psychologicznej.
Po prostu potrzebujesz osoby która Cię naprowadzi na odpowiedni tor myślenia, bo póki co masz złe myślenie, ale Ty to uważasz za normalne, bo tak już jesteś nauczona.
Nie musisz przepraszać za to jaka jesteś, uszy do góry i powodzenia.
Nie przepraszaj i wybacz, że może nie zostałaś dobrze zrozumiana. Chyba problemy o których tu napisałaś to część jakiejś większej całości, prawdziwa przyczyna pewnie leży gdzieś głębiej. Wspomniałaś o tym, że są jakieś konflikty w rodzinie przez które nie mieszkasz z rodzicami tylko z innymi krewnymi i o depresji przez którą zawaliłaś dwa lata. Coś niedobrego się dzieje z Tobą i w Twoim otoczeniu. Jaka była przyczyna depresji? Może jeszcze nie zostałaś całkiem wyleczona? Na pewno to są dla Ciebie sprawy bolesne i wstydliwe, ale trzeba do nich sięgnąć, do istoty rzeczy.
Co powiedziec u psychologa? zrob mu wydruk naszych dialogow z toba. Wystarczy. Nic nie musisz juz mowic.
Wiem, wysłaliście mnie już do psychologa, ale muszę się podzielić z pewnym spostrzeżeniem. W moim wieku (l.22) niektórzy mają już ślub, dzieci. Etap pierwszych randek, pierwszego pocałunku, trzymania się za rękę, wspólnych spacerów jest w liceum, dla niektórych wcześniej, nawet w podstawówce, chociaż ja nie popieram randkowania u 13-latków. Nie wiem, dlaczego mnie tak "wzięło", ale chcę przeżyć przygodę. Nie chcę dzieciaków, ślubu. Po prostu myślę sobie, że życie jest krótkie, młodość też, dochodzę do tego wniosku, jest baaardzo krótka. Nie, nie chcę seksu i wskoczyć pierwszemu lepszemu chłopakowi do łóżka, żeby zaliczyć. Przerażają mnie konsekwencje seksu. Ludzie, ja nie mogę...Nie mogę, boję się ciąży, porodu, bólu przy pierwszym razie. Wstydzę się rozebrać. Wiem, to jakaś obsesja. Czuję się jak człowiek, który zachorował, jest bardzo, bardzo ciężko chory. Niby nic mi nie dolega, a czuję się tak, jakby mnie pożerała jakaś choroba, jakieś ogromne cierpienie psychiczne, ogromny ból. Jest okropny, dotkliwy, przeszywający, nie daje się z niczym porównać. Nie boli głowa, żołądek, ani nic. To jest ból duszy, pożera i pali od środka. Codziennie zastanawiam się, jak to jest, że 90% zdrowych ludzi na świecie normalnie uprawia seks, czerpie z tego satysfakcję. nie robią z tego problemu, ani nikogo nie krzywdzą. I jeszcze nie wpadają! Potrafią skutecznie korzystać ze środków antykoncepcyjnych. Ja bym nie mogła, bo zawsze bałabym się, że znajdzie się jakaś furtka, jakieś niedociągnięcie. Nie mówię o dewiacjach, ale o umiarkowanym podejściu. Pozostałe 10% zdrowych ludzi nie uprawia z seksu, dobrowolnie z niego rezygnuje, to ich świadoma decyzja. Również żyją zwyczajnie i nie mają z tym problemu. Tylko że u mnie to nie jest taka prosta sytuacja, nie potrafię być wśród tych 10% normalnych, nieuprawiających seksu ludzi, ani wśród tych 90% normalnych, uprawiających. Wiem, seks mnie opętał. Opętał mnie-osobę, która nigdy w życiu go nie uprawiała. Paranoja. Ja bym po prostu chciała iść na herbatkę z chłopakiem, nawet trochę młodszym ode mnie, w wieku 18-19 lat, porozmawiać jak kolega z koleżanką, iść do kina na film, a potem iść na spacer. Tylko tyle i aż tyle. Wiem, możecie się ze mnie śmiać. Spróbujcie sobie wyobrazić, jak bardzo cierpię. Mam taką teorię (wiem, jest pewnie niedorzeczna, ale tym sobie tłumaczę swoją sytuację): jeszcze przed urodzeniem pewne dzieci są "wybierane", aby w przyszłości umieć tworzyć zdrowe relacje z ludźmi z płcią przeciwną, a niektóre są "przeklęte"-stają się samotnymi, chorymi, nieszczęśliwymi dziećmi. Wpadają w obsesję na punkcie seksu, ale nigdy, przenigdy, do końca życia, nie będzie im dane go doświadczyć. Chociaż w pewien sposób wyjdzie im to na dobre, bo nie sprowadzą na świat smutnych, chorych i nieszczęśliwych dzieci, nie zachorują na chorobę weneryczną. Co myślicie o mojej teorii? Prawdziwa czy nie? I szczerze mówiąc, nie mam żadnej nadziei na to, żeby jakikolwiek psycholog mi pomógł. Spróbujcie się trochę wczuć w moją sytuację, ten mętlik w głowie, te myśli, które mnie rozrywają od środka. I do głowy by mi nie przyszło, że chęć otoczenia się ludźmi, znalezienia tej drugiej połówki, może być tak silna, że może powodować taki ból i cierpienie. W latach nastoletnich mi to było obojętne, a potem, nagle, po 20. urodzinach, ogarnął mnie taki smutek, żal i przerażanie, taka żałość, że trudno mi to znieść. "Najlepsze" jest to, że cierpię w totalnej samotności, nikt nie jest w stanie wejść w moją głowę i zrozumieć, co mi jest. Czy uważacie, że los tak zdecydował, że jestem wyobcowaną jednostką, niezdolną do zbudowania relacji z innymi? Wybaczcie mi, jeżeli kogoś obrażam. Po prostu ten ból psychiczny jest nie do zniesienia. Czasopisma popularnonaukowe, książki, gry komputerowe-to nie wszystko. To nie jest w stanie mnie trwale uspokoić, tylko na krótką metę.
Samotność i brak seksu, brak bliskości, brak drugiego człowieka bardzo boli duszę. Trzeba tę sytuację odmienić.
Jak myślisz... kto może odmienić twoje życie? Ty sama... tylko Ty możesz to zmienić.
To jest bardzo łatwe, ale Ty dajesz dodatkowe warunki. Stawiasz się w pozycji krytyka i każde rozwiązanie jakie Ci podsuniemy zbombardujesz -- bo się boisz seksu... bo się boisz ciąży... bo się nie rozbierzesz... bo się nie otworzysz... bo chłopak będzie zły... bo to... bo tamto... bo siamto.
Los tak nie zdecydował, że jesteś wyobcowaną jednostką. TY tak zdecydowałaś, bo TY nie akceptujesz świata takim jakim jest, ale chcesz, aby był inny. Świat jednak się dla Ciebie nie zmieni. Więc cierpisz.
Zatem cierp sobie w samotności, albo przedstaw wolę zmiany.
Chcesz się zmienić? To zrób pierwszy mały krok... Zaproponuj ten mały krok... Słucham.. co proponujesz? Gdzie jest twój cel i jaki zrobisz kroczek w stronę tego celu?
27 2016-07-21 15:09:18 Ostatnio edytowany przez diana-1971 (2016-07-21 15:10:28)
Samotność i brak seksu, brak bliskości, brak drugiego człowieka bardzo boli duszę. Trzeba tę sytuację odmienić.
Jak myślisz... kto może odmienić twoje życie? Ty sama... tylko Ty możesz to zmienić.
To jest bardzo łatwe, ale Ty dajesz dodatkowe warunki. Stawiasz się w pozycji krytyka i każde rozwiązanie jakie Ci podsuniemy zbombardujesz -- bo się boisz seksu... bo się boisz ciąży... bo się nie rozbierzesz... bo się nie otworzysz... bo chłopak będzie zły... bo to... bo tamto... bo siamto.
Los tak nie zdecydował, że jesteś wyobcowaną jednostką. TY tak zdecydowałaś, bo TY nie akceptujesz świata takim jakim jest, ale chcesz, aby był inny. Świat jednak się dla Ciebie nie zmieni. Więc cierpisz.
Zatem cierp sobie w samotności, albo przedstaw wolę zmiany.
Chcesz się zmienić? To zrób pierwszy mały krok... Zaproponuj ten mały krok... Słucham.. co proponujesz? Gdzie jest twój cel i jaki zrobisz kroczek w stronę tego celu?
Na moje oko, Autorka czerpie jakąś perwersyjną przyjemność z samego pisania. ;P Rady wszelakie odrzuca, zawsze ma jakieś " ale ", więc chęć pomocy jest z góry skazana na niepowodzenie.
Chyba że, samo napisanie 1000 razy słowa - seks będzie mieć moc, terapeutyczną.
O rany dziewczyno, ale nawymyślałaś. Jasne, psycholog i te pe, ale czy czasem psycholog to nie jest ucieczka od odpowiedzialności za siebie? Jestem "chora" wiec niech ktoś powie mi jak żyć i jak się wyleczyć. Oczywiście, zapewne dobry psychoterapeuta by tu pomógł, ale i tak robotę musisz wykonać Ty. A na czym mogłaby polegać ta robota? Może właśnie najpierw, paradoksalnie, na ograniczeniu działania, aktywności mentalnej. Z tego co widać strasznie się zapętlasz w swoim myśleniu, jesteś taka to a taka, przeznaczona Ci samotność i brak seksu (czemu, na Boga, tak się tego seksu uczepiłaś? Można np. uprawiając seks czuć się przeraźliwie samotnym, seks to wtórna sprawa). Te wnioski powodują lęk i dalsze stawianie oporu, czyli generują stres, który potęguje już istniejący stres - droga którą podążają samobójcy, pensjonariusze zakładów psychoanalitycznych a i my zwykłe szaraczki w codziennym życiu gdy łapiemy "tylko" jakąś dla przykładu depresję. Bo nerwicę (jakąś) to już chyba wszyscy mają
Naucz się odpuszczać, przestań stawiać opór rzeczywistości, nie myśl tyle, pohamuj oszalały umysł. Zajedziesz się. Jaka metoda wybicia Cie z tego schematu zachowania byłaby najlepsza - trudno powiedzieć - to jest właśnie zadanie dla osoby, która usiądzie z Tobą, porozmawia po ludzku i t d.
No właśnie czasami marzę o tym (pewnie mnie wyzwiecie od zdziecinniałych, ale trudno), żeby rzeczywistość do pasowała się do moich oczekiwań. To jest inny temat, ale zauważam też, że nie znoszę, gdy ktokolwiek ma inne zdanie niż ja, bo mam wtedy wrażenie, że wyśmiewa moje zdanie, moją ciężko wypracowaną opinię, że uważa moje poglądy za głupie i naiwne. Nie znoszę tego. Nie znoszę także, gdy ktoś mnie krytykuje. Nie potrafię tego znieść. I nie piszcie proszę, że samotność to tylko i wyłącznie moja wina. W jakiejś części pewnie tak, ale przecież nie jest tak, że ponoszę za to 100-procentową odpowiedzialność.
30 2016-07-21 16:18:33 Ostatnio edytowany przez Błękitny_nosorożec (2016-07-21 16:18:59)
No właśnie czasami marzę o tym (pewnie mnie wyzwiecie od zdziecinniałych, ale trudno), żeby rzeczywistość do pasowała się do moich oczekiwań. To jest inny temat, ale zauważam też, że nie znoszę, gdy ktokolwiek ma inne zdanie niż ja, bo mam wtedy wrażenie, że wyśmiewa moje zdanie, moją ciężko wypracowaną opinię, że uważa moje poglądy za głupie i naiwne. Nie znoszę tego. Nie znoszę także, gdy ktoś mnie krytykuje. Nie potrafię tego znieść. I nie piszcie proszę, że samotność to tylko i wyłącznie moja wina. W jakiejś części pewnie tak, ale przecież nie jest tak, że ponoszę za to 100-procentową odpowiedzialność.
Dlaczego od razu operujesz słowem "wina"? Oczywiście że to Ty sprawiłaś że jesteś samotna. Ty i nikt inny. Ale uczyniłaś to nieświadomie, wiec jak tu mówić o winie? Przestań obwiniać rzeczywistość (że się nie dostosuje do Twoich pragnień), innych (że nie robią tak jak Ty chcesz) i siebie (że nie pasujesz do rzeczywistości) to może coś pozytywnego się zacznie dziać...
Strasznie jesteś zatwardziała w swoim sposobie myślenia i stosunku do rzeczywistości, mury , które wybudowałaś trudno będzie zburzyć. Ucz się odpuszczać. Wszystko. I jak już puścisz to to co powinno - samo do Ciebie przyjdzie.
Nie rozumiem. Twierdzisz, że samotność wynika tylko i wyłącznie z mojej winy. Na czym to niby miałoby polegać? Uzasadnij proszę, dlaczego, Twoim zdaniem, sobie "zawdzięczam" swoją izolację. Swoją drogą, "uwielbiam" rady i twierdzenia typu :"Weź się w garść", "Wszystko zależy od ciebie", "Każdy jest kowalem swojego losu", "Sam jesteś sobie winien." Niczego nie wnoszą, w niczym nie pomagają.
Jaki pierwszy krok?
Bo na razie tylko mówisz zamiast robić...
A co niby mam zrobić? Nie wiem jak, w jaki sposób, nie mam nawet do kogo zagadać. Myślicie, że to wszystko jest takie proste? Mam wyjść na ulicę i wrzasnąć: "Ludzie, szukam kolegi, przyjaciela płci męskiej w młodym wieku. Zainteresowanych proszę o kontakt telefoniczny"? Przecież tak się nie da, tak się nie robi.
A mnie autorka zaciekawiła... tylko się jeszcze zastanawiam czy taką "dziecinną fantazją i spojrzeniem na świat" czy swoją "aspołecznością i agresją na ten świat nastawioną"
"Dziecinną" fantazją? Tak, wiem, rozumiem. W moim wieku mam spoważnieć, dorosnąć, czytaj: wyrzeknij się wszystkich swoich marzeń, ambicji, planów. Porzuć wszelkie swoje wizje, swoją wiarę w ideały, w ludzi, którzy spełniają swoje marzenia. Dorośnij. Zajmij się tylko sprawami dnia codziennego.
Nie masz za grosz dystansu do swojej osoby.
"Dziecinną" fantazją? Tak, wiem, rozumiem. W moim wieku mam spoważnieć, dorosnąć, czytaj: wyrzeknij się wszystkich swoich marzeń, ambicji, planów. Porzuć wszelkie swoje wizje, swoją wiarę w ideały, w ludzi, którzy spełniają swoje marzenia. Dorośnij. Zajmij się tylko sprawami dnia codziennego.
No widzisz? Nie rozumiesz. To nie był atak/przytyk/a nawet żadna rada... Zastanawiałem się tylko głośno ile w Tobie jest tych Twoich marzeń, ambicji i planów a ile chęci wyrwania komuś tchawicy.
No, ale do 3 razy sztuka
A, to przepraszam, Harvey. Tak, wydawało mi się, że to atak na moje przekonania. Kto może zrozumieć moje myślowe rozterki? Chyba tylko Bóg.
A co niby mam zrobić? Nie wiem jak, w jaki sposób, nie mam nawet do kogo zagadać. Myślicie, że to wszystko jest takie proste?
A inni jak to robią?
Nie wiem, naprawdę nie wiem. Zastanawiam się, ale nie potrafię dociec, jak inni to robią.
41 2016-07-22 13:43:01 Ostatnio edytowany przez Gary (2016-07-22 13:43:28)
No to opowiedz jakich metod próbowałaś... Sympatia? 3 randki? 30 randek? Randki w realu, szybkie randki? Ile razy? Chodzenie na różne dodatkowe zajęcia, bywanie tam gdzie bywają single... Gdzie? Ile razy? Ile z tego wynikło znajomości? Dlaczego nie są trwałe?
Moja diagnoza jest prosta -- "jeśli chcesz zmienić coś w swoim życiu to nie możesz żyć jak do tej pory"... Banał, ale prawdziwy.
Drugie -- "Jak spróbujesz to może się uda, a może się nie uda. Jak nie spróbujesz to nie uda się na pewno." Czego próbowałaś?
Stoisz w miejscu, a trzeba iść. Gdzie iść? Jaki pierwszy krok?
42 2016-07-22 15:33:51 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-07-22 15:38:48)
(...) Czasami myślę, jakby to było, ale to byłoby dla mnie nie do zniesienia. Wnerwiałoby mnie ustawiczne towarzystwo drugiej osoby, nie mogłabym po kilku dniach już na niego patrzeć. Czułabym się zniewolona, tym ciągłym przebywaniem w jednym domu, tym spaniem ze sobą. Ja lubię wolność, niezależność. Z drugiej strony, brakuje mi tej bratniej duszy....Co się zemną dzieje??
Mam wrażenie, że mnóstwo w Tobie lęku. Maskujesz go bardzo kategorycznymi sądami, odsądzaniem od czci i wiary myślących inaczej od Ciebie (równoległy Twój wątek), agresją. Nie zauważasz tego, że sporo osób boi się różnych rzeczy, także odrzucenia przez innych. Jednak większość osób (nie wszystkie) wybiera życie mimo lęku, mimo obaw, niejednokrotnie przekonując się, że "Nie taki wilk straszny...".
Skoro marzysz o innym życiu, skoro lęk ogranicza Cię, może poszukaj psychoterapeuty i podejmij terapię? By było jasne, nie uważam, że każdy ma żyć w związku, że każdy ma mieć dziecko/dzieci, że każdy z bliską osobą ma żyć pod jednym dachem. Dobrze jednak, by za podejmowanymi decyzjami nie stał paniczny lęk.
Życzę Ci odwagi w walce o siebie samą.
43 2016-07-22 19:11:02 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2016-07-22 19:13:01)
(...) Czasami myślę, jakby to było, ale to byłoby dla mnie nie do zniesienia. Wnerwiałoby mnie ustawiczne towarzystwo drugiej osoby, nie mogłabym po kilku dniach już na niego patrzeć. Czułabym się zniewolona, tym ciągłym przebywaniem w jednym domu, tym spaniem ze sobą. Ja lubię wolność, niezależność. Z drugiej strony, brakuje mi tej bratniej duszy....Co się zemną dzieje??
Wielu ludzi (nie wiem nawet czy nie większość) tak ma prawdopodobnie. Ja również, i nie ma w tym nic złego. Jest bardzo łatwo połączyć 'posiadanie' (brzydko zabrzmiało w tym kontekście, ale nie miałam na myśli niczego złego) kogoś np. mężczyzny, z samotnym, oddzielnym mieszkaniem. Jest wielu mężczyzn którzy nie dość że nie będą w tym widzieć problemu, to jeszcze będzie to dla nich lepsze/korzystniejsze.
Nie ma też niczego dziwnego w tym że odczuwasz tęsknotę za 'bratnią duszą' do rozmów.
"Co się zemną dzieje??" - nic autorko
Co do znalezienia chłopaka/kolegi/rozmówcy - w internecie jest to ponoć dość łatwe. Wchodzisz na odpowiedni portal, zamieszczasz swoje zdjęcie, piszesz czym się interesujesz, i czego/kogo szukasz. Z tego co słyszałam kobiety dostają mnóstwo (aż nie nadążają z odpisywaniem) wiadomości, więc jeśli masz ochotę wypróbuj. Oczywiście należy być zawsze ostrożną, bo nigdy nie wiadomo na kogo się trafi.
Pewnie uznacie, że jest to złe, ale ciągnie mnie, lubię chłopaków, którzy są bardziej "uduchowieni", oczytani, trochę bardziej wrażliwi. Pociągają mnie artystyczne dusze, poeci, naukowcy, odkrywcy. Lubię zamyślonych, marzycieli. Czy to coś złego? Czy to źle, że nie lubię napakowanych osiłków, których świat ogranicza się do siłowni, drzewka, domu i płodzenia dzieci, że wolę refleksyjnych młodzieńców? Chyab mam do tego prawo, prawda?
Nie ma niczego złego w tym, że podobają Ci się tacy, jak Ci się podobają.
Szkodliwą dla Ciebie jest Twa agresja, dla Ciebie, bo inni się przed nią obronią.
Jeżu, przytulam Cię wirtualnie.
46 2016-07-22 20:30:51 Ostatnio edytowany przez lilly25 (2016-07-22 20:31:27)
Pewnie uznacie, że jest to złe, ale ciągnie mnie, lubię chłopaków, którzy są bardziej "uduchowieni", oczytani, trochę bardziej wrażliwi. Pociągają mnie artystyczne dusze, poeci, naukowcy, odkrywcy. Lubię zamyślonych, marzycieli. Czy to coś złego? Czy to źle, że nie lubię napakowanych osiłków, których świat ogranicza się do siłowni, drzewka, domu i płodzenia dzieci, że wolę refleksyjnych młodzieńców? Chyab mam do tego prawo, prawda?
Po prostu masz bardziej nowoczesne upodobania w kwestii mężczyzn, wyprzedzasz lekko czasy w których żyjesz Lecenie na ociekających potem tzw. 'zdrowych byczków' to już anachronizm hehe. Teraz coraz bardziej będą liczyć się intelekt, i zdolności manipulacyjne, a coraz mniej siła mięśni.
Po prostu staram się dostrzegać w chłopakach ludzi, znaleźć cechy wspólne-bo przecież bez względu na płeć wszystkie aspekty człowieczeństwa są wspólne. Bo jesteśmy czymś więcej niż narządami płciowymi-jesteśmy ludźmi.
Po prostu staram się dostrzegać w chłopakach ludzi, znaleźć cechy wspólne-bo przecież bez względu na płeć wszystkie aspekty człowieczeństwa są wspólne. Bo jesteśmy czymś więcej niż narządami płciowymi-jesteśmy ludźmi.
Dokładnie. Wielu ludzi niestety nie widzi w samych sobie więcej niż własne narządy płciowe/jakiś fragment ciała (wystarczy wejść w tematy typu -"Mam za małego, nie czuję się mężczyzną", albo "Małe piersi"). Ci ludzie myśląc w ten sposób sami siebie poniżają. Jest też taka ciekawa kwestia - gdy ktoś komuś powie że go podnieca, to ta osoba zazwyczaj czuje się zaszczycona, natomiast gdy powie się danej osobie że jest wspaniałym rozmówcą, to ta osoba czuje się nieusatysfakcjonowana. Dla mnie to śmieszne, takie przecenianie fizyczności, stawianie jej na piedestał, połączone ze sztywnym-konserwatywnym podejściem do niej.
W innym wątku napisałam, że Ty marzysz o miłości, seksie, związku - po prostu o szczęściu.
I jak widzę, miałam rację.
Powtórzę jeszcze raz, poszukaj dla siebie pomocy.
Pewnie uznacie, że jest to złe, ale ciągnie mnie, lubię chłopaków, którzy są bardziej "uduchowieni", oczytani, trochę bardziej wrażliwi. Pociągają mnie artystyczne dusze, poeci, naukowcy, odkrywcy. Lubię zamyślonych, marzycieli. Czy to coś złego? Czy to źle, że nie lubię napakowanych osiłków, których świat ogranicza się do siłowni, drzewka, domu i płodzenia dzieci, że wolę refleksyjnych młodzieńców? Chyab mam do tego prawo, prawda?
Masz prawo dziewczyno. Masz prawo wymagać od potencjalnego chłopaka tego czego oczekujesz. Masz prawo do stworzenia związku z kimś kto nadaje na tych samych falach. Masz prawo być sobą. Masz prawo do swoich przekonań. Masz prawo być sobą. Masz prawo do nagięcia swoich zasad. Masz prawo do wszystkiego, czego chcesz. To Twoje prawo. Twoje życie. Ty nim kierujesz. Ty jesteś wiatrem w żaglach i ukierunkowujesz żaglówkę gdzie ma płynąć.
Bądź inna. Widź więcej. Bądź świadoma. Wybij się ponadprzeciętność. Odważ się marzyć i miej przysłowiowe "jaja" te marzenia spełniać. Oczekuj od życia więcej niż wstanie rano do pracy, pocałowanie męża i przywitanie dzieci. Iść się użerać z klientami cały dzień by wrócić do domu jak wydmuszka. Mierz wyżej. Sięgaj nieba.
Masz problemy z mężczyznami podejrzewam, że przez ojca. Gdzieś wspominałaś wasze trudne relacje. Tego nie da się cofnąć. To już było. Zamknij ten etap. I uwolnij siebie.
Nie bój się po pierwsze siebie. Zaakceptuj to jaka jesteś i nie szukaj poklasku wśród innych. Nie wszyscy to zrozumieją, nie wszyscy to zaakceptują, nie wszyscy będą klaskać. Jak Ci jest z tym dobrze to nie szukaj dziury w całym. Nie szukaj zrozumienia. Nie szukaj przyzwolenia. Wiesz czemu? Bo nie wszyscy są tacy sami. I to jest ich prawo. Także Twoje.
Po drugie. Nie szukaj w sobie problemów. Nie szukaj w świecie problemów. Nie szukaj problemów tam gdzie jeszcze nie byłaś. Problemy przyjdą same - a dam sobie rękę uciąć, że przyjdą i zmierzysz się z nimi czy tego chcesz, czy nie. Życie to jest jeden wielki problem, który trzeba rozwiązać.
Po trzecie. Siet, pisałem do 3 raz sztuka, więc koniec wywodu
Fajna nutka:
Ps. Cycki do góry i idź przez życie
Dzięki, Harvey, masz w wielu punktach rację. Odpowiedzcie mi proszę na jeszcze jedno pytanie, które mnie bez przerwy nurtuje, bo mam wątpliwości, możecie się ze mnie śmiać, ale to nie jest żart, piszę zupełnie poważnie-czy ja jestem człowiekiem? Bo czasami mam wrażenie, że nie. A ja tak bardzo o tym marzę. Marzę między innymi o tym, aby chłopak, kolega, widział we mnie Człowieka. Nie kobietę. Nie. Tego nie chcę. Chcę, żeby widział we mnie Człowieka. Istotę zdolną do wielkich czynów, istotę obdarzoną talentami, istotę zdolną do abstrakcyjnego myślenia-człowieka. Bo czasem zadaję sobie pytanie, dlaczego mnie to musiało spotkać, że przypadek sprawił, że jestem osobnikiem płci żeńskiej. Żałuję. To takie uciążliwe i upokarzające. Nie czuję się w pełni człowiekiem, może w jakiś tylko 20 procentach. Czuję się jak maszynka zaprogramowana do przekazywania genów, przedłużania gatunku, nie jak człowiek. Chyba rozumiecie, że taka świadomość jest bardzo przygnębiająca? Więc jak-jestem człowiekiem, czy nie?
52 2016-07-22 22:30:10 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2016-07-22 22:30:21)
Twoim zdaniem kobieta nie jest człowiekiem? Jeśli tak myślisz faktycznie, to kolejny raz Ci współczuję. Można jednak zmienić swój sposób myślenia, jeśli się tego chce i zdecyduje o tym.
53 2016-07-22 22:57:25 Ostatnio edytowany przez Tifa (2016-07-22 22:57:47)
Dzięki, Harvey, masz w wielu punktach rację. Odpowiedzcie mi proszę na jeszcze jedno pytanie, które mnie bez przerwy nurtuje, bo mam wątpliwości, możecie się ze mnie śmiać, ale to nie jest żart, piszę zupełnie poważnie-czy ja jestem człowiekiem? Bo czasami mam wrażenie, że nie. A ja tak bardzo o tym marzę. Marzę między innymi o tym, aby chłopak, kolega, widział we mnie Człowieka. Nie kobietę. Nie. Tego nie chcę. Chcę, żeby widział we mnie Człowieka. Istotę zdolną do wielkich czynów, istotę obdarzoną talentami, istotę zdolną do abstrakcyjnego myślenia-człowieka. Bo czasem zadaję sobie pytanie, dlaczego mnie to musiało spotkać, że przypadek sprawił, że jestem osobnikiem płci żeńskiej. Żałuję. To takie uciążliwe i upokarzające. Nie czuję się w pełni człowiekiem, może w jakiś tylko 20 procentach. Czuję się jak maszynka zaprogramowana do przekazywania genów, przedłużania gatunku, nie jak człowiek. Chyba rozumiecie, że taka świadomość jest bardzo przygnębiająca? Więc jak-jestem człowiekiem, czy nie?
Kto wie, może tak naprawdę jesteś przybyszem z obcej galaktyki? Wiesz, w internecie można być każdym...nigdy nic nie wiadomo.
Ja po prostu nie potrafię kochać. Nikogo. Jestem jednostką niezdolną do dawania miłości. Nie wiem, co to jest miłość między kobietą a mężczyzną.
Nie wiesz, nie potrafisz... a wszystko dlatego bo nie miałaś jeszcze okazji poznać co to prawdziwa miłość, ale nie martw się, zapewniam że poczujesz to uczucie w odpowiednim czasie Strzała amora trafia w serce w zupełnie nieoczekiwanych sytuacjach
Ty taka wyjątkowa i nic?Zero w sensie?Nawet za rączkę? Straszne.
Na leczenie laska idź,a nie tworzysz watki,bo nie ma nikogo,kto chciałby Cię adorować.
Dzięki, Harvey, masz w wielu punktach rację. Odpowiedzcie mi proszę na jeszcze jedno pytanie, które mnie bez przerwy nurtuje, bo mam wątpliwości, możecie się ze mnie śmiać, ale to nie jest żart, piszę zupełnie poważnie-czy ja jestem człowiekiem? Bo czasami mam wrażenie, że nie. A ja tak bardzo o tym marzę. Marzę między innymi o tym, aby chłopak, kolega, widział we mnie Człowieka. Nie kobietę. Nie. Tego nie chcę. Chcę, żeby widział we mnie Człowieka. Istotę zdolną do wielkich czynów, istotę obdarzoną talentami, istotę zdolną do abstrakcyjnego myślenia-człowieka. Bo czasem zadaję sobie pytanie, dlaczego mnie to musiało spotkać, że przypadek sprawił, że jestem osobnikiem płci żeńskiej. Żałuję. To takie uciążliwe i upokarzające. Nie czuję się w pełni człowiekiem, może w jakiś tylko 20 procentach. Czuję się jak maszynka zaprogramowana do przekazywania genów, przedłużania gatunku, nie jak człowiek. Chyba rozumiecie, że taka świadomość jest bardzo przygnębiająca? Więc jak-jestem człowiekiem, czy nie?
Raider, co wg Ciebie oznacza "człowiek"?
Mężczyzna ma mózg, Kobieta ma mózg, czy to czyni z nich "człowieka"?
Jaszczurka też ma mózg. Żółw też ma mózg. Komar też ma mózg (no dobra, ten ostatni to nie "człowiek" )
Raider, wg mnie mylisz pojęcia. Ty nie chcesz by potencjalny mężczyzna widział w Tobie tylko kobietę ale Ciebie w "całości". Z całymi rozterkami światopoglądowymi, Twoim zdaniem, Twoją ambicją, Twoimi przemyśleniami. Twoją indywidualnością.
Wiesz jaki jest problem? Niewielu znajdzie się mężczyzn z takim światopoglądem jak Twój. Niewielu będzie się chciało "wydobyć" Ciebie. Masz pod górkę bo postawiłaś sobie wysokie cele. Inne cele. Inne niż wszyscy. A inność jest odbierana przez ogół jako coś złe.
Moja rada dla Ciebie?
Bądź sobą
Jeżeli masz taką możliwość to idź i szukaj tego czego chcesz. Nie bój się. Idź i walcz o swoje
Chorowałam (depresja), przez co zawaliłam dwa lata studiów. Teraz się leczę i od października zaczynam studia od zera.
Jest mi wstyd z tego powodu. Nie mam żadnych znajomych-wszystkie szkolne znajomości się wykruszyły.
Chciałabym kiedyś wyjść za mąż, ale chyba nie jestem jeszcze stara, prawda? Przecież nic się nie stanie, jeżeli wyjdę za mąż
w wieku np. 32 lat. Małżeństwa po 50. roku życia też się zdarzają, prawda? Chciałabym znaleźć swoją drugą połowę-swoją
bratnią duszę. Chodzi mi bardziej o miłość platoniczną.
Ja zaczęłam studia mając 21 lat... i uwierz - to nie jest koniec świata. Tak samo jest ze związkiem czy zaczynaniem studiów od początku - nigdy nie jest za późno.
Moja rada jest taka - ogarnij się trochę. Daj czasowi czas, daj się ponieść emocjom i daj szansę tym, którym 'normalnie' byś jej nie dała. Może terapeuta? Dużo jest w Tobie agresji, desperacji, braku wiary w siebie.
Spróbuj też wyjść ze swojej strefy komfortu, spróbuj czegoś innego, zainteresuj się czymś.
58 2016-07-23 02:55:20 Ostatnio edytowany przez chwytajzycie (2016-07-23 02:56:06)
Błękitny_nosorożec Gratulacje za mistrzowski nick!!
Najgorzej to sobie wyobrazić ze wszystko można przeżyć z każdym.
Jasne pewne rzeczy można "odhaczyć" żeby nie mieć tremy.
Ale ogólnie myślę ze to co piszesz może znaczy dla ciebie coś innego niż te słowa klucze które podajesz.
Tak wiec raczej to potrwa.
Jesteś człowiekiem.
Nie masz wpływu na to, że faceci widzą w Tobie kobietę. Jesteś kobietą i to żaden wstyd.
Ja już definitywnie opuszczam to forum. Już więcej nie będę tu zaglądać, już nic więcej tutaj nie napiszę. Nie udało mi się uzyskać wyczerpujących odpowiedzi na moje pytanie. Takie życie. A moje życie nie zmieniło się ani trochę. Ale życie to nie jest instytucja do spełniania życzeń, dlatego nie warto mieć swoich planów i marzeń. Najlepiej niczego od życia nie chcieć. Wystarczy jedzenie i dach nad głową. Żegnam wszystkich. obiecuję, że już nigdy więcej tutaj nie napiszę.
uff, czy tylko mi ulzylo?
W takich przypadkach to się zastanawiam na ile taka osoba poważnie mówi o swojej rezygnacji a na ile szuka tylko uwagi aby dyskutować jałowo jej problemy. Gdy się jej powie, aby działała, to wtedy ignoruje tę wskazówkę. Nie robi nic, a ma problemy. Same się nie rozwiążą.
Jak to dobrze, że za bycie szczęśliwym każdy jest sam za siebie odpowiedzialny.
Nie wiem na ile czytaliście inne watki Autorki ale dla mnie jest jasne ze to jest osoba ktora potrzebuje pomocy fachowej, ktorej nikt z forum raczej wirtualnie jej nie udzieli. Jej mózg napedzony jest tak natłokiem mysli ze i tak nie czyta lub tez nie rozumie co do niej piszecie ewentualnie tylko czerpie z tych wypowiedzi bodźce do kolejnych dywagacji i nakręcania się. Dlatego ponawiam propozycje by nie wchodzić z nią w dyskusje dla jej własnego dobra. Jedyna rada ktorej ja osobiście bym jej udzieliła a ktorej zapewne nie chce przyjąć do wiadomości to taka by udała sie do dobrego terapeuty. Sama sobie nie pomoże, potrzebuje pomocy.
Ja już definitywnie opuszczam to forum. Już więcej nie będę tu zaglądać, już nic więcej tutaj nie napiszę. Nie udało mi się uzyskać wyczerpujących odpowiedzi na moje pytanie. Takie życie. A moje życie nie zmieniło się ani trochę. Ale życie to nie jest instytucja do spełniania życzeń, dlatego nie warto mieć swoich planów i marzeń. Najlepiej niczego od życia nie chcieć. Wystarczy jedzenie i dach nad głową. Żegnam wszystkich. obiecuję, że już nigdy więcej tutaj nie napiszę.
Hahhaha...kolejny foszek.
Przypomina mi się taka jedna,też odchodziła i wracała po kilku postach.