Niedawno, tj. ok. 1,5 roku temu przeprowadziliśmy się z mężem w moje rodzinne strony, 15 km od miasta. Od początku zależało mi na dobrych stosunkach z sąsiadami, zwłaszcza tymi którzy mieszkają najbliżej nas. Jeden sąsiad - to małżeństwo nieco starsze od nas ale wydają się być OK, natomiast drugi sąsiad - to małżeństwo mniej więcej w naszym wieku i to z nimi głównie dogadywaliśmy się na początku, bo też częściej widywaliśmy. Spotykaliśmy u nas lub u nich na pogaduchy, grilla etc., do robót wykończeniowych braliśmy polecone przez nich osoby po fachu (gł. z ich rodziny i oczywiście zapłata po cenach konkurencyjnych - sprawdzaliśmy), gdy nam odbierali czasem przesyłki kurierskie, (oczywiście po wcześniejszym uzgodnieniu tego z nimi) - staraliśmy się jakoś odwdzięczyć np. złożyłam im wizytę i podarowałam dopiero co upieczone ciasto lub inny prezent (np. kupioną na targach roślinkę), cały czas byliśmy w kontakcie telefonicznym i sms i wyglądało, że wszystko się układa. Żeby nie był że ten opis wygląda jak jakaś bajka - bywały też małe przepychanki, o to np. że my (a właściwie ktoś kto do nas przyjechał) zniszczył im trochę trawnik albo że ich pies dostał się na naszą działkę i złamał młode drzewko, dopiero posadzone (bo się bawił) - jednak widziałam że jest im przykro że to z ich winy i chcieli to naprawić (podobnie jak i my zniszczony trawnik) - więc jakby sprawy nie było, bo od razu to wyjaśniliśmy i sprawa zamknięta (choć teraz jak patrzę na jej podwórko to nie widzę już tego psa i mam wyrzuty sumienia że to przez moje uwagi ona się go pozbyła choć ja sugerowałam jej delikatnie, aby trzymała go w kojcu i wypuszczała od czasu do czasu, a nie pozbywała się go całkowicie).
Przechodzę do sedna.
Ponieważ ona jest krawcową, poprosiłam ją o uszycie zasłon do salonu, czego chętnie się podjęła (wysłałam zdjęcia jakie chcę zasłonki, kupiłam materiał, uzgodniłyśmy koszty za szycie i zajęłam się jej dzieciaczkami kiedy ona robiła ostateczne pomiary do zasłonek). Jak już zasłonki były gotowe, zadzwoniłam do niej i zapytałam czy mogę przyjść je odebrać - "OK, zapraszam". I teraz wielki znak zapytania - wzięłam te zasłony, uzgodniłyśmy że je przymierzę i jak wszystko ok, to wtedy przynoszę kasę. Zapytałam, czy będzie mogła jeszcze mi uszyć zazdrostki na drugie okna w innym pomieszczeniu - odparła, że ona już nie będzie dla nas nic szyć. I powiedziała to bardzo dosadnym tonem, jakby chciała powiedzieć mi "bierz te zasłony i wynocha!" (nie wspomnę, że dodała że żadnych przesyłek nam już nie odbierze, bo nie ma na to czasu, a na pytanie dlaczego nie będzie juz dla nas nic szyć - powiedziała ze my jesteśmy zbyt kapryśni, że zbyt często zmieniamy zdanie i że to jest głównym powodem). Byłam jej tonem naprawdę zdruzgotana i do tej pory nie rozumiem o co jej tak naprawdę chodziło - wcześniej, kiedy coś innego dla mnie szyła - nie było takich sytuacji. Zdołałam wtedy tylko wybełkotać pytanie "a czy Ty może w ogóle nie chcesz mieć z nami nic wspólnego?" - i tylko kiwnęła głową na potwierdzenie. Zabrałam te zasłony, poszłam do siebie, wypytałam wszystkich znajomych (którzy i ją znają) włącznie z mężem czy jej może czegoś nieprzyjemnego nie powiedzieli i dlatego tak się zachowała wobec mnie - ale nie. No i nasze stosunki sąsiedzkie się popsuły. Teraz zwołuje do siebie wszystkie sąsiadki i probuje mnie szkalowac na każdym kroku - kiedy jestem na podwórku i coś robię (np. podlewam drzewka) tak jakby chciała żebym poczuła sie nieswojo na własnym podwórku i schowała się w domu. Napuściła na mnie swojego męża, żeby powiedział mi abym nie kontaktowała się z nimi telefonicznie ani emailowo albo pożałuję - bo wysłałam jej raz czy dwa sms-a z prośbą o niewjeżdżanie na nasz trawnik podczas wykręcania samochodem (mieszkają dom wcześniej i wymyślili sobie że oni i wszyscy którzy do nich przyjeżdżają będą wykręcać pod naszym domem a nie przed swoim, choć mają tyle samo miejsca - nie było trawnika, nie było problemu ale założyliśmy go i prosiliśmy o jego nieniszczenie i jak widać bez odzewu. Nie wiem już co robić, jak nie chce mieć z nami nic wspólnego to nie, choc ta sytuacja mnie denerwuje no bo my nie zamierzamy się stąd wyprowadzać, a oni - nie wiem. Ale codzienie na podwórku mijamy się bez żadnego cześć, witam tylko kompletne niezwracanie uwagi na siebie - sama nie wiem czy to normalne. Najgorsze jest to że ona stara się aby jak najczęściej u niej ktoś był zwłaszcza wtedy kiedy wie że ja jestem w domu, tak zebym widziała jak to niby mnie ona wytyka palcem i obgaduje przy innych (sama nie wiem ile głupot juz ilu ludziom nagadała) ale najgorzej że próbuje wszystkich sąsiadów zmówić przeciwko mnie - zwołuje na podwórko i wytyka palcem. Może jestem nienormalna, ale skąd mam wiedzieć co ja jej zrobiłam? Mam jej zapłacić i dać się szantażować żebym mogła normalnie żyć we własnym domu i jego otoczeniu??!! Mam fajny ogródek (chętnie zamieszczę zdjęcia) i uwielbiam po pracy popielęgnować swoje roślinki (sprawia mi to naprawdę ogromną frajdę!) ale kiedy ją widzę i kiedy widzę jak mnie obgaduje - naprawdę nawet tego mi się odechciewa! Błagam, pomocy albo chociaż niech napisze ktoś kto jest w podobnej sytuacji bo już nie wiem co robić. Mamy jeszcze sporo do wykończenia (zwłaszcza na zewnątrz domu) i zarówno ja jak i mój mąż mamy już dość tej sytuacji. A co jak będziemy mieć dzieci - też mamy je wychowywać w taki sposób jak ona wychowuje swoje - czyli wmawiać im że wszyscy dookoła są źli a zwłaszcza "ten jeden sąsiad" - nie odzywaj się więc do niego nie mów mu dzień dobry i pokazuj że jest "be"??!! Błagam, pomocy!
Czy jest możliwość, że powiedziałaś coś nieprzyjemnego na temat tej kobiety, a ona lub ktoś z jej znajomych mógł to usłyszeć?
Niezależnie od odpowiedzi - ona nie ma prawa się tak zachowywać. Przejdź się tam i zapytaj wprost, o co chodzi, skąd ta wrogość.
Jak nic nie pomoże, zgłoś na policję.
3 2016-07-02 18:03:02 Ostatnio edytowany przez Kleoma (2016-07-02 18:17:38)
Autorko
W twojej wypowiedzi jest jedno zdanie; ''powiedziałam, że idę przymierzyć zasłony i jak wszystko będzie ok to przyniosę kasę".
Może to ją rozzłościło, ze wątpisz w jej umiejętności, zapłatę uzależniasz od jakości usługi, traktujesz z góry.
Co do tego trawnika na którym zawracają to czy on jest na terenie waszej działki czy to jest tzw. pas drogowy?
Właśnie nic nie powiedziałam, byliśmy bardzo zadowoleni z jej szycia (wręcz cieszyłam się z efektów), jej brat jak u nas robił wykończenia też go nawet chwaliliśmy że super zrobione itd. choć to przecież zwykła robota, za którą wziął pieniądze.
A jak byłam u niej wtedy kiedy tak postąpiła - nie było nikogo przy mnie (no nie spodziewałam się że tak mi powie) - więc nie mam nagrań, świadków. Po iluś tygodniach od tego zajścia, próbowała rozmawiać z moim mężem że niby to jednak mamy jakieś sprawy sąsiedzkie i warto żebyśmy jednak jakoś rozmawiali - wtedy przyłączyłam się do rozmowy, zadałam jej szczegółowe pytania czy pamięta co i w jaki sposób mi tego feralnego dnia powiedziała i wszystkie potwierdziła, że tak było - ale wtedy emocje wzięły górę i wygarnęłam jej że skoro tak postępuję i napuszcza na mnie swojego męża żeby mi groził to niech najpierw to naprawi choćby przez słowo przepraszam, z jej i jego strony, albo nasze relacje się raczej nie polepszą (bo odniosłam wrażenie że czuje się święta i bezkarna że może uda jej się urobić mojego męża i z nim może utrzymywać przyjazne relacje a ze mną nie musi i że mogła mieć wtedy zły dzień i dlatego tak wobec mnie postąpiła i że nie powinnam się gniewać. A że mój mąż jest wobec mnie lojalny i zawsze trzyma moją stronę na szczęście - uzgodniliśmy, że ostatecznie dopóki nie wyjaśnią tej całej sytuacji i nie przeproszą - nie będziemy z nimi w pozytywnych relacjach - no i tak się to ciągnie już kilka tygodni bez sensu. A oni już nie próbują urabiać mojego męża bo widzą że jest po mojej stronie. Widzę, że ona ma chyba jakiś problem szczególnie do mojej osoby. Najgorsze jest to że próbuje sąsiadom coś chyba wmawiać na mój temat a ja nie chcę być ze wszystkimi skłócona.
Kleoma, wcześniej szyła nam rolety - było dokładnie tak samo, najpierw je chcieliśmy przymierzyć zamocować i sprawdzić czy pasują (nie pamiętam ale chyba nawet sama takie rozwiązanie zaproponowała) a dopiero później (ale w tym samym dniu) zapłata (mieszkamy dom obok domu, wspólny płot) i nie było takiej sytuacji wręcz też chyba cieszyła się że nam się podoba efekt jej pracy
trawnik to tzw. pas drogowy (droga wewnętrzna nie gminna tylko służebność drogowa), ona i każdy inny sąsiad przy tej drodze też taki mają
7 2016-07-02 18:53:14 Ostatnio edytowany przez Kleoma (2016-07-02 19:54:56)
trawnik to tzw. pas drogowy (droga wewnętrzna nie gminna tylko służebność drogowa), ona i każdy inny sąsiad przy tej drodze też taki mają
No to mają też prawo jeździć po tym trawniku.
U mnie też jest taka droga wewnętrzna pomiędzy domami. Jedna z sąsiadek posadziła sobie tam/na terenie przylegającym do jej płotu/ krzewy ozdobne, klomby. Ktoś inny porozjeźdżał jej to bo droga wąska i nie mógł ominąć stojącego na ulicy dużego auta z dostawą materiałów budowlanych.
Sąsiadka chodziła do służby miejskiej w urzędzie gminy aby go ukarali mandatem za zniszczenie tej zieleni, chciała tez do sądu mimo, że koszt roślin nie przekraczający 100-150zł. W urzędzie gminy powiedzieli, że jeśli chce sadzić to na własne ryzyko. Oni nie mogą nikogo pociągać do odpowiedzialności za ten czyn bo nie sadzili tego, ona posadziła na nie swoim i nie ma, nie może być kary kary za to.
Wszystko to w ramach dobrych stosunków międzyludzkich, jeśli ludzie uszanują jej pracę to dobrze, jeśli nie to nie może mieć do nikogo pretensji bo ten pas drogowy jest także do poruszania się pieszych bo nie ma chodników i w razie gdy nadjeżdża auto to pieszy musi mieć gdzie zejść z drogi..
Autorko
Ja robiłabym swoje.
Znalazłabym sobie inne towarzystwo, zapraszała do siebie, nie zwracała uwagi na fochy sąsiadów.
Jedynie jeśliby doszły do mnie słuchy i sprawdzone informacje, ze oczerniają mnie to wtedy reagowałabym.
A na razie to nie wiesz czy tak naprawdę rozmawiają o tobie. Możesz być przewrażliwiona i każdy gest odbierać jako coś przeciwko tobie..
Dzięki,
Naprawdę takich słów otuchy potrzebowałam. I masz rację, dziś udało mi się porozmawiać nawet z innymi sąsiadami których też rzadko widuję (nie mieszkają tylko przyjeżdżają bo to działka) - i jest OK, a na to powiedzieli mi dokładnie to samo żeby nie zwracać uwagi i nie przejmować się i zająć swoimi sprawami. Wystraszyłam się tylko bo poprzedni właściciele też się wyprowadzi i zasłaniali że niby muszą a może tak naprawdę wkurzali ich sąsiedzi a ja mimo wszystko chcę tu mieszkać Raz jeszcze dzięki bardzo pomogłaś
9 2016-07-02 21:30:45 Ostatnio edytowany przez Kleoma (2016-07-02 21:32:04)
Dzięki,
Naprawdę takich słów otuchy potrzebowałam. I masz rację, dziś udało mi się porozmawiać nawet z innymi sąsiadami których też rzadko widuję (nie mieszkają tylko przyjeżdżają bo to działka) - i jest OK, a na to powiedzieli mi dokładnie to samo żeby nie zwracać uwagi i nie przejmować się i zająć swoimi sprawami. Wystraszyłam się tylko bo poprzedni właściciele też się wyprowadzi i zasłaniali że niby muszą a może tak naprawdę wkurzali ich sąsiedzi a ja mimo wszystko chcę tu mieszkaćRaz jeszcze dzięki bardzo pomogłaś
No to świetnie, że nie będziesz zbytnio przejmować się tą sytuacją.
Są ludzie, którzy nie nadają się do współżycia choćbyś nie wiem jak się starała.
Udają życzliwych tylko po to aby coś wyniuchać, dowiedzieć się o kimś czegoś.
nie warto wnikać w to i dociekać czemu akurat tak was potraktowali.
Masz ogród, masz pasje, zajmij się tym a ich ignoruj skoro tego chcą.
Chętnie obejrzałabym zdjęcia ale chyba jako użytkowniczka z małą ilością postów nie będziesz mogła wstawić.
Ale próbuj lub napisz do moderacji, może pozwolą.
Możesz też założyć nowy wątek pod tytułem "mój ogródek, moje kwiatki" czy coś takiego i tam wstawiać. W dziale "W kręgu ogniska domowego"
Bo to dział prawny i trochę nie pasuje.
może nie tak od razu uda mi się nie przejmować tym (jeśli ktoś nie potrafi żyć z innymi ludźmi w zgodzie to nie wiadomo co może jeszcze chcieć zrobić żeby zaszkodzić) ale postaram się być lepszej myśli a Twoje (i innych) posty bardzo podniosły mnie na duchu (i nawet jeśli szkaluje mnie przed sąsiadami to widać że nie przed wszystkimi - co dziś udało mi się potwierdzić).
Zdjęć ogródka chyba nie mogę zamieścić (a już napewno nie tu) ale podeślę link do postu jak je wrzucę do odpowiedniego działu
11 2016-07-02 22:46:18 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2016-07-02 22:47:23)
Za te zasłony dalej nie zaplacilas?
Sasiedzi nie muszą robic sobie az takich przysług. Obok mnie mieszkaja osoby z rodziny meza w 4 domach i nie przyjmuja nam przesylek, nie polecaja fachowców. Chyba za duze wymagania masz wobec sąsiadów. Ktos uszyl ci zaslony a ty lecisz do sąsiadów, pewnie nie pierwszy raz.
Za te zasłony dalej nie zaplacilas?
Sasiedzi nie muszą robic sobie az takich przysług. Obok mnie mieszkaja osoby z rodziny meza w 4 domach i nie przyjmuja nam przesylek, nie polecaja fachowców. Chyba za duze wymagania masz wobec sąsiadów. Ktos uszyl ci zaslony a ty lecisz do sąsiadów, pewnie nie pierwszy raz.
wiesz, tu nie chodzi o robienie sobie wzajemnych przysług (chyba że obydwie strony wyrazają na to zgodę) tylko o dobre relacje między sąsiadami które - ja uważam - są ważne. nie chodzi mi tak o to że powiedziała że nie będzie dla nas już więcej szyć tylko o to, że potwierdziła że nie chce mieć z nami nic wspólnego i ogólnie jej przeszkadzamy (a szczególnie chyba moja osoba). a jak już tak nie chce z nami rozmawiać to niech chociaż nie szkaluje nas przed innymi sąsiadami. Osobiście uważam że dobre relacje z sąsiadami są ważne, choćby dlatego, że gdy masz jeszcze dużo do zrobienia wokoł domu i kiedy np. jesteś na zewnątrz, nie musisz się obawiać że twój sąsiad będzie patrzył na ciebie wilczym wzrokiem i życzył ci jak najgorzej bo to zamiast dodawać otuchy - osłabia. a poza tym lepiej chyba wyjść na swoje podwórko i chociaż powiedzieć sąsiadowi cześć czy dzień dobry zamiast mijać się tak bezosobowo i patrzeć z byka.
piszesz w swojej odpowiedzi "Ktos uszyl ci zaslony a ty lecisz do sąsiadów, pewnie nie pierwszy raz." - wyczuwam jakąś złośliwość w tym zdaniu, możesz wytłumaczyć co masz dokładnie na myśli? dla mnie to była normalna usługa, za ktorą zapłaciłam gdyby nie chciała mi ich uszyć bo nie ma zwyczajnie czasu, poszłabym do kogos innego i jemu to zleciła....
czyli zaplacilas bo pisalas wczesniej ze nie zaplacisz bo ciebie zle potraktowala
jasne ze zle sie zachowala sasiadka ale w tej sytuacji staraj się byc obojetna, nie obmawiaj jej do innych, nie chodz do niej,
oczywiście ze zle jest jak sasiad zyczy ci zle, ale rzadko kiedy winna jest tylko jedna strona
zgdadzam sie tez ze z niektorymi nie da sie zyc w zgodzie ale wtedy najlepiej omijac ich szerokim łukiem
czyli zaplacilas bo pisalas wczesniej ze nie zaplacisz bo ciebie zle potraktowala
- gdzie tak napisałam, że nie zapłacę bo mnie źle potraktowała? (kurcze sama przeczytałam własny post i nie wiem, o czymś takim nawet nie było mowy)
i jak widzisz, tu chodzi o to że jej chyba zależy żebyśmy wręcz nie rozmawiały i się nawzajem unikały - skoro tak chce, mogę omijać ją szerokim łukiem, na takich ludzi nie ma bata.
piszesz w swojej odpowiedzi
"jasne ze zle sie zachowala sasiadka ale w tej sytuacji staraj się byc obojetna, nie obmawiaj jej do innych, nie chodz do niej,
oczywiście ze zle jest jak sasiad zyczy ci zle, ale rzadko kiedy winna jest tylko jedna strona"
- ten post napisałam bo próbuje wyjaśnić dlaczego nie chce z nami rozmawiać skoro nic złego jej nie zrobiliśmy, "nie chodz do niej" - owszem nie zamierzam, ale "nie obmawiaj jej do innych"?? przecież ten post ktory napisałam to jest w pewnym sensie już obmawianie jej i ty skoro odpowiadasz na niego to też w jakimś stopniu obmawiasz ją ze mną. Ja próbuję dojść do sedna żeby wyjaśnić skąd taki zwrot sytuacji - przecież można porozmawiać normalnie typu "wiesz co sorki, się ale ostatnio uraziłaś mnie tym i tym i nie mam ochoty z tobą rozmawiać dopóki tego nie naprawisz" etc. i dla mnie to jest moment do zastanowienia się co jej zrobiłam i jak mogę to naprawić a jak tak bez słowa ktoś "porzuca" znajomość i jeszcze obmawia przed innymi sąsiadami to nie jest to już normalne a raczej robione po to by zaszkodzić tak więc będę raczej chodziła do innych sąsiadów, jak tylko będę mogła tak aby możliwie nie dopuscić do tego żeby zatruła mi tu życie i nie dopuscić do sytuacji że do nikogo nie będę mogła się odezwać. Nie po to żeby ją obmawiać, ale jak wspomniała wcześniej Kleoma - jeśli dojdą mnie słuchy że ona mnie obmawia do innych - zareagować odpowiednio i albo wyjasnić co do mnie tak naprawdę ma.
Wiesz, pod pewnym względem jestem o tyle w lepszej sytuacji że mam w najbliższej i dalszej okolicy rodzinę - rodziców, siostry braci, mąż również (ona z tego co wiem nie pochodzi stąd i jej mąż również z jakiegoś dalszego miasta) i jeśli ona będzie tak dalej robiła to poprostu zacznę walczyć jej bronią i również pozapraszam wszystkich po kolei z rodziny i "powytykam ją palcami, poobgaduję" tak żeby mogła poczuć na własnej skórze, jak to jest gdy się chce zaszkodzić komuś, zwłaszcza jeśli nic mu się nie zrobiło. Może i nie najlepsze rozwiazanie ale zostawię sobie to jako ostateczność.
ach i jeszcze odnośnie tego zdania "ale rzadko kiedy winna jest tylko jedna strona" - może i jej czymś zawiniłam ale skad mam wiedzieć czym? ona nie chce ze mną rozmawiać ani wyjaśnić co jak dlaczego, a ja nie pójdę do niej pierwsza, bo może oskarżyć mnie o nachodzenie (jak nie wierzysz, przeczytaj fragment z smsami i tym jak napusciła swojego męża żeby mi nagadał bo do niej piszę smsy, w sprawach sąsiedzkich oczywiście) więc próba wyjaśnienia wszystkiego mogłaby tu pomóc ale kiedy jestem na podwórku i coś robie, ona woli zwoływać znajomych i obgadywać mnie zamiast podejść do tego z rozsądkiem i jeśli nie naprawić to chociaż wyjaśnić. Postawiła kreskę na naszej znajomości. Cóż robić? Chyba nic.
poza tym sądze, że po tym co pokazali to nawet jeśli pierwsi wyciągną ręce do zgody to wielkiej "przyjaźni" między nami nie będzie ani też nie tak jak wcześniej, co najwyżej może uda się raz po raz załatwić jakąś sprawę czysto sąsiedzką no i w sumie tyle byłoby ok przynajmniej w porównaniu do tego co jest teraz
.....Zabrałam te zasłony, poszłam do siebie, wypytałam wszystkich znajomych (którzy i ją znają) włącznie z mężem czy jej może czegoś nieprzyjemnego nie powiedzieli....Mam jej zapłacić i dać się szantażować żebym mogła normalnie żyć we własnym domu....
dlatego pytalam czy zaplacilas
OK, to ja się w takim razie źle wyraziłam, sorry - za zasłony zapłaciłam jej w tym samym dniu.
Z tym "mam jej zapłacić i dac się szantażować..." to miało się to odnosić do tego że po tym całym zdarzeniu poczułam się, jakby ona w ogóle ode mnie oczekiwała jakichkolwiek pieniędzy, prezentów i w ogóle korzyści za to że np. odbiera czasem nam jakieś przesyłki, czy poleca znajomych albo ze czasem jak nas dłużej nie było prosiliśmy o zerknięcie na nasz dom, czy wszystko w porządku (chociaż i tak przecież było, w ramach wdzięczności czasem kupowałam jakieś czekoladki, przynosiłam ciasto, kupiłam roślinkę do ogrodu etc.) - a przecież nigdy się nie narzucaliśmy, o fachowców np. pytaliśmy czy może nie zna - mieliśmy oferty od kilku innych ale wtedy akurat ona dobrze reklamowała swojego brata i wybraliśmy jego, raz nawet jak nie planowaliśmy kolejnych prac wykończ., a jemu "inna praca się rozjechała" - zgłosił się do nas czy może dalej u nas coś porobić bo aktualnie nie ma roboty, pożyczyliśmy pieniądze od znajomych bo i tak miał u nas wykańczać tylko w późniejszym okresie i ostatecznie zgodziliśmy się żeby robił to wcześniej, co do przesyłek - pytanie było "czy nie będziesz miała nic przeciwko od czasu do czasu odebrać dla nas przesyłkę (bez żadnej presji) - mówiła że chętnie to zrobi (a jak już miała dość to przecież nie pogniewalibyśmy się gdyby normalnie przyszła/podeszła i powiedziała że się przeliczyła i że jednak nie ma na to czasu) i nie byłoby sprawy, też byśmy to przeżyli jakoś
18 2016-07-03 18:53:38 Ostatnio edytowany przez Magnol (2016-07-03 22:25:21)
tym że ona nie chce z nami mieć nic wspólnego i woli abyśmy mijali się jak te cienie - to juz raczej się nie przejmuję, jakoś to przełknę. ale mam obawy co do tego o czym pisałam wcześniej - ze zwołuje sąsiadki i szkaluje mnie przy nich (jestem co najmniej na 88% pewna że tak) i boję się że może wyniknąć z tego coś niedobrego - tego głównie się obawiam
A ja myślę, że na dłuższą metę to może być jednak męczące. Bo jak tutaj unikać sąsiadki, która mieszka praktycznie zaraz obok...?
Widać, ze kobieta ma jakieś problemy psychiczne, żeby strzelać nagłego focha o nie wiadomo co. Mimo wszystko, jeśli Ciebie ta sytuacja męczy, to uważam, ze powinnaś jeszcze popróbować coś zrobic, żeby ją zmienić. Masz jeszcze parę możliwości.
Np. napisać do niej grzeczny list z prośbą o odpisanie i wyjaśnienie Tobie o co jej właściwie poszło. Napisz tam też o tym, jak Ty odebrałaś sytuację (tak jak tutaj ją opisałaś) i że nie masz bladego pojęcia o co się obraziła. Daj jej szansę wyjaśnić Ci to w liście. Jeśli nie będzie chciała - trudno, ale będziesz spokojna, ze próbowałaś wszystkiego. No i list to na pewno nie jest żadne nachodzenie/nagabywanie nikogo. Nie można komuś zabronić napisania listu do siebie.
Mogłabyś też ewentualnie spróbować wypytać jej męża o co jej poszło. Powiedz wprost, ze Ty nie masz pojęcia dlaczego ona tak się zachowuje i czy nie mógłby Ci zdradzić tej tajemnicy o co chodzi jego żonie. O ile on sam to wie, to może ulituje się i Ci to powie. A wtedy możesz jej to znowu próbować wyjaśnić - albo w liście, albo osobiście (polecam list - mniej nerwów:-)
Myślę sobie tak, że mogło jej pójść o coś zupełnie innego, niż o te zasłony. Może, skoro ona ma tam tyle znajomych, to może ktoś coś złego na Ciebie nagadał do niej? Przykładowo rano tego samego dnia, co poszłaś po te zasłony. Albo przez telefon. I ona wtedy, jak Ciebie tylko zobaczyła, to najechała na Ciebie od razu. Nawet nie pomyślała, ze ta osoba Ciebie oszkalowała, tylko widocznie był to ktoś, komu ona ufa i mu uwierzyła. Znaczy się: oczywiście nie wiadomo jak to na prawdę było, ale to jedna z możliwych opcji, co się mogło wydarzyć.
A może na przykład któregoś dnia zauważysz ją w wyjątkowo dobrym nastroju i wtedy do niej zagadaj...? Tylko też może nie z pretensjami, ale powiedz, że Ci przykro i nie rozumiesz w ogóle o co jej poszło.
Na Twoim miejscu nie oczekiwałabym jednak przeprosin od takiej osoby. To kobieta niestabilna psychicznie, lepiej ją zostaw w spokoju, tylko dąż do tego, zeby stosunki nie były złe, ale tu wystarczą w zupełności stosunki sąsiedzkie neutralne. A nawet jakby i neutralne z lekką nutą nieprzychylności - to juz i tak o niebo lepsze, niz ta cała nagonka i nienawiśc o nie wiadomo co... W takim klimacie nie żyje się dobrze. Więc ja bym tu była grzeczna, nie naciskała na jakieś większe wgłębianie się w temat i dążyła do stosunków właśnie takich w miarę neutralnych. Musisz się pogodzic, ze tak jak na początku, to już z tymi osobami nigdy nie będzie. Ale też i nie musi byc tak bardzo źle, jak obecnie.
Pod pojęciem "neutralnych stosunków" konkretnie rozumiem coś takiego: nie muszą wam juz nic pomagać, odwiedzać, brać przesyłek itp (tak samo oczywiście wy dla nich), ale jeśli nie pomagają, to niech też jednak nie szkodzą. Nie muszą się na wasz widok uśmiechać, ale też niech się nie krzywią. Ja bym próbowała więc do takiego stanu dążyć. Żeby było neutralnie, bez nieprzyjemnych uczuć, żebyście mówili sobie "dzień dobry", czy "ładna dziś pogoda" - a potem każdy szedl w swoją stronę, i mniej więcej żeby na tym właśnie cały wasz kontakt polegał.
Wiadomo, przymilać sie tam do takich ludzi nie ma co. Nigdy byś nie wiedziała kiedy i o co następny foch. Kobieta ogółem sie zachowuje niepoważnie, no ale to jej sprawa. Trzeba za to raczej myśleć o sobie. Jeśli klimat nieprzychylności Ciebie męczy (a takie mam wrażenie z tego, co napisałaś), to pomyśl po prostu o sobie i o kolejnych dniach, i czy Tobie to będzie służyło, czy raczej nie? Jeśli nie, to trzeba popróbować coś z tym zrobic.
SMSów bym nie radziła pisać, bo rzeczywiście, telefon to coś bardziej prywatnego, niż list, bo telefon mamy głównie dla znajomych i przyjaciół, a listy są równie dobrze np. z urzędu, więc to trochę inny środek przekazu, jak tez w takim SMSie cóż można napisać... Nie za wiele tam nawet miejsca, zeby cos komuś wytłumaczyc. List powinien być grzeczny i nie narzucający się, przedstawiać tylko Twój punkt widzenia sytuacji i prośbę o wyjaśnienie jej powodów. Jak też coś mogłabyś dodać, ze chciałabyś ze swojej strony jednak zmienić sytuację. Możesz napisać cos w stylu "jesli zrobiłam coś złego - choć nie wiem co to było - to przepraszam; jednak wolałabym wiedzieć, żeby tego na przyszłość nie powtórzyć". W sumie nic nie ryzykujesz takim listem, najwyżej go nie przeczyta (ale założę się, że kobieca ciekawość jednak wygra i nawet jakby nie odpisała, i uadawała potem, ze wyrzuciła bez czytania, to mysle, ze jednak przeczyta, z ciekawości własnie;-)
Wiesz, jak byłam mała i kłóciłam sie z rodzeństwem, to mama mi mówiła takie powiedzonko "mądrzejszy głupszemu ustępuje". I tak sobie też pomyśl, że może warto jej ustąpić, tak dla jej własnej głupiej satysfakcji i udobruchania jej, nawet jak Ty wiesz, ze jesteś bez zarzutu i to ona jest je*nięta. Ale ja bym tak zrobiła po prostu dla samej siebie, żeby oczyścic atmosfere i nie mieć wrogów w okolicy. Bo w sumie po co Ci to...? Nic nie zrobiłaś, a masz wrogów. To może jednak lepiej jakoś babę ułagodzić, na pozór się przed nią pokajać - jak to Ci źle, że tak Ciebie traktuje, a Ty nie rozumiesz, a chciałabyś, zeby było dobrze itp - a w głębi duszy myśl o niej co chcesz i się nie przejmuj jej urojeniami ;-) Byle tylko zmieniła swoje zachowanie i sie odpier*** od Ciebie. Chodzi o to po prostu, żeby skupić sie na tym, jaki chcesz mieć skutek, a nie na swoich urażonych uczuciach. Bo pomyśl zwyczajnie sama o sobie, czy Ty chcesz żyć w takiej atmosferze i nerwach, przez jakiegoś babsztyla... Ja bym taką nawet i może przeprosiła dla świętego spokoju, nawet jakbym sie i nie dowiedziała o co konkretnie przepraszam ;-) Ale tak po prostu, zeby sie wariatka nie nakręcała. Może znajdzie sobie jakąś nową ofiarę, jak zobaczy, że Ty jej nie odpowiadasz tym samym, co ona serwuje Tobie. Tu trzeba niestety troche pokazać maskę, nie dać poznać, że tak potrafi Ciebie zdenerwować, żeby nie wyczuła ofiary, bo takie babiszcza to lubią właśnie znaleźć ofiarę do obgadywania i nękania.
No chyba, że już się przyzwyczaiłaś do mijania się bez słowa i do jakichś takich dziwnych spojrzeń z jej strony, czy też bycia obgadywaną.
Wszystko zależy po prostu od tego, na czym Tobie zalezy. Ale wydaje mi się, że gdyby Ci nie zależało na stosunkach przynajmniej poprawnych z sąsiadami (jak ja to mówię: neutralnych) to byś nie zakładała tego wątku, tylko olewała ich sama z siebie. A mam wrażenie, ze Tobie jednak zależy, żeby było inaczej i sytuacja Ciebie męczy. Dlatego tak Ci radzę, ze względu TYLKO na Ciebie i Twoje samopoczucie, nie na tą babę :-) Ty, jak będziesz wiedziała, dla kogo to robisz (tzn. że jesteś miła dla babiszcza:-) - czyli że robisz to tylko i wyłącznie dla siebie samej i swojego spokoju - to podejdziesz do sprawy jak do każdej innej, nieprzyjemnej, trudnej, ale którą trzeba załatwic, bo to nam coś da na przyszłość. Lepiej tak, nawet troche poudawać, niz znosic jakieś fochy, kto wie ile jeszcze następnych miesięcy i lat.
Ja miałam kiedyś delikatnie podobną sytuację, na szczęście to dotyczyło tylko współlokatorki z pokoju w akademiku i mogłam sie od niej bez większego problemu wyprowadzic. Ogólnie to dziewczyna tez zrobiła focha o nic. Zamiast powiedziec normalnie, to zaczeła jakieś dziwne akcje odstawiac, mścić się i mi grozić. Ja w odpowiedzi napisałam jej miły list, przeprosiłam za wszystko, czym ją uraziłam i poinformowałam, ze ponieważ nie chcę dłużej jej męczyć swoją obecnością, to sie niedlugo wyprowadzam :-) Nie napisałam jednak tego tak na prawde dla niej i dlatego, żebym sie poczuwała do winy (bo serio, ja nic takiego jej nie zrobiłam:-) tylko chciałam ten ostatni tydzień, czy dwa, z nią w tym samym pokoju, spędzić w warunkach w miare neutralnych i ugodowych, a nie atmosferze złości gdzie mozna by siekiere zawiesić ;-) Zrobiłam to z czystego egoizmu i tyle. Żeby MNIE było dobrze. I rzeczywiście - przeprosiłam, potem jeszcze raz normalnie (jak ona wróciła i ten list już przeczytała, a ja specjalnie później wróciłam wtedy, żeby miała czas ochłonąć;-). Tak wiec niby juz było OK - w każdym razie przestała mnie gnębić i przypier*** się - i mogłam te 2 tygodnie jeszcze tam przeżyć w jako takim spokoju. Tym bardziej bym tak zrobiła, jakbym musiała żyć gdzies blisko kogos dluższy odcinek czasu. Po prostu szkoda by mi było siebie samej i swoich nerwów, swojego zdrowia, na cudze fochy. Jestem osobą wrażliwą i nie lubię jakichś takich spin wkoło siebie. Nie jestem też jednak taka, ze zawsze każdemu ustępuję, ale jak widzę po prostu, ze jakiejś sytuacji czy osoby nie zmienię, to próbuję jakoś w pobliżu danej osoby jednak żyć i to tak żyć, zeby mnie było jak najlepiej i jak najlżej. Tylko oczywiście trzeba też uważac z jakim typem człowieka ma sie do czynienia. Bo jeśli to jest osoba, która zwyczajnie lubi sie na ludziach wyżywać, to może byc czasem tak, ze jak sie ją przeprasza za każdym razem, to ta tym bardziej będzie fochy strzelać. No ale w przypadku tej sąsiadki, to ona po prostu nie powinna miec więcej okazji do żadnych fochów, bo wy będziecie sie potem mijać na "dzień dobry" a potem każdy do siebie i koniec kontaktu. I trzeba też bardzo uważac, zeby jej na odcisk potem nie nadepnąć. To znaczy, o ile chcesz żyć w świętym spokoju :-) A wbrew pozorom, to święty spokój jest dobra rzecz ;-) Życie chyba jest za krótkie, żeby sobie jakieś niepotrzebne nerwy do niego dodawać, gdzie ich wcale nie musi byc. Trzeba wiec takich ludzi "foszastych" omijać z daleka. Ale najlepiej to też mieć z nimi jakieś tam w miare poprawne stosunki, nie musi to byc taka nienawiść, bo to męczy i tyle (i założę się, że ją też to mimo wszystko męczy, tylko pewnie nie umie inaczej).
Ja osobiście bym więc popróbowała. A dopiero jak juz bym wszystkie środki wyczerpała, to dałabym sobie spokój. Powiedziałabym sobie: ja juz próbowałam, ona jak nie chce, jak woli chodzić nabzdyczona, to niech sobie chodzi. A jak chce mielić jęzorem bezproduktywnie, to też niech sobie mieli. Wojować jednak o pierdoły, to bym nie chciała z nikim, bo mi szkoda na to nerwów :-) Tak więc albo olać, albo jak czujesz, ze nie umiesz tego olać, to jeszcze coś spróbować, tylko żeby to przemyślane było i w dobrym stylu, żeby tylko aby jeszcze gorzej nie dorobić.
Kurczę, z tym listem to z jednej strony niegłupi pomysł, z drugiej jednak się waham.
Mój mąż też miał nieprzyjemności z tej całej sytuacji i tez może mieć obawy czy to znów nie skończy się jakimiś pretensjami - wiesz, niby list to taka forma komunikacji na neutralnym gruncie jednak ona może to uznać za coś osobistego i dla niej będzie to tylko kolejny dowód że próbuje ją/ich nachodzić.
Zastanowię się, ale wydaje mi się że już lepsza będzie bezpośrednia forma komunikacji w jakiś słoneczny pogodny dzień i przy dobrych humorach, tak jak napisałaś Tirli.
Tak czy inaczej, dzięki za dobre rady, mam nadzieję że nie wszystkich sąsiadów uda jej się skłócić z nami.
A tak swoja drogą to im bardziej cały ten temat analizuję, dochodzę do wniosku ze najbardziej prawdopodobną przyczyną ze tak zrobiła mogło być to że faktycznie jej ktoś coś o mnie nagadał, chociaż każda normalna osoba nie wyciąga wniosków bez dowodów, na podstawie samych poszlak, domysłów.
Tak naprawdę to jestem świadoma tego że nawet jeśli uda nam się pogodzić kiedyś - prędzej czy później strzeli znów focha na krócej lub dłużej i koszmar wróci. Tak więc aż tak bardzo mi nie zależy na tym żeby się z nią pogodzić, bo zdaję sobie sprawę że ona jest niestabilna emocjonalnie, nawet jak czasem widzę ją na podwórku, widać jak wiele rzeczy wyprowadza ją z równowagi i w jaki łatwy sposób. Ale naprawdę sama jestem ciekawa, co TAK NAPRAWDĘ ją tak rozzłościło że postanowiła zerwać z nami relacje. Domyślam się że i tak pewnie się nie dowiem, bo powód był albo bardzo błahy albo zwykła zazdrość (moja mama, jak jej opisałam całą tę sytuację utrzymuje, że to przez zwykłą zazdrość) choć ja tego (przynajmniej na początku) tego nie zauważyłam.
P.S. Jak narazie zakryli sobie od swojej strony płot graniczący z nami (gruba plandeka albo geowłóknina czy coś takiego) - co prawda nie wygląda to dobrze ale teraz jak jestem na podwórku to raczej się nie widzimy więc sprawa bezosobowego mijania się bez "cześć" - ROZWIĄZANA. A cała ta sytuacja sądzę że prędzej czy później się w końcu rozwiąże (mam nadzieję że nie w nieprzyjemnych okolicznościach), myślę że nic na silę - dzięki raz jeszcze za wszystkie od/podpowiedzi i sugestie kochane dziewczyny, uwielbiam to forum i będę tu tak często jak to tylko możliwe
21 2016-07-07 23:33:44 Ostatnio edytowany przez Kleoma (2016-07-07 23:35:02)
Ja bym tam już nie pisała żadnych listów, nie pytała.
Bo odpowiedzi raczej nie będzie.
A teraz skoro zasłonili się przed wami tym płotem to tym bardziej.
Nie marnuj energii na dociekanie co było powodem ich zmiany zachowania, lepiej poszukać innych znajomych.
Co do listu to zly pomysł, bo jestem pewna że taka osoba pokaże go koleżankom.
Myślę, że jak jej pokażę że cała ta sytuacja mnie nie rusza i że jeśli nie z nią to innymi osobami mogę być w dobrych relacjach, to może wreszcie dotrze do niej że postępując tą drogą, nic nie wskóra. I raczej chyba tego się będę trzymać. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie będzie skupiać się na tym, jak dalej może mi zaszkodzić (bo takie właśnie odnoszę wrażenie, że chce mi zaszkodzić i ma wielką satysfakcję gdy jej się to udaje).
Magnol- nie rozkminiaj, zapomnij, żyj swoim życiem.
Ja miałam podobnie z sąsiadką ( blok, mieszkanie przez ścianę). Na szczęśćie jej foch wypadł kiedy byłam bardzo zaabsorbowana swoimi sprawami i nie miałam czasu .... dociekać. Za jakiś czas sąsiadka do rany przyłóż aż .... do następnego focha. Już ponad 30 lat tak się buja . Jak jest dobrze to - wysłucham, pochwalę i takie tam. Jak jest źle z uporem maniaka mówię "dzień dobry"- bom młodsza i nie przejmuję się brakiem odpowiedzi. Różnych bozia ma lokatorów. Szkoda mojego czasu na deliberacje o co jej chodzi. To jej problem. A z resztą sąsiadów nie wyjaśniałam. Czas zrobił swoje i to ja jestem bardziej wiarygodna. Głowa do góry .
Pomocy! Miałam nadzieję, że temat zakończy się, jakoś to wszystko ucichnie a tu - niestety muszę do niego wrócić, sąsiadka postanowiła się dalej rozkręcać w swojej nieuzasadnionej złości na mnie, na moją rodzinę ;(
Sądziłam, że olanie kwestii odgrodzenia się przez nich od nas załatwi sprawę, a tu masz babo placek - najwyraźniej nie.
Najpierw przeskarżyła na nas do towarzystwa opieki nad zwierzętami ze niby psy nieszczepione p/wściekliźnie (akurat termin szczepienia wypadał wtedy kiedy ja byłam w szpitalu, w tym czasie mój mąż też był tylko albo ze mną w szpitalu albo w pracy więc też nie myślał nawet o tym, żeby isć do weta) - dostaliśmy mandat, bo spóźniliśmy się ze szczepieniem o jakieś 2 tyg., (oczywiście nie mam 100% pewności że to ona, ale jak były panie z TONZ i robiły nam niemal awanturę, to jej mąż dumnie chodził po podwórku i spoglądał ze złośliwym uśmieszkiem pod nosem, jak ja się tłumaczę przed tymi paniami - mam podejrzenia że to bardziej jej mąż niż ona...),
teraz niedawno, znaleźliśmy na forum pracowniczym (gowork) komentarz, że niby ja i mój mąż źle wypowiadamy się o firmie, w której pracujemy (sorry mamy kredyt, dziecko na utrzymaniu i piszemy jak to w tej pracy niby jest źle i podpisujemy się pod tym własnym imieniem i nazwiskiem?? - chore).
I nawet jak mamy gości (znajomi, rodzina - a wiedzą jakie stosunki mamy z tym sąsiadem) to mam wrażenie, że każdy u nas czuje się niekomfortowo bo sąsiedzi "namierzają" wzrokiem, podsłuchują o czym rozmawiamy (jest ładna pogoda, to siedzi się na dworze),
I mamy wrazenie, ze nas chcą poirytować jeszcze "naśladowaniem" nas - np. jej mąż ubiera się w stylu podobnym do stylu mojego męża, a ona ubiera się podobnie do mojego stylu, ostatnio kupili sobie samochód, nie tej samej marki ale designem i kolorem podobny do naszego - jej mąż ma porywczy charakter i szpanuje jak jeździ tym samochodem (ona zresztą też), że aż nam czasem głupio i zastanawiamy się czy nie zmienić auta (nowe, kupione niedawno raptem 1 miesiąc temu ;(( - chora sytuacja, wszystko to brzmi jak brzmi - ale nie bierzcie mnie za jakąś wariatkę, po prostu czasem mnie to obciąża psychicznie i ogólnie psuje samopoczucie. Pomocy!
A ostatnio jak szłam z psem - o mało nie przejechała mnie samochodem - na drodze, z której obie korzystamy brak chodnika, a pobocze zarośnięte jest wysoką trawą - ponieważ ja szłam z moim psem pierwsza, ona jechała samochodem kilkanaście metrów za mną, droga wąska - ograniczenie do 10-20/h - a i tak z większą prędkością po tej drodze nie da się jechać - no ale jak zobaczyła mnie na tej drodze, to oczywiście przyspieszyła z takim impetem, że musiałam z psem wchodzić w tę wysoka trawę i poczekać aż przejedzie, chociaż do skrzyżowania były raptem 2-3 metry - i tak byśmy jej zeszli z drogi, kobieta która wozi dzieci samochodem - szkoda gadać