Mam bardzo duży problem z tym, że w wieku 26 lat nadal nie mam stałej pracy bo studiuję dość ciężki kierunek. Chwytam się wielu rzeczy dodatkowych, typu zlecenie takie takie ale stałej pracy nie mam. Mam możliwość jeszcze wyjazdu na erazmusa na ostatni dyplomowy semestr i zrobienia podwójnego dyplomu, mam możliwość wykorzystania jeszcze ponad 10 miesięcy praktyk erazmusowych za granicą. I teraz jestem w czarnej DE . Nie wiem za co się łapać, ciągle porównuję się ze znajomymi- obecnie mam plan taki, że chcę znaleźć pracę na 2 miesiace w zawodzie w mieśćie a później wyjechać na miesiąc, dwa za grancię na praktyki i wrócić normalnie na uczelnię. W Polsce nei zarobiłabym tyle ile za granicą. Problem w tym, że ja ciągle się wszystkiego boję. Mówię o obawach znajomym i widze, że oni traktują mnie z pobłażaniem.
Nie chodzi o to, że nie chwytam byka za rogi- tak nie jest. ale mam wrażenie, że od roku, dwóch w momencie kiedy zaczęło mi gorzej iść na studiach niektórzy zmienili o mnie postrzeganie z normalnej dziewczyny na miąkwę i dziecko. Wielu znajomych po prostu klepało mnie po ramieniu, po główce, doradzało jak dziecku. A ja zamiast czuć się lepiej czułam się gorzej- nie jak partner ale młodsza siostra.
Nie wiem co mam z tym zorbić bo ostatni rok był dla mnie straszny. Nie wyszło mi z chłopakiem, obwiniałam o to znajomych, a po prostu ja nie byłam na tyle ogarnięta by przeprowadzić zz nim szczerą rozmowę. Mam wrażenie, że coś mi umknęło i dopiero jak to zauważyłam ostatnio wzięłąm się za siebie i za podejmowanie męskich decyzji w życiu. Mam tendencję do rozwlekania, rozmyślania i analizowania zachowań ludzkich.
Szczególnie wtedy kiedy nie zgadzam się z danym zachowaniem jest sprzeczne z moimi moralami lub z pewną przyjętą normą.
Rok temu chłopak do mnie zarywał a ja będąc w amoku szkoły, depresji uczelnianej nie zauważałam tego. Poza tym nasza wspólna koleżanka nam przeszkadzała, była zbyt ciekawska. Oczywiście po roku sytuacja wygląda tak, że ja nie mam nikogo, ona od roku ma faceta a możłiwe, że on ma od niedawna jakąś nową dziewczynę.
Czułam się degradowana przez nią emocjonalnie i jakoś tak społęcznie kiedy zwracała się do mnie i wypytywała w sprawach seksu- jakby miała mnie za dziesięcio latkę... Nie wiem z czgeo to wynika, ja nie piję tylę i nie ćpam ani narkotyków ani dopalaczy. Nie jestem w towarystwie- nie znam tylu ludzi. A widze, że trzeba...
Nadal nie mam rotacji towarzyskiej, a moje studia wcale tak łatwe nie są i większość moich znajomych ze studiów jest samotna- tylko faceci są w związkach od 4-5 lat, od początku studiów- natomiast samotne dziewczyny tak samo jak ja - narzekają. Nei wiemy co zrobić.
Mam wrażenie, ze coś mnie omija, ominęło, że nie łapię okazji, że się boję życia. Że jestem nakręcana przez innych i im wierzę w jakieś dziwne rzeczy. Kiedy coś mi się nie uda chcę udowodnić innym,że racji nie mają.
Czemu tak się dzieje.
X