Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 28 ]

1 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-25 10:08:16)

Temat: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Witajcie,

Chciałbym pokrótce opisać historię zakończenia 4-letniego, niezwykle zażyłego związku dwojga młodych ludzi. W wyniku dość niestandardowego dzieciństwa (strata ojca, skrajna otyłość) byłem zamkniętą w sobie osobą, bez dużego grona znajomych, ciężko nawiązujący nowe kontakty, a nawet słabo komunikujący z najbliższą rodziną. Ludzi zawsze unikałem jak ognia, skupiając się na swoim rozwoju, który latami był dość istotny. Ukochaną poznałem w wieku 19, ona miała wtedy świeżo skończone 16 lat - oboje gówniarze, ja kompletnie bez żadnego doświadczenia z kobietami, ona po typowo gimnazjalnym związku (chodzenie za rękę, pierwsze podrygi seksualne i to tyle). Co najciekawsze instynktownie i w oparciu o popędy uwiodłem ją już na drugim spotkaniu, od którego byliśmy nierozłączni, zakochaliśmy się w sobie po uszy. Niesamowicie przy niej dorosłem jako mężczyzna, a ze względu na większe doświadczenie życiowe, obycie i sukcesy byłem niezwykle szczęśliwy, że mogę być jej największym wsparciem (zwłaszcza, że podobnie jak ja nie miała zbyt wielu znajomych, a kontakty w rodzinie jeszcze gorsze niż u mnie). I tak funkcjonowaliśmy - ja u boku pięknej, młodej, urzekającej uśmiechem dziewczyny, a ona przy starszym, bardziej doświadczonym facecie z licznymi pasjami. Związek miał się świetnie przez ponad 3 lata na tych zasadach, a układ bez żadnego przymusu wyglądał tak, że ja cały czas w pracy/nauce/sporcie i KAŻDA chwila wolna dla niej - ona za to czas wolny zabijała oglądaniem filmów i dbaniem o siebie, czekając ciągle na mój powrót. Jako mężczyzna dałem sobie radę przez 3 lata być na tyle pewnym siebie i odpowiedzialnym, że czuła się przy mnie jak w raju, ciągłe to powtarzając (rzecz jasna bez pantoflarstwa), natomiast ostatni rok spowodował totalną destrukcję i toksyczność. Przestałem cieszyć się z życia zbyt intensywnie wpadając w wir obowiązków, ona w wyniku wejścia w nowe towarzystwo zapragnęła imprez i dosłownie znienawidziła mnie, co chwila negując mnie i moją rodzinę, przeklinając, podnosząc rękę na mnie - głównie dlatego, że nie poświęcałem jej tyle uwagi co kiedyś (w zasadzie byłem tak cholernie zmęczony na co dzień, że tej uwagi nie było prawie wcale, chociażby seks stał się już tylko przyjemnością bez żadnej czułości z obu stron), że ona sama była nieszczęśliwa w miejscu w którym mieszkaliśmy, a problemy które się pojawiły jak chciałem rozwiązać, a ona nie przykładała ręki dosłownie do żadnego z pojawiających się wyzwań... Mówiąc krótko - zrobiło się b. ciężko w życiu i oboje polegliśmy, z wielkiej miłości - wielka nienawiść, a w tym wszystkim pojawił się starszy ode mnie facet (8 lat starszy od niej), już pracujący, imprezowicz, i tu nie jestem pewien - ale chyba są razem, na tym etapie totalnie mnie to już nie interesuje. W wyniku problemów które pojawiły się podczas już tego 4 roku znajomości straciłem niesamowicie pewność siebie, zawsze obecne cele życiowe i męskość, nie potrafiłem dać bezpieczeństwa i uczucia, a ona to wyczuła i instynktownie na jakiś czas przejęła kontrolę nade mną, totalnie odcinając mi skrzydła, pogrążając w beznadziei. Ogólny bilans 1:1, jeszcze raz powtórzę - oboje daliśmy ciała niesamowicie, z tym że ja, jako facet - wciąż bardzo to przeżywam, bo prawdopodobnie gdybym nie popełnił kilku błędów, wciąż moglibyśmy pięknie współistnieć obok siebie. Kochałem ją zapominając o całym świecie dookoła, całe szczęście nie zaniedbując swojego rozwoju, zaniedbując natomiast swoje życie spoleczne totalnie! Została mi najbliższa rodzina i przyjaciel, kilkoro znajomych z którymi nie mam potrzeby wchodzić w głębsze relacje.
No i teraz przechodzę do sedna - mój stan emocjonalny na 3 miesiące po rozstaniu. Zgłębiłem trochę psychologię społeczną i psych. relacji damsko-męskich, wyciągnąłem mnóstwo wniosków z tej porażki. Rozstaliśmy się finalnie oboje dochodząc do wniosku, że wspólna obecność bez seksu/czułości (tu pod koniec było naprawdę pięknie, ze względu na emocje) jest nie do zniesienia. Ale, ale... Moje uczucie do niej wciąż istnieje, często budzę się z nią o 5:00, a rozmawiając z każdą dziewczyną mam moją ex przed oczami. Niesamowicie przeżyłem pierwsze 2 miesiące, to zakrawało na depresję, schudłem 10 kg, chodziłem jak maniak po mieszkaniu dzień w dzień tłumacząc sobie wszystko na głos. Wynik tak niskiej samooceny i brania wszystkiego na siebie - ona nie miała tego problemu, prawdopodobnie "przejęta" przez nowego kolegę, wróciła do miasta rodzinnego wpadając w wir imprez i rozrywek. Ja zostałem sam w mieszkaniu ze swoimi porażkami ciągnącymi się od roku. Jest coraz lepiej, ale moja pewność siebie to dno, z którego na szczęście wychodzę wracając do tego, co mi wychodzi najlepiej - sport. Są dni, w które mam ochotę nawiązać relację z kobietą i tu zaczynają się schody. Pomyślnie przechodzę pierwszy etap nawiązania znajomości - tzw. podryw nieznajomej, przez ten okres 5/5 dziewczyn wyraziło chęć spotkania, a ja nie ukrywając - czułem niezwykłą satysfakcję. I kiedy do owego spotkania dochodzi, ja poddaję się totalnie... Porównywanie do ex, szukanie jej cech w tej nowo poznanej dziewczynie, totalna niechęć zaangażowania się z mojej strony emocjonalnie i jakkolwiek inaczej, z każdą minutą do tego spadek pewności siebie. Totalnie nie wiem o czym mam z dziewczynami rozmawiać, nie potrafię się otworzyć (no bo myślami wracam ciągle do NAS i wspomnień), więc spotkania wyglądają mniej więcej tak, że zadaję pytania i sprawiam jedynie, by dziewczyna czuła się przyjemnie w mojej obecności. Działa to tak, że one są chętne na kolejne spotkanie bo to widać i czuć, ale ja wymiękam. Mimo, iż poznawane kobiety są pod względem ex równie atrakcyjne, a do tego o znacznie większym intelekcie, ja mam do nich jakiś wewnętrzny wstręt i lęk, że im nie podołam (niska samoocena, jeszcze obecne negatywne emocje). Mój system wartości i małe doświadczenie nie pozwala mi na "wyrwanie dziewczyny na jedną noc", przez te lata byłem wierny tylko jej, świadomie nie zwracając zupełnie uwagi na płeć piękną, zamykając się na ten związek i własny rozwój.
Brakuje mi kobiety, ale bez zaangażowania emocjonalnego nie potrafię nawiązać z żadną relacji. Czy to normalne na etapie 3 miesięcy po rozstaniu? Jak wyjaśnić to, że ona prawdopodobnie już weszła w nowy związek? Nie była tak zaangażowana w uczucia jak ja? Jest kobietą i nie czuje odpowiedzialności za to co się stało? Co myślicie o tej całej sytuacji, mam 23 lata a czuję się przy jakichkolwiek dziewczynach jak stereotypowy prawiczek-informatyk-z wysyfioną twarzą (będąc w rzeczywistości ponoć pociągający, zadbanym, z intelektem i pewnością siebie bijącą z oczu - opinie koleżanek).

Pozdrawiam!

Zobacz podobne tematy :

2

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Szanowny kolego,

przeżyłem w życiu coś podobnego i jestem "parę lat po".

Poznawanie nowych dziewczyn gdy jesteś pod silnym wpływem byłej nie ma żadnego sensu. Co najwyżej kogoś zranisz - możliwe, że i siebie przy okazji.

Twoja partnerka, jak i moja, miała liczne wady, i podobnie jak moją ciągnęło ku impresssssssssssskom. Zdawałem sobie sprawę każdego dnia, że nie mam z tą kobietą nic wspólnego, a i tak przez lata bolało mnie, że nic z tego nie wyszło.

Moim zdaniem najprościej będzie Ci sobie poradzić, jeśli:

a) Uznasz, żę pierwsza miłość jest jak dzieciństwo - piękna, czasem beztroska, czasem szalona - zwykle bardzo naiwna - i zwykle mija bezpowrotnie
b) Będziesz miał świadomość wad Twojej partnerki i jej niedojrzałości
c) nie będziesz próbował zdobyć partnerki celem bycia plasterkiem na ranę

służę radą w razie czego.

3

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Dziękuję za podzielenie się spostrzeżeniami. Do wniosków wymienionych przez Ciebie doszedłem już niejednokrotnie, do wielu innych (na niekorzyść bycia razem) również, a do najważniejszego już w chwili rozstania - ja jej nie kocham i nie widzę potrzeby bycia przy niej na stopie obojga wspólnie funkcjonujących na co dzień ludzi - poza strefą cielesną, której na ten moment brakuje mi najbardziej. Do pierwszego stosunku płciowego była to z mojej strony miłość platoniczna. Z czasem przeradzała się w niesamowicie dojrzałą, pełną akceptacji, tolerancji i kompromisów. Niestety, kompromisy były w większości z mojej inicjatywy i koniec końców ja płaciłem za nie najwięcej. Z mojej strony były też wszelkie koszty (emocjonalne, materialne) związane z budowaniem przyszłości dla dwojga. Kiedy po czasie widziałem jak to wygląda, zacząłem zdawać sobie sprawę, że idziemy zupełnie w dwóch różnych kierunkach. Ja - nad wyraz ambitny (co sprawiało mi i jej wiele kłopotów, m.in. brak rozrywek przez długie tygodnie, zaniedbywałem ją na wielu płaszczyznach, ale każdy podejmowany krok miał w opisie "przyszłość tego związku"), ona - największy leń jakiego poznałem. Miłość długo znosiła ten stan rzeczy, ale społecznie rzecz ujmując to w 3/4 ja pracowałem na materialny byt tego związku (co okazało się błędem). Przestałem się angażować, w ostatnim roku znajomości traktowałem ją w zasadzie przedmiotowo, żyjąc ideą, że wkrótce poradzę sobie z problemami które miałem i odbudujemy dawne, zdrowe relacje. Niestety, każda kłótnia za sprawą różnic w intelekcie wychodziła na "moje", a żadna z osób postronnych nie uczestniczyła w żadnym z naszych problemów, stąd zawsze "wygrywałem", a ona się poddawała - każde nowe ustalenie zostawało z jej strony łamane już po 2 dniach (chociażby by mnie nie wyzywała/nie podnosiła ręki, bo to żenujący obraz bezsilności i totalnego braku szacunku).
Jakie wnioski - stałem się dupkiem, który już nieświadomie ją kontrolował psychicznie. Ona stała się zimną suką, która miała mnie za nic i potrafiła tylko zdemotywować do dalszego życia, jednak zamkniętą w klatce, bo nigdy nie spantofliłem. Bilans, jak już wspomniałem 1:1. I co z tego, że dziewczyna miała zadatki na imprezowiczkę... Ma takie prawo, życie ją z tego rozliczy. Tak samo ja miałem prawo do pochłonięcia się w wir wysiłku w różnych obszarach życia - do dzisiaj płacę za to stanem poddepresyjnym/totalną niechęcią do życia wskutek przewlekłego zmęczenia. Różnimy się tak diametralnie, że jak teraz myślę co nas łączyło... To wspólne poczucie humoru, miłość do dzieci i zwierząt, w zasadzie to wszystko... Ona jest na prawdę świetną dziewczyną, ale do kwadratu typową. Ja natomiast wskutek środowiska z którego pochodzę i przemian które miałem okazję przejść... Znacznie odchodzący od głównego nurtu społecznego. Czy ktoś jest lepszy/gorszy? Nikt. Ona łatwiej teraz odnajduje się wśród ludzi, ja natomiast nie widzę celu nie do zrealizowania. Po prostu skończyło się to, co dobre. Nie da się funkcjonować w związku, kiedy jedno czci carpe diem, a drugie żyje ideami. Pech chciał, że padło na dwie skrajności, ale nie powiem - te 3 lata (roku totalnej anarchii nie wliczam) były genialne.
Do czego dążę - jestem w stanie, w którym z jednej strony chcę znowu się zakochać i dać tej drugiej stronie to co najlepsze, ale z drugiej - pełno we mnie niepewności, bólu i wstrętu do angażowania się w związek. Z trzeciej - nie mam ochoty na przelotny seks i wykorzystywanie dziewcząt. Z czwartej - mimo iż jej nie kocham, wciąż wszędzie ją widzę i czuję, stanowi punkt odniesienia. Pytanie na które szukam odpowiedzi, to czy ten stan trzeba "odchorować" pewną ilość czasu, czy zwyczajnie mam spaczoną psychikę i powinienem udać się do specjalisty/pracować nad tym na własną rękę?

4

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

To niestety zależy. Ja jestem osobą bardzo sentymentalną, stąd bardzo mi trudno nawet po latach z pełnią stanowczości powiedzieć, że pewne sprawy minęły.

Moja dziewczyna nie potrafiła operować na poziomie bliskości emocjonalnej, jakiej od niej oczekiwałem. Byłem dla niej wypełniaczem czasu (którego i tak dla mnie za dużo nie miała), dodatkiem do imprez (w planach - w praktyce nie wypaliło, bo nie lubię imprez) i +20 do ego przed koleżankami, bo imponowałem jej hipsterskim znajomym bogatym zasobem słów i licznymi zainteresowaniami.

Nie idealizowałem jej nawet przez moment, a mimo to rozstanie okazało się dla mnie wręcz niewiarygodnie trudne. Zadziałała "magia pierwszej", niestety. Mimo całej świadomości jej wad, kompletnie różnego światopoglądu i świadomości, że ona nawet w połowie nie kochała mnie tak, jak ja ją - logika mówiła swoje, a moja wbudowana sentymentalność waliła głową w wyimaginowaną ścianę i wyła.

Na nic posądzanie jej o osobowość makiaweliczną, na nic wieszanie psów, na nic rozkładanie relacji na czynniki pierwsze - prawda często bywa prosta i bolesna. Znudziła się i odeszła do kogoś, kto bardziej wpasowywał się w jej światopogląd. Kogoś mniej wymagającego, prostszego, kogo mogłaby używać - hm - zgodnie z zamierzonym przeznaczeniem. Na dłuższą metę żadne z zalet, jakie mi przypisywała nie miały już znaczenia. Liczyło się tylko to, że ona chce chlać, bawić się i "korzystać z życia", a ja nie.

Oczywiście ja też chciałem korzystać z życia, po prostu na innych płaszczyznach niż ona, a przede wszystkim - z nią. U niej różnie to bywało. Czasem byłem miłym dodatkiem do tego korzystania, czasem zbędnym, a czasem zawadą w zabawie. Ot co.

Powiem Ci wprost, jeśli masz cokolwiek wspólnego ze mną, podobne spojrzenie na związki i na głębię, jaką od związku oczekujesz - będzie Ci ciężko. Nie wiem, czy będzie Ci potrzebny terapeuta - ja nie próbowałem, co z perspektywy czasu może i było błędem - natomiast jednego na 100% jestem pewien: odetnij się. Żadnych randeczek, żadnych giereczek, żadnych podtekstów. Przez jakiś czas będziesz spaczony rozstaniem i wspomnieniami o byłej - przez ten czas będziesz wyłącznie krzywdził siebie i innych.

Nic jednak nie jest nieodwracalne. Życzę Ci przede wszystkim, byś przeszedł to lepiej niż ja. Głupio by było, byś był za kilka lat sentymentalnie uszkodzonym człowiekiem, który jak przez mgłę pamięta już twarz ukochanej a mimo to tęskni za czymś, czego nie da się opisać słowami - ani teraźniejszymi, ani tymi z przeszłości.

Jeśli nie będziesz sobie radził, nie popełniaj mojego błędu i nie czekaj w nieskończoność, bo czas wbrew popularnemu porzekadłu ran nie leczy, co najwyżej je zmyślnie ukrywa. Terapia może być właśnie tym, czego zabrakło mnie, a co pomoże Tobie.

I głowa do góry - jak sam zauważyłeś, Twoja była nie była obiektywnie biorąc nikim szczególnym i na bank poznasz kogoś, kto będzie bardziej odpowiadał Twoim wyobrażeniom smile

5 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-26 13:24:22)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Bardzo dziękuję Ci za podzielenie się doświadczeniem.

WaltonSimons napisał/a:

Nie idealizowałem jej nawet przez moment (w trakcie rozstania), a mimo to rozstanie okazało się dla mnie wręcz niewiarygodnie trudne. Zadziałała "magia pierwszej", niestety. Mimo całej świadomości jej wad, kompletnie różnego światopoglądu i świadomości - logika mówiła swoje, a moja wbudowana sentymentalność waliła głową w wyimaginowaną ścianę i wyła.

Pozwoliłem sobie zacytować, usuwając jeden niepasujący fragment - te zdania dość dobrze opisują moje pierwsze 2 miesiące po rozstaniu. To były ciągłe powroty do przeszłości i tęsknota za chwilami, które już nie wrócą, a niespodziewanie wyjątkowo ciężko było mi się z tym pogodzić. Teraz - po 3 miesiącach, jest zdecydowanie łatwiej, ale wciąż powracające myśli są w stanie mnie skutecznie przygnieść, szczególnie gdy jestem w towarzystwie kobiet, a kiedy któraś z nich jest podobna do ex... To dramat. Patrząc po historiach kolegów w podobnym wieku, żaden nie przeżywał tego jak ja (tzn. odżałowali tydzień, impreza, i za kilka tygodni nowa luba). Wnikliwie analizując przeszłość mojego i ich związków doszedłem do wniosku, że to głównie wynik naszego perfekcyjnego funkcjonowania na przestrzeni 3 lat, miesiącami niemal bez jednej kłótni, z idealizowaniem siebie nawzajem każdego dnia, przy wielkiej trosce, bez głupich młodzieżowych gierek, fochów, bez obecności rówieśników (i niedomówień imprezowych, etc.), z tym samym poglądem na życie społeczne i, jeszcze wtedy - imprezy. Totalna beztroska, sama miłość. To efekt totalnego zamknięcia na siebie nawzajem, w moim przypadku była jeszcze praca/nauka/sport, a w jej - zabijanie nudy serialami, internetem (nie zdała matury), nie moja sprawa. Zawsze miała dla mnie tyle czasu ile chciałem (całe dnie, jak stare małżeństwo), ja dla niej coraz mniej, aż przy końcu wcale (nie podołałem swoim obowiązkom, taka prawda). Wystarczył jeden przypadkowo poznany gość, który miał po prostu czas by pisać z nią o pierdołach (co jest ważne...), ochotę wyjść do kina i po rozpadzie związku prawdopodobnie z łatwością ją przechwycił. Tutaj nie powiem złego zdania (poza jednym) o ex - informowała mnie o tym, że czasami piszą ze sobą, że ją zaprasza tu i ówdzie i co ja o tym myślę - a rozsądnie mówiąc, co może chcieć gość 8 lat starszy nie mający kobiety, od 20-letniej dziewczynki... Z trudem to do niej dochodziło (albo celowo robiła z siebie idiotkę, choć patrząc na to jak cholernie naiwna była nie jestem w stanie powiedzieć na 100...), może już na tamtym etapie zauroczyła się w kimś, kim byłem ja jeszcze kilka lat temu i za kim tęskniła, ale wg. jej relacji nie spotkali się. Przy dość mocnej kłótni skorelowanej z tym typem poprosiłem o dowód w postaci ich rozmów, że to czysto koleżeńskie, oczywiście wszystkie wiadomości usuwała na bieżąco, co niesamowicie negatywnie wpłynęło na moje zaufanie. Jednak uważam, że układ z facetem bardziej doświadczonym niż ja jeśli chodzi o frywolne życie (dziewczyny, imprezy, ponoć miał problemy z alkoholem) i co najważniejsze - niezależnym finansowo, zapewne bardziej by jej odpowiadał. Co ciekawe rozstając się "polubownie" i uprawiając seks oraz prowadząc kilka długich rozmów dziewczyna stwierdziła: "jesteś idealny, dlaczego nie mogło być tak cudownie jak teraz przez ostatni czas?", na co odpowiedziałem, że "nie wytrzymaliśmy ciężkiego czasu próby", bo tak było. Wystarczyło, że (trochę sztucznie) byłem znowu typem troskliwego bad-boya i zabrałem ją na fajny spacer... Prawda też jest taka, że jeśli chodzi o rozsądną stronę bycia razem - ciała dała ona w 100%, jeśli natomiast chodzi o sferę uczuć - to ja poddałem się bardziej niż ona, za sprawą cholernego, maniakalnego podejścia do sukcesu w nauce. Do tego znienawidziła mnie już w pełni kiedy to ja ją rzuciłem, kiedy błagała o szansę, a ja jej nie chciałem dać, tak cholernie byłem na nią wściekły (90% moich nerwów oczywiście wynikało ze stresu związanego z obowiązkami). Późniejsze rozmowy dot. spróbowania jeszcze raz były tylko z mojej inicjatywy, i kiedy widziałem jak pewna siebie i szczęśliwa jest, jednocześnie gardząc mną, zrozumiałem - jako mężczyzna bardzo ją skrzywdziłem, nie dając już opieki, zaufania, pewności dobrego dnia. Odpuściłem, by się nie pogrążać, by zachować dominację i nie tracić godności, mimo że w środku mnie skręcało. Została już tylko cielesność, z jednoczesną nienawiścią z obu stron. Kiedy przypominam sobie jak traktowała mnie i moją rodzinę przez ostatni rok, jak niewdzięczna była i negatywnie nastawiona do przyszłości to z trudem patrzyłem jej po rozstaniu w oczy... Po przyjeździe do dużego miasta chciała wykorzystać jego możliwości w pełni, ja nie mogłem jej tego zapewnić, co również wpłynęło negatywnie na stan rzeczy.
I ostatni, namiętny fakt. Spotkaliśmy się przypadkowo na mieście, i - korzystając z nowej wiedzy nt. kontaktów z kobietami i doświadczeń, postanowiłem zaeksperymentować. Rozgrzałem dziewczynę do tego stopnia, że nie mogła znieść tego, iż kończę rozmowę i odchodzę. Znając ją, długo to trzymała w swojej główce, ale jak nie wytrzymała to zadzwoniła "pogadać". Rozmowa skończyła się opierdolem z mojej strony, za brak szacunku i zdecydowania, i pokrótce, mniej więcej tak nasz kontakt się urwał. Ona przez całe 3 lata się mną pasjonowała, była wpatrzona jak w obrazek, a przez ostatni rok kłótni zmieniło się to tylko w niewielkim stopniu. Dlatego teraz mniejsza o mój obecny problem, jestem szczerze ciekaw co ona zrobi jak im nie wyjdzie (o ile są razem, ale to dość mocno prawdopodobne) i jak przypadkowo zobaczy mnie z odbudowaną pewnością siebie i w pełni życia. Kiedy pozna trochę życia i zazna skur***ństwa i powierzchowności dużego miasta. Kiedy 8 lat starszy facet kopnie w dupę ją i jej słabą psychikę. Szczerze nie życzę jej tego, ale niestety wydaje się to niezwykle prawdopodobne. I co wtedy ze mną, jeśli do tego momentu nikogo nie znajdę... Dawać sobie szansę po tym, jak ona wróci od plastra?.. Sentyment do niej jest faktycznie cholernie mocny, mimo otoczenia równie/bardziej atrakcyjnych, dużo ciekawszych kobiet. Straciłem do niej tyle zaufania i szacunku, że na ten moment pasjonuję się nią już tylko fizycznie, a może aż (my faceci...).

6 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-06-26 14:41:29)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
Mistrzuniu napisał/a:

Kiedy 8 lat starszy facet kopnie w dupę ją i jej słabą psychikę. Szczerze nie życzę jej tego, ale niestety wydaje się to niezwykle prawdopodobne. I co wtedy ze mną, jeśli do tego momentu nikogo nie znajdę... Dawać sobie szansę po tym, jak ona wróci od plastra?.. Sentyment do niej jest faktycznie cholernie mocny, mimo otoczenia równie/bardziej atrakcyjnych, dużo ciekawszych kobiet. Straciłem do niej tyle zaufania i szacunku, że na ten moment pasjonuję się nią już tylko fizycznie, a może aż (my faceci...).

Skąd się bierze to przekonanie, że to on jest plastrem? Z historii związku wynika, że to właśnie teraz ona zaczyna szukać mężczyzny, który rzeczywiście jej odpowiada.W tej sytuacji powrót będzie nie powrotem od plastra, ale do plastra.
W dodatku im więcej piszesz, tym bardziej mam wrażenie, że idealizowanie związku, wbrew całkiem rozsądnym zdaniom idzie pełną parą. Nie mogę się nie uśmiechnąć, gdy widzę mężczyznę, całkiem ogarniętego, zgłębiającego obecnie wiedzę na temat psychologii i relacji (wnioskuję, że jest to Twoje generalne podejście do interesujących Cię tematów i problemów), który pisze, że spędził 3 lata doskonałego związku z dziewczyną (wg. jego własnego opisu, pomimo idealizacji) leniwą fizycznie i intelektualnie. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić o czym wy mogliście rozmawiać... Chociaż może nieco mogę na podstawie Twojej relacji o waszych kłótniach. Ty robisz wykład, ona potakuje... Rzeczywiście idealny związek big_smile
Trochę Twoje podejście zalatuje tatusiowaniem i rycerzowaniem. Szukasz sieroty niogarniętej, którą mógłbyś wziąć pod skrzydła...

7

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Ja też tak miałem, Klio smile Kiepska samoocena w młodości, wrażliwość i przesadne idealizowanie potencjalnej relacji prowadzi do takiego finału. Wielkie uczucie do "tej pierwszej", wbrew logice. Oczywiście nie da rady czegoś takiego utrzymać na dłuższą metę, a potem pojawia się wypalenie emocjonalne, skutek włożenia 110% siebie w relację z człowiekiem, który ani do niej nie dorósł, ani też za bardzo jej nie rozumiał.

Po czymś takim ciężko się pozbierać. To nie jest idealizowanie człowieka, który był jaki był (zwykle, obiektywnie mówiąc, taki sobie), tylko tego okresu, kiedy wydawało Ci się, że spełniło się wielkie niespełnione marzenie z "młodości" gimnazjalno-licealnej wink

Najważniejsze, by nie szukać plasterków i solidnie przepracować ten okres wypalenia.

8 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-26 15:19:35)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
Klio napisał/a:
Mistrzuniu napisał/a:

Kiedy 8 lat starszy facet kopnie w dupę ją i jej słabą psychikę. Szczerze nie życzę jej tego, ale niestety wydaje się to niezwykle prawdopodobne. I co wtedy ze mną, jeśli do tego momentu nikogo nie znajdę... Dawać sobie szansę po tym, jak ona wróci od plastra?.. Sentyment do niej jest faktycznie cholernie mocny, mimo otoczenia równie/bardziej atrakcyjnych, dużo ciekawszych kobiet. Straciłem do niej tyle zaufania i szacunku, że na ten moment pasjonuję się nią już tylko fizycznie, a może aż (my faceci...).

Skąd się bierze to przekonanie, że to on jest plastrem? Z historii związku wynika, że to właśnie teraz ona zaczyna szukać mężczyzny, który rzeczywiście jej odpowiada.W tej sytuacji powrót będzie nie powrotem od plastra, ale do plastra.
W dodatku im więcej piszesz, tym bardziej mam wrażenie, że idealizowanie związku, wbrew całkiem rozsądnym zdaniom idzie pełną parą. Nie mogę się nie uśmiechnąć, gdy widzę mężczyznę, całkiem ogarniętego, zgłębiającego obecnie wiedzę na temat psychologii i relacji (wnioskuję, że jest to Twoje generalne podejście do interesujących Cię tematów i problemów), który pisze, że spędził 3 lata doskonałego związku z dziewczyną (wg. jego własnego opisu, pomimo idealizacji) leniwą fizycznie i intelektualnie. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić o czym wy mogliście rozmawiać... Chociaż może nieco mogę na podstawie Twojej relacji o waszych kłótniach. Ty robisz wykład, ona potakuje... Rzeczywiście idealny związek big_smile
Trochę Twoje podejście zalatuje tatusiowaniem i rycerzowaniem. Szukasz sieroty niogarniętej, którą mógłbyś wziąć pod skrzydła...

Pytanie tylko, jak w tym wszystkim on potraktuje ją - biedactwo, które po miesiącach nieszczęść uwolniło się od tyrana. Początki ich znajomości i rozmów w rzeczywistości miały miejsce w trakcie naszego rozstawania się, które ona bardzo przeżywała, bo łączyło nas jeszcze wtedy kilka spraw do rozwiązania (szkoda, że nie z innych względów). A wiedząc jak zdecydowanym i honorowym człowiekiem jestem, bała się ustalania pewnych kwestii - wówczas on stanowił jej jedyną podporę (w tamtym okresie nie miała się do kogo o pomoc zwrócić w naszym miejscu zamieszkania). Domyślam się jak on to wykorzystał, szczególnie widząc jej podejście do mnie chwilę po ich spotkaniu wink. Pocieszyciel-przyjaciel=plasterek wykorzystał wymarzoną sytuację, biorąc właśnie bezradne, porzucone maleństwo pod swoje skrzydła. No chyba, że przypadkowo poznany, jedyny od dłuuuugiego czasu przez nią facet już mógł spowodować, że ta się zauroczyła... Wówczas określenie "plaster" cofam, kto wie co tam sobie długonoga blondyna wyobraża.
I owszem, zgodzę się z Tobą, w przeważającej części stanowiłem typ jej opiekuna i z obu stron do pewnego czasu było to bardzo satysfakcjonujące - ona w końcu wiedziała (choć na chwilę) z czego żyje i do czego dąży, a ja mogłem miłować ją m.in. wskazując jak najlepszą ścieżkę, często kosztem dużego wysiłku. A że kochałem, to nie wykorzystywałem jej bezradności na swoją korzyść, żeby była jasność. No ale dorosłem i zaczęła irytować mnie jej nieporadność, a związane było to zapewne z tym, że ledwo radziłem sobie z samym sobą. Rozmawialiśmy o życiowych, codziennych kwestiach i o ile przez pierwsze lata znajomości tych rozmów nie było końca, tak im bardziej ja się rozwijałem, a ona tkwiła w miejscu - o kontakt było coraz gorzej. Znudziło mnie "pieprzenie" o pierdołach i innych ludziach. Związku nie idealizuję, tylko stwierdzam fakt jak genialnie żyło się na tych niepisanych zasadach przez 3 lata, bo to była piękna, szczenięca miłość bez wielu trosk. Zasady się zmieniły razem ze zmianami środowiska, towarzystwa i w tempie rozwoju intelektualnego. Chłodne fakty, niemiłe doświadczenia końcowego okresu spowodowały takie podjęcie decyzji przeze mnie, a później - obojga. Choć z perspektywy czasu można by się zastanawiać, czy ona po prostu chciała poznać smaków życia przy kimś innym, być znowu wolnym ptaszkiem w wielkim mieście, a nie walczyć w ideę miłości z poznanym na wylot, na ten moment przynudnawym gościem.

9 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-06-26 15:21:32)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
WaltonSimons napisał/a:

Ja też tak miałem, Klio smile Kiepska samoocena w młodości, wrażliwość i przesadne idealizowanie potencjalnej relacji prowadzi do takiego finału. Wielkie uczucie do "tej pierwszej", wbrew logice. Oczywiście nie da rady czegoś takiego utrzymać na dłuższą metę, a potem pojawia się wypalenie emocjonalne, skutek włożenia 110% siebie w relację z człowiekiem, który ani do niej nie dorósł, ani też za bardzo jej nie rozumiał.

W relacji, która tak wygląda nie tylko jedna osoba nie dorosła, ani nie rozumiała na czym związek polega. Dawanie z siebie wszystkiego i godzenie się na otrzymywanie prawie niczego świadczy, że w młodości taka osoba naczytała się za dużo bajek o książętach i księżniczkach i również z nich nie wyrosła...

WaltonSimons napisał/a:

Po czymś takim ciężko się pozbierać. To nie jest idealizowanie człowieka, który był jaki był (zwykle, obiektywnie mówiąc, taki sobie), tylko tego okresu, kiedy wydawało Ci się, że spełniło się wielkie niespełnione marzenie z "młodości" gimnazjalno-licealnej wink

Najważniejsze, by nie szukać plasterków i solidnie przepracować ten okres wypalenia.

Tak. Trzeba przepracować, ale nie tylko okres wypalenia, lecz również okres wyboru partnera/partnerki, okres budowy związku "idealnego" wink Co sprawiło, że tak bardzo pociągająca wydawała się kobieta, która partnerką nigdy być nie mogła, a co najwyżej rozwydrzonym dzieckiem.

Mistrzuniu napisał/a:

Związku nie idealizuję, tylko stwierdzam fakt jak genialnie żyło się na tych niepisanych zasadach przez 3 lata. Zasady się zmieniły razem ze środowiskiem i naszymi osobowościami i czar prysł.

Dopóki mogłeś dawać z siebie wszystko, dopóki nie było problemów na innych płaszczyznach, wszystko w związku było idealnie. Nie oznacza, że przez trzy lata w związku było "genialnie", ale że przez 3 lata podołałeś. Gdy potrzebowałeś wsparcia i już nie mogłeś dawać z siebie wszystkiego dynamika się zmieniła. Wydaje mi się, że osobowość nieznacznie, jeśli już... Generalnie osobowość jest najtrudniejszą rzeczą, która może ulec zmianie. Z tego co piszesz Twoje podejście do życia, Twoja osobowość w przeciągu tego czasu nie uległa zasadniczym zmianom. Wahaniom podlegało poczucie własnej wartości, bo budowałeś je w oparciu o nią. Z kolei ona była dzieckiem i właściwie nim pozostała. Zaczęła częściej chodzić na imprezy?... To nie jest element osobowości wink Taka była i taki byłeś Ty. Z czasem jednak Tato się zmęczył, więc ma nowego Tatę...

10 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-26 15:55:12)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Edytowałem nieco wcześniejszy post.

WaltonSimons napisał/a:

Ja też tak miałem, Klio smile Kiepska samoocena w młodości, wrażliwość i przesadne idealizowanie potencjalnej relacji prowadzi do takiego finału. Wielkie uczucie do "tej pierwszej", wbrew logice. Oczywiście nie da rady czegoś takiego utrzymać na dłuższą metę, a potem pojawia się wypalenie emocjonalne, skutek włożenia 110% siebie w relację z człowiekiem, który ani do niej nie dorósł, ani też za bardzo jej nie rozumiał.

Po czymś takim ciężko się pozbierać. To nie jest idealizowanie człowieka, który był jaki był (zwykle, obiektywnie mówiąc, taki sobie), tylko tego okresu, kiedy wydawało Ci się, że spełniło się wielkie niespełnione marzenie z "młodości" gimnazjalno-licealnej wink

Najważniejsze, by nie szukać plasterków i solidnie przepracować ten okres wypalenia.

Coś w ten deseń Walton, ale z mojej strony całe szczęście z dużo większą rezerwą. Przeczytałem Twój temat od deski do deski i trochę odetchnąłem - nie byłem tak zaangażowany jak Ty, choć wiele podobieństw dostrzegam. Nie jestem też tak rozbudowany uczuciowo tak jak Ty, co działa tu na moją korzyść.

Klio napisał/a:
WaltonSimons napisał/a:

Ja też tak miałem, Klio smile Kiepska samoocena w młodości, wrażliwość i przesadne idealizowanie potencjalnej relacji prowadzi do takiego finału. Wielkie uczucie do "tej pierwszej", wbrew logice. Oczywiście nie da rady czegoś takiego utrzymać na dłuższą metę, a potem pojawia się wypalenie emocjonalne, skutek włożenia 110% siebie w relację z człowiekiem, który ani do niej nie dorósł, ani też za bardzo jej nie rozumiał.

W relacji, która tak wygląda nie tylko jedna osoba nie dorosła, ani nie rozumiała na czym związek polega. Dawanie z siebie wszystkiego i godzenie się na otrzymywanie prawie niczego świadczy, że w młodości taka osoba naczytała się za dużo bajek o książętach i księżniczkach i również z nich nie wyrosła...

Klio napisał/a:
Mistrzuniu napisał/a:

Związku nie idealizuję, tylko stwierdzam fakt jak genialnie żyło się na tych niepisanych zasadach przez 3 lata. Zasady się zmieniły razem ze środowiskiem i naszymi osobowościami i czar prysł.

Dopóki mogłeś dawać z siebie wszystko, dopóki nie było problemów na innych płaszczyznach, wszystko w związku było idealnie. Nie oznacza, że przez trzy lata w związku było "genialnie", ale że przez 3 lata podołałeś. Gdy potrzebowałeś wsparcia i już nie mogłeś dawać z siebie wszystkiego dynamika się zmieniła. Wydaje mi się, że osobowość nieznacznie, jeśli już... Generalnie osobowość jest najtrudniejszą rzeczą, która może ulec zmianie. Z tego co piszesz Twoje podejście do życia, Twoja osobowość w przeciągu tego czasu nie uległa zasadniczym zmianom. Wahaniom podlegało poczucie własnej wartości, bo budowałeś je w oparciu o nią. Z kolei ona była dzieckiem i właściwie nim pozostała. Zaczęła częściej chodzić na imprezy?... To nie jest element osobowości wink Taka była i taki byłeś Ty. Z czasem jednak Tato się zmęczył, więc ma nowego Tatę...

Tak było, Klio. No prawie. Poczucie własnej wartości zawsze budowałem w oparciu o siebie, nie o nią. Nie zrobiłem tego błędu i nie opierałem swojego "ja" na niej, a na swoich osiągnięciach w innych płaszczyznach. Nie stanowiła dla mnie trzonu, a miły dodatek do, wówczas - idealnego życia. Samo zdobycie jej nie było żadnym wyzwaniem, więc początkowo też specjalnie mi nie zależało - podobała mi się i chciałem mieć dziewczynę. Z czasem składowych miłości ilościowo i jakościowo przybywało. Mogłem przydać się komuś, kogo szczerze pokochałem i kto bardzo mnie na tamte czasy pociągał. Czuła się bezpiecznie i pewnie, a mnie rozpierała duma z bycia tak zaradnym facetem. No nie można tego ukryć, skorelowany był z tym poziom pewności siebie, ale wówczas w bardzo małej części, głównie za sprawą sukcesów w moich dziedzinach. Zaczęła chodzić na imprezy, a wcześniej tego nie chciała. Osobowość zmieniła się pod tym względem, że z w miarę uczuciowego dziewczęcia stała się próżną sunią, patrzącą na wielu ludzi z góry, na nic mój wzorzec i tłumaczenia. Przesiąkała dniami i nocami snapchatami i instagramem, vlogami jakiś lasek, biorąc to na serio, nie dostrzegając marketingu, nie dostrzegając tego, że ludzie którzy to tworzą po pewnym czasie już mają z takich jak ona świadomą bekę... Bez żadnego przymusu i ultimatum próbowałem ją zarazić sportem, nauką, żywieniem, no ale jak człowiek nie chce się rozwijać, to nikt mu w tym nie pomoże. Wybrała egzystencję carpe diem, życie emocjami - pewnie będzie milej niż ja wspominać młodość, ale jak za przyjemność płaci się bólem, tak ja za cierpienie dostaję chociażby w wyniku rozpadu tego związku potężną wiedzę i wnioski. Tylko to trzeba chcieć się wysilić, a nie machnąć ręką mówiąc jedynie "nie przejmuj się, żyj dalej".
Posiedziałem sobie teraz kilka dni w domu, popisałem z Wami te posty, spotykałem się ze znajomymi i przyjaciółmi... I tak powoli stwierdzam, że troszkę mi jaja ucięło przez ostatni rok, rozpad związku podciął jeszcze to co wyżej, więc biorę urlop i trzeba wrócić do dawnej świetności. Ten utrudniony kontakt z kobietami po części też z tego wynika, nie przepracowałem jeszcze dostatecznie owoców goryczy tego związku i swoich porażek, przez to pewnie nie mogę się dostatecznie otworzyć. To wszystko jest jeszcze za świeże. Jak mam rozmawiać z kimś nowo poznanym chociażby o sposobach na spędzanie wolnego czasu, jak przez ostatnie 4 lata wolny czas był tylko z nią? Każdy spacer, jakakolwiek aktywność na mieście, wakacje. Myślę, że trzeba sobie pobyć chwilę singlem i zbudować ze swojego życia znowu zajebisty dom, w którym zamieszka jakiś rasowy kot smile.

11

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
Mistrzuniu napisał/a:

. Posiedziałem sobie teraz kilka dni w domu, popisałem z Wami te posty, pospotykałem się ze znajomymi... I tak powoli stwierdzam, że troszkę mi jaja ucięło przez ostatni rok, rozpad związku podciął jeszcze to co wyżej, więc biorę urlop i trzeba wrócić do dawnej świetności.

I to jest recepta na sukces big_smile Schodź na ziemię i spoglądaj na siebie i innych z tej perspektywy. Kto lubi się bujać w obłokach, niech to robi dalej. Szczęśliwe życie na Ziemi wymaga jednak, aby stać się ziemianinem wink

12

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

.....wziąłem sobie dziecko i zrobiłem z niej księżniczkę, Stala sie kapryśna i leniwa, potem zabrakło mi czasu dla "księżniczki"- puściłem ja na głęboką wodę- podtopiła się- szok;)..... Po mojemu to ty ją wykorzystałeś emocjonalnie, zabawiles sie w badacza mózgu. Co do twoich inwestycji w siebie i budowania swojego ego to zadaj sobie pytanie: kim jestem i do czego dążę na końcu swojego życia, jak mięśnie odmówią posłuszeństwa, w głowie zacznie sie zamęt- wtedy ocena bywa szokująco inna- zbyt często to widziałam. Pewien bardzo mocno stąpający po ziemi pan mając 98 lat zakrzyknął do mnie: w zyciu najważniejsza jest miłość, tym samym wróciliśmy do punktu wyjścia;);)

13

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
kejt38 napisał/a:

.....wziąłem sobie dziecko i zrobiłem z niej księżniczkę, Stala sie kapryśna i leniwa, potem zabrakło mi czasu dla "księżniczki"- puściłem ja na głęboką wodę- podtopiła się- szok;)..... Po mojemu to ty ją wykorzystałeś emocjonalnie, zabawiles sie w badacza mózgu.

On 19 lat, ona 16. Obydwoje z dziecinnym poglądem na związki i płeć przeciwną. Ona go bije, wyzywa, imprezuje i w końcu zostawia dla starszego, ale na równym poziomie co ona  wink W jaki sposób dziewczyna, której nie chciało się uczyć i pracować, pasożytowała na pracy i uczuciach chłopaka staje się w Twoich oczach wykorzystaną emocjonalnie i porzuconą po "puszczeniu na głęboką wodę"? O jakiej głębokiej wodzie tu mowa? Chodzi o niezdaną maturę? Rzeczywiście poszła na dno jak Tytanik tongue Nie rozumiem po co robić z niej ofiarę, podczas gdy ona wiedzie całkiem komfortowe i beztroskie życie...

kejt38 napisał/a:

Co do twoich inwestycji w siebie i budowania swojego ego to zadaj sobie pytanie: kim jestem i do czego dążę na końcu swojego życia, jak mięśnie odmówią posłuszeństwa, w głowie zacznie sie zamęt- wtedy ocena bywa szokująco inna- zbyt często to widziałam. Pewien bardzo mocno stąpający po ziemi pan mając 98 lat zakrzyknął do mnie: w zyciu najważniejsza jest miłość, tym samym wróciliśmy do punktu wyjścia;);)

Głębokie to. Nawet bardzo. Ale czy na pewno piszemy w tym samym wątku...

14 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-26 20:28:53)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
kejt38 napisał/a:

.....wziąłem sobie dziecko i zrobiłem z niej księżniczkę, Stala sie kapryśna i leniwa, potem zabrakło mi czasu dla "księżniczki"- puściłem ja na głęboką wodę- podtopiła się- szok;)..... Po mojemu to ty ją wykorzystałeś emocjonalnie, zabawiles sie w badacza mózgu. Co do twoich inwestycji w siebie i budowania swojego ego to zadaj sobie pytanie: kim jestem i do czego dążę na końcu swojego życia, jak mięśnie odmówią posłuszeństwa, w głowie zacznie sie zamęt- wtedy ocena bywa szokująco inna- zbyt często to widziałam. Pewien bardzo mocno stąpający po ziemi pan mając 98 lat zakrzyknął do mnie: w zyciu najważniejsza jest miłość, tym samym wróciliśmy do punktu wyjścia;);)

Dziecko wzięło i pozwoliło dziecku tą księżniczką i dzieckiem pozostać, bo w imię miłości zaakceptowało ją taką, jaką sobie wybrało. I tak trwali 3 lata, on z nadzieją, że ona dorośnie i zaangażuje się już nie tylko emocjonalnie (by się zgrali jeszcze bardziej) - ona ciągle przekładając swoje zamiary podjęcia jakichkolwiek zmian na później. Warunki jakie zaserwował im rok czwarty znajomości - już po części kobiecie i mężczyźnie, zweryfikowały jakość zżycia i brak dorosłości z obu stron, nieumiejętne "kochanie", pod koniec okazywane już na wymuszeniu, bo z przyzwyczajenia i w wyniku niewymawianych oczekiwań tej drugiej strony. Czasu mi dla niej nie zabrakło (każda wolna chwila tylko dla niej, każdy wieczór, noc i weekend), byłem za to tak pusty w środku, że nie potrafiłem dać sobie, a co dopiero jej jakiegokolwiek szczęścia - jej podejście do mnie i brak empatii tylko skutecznie to potęgowały. Co z tego, że czas miałem, jak nie wiedziałem już o czym z nią rozmawiać, jak umilić nam wspólnie życie, byłem zwyczajnie pusty i zagubiony. Nie rozumiała, że jak każdy w pewnym etapie życia jestem przygnieciony przez pewne złe wybory i złe podejście, że potrzebuję czasu by się zdefiniować - dokładała mi tylko swoim niezadowoleniem, jechała po ambicji i rodzinie, z podnoszeniem ręki włącznie, aż w końcu na horyzoncie pojawił się kolega, którego ona chciała podejrzanie za bardzo poznać. Nie byłem w stanie już dźwigać tego ciężaru, więc powiedziałem nie - jednocześnie po kilku chwilach zdając sobie sprawę, że zostaję sam jak palec w dawnych problemach (z jednym mniej, który tak przecież kochałem), chcąc naprawić swój błąd. W tej historii nie widzę żadnego wykorzystywania emocjonalnego, a rozpad związku w wyniku niesamowitych różnic pomiędzy osobami, które uwierzyły naiwnie, że to będzie funkcjonować tak sprawnie, jak przez ostatnie 3 lata, pomimo różnic nie do przejścia. Czas próby pokazał, że oboje się do tego nie nadajemy, że różnice - zwłaszcza intelektualne, a także problemy które się pojawiły - zupełnie nas przerosły.
Etap rozstawania się tylko potwierdził słuszność tej decyzji, kiedy widziałem z jaką łatwością przechodzi do życia codziennego, a także gdy zaczynała szydzić z jakiś niepowodzeń/rodziny. Cały czas przy tym sugerując jak jej dobrze, że się uwolniła. Rodzina z której pochodzi, sposób wychowania i traktowania siebie nawzajem niejako potwierdza to zachowanie, tj. bardzo słabe przywiązanie do drugiego człowieka, niechęć naprawy czegokolwiek, "machnięcie ręką". Widziałem to na przykładzie traktowania rodziców przez najstarszą z córek, przy śmierci babci itp. Bałem się, że kiedy będzie ciężko, ona mimo wzorca w mojej postaci i mojej - uczuciowej rodziny, właśnie to ujawni w naszym związku, no i to wyszło. Nie żeby była temu winna (choć POWINNO się dążyć do przyjmowania wzorców prawidłowych, uznanych społecznie za właściwsze, ale zapewne tych najgłębszych z uczuć to nie dotyczy), lecz to kolejna z różnic, która okazała się bardzo istotna w momencie kiedy się spieprzyło. Absolutnie nie neguję tu tego, że mnie nie kochała - bo kochała bardzo mocno. W inny sposób niż ja, ale bardzo. Ostatni rok skutecznie to zmienił i trudno tu szukać najważniejszej przyczyny (nie wykluczone, że w przewadze to była moja wina). Co tu więcej drążyć - to była piękna, naiwna, młodzieńcza i beztroska miłość, która po 3-letnim wyrzucie fenyloetyloaminy wymusiła w końcu użycie tego, co między uszami. Jeśli jedno jest bardziej uczuciowe od drugiego, to seks, zachód słońca, sen, wycieczka, a nawet zrobienie śniadania dla drugiej połowy to zupełnie inne pojęcia dla obojga. Dla niej kompletnie bez żadnej głębi każda z tych rzeczy, dla mnie wielkie wydarzenia i już dostateczne emocje. To była dobra decyzja pod wieloma względami, tylko wciąż boli. Nawet gdyby miłość przetrwała, oboje niesamowicie byśmy się nawzajem ograniczali, a problemy tak czy owak by się pojawiły (dom, dzieci, kredyty etc.).
Emocjonalnie to wykorzystałem jej osobę tylko przy końcu, sprawdzając jak funkcjonuje w miarę "czysta kobiecość", bo jak już pisałem - z rozsądkiem u mojej ex to bardzo słabo. Z przyjemnością dla obojga, bez jej świadomości o celowości pewnych akcji, ale jednak. Popędy działają tak prymitywnie (no wow), że aż ochotę odbiera intelektualiście zabawa w jakiekolwiek budowanie intymności, kiedy już dokładnie sprawdził na czym to polega i stosuje to świadomie. Druga strona medalu to fizjologiczny nacisk na tych popędów zaspokojenie wink, że o kwestiach psychologii społecznej tutaj wspominać nie będę.
Tak, miłość jest najważniejsza. A najważniejsza z miłości, to miłość ego. I jestem na etapie jej odbudowy, by móc kochać kogoś - możliwie jak najwłaściwszego.

15 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-06-28 10:12:10)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Pólżartem: w Twoim przypadku wzór na długość dochodzenia do normalności wygląda tak:
DDdN = Zlożoność psychiki minus 1(bo była pierwsza) dzielone przez dojrzalość minus czas trwania związku

Skoro jej milość skladała sie glównie z elementów ("czesci skladowych") emocjonalnych, tzn. szeroko pojętej namiętności, to wydaje mi się dość naturalne, że po wieloletniem "nasycaniu" nimi siebie/Ciebie przez nią, nastapił przesyt i reakcja zwrotna typu "rzygam tym".
Wiele rozumiesz, co powinno przyśpieszyć proces dojścia do "homeostazy emocjonalnej", ale próby zbudowanie związku zanim ją osiągniesz, nie tylko moim zdaniem ten proces opóźni, ale i same w sobie są bardziej ryzykowne niż zwykle. Możesz łatwo zaszkodzić sobie, kobiecie, spaprać coś co nie powinno być paprane, nie wspominając o zmarnowanym czasie. Poki co sugerowałbym raczej relację, w której namiętności z zasady brak, czyli przyjaźń.

16 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-28 16:32:33)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Wiadomo, że nie streszczę 4 lat związku w jednym temacie poruszając wszystkie kluczowe sytuacje. Związek uznałem za genialny, bo towarzyszyły mu też bardzo rzadkie wyładowania emocji negatywnych z wielkimi powrotami uczuć zbliżających nas jeszcze bardziej do siebie. Przesytu miłości nie było, powody upadku uczucia już wymieniłem - generalnie to ilość zmian i problemów które się pojawiły totalnie nas zmiażdżyły, a różnice osobowości to tylko spotęgowały. Z perspektywy czasu, pomijając różnice w intelekcie, pochodzeniu, uczuciowości, to największym problemem był mój całkowity brak czasu przy jednoczesnym olbrzymim nadmiarze wolnego czasu z jej strony (dziewczyna 2 dni w tygodniu chodziła do policealnej na kilka godzin, reszta tygodnia brzuchem do góry lub malując paznokcie, miała miesięczny epizod pracy i wtedy nawet nam się układało). Spragniona adoracji i poświęcenia dla niej czasu dostawała ciągle po nosie, kiedy jej facet przychodził do domu znowu przemęczony, zaniedbany, z obowiązkami do wypełnienia na dzień kolejny. Po raz pierwszy nie miałem czasu, ochoty i siły by zorganizować chociaż rocznicową kolację... Też się pięknie wyłożyłem na tej i podobnych sytuacjach, ale szczerze przepraszałem mówiąc, że nie daję sobie rady.
Tak wiem, że trzeba czasu, ale to cholernie dziwne uczucie - zdajesz sobie sprawę, że wiele kobiet jest w zasięgu Twoich możliwości, atrakcyjności, masz na nie ochotę, ale zaraz łapie Cię myśl, że nie pociągniesz tej znajomości na zdrowo chociaż jeden dzień. Bo poddasz się jeszcze bardzo świeżym wspomnieniom, bardzo bolesnemu rozstaniu i pewności siebie która raz jest bardzo wysoka, a raz sięga samego dna.

17

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Autorze,  a ja tak z innej beczki.. bo mnie to - jako kobietę, którą 'podnieca' głównie intelekt i bystrość, zastanowiło.
Wiem, że młodość, hormony i że człowiek zakochuje się w wyglądzie w tym wieku, a resztę sobie 'dopowiada' o Obiekcie uczuć wink ale mimo wszystko.. Piszesz że dziewczyna leniwa, niewykształcona - a co ważniejsze -bez ambicji na to, do tego "przepaść intelektualna między wami" (Twoje słowa) , a potem piszesz o wspaniałym związku ze wspaniałą dziewczyną..

Coś mi tu zgrzyta i z wrodzonej ciekawości świata pytam: Co was tak naprawdę łączyło, poza Twoim zakochaniem w jej ciele? No i brakiem kłótni, bo wiadomo, z głupszym ciężko wejść w polemikę wink lepiej się poseksić.
O czym Ty z nią rozmawiałeś?

Nie brakowało Ci tego?
Raz piszesz o tych różnicach które dla mnie byłyby znakiem że jest 'mezalians' nie do przejścia, a Tobie wszystko wynagradzało to jak ona wygląda, jak rozumiem i że chce Ci się z nia seksu tak?

18

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Ja Ci mogę za autora odpisać Elle wink

Z osobą głupszą też można przyjemnie rozmawiać. Oczywiście część tematów odpada, ale o dupie maryni można i bywa to bardziej satysfakcjonujące niż rozmowa z osobą, która ma ogrom wiedzy ale nie umie w ogóle tego sprzedać.

Do tego w tym wieku ciało robi 90%.

19

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Walton, dzięki za odp. Tak właśnie myślałam smile

Ja tam z głupim przyjemnie nie pogadam, bo mnie szybko znudzi. Ale co kto lubi.

20

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

no, patologii nie liczę wink W moim przypadku była to mocno przeciętna intelektualnie studentka. Jak zaciągało nudą, to trwałem dzielnie, bo przecież lofciałem ją do końca świata - no i cycki. Co tu dużo mówić, pierwsze związki mają swoje prawa wink

21 Ostatnio edytowany przez Mistrzuniu (2016-06-28 18:13:14)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
Elle88 napisał/a:

Autorze,  a ja tak z innej beczki.. bo mnie to - jako kobietę, którą 'podnieca' głównie intelekt i bystrość, zastanowiło.
Wiem, że młodość, hormony i że człowiek zakochuje się w wyglądzie w tym wieku, a resztę sobie 'dopowiada' o Obiekcie uczuć wink ale mimo wszystko.. Piszesz że dziewczyna leniwa, niewykształcona - a co ważniejsze -bez ambicji na to, do tego "przepaść intelektualna między wami" (Twoje słowa) , a potem piszesz o wspaniałym związku ze wspaniałą dziewczyną..

Coś mi tu zgrzyta i z wrodzonej ciekawości świata pytam: Co was tak naprawdę łączyło, poza Twoim zakochaniem w jej ciele? No i brakiem kłótni, bo wiadomo, z głupszym ciężko wejść w polemikę wink lepiej się poseksić.
O czym Ty z nią rozmawiałeś?

Nie brakowało Ci tego?
Raz piszesz o tych różnicach które dla mnie byłyby znakiem że jest 'mezalians' nie do przejścia, a Tobie wszystko wynagradzało to jak ona wygląda, jak rozumiem i że chce Ci się z nia seksu tak?

1. To była "obustronna miłość od pierwszego wejrzenia" wink. Zaczęło się rzecz jasna od wyglądu, kolejno idealizowałem jej ruchy, sposób mówienia, głos, najmniejsze gesty i zachowania. Nadałem jej anielskich cech za to jak zajmowała się swoją siostrzenicą, jak przyjemna i miła była dla ludzi, jak skromna i życzliwa wtedy wydawała mi się być. Kiedy czar prysł, została sama fizyczność, ale to było pod koniec. Bo przecież większość kobiet kocha dzieci, a te skromność i życzliwość nie były wypracowane/wynikiem wychowania, a pewnego rodzaju zakompleksieniem - który przemienił się w oziębłość, obojętność i próżność, kiedy dziewczyna weszła w środowisko, w którym była nagle (jak nigdy wcześniej) adorowana. Wcześniej nie było okazji aby to sprawdzić, albo byłem tak zaślepiony cyckami, albo po prostu nie myślałem o tym, nie rozdrabniałem. W zasadzie to do momentu rozstania w dupie miałem kwestie związane z budowaniem relacji w związku, włącznie z tym, jak to ma w rzeczywistości wyglądać, z wzorcem w najbliższym otoczeniu też nie było łatwo. Facet się cieszył, że ma gdzie, kiedy chce i z kim (i to nie byle kim).
2. Z czasem, kiedy ja w intensywnym tempie zacząłem rozwijać się, a ona została w miejscu, stanowiła dla mnie przyjemną odskocznię od codziennego wysiłku, zwłaszcza intelektualnego. Uczyłem się powiedzmy 5 godzin w odosobnieniu i miałem potrzebę wypoczynku psychicznego, więc spotykaliśmy się na śmiechy i chichy z niczego. Tyle, że ta potrzeba nie była wtedy świadoma! Układ zwyczajnie trzymał się kupy. W sumie to ciągle się śmialiśmy ze wszystkiego, często ironizując i szydząc. W przerwach na głupawkę rozmawialiśmy o innych ludziach, przyszłości, związkach, pracy, nauce... I powoli zaczęły się z tymi rozmowami problemy, punkt niżej.
3. Po miesiącach śmieszne sytuacje z punktu 2. zaczęły mnie nudzić (ileż można w kółko o tym samym), ona miała coraz większe problemy z wychwyceniem ironii, traciłem wolny czas, a pojawiające się na drodze problemy i wymuszenie przez życie bardziej poważnego podejścia doprowadziły do całkowitego braku kontaktu bo nie szło niczego konkretnie ustalić, do tego doszły moje problemy. Każda kłótnia stety, niestety wychodziła na moje, tyle że często zawiłe i skomplikowane (choć słuszne) argumenty do niej prawdopodobnie nie docierały (pod koniec pewnie tylko przytakiwała, bo chciała już żeby było dobrze i zwyczajnie się przytulić, a później dziko pieprzyć po dużych emocjach). Że nie wspomnę właśnie o ambitnej rozmowie, której brak dawał mi o sobie znać coraz bardziej.

Reasumując, można zdecydowanie uznać, że o powodzeniu pierwszych lat związku decydowały fizyczność i "pasujący" obojgu układ. Z czasem układ już pasować przestał, bo zmieniły się warunki (klasycznie - zamieszkanie razem zdupiło najwięcej), a różnice w osobowościach potwierdziły tę niezgodność. Pod koniec był już tylko seksik, i w sumie to za nim tęsknię najbardziej. Brak obecności drugiej osoby niemal non-stop przy Tobie w domu to też niezwykle bolesna kwestia. Jak widzisz, droga Elle - proces wypalania był procesem ciągłym. Z tym, że już na początku nie trafił swój na swego, ale to wyszło dopiero po latach, kiedy zaczęło się robić "na serio". Było obojgu w miarę wygodnie - ja miałem z kim się pokazać i się zabawić, ona podobnie, aż nie zaczęliśmy się szczerze nienawidzić. Gdyby nie pewne problemy pewnie dalej żylibyśmy sobie w takiej relacji, lecz całe szczęście dla mnie - już na rehabilitacji smile.

22 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-06-30 17:45:26)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

No ok, ale jak tu wrócisz za jakiś czas z czymś podobnym jak poniżej, to obiecuję że zacznę przyjmować zakłady jak długo będzie trwać Twoja epopeja (z nią w tle) i czy dłużej niż ta Cichego wink

Mistrzuniu napisał/a:

I co wtedy ze mną, jeśli do tego momentu nikogo nie znajdę... Dawać sobie szansę po tym, jak ona wróci od plastra?.. Sentyment do niej jest faktycznie cholernie mocny, mimo otoczenia równie/bardziej atrakcyjnych, dużo ciekawszych kobiet. Straciłem do niej tyle zaufania i szacunku, że na ten moment pasjonuję się nią już tylko fizycznie, a może aż (my faceci...).

23 Ostatnio edytowany przez Mistrzunio (2016-07-01 23:28:18)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Już wracam, haha. Taka sytuacja... Wróciłem do miasta rodzinnego na wakacje, w którym ona sobie cudownie funkcjonuje. Moje oczekiwania co do niej się sprawdziły - ptaszek w końcu wyfrunął z "bardzo ciasnej klatki", codziennie impreza, kawiarnia, restauracja, generalnie to czego zawsze chciała - ciągłe emocje, zero wysiłku, same przyjemności. Miałem myśl przelotnią, że może nasze rozstanie wpłynie korzystnie na jej poziom ambicji ("ja mu pokażę kogo stracił"), no ale to tylko przelotnia myśl była. Mnóstwo snapów, insta, zdjątek z koleżankami stąd i zowąd, codziennie. Szybko przypominając - ona skrajna imprezowiczka, ja skrajny pracuś. Dla niej zabawa = codzienność, dla mnie zabawa = nagroda za pomyślnie ukończony etap jakiegoś zadania. Totalnie inne priorytety i sposób na życie. Typ księżniczki. Do sedna...
Wiele dowiedziałem się od naszego wspólnego znajomego, co najśmieszniejsze - mojego podopiecznego na siłowni, młodszego ode mnie gościa, który stanowi dla mnie w miarę bliskiego kolegę, tyle, że nasza relacja polega do tej pory na zasadzie uczeń i mentor w większości życiowych kwestii (z pełnym uznaniem i szacunkiem w obie strony, dlatego informacje które otrzymałem są wiarygodne, bardzo się oboje lubimy i często spotykamy). W sumie do dzisiaj pamiętam dni kiedy przychodził do mnie po rady, a moja ex wręcz pękała z dumy widząc że jestem dla niego aż takim autorytetem. Często szydziła z niego mówiąc, że jest przy mnie takim chłopcem, ciągle zawstydzonym i niepewnym. Reasumując facet zdecydowanie na niiiiiższym poziomie atrakcyjności w porównaniu do mnie, poza skłonnością do imprez i bardziej wyluzowaną osobowością wink, w życiu nie miał nawet dziewczyny! I wiecie co? Moja ex zaczęła o niego jawnie zabiegać podczas ich (prawdziwie) przypadkowego spotkania. Chociażby zadając tak żenujące pytania jak "masz kogoś? a nie szukasz?" i komplementując gościa, później dniami wypisując do niego smsy i pisząc na FB o "pierdołach", wożąc się z nim w jego stuningowanej furze (jakbym pisał o jakiejś plastikowej licealistce, a nie miłości mojego życia xD). Dwa scenariusze celowości takiego działania - wywołanie zazdrości (bo wiadomo, że on mi przekaże) / akt desperacji. Dwa scenariusze wywołujące u mnie równe zażenowanie. Całe szczęście dla niej (i dla mojego ego) nie jest z tym 8 lat starszym typem, ciekawe kto odpuścił, a może sprawa "w toku", a opisana sytuacja z kolegą to tylko gra. Kto ją tam wie. Dzisiejszy dzień sporo mi pomógł, dowiedziałem się m.in. że wciąż szczerze mnie nienawidzi, mówiąc że jestem chorym człowiekiem i że nie chce mieć ze mną do czynienia, co oczywiście nadal potwierdza jej nieporadność i dowodzi braku akceptacji. Mówiła mi niedawno że jestem chory w stosunku do tego, iż powiedziałem jej, że nie ma za grosz zasad i godności dając się pieprzyć przez chłopaka który tydzień wcześniej ją rzucił, więc pewnie stąd to stwierdzenie użyte ponownie. Najistotniejsze pytanie dla niej, tj. czy spotykam się z kimś i czy, uwaga... Te dziewczyny są ładne (no bo co innego baba może zaoferować chopu?)... Przy tym śmiejąc się, jakby 4 ostatnie lata to było tylko chodzenie za rękę, kiedy kumpel powiedział że spotykam się z kilkoma atrakcyjnymi dziewczynami (że niby ma to w dupie czy się cieszy, że sobie radzę, nie jestem w stanie tego rozkminić - podobnie cieszyła się pytając mnie o to samo wprost, wtf). Plus oczywiście czy pytam o nią i czy tęsknię (oczywiście męska sztama, odpowiedź negatywna). Widać tu idealnie jak różnie emocjonalnie byliśmy zaangażowani w ten związek i jakim dzieckiem mentalnie ona pozostała. Dla niej całe te 4 lata to był zwyczajnie jakiś przyjemny etap w życiu, nie doszukując się tu jakiś głębszych myśli i doznań. W końcu nie ma co się dziewczynie dziwić, tak jak nic nie zrobiła dla tego związku / siebie przez ten okres, tak i teraz nic się nie zmieniło, tyle, że nie ma kto podwieźć, przytulić i zaspokoić (jedyna strata, przy masie zysków - mam tu na myśli totalną niezależność imprezową). Zbierając całość informacji do kupy z ostatnich miesięcy bycia razem i tego, co do mnie dociera chociażby dzisiaj, to nie jestem w stanie pojąc jak mogłem z nią funkcjonować przez tak długi czas... Co nie zmienia faktu, że jej uroda jest zwyczajnie stworzona dla moich potrzeb i dziewczyna pociąga mnie niezmiernie - to jedyny problem który pozostał do rozwiązania (lub pogodzenia się z nim), pieprzony testosteron!
A kolegę poklepałem po plecach i powiedziałem, że droga wolna, ale ta niezwykle kręta i wyboista. Stwierdził, że ma blokadę psychiczną w stosunku do niej i nie byłby w stanie jej tknąć, mimo, iż nalegałem by spróbował, bo kompletnie nie mam nic przeciwko wink. Ciekawe ile w tym prawdy co mówi, a ile braku jaj. Zobaczymy co przyniesie przyszłość, ciekawość mnie zżera jak dziewczę skończy takimi działaniami.

24

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Duży dzieciak z pustą głową, ot co. Moja nie była aż tak tragiczna. Też nie chciała się angażować i głównie chciała się bawić, ale chociaż jakieś zasady miała. Sigh.

W tyłek sobie można całą urodę tego świata wsadzić przy takim charakterze.

Wygląd można zresztą zmieniać (na plus, I mean) - charakter zawsze pozostaje taki sam.

25 Ostatnio edytowany przez Mistrzunio (2016-07-01 23:45:16)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Zgadza się kolego, zgadza się. Natura obdarzyła ją tym, czego ja, jako facet potrzebuję fizycznie najbardziej, no pech chciał - wzięło mnie od pierwszego wejrzenia i wpadłem po same uszy. Co ciekawe, jak to w kobiecym świecie bywa, dziewczyna przeszła po rozstaniu "metamorfozę" zmieniając zabarwienie włosów i makijaż tongue, dla mnie niestety na plus. Całe szczęście mam jej foty bez makijażu (i bez niczego włącznie), skutecznie mnie to odczarowuje big_smile.

26

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Całe szczęście mam jej foty bez makijażu (i bez niczego włącznie), skutecznie mnie to odczarowuje big_smile.


Hahahahahahahha. big_smile
Czyli wcale taka pikna bez "oprawy" nie była wink

Widzisz chłopaku, musisz więcej kobiet pospotykać, bo jak Ty się na makijaż nabierasz to długa drogą przed Tobą, zanim zaczniesz reagować jak facet, a nie fiutek przyczepiony do ciała dorosłego faceta wink

27

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu
Mistrzunio napisał/a:

Już wracam, haha.

Ja tylko w kwestii formalnej -W kontekście zakładów ten powrót się nie liczy. Chociaż biorąc pod uwagę, że byłeś ciekawy co ona ma do powiedzenia na Twój temat zamiast zgasić "ucznia" stwierdzeniem. że Ci to wisi...
to jeszcze się zastanowię ;)

28 Ostatnio edytowany przez Mistrzunio (2016-07-03 14:20:06)

Odp: Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Kolejny post mający na celu podzielenie się wyniesionymi wnioskami i uporządkowanie pewnych faktów z powyższej sytuacji.
To niesamowite jak człowiek nieświadomie daje się sterować osobie w której tak silnie się zadurzył. Mimo różnic w osobowościach wymienionych powyżej, dzieliło nas w rzeczywistości dużo więcej (trywialne kwestie, ale uzbierało się na niekorzyść), a brnęliśmy wspólnie w to dalej z silnie zaciśniętymi zębami, "w imię miłości". Dziewczyna totalnie nie dzieliła ze mną żadnej z pasji i z celów życiowych (no może oprócz tego, że kiedyś będziemy stanowić piękną parę kulturysty i zadbanej, śliczniutkiej kosmetyczki - takimi obrazkami ona żyje), nie była w stanie zrozumieć głębi w postaci poświęcenia i świadomego odmawiania wielu przyjemności do realizacji tych celów - liczyło się tylko to, że mój styl życia nas ogranicza (bo nie mam czasu, a jak mam czas to nie mam ochoty nigdzie wyjść). I nic z tego, że każda wolna chwila była dla nas - jak byłem zmęczony po treningu/niewyspany to miała już powód do narzekania "że znowu". Oczywiście na nic próby przekonania jej o uporządkowaniu życia, tj. by zaplanować kolejny tydzień wprzód byśmy oboje wiedzieli co robić z wolnym czasem. Argument na "nie" był prosty - ona planować nie potrzebuje i nie potrafi (carpe diem!), a moje propozycje co do "rozsądnego" wydawania pieniędzy na przyjemności kończyły się jej ciągłym niedosytem. Taka dziewczynka, której ciągle mało... Szlag mnie trafiał kiedy wracaliśmy po całodniowym wypadzie na miasto i zamiast kolejny dzień spędzić skromniej, ją już darło z mieszkania, w którym nie potrafiła niczym się zająć. Nie wiem czy kiedykolwiek w swoim życiu uzbierała na coś samodzielnie pieniądze, ale szczerze w to wątpię. Kiedy siadałem do książek i zakładałem słuchawki by się choć na chwilę odizolować - miała pretensje, że nie mamy kontaktu kiedy się uczę (bo co minutę pytała o jakąś głupotę, nie szanując moich próśb o potrzebę koncentracji). Że już nie wspomnę o tym, że mimo iż leżała całymi dniami brzuchem do góry kiedy ja byłem cały dzień na uczelni, raz nie zrobiła z własnej woli wspólnego prania, nie poodkurzała, nie odciążyła mnie choć w małej części. W tych i wielu innych sytuacjach nigdy nie pozostawałem bierny i albo łopatologicznie tłumaczyłem jak bardzo się myli w swoich przekonaniach albo puszczały mi nerwy i dostawała opierdol (szczególnie kiedy w tym swoim nieróbstwie jeszcze się mnie czepiała jakiś głupot, narzekała na naszą sytuację). W każdej z tych sytuacji koniec końców przyznawała mi rację, wieszając się na szyję, że już jest dobrze i się poprawi, a często kolejnego dnia robiła to samo... Totalny brak zaangażowania w relację, słomiany zapał tak jak do wszystkiego innego. I absolutnie wydźwięk tego tekstu nie ma na celu udowodnienia sobie i Wam, że jest "gorsza". To efekt tych cholernych różnic. To jej słabość i brak konsekwencji przy mojej determinacji i niezłomności doprowadziły nas do upadku. Dziewczyna naprawdę kochała, m.in. po większości z tych największych kłótni pisała sobie na kartce by więcej mnie nie krzywdzić, nie czepiać się o to i o tamto, ale jako iż jest osobą zupełnie bezsilną w stosunku do siebie, na nic te próby (serce mi za to zmiękło niesamowicie, kiedy dowiedziałem się o tym że próbowała).
I po co ja to piszę. Wracając do drugiego zdania. Tak mi na niej i jej uznaniu zależało (niesamowicie kochałem), że w sumie do dzisiaj (z miesiąca na miesiąc coraz mniej), mam wyrzuty sumienia kiedy robię coś nie po jej myśli... Biorąc niesłusznie na swoje barki niepowodzenie tej relacji właśnie w wyniku tego, że jej nie pasowałem (i vice versa), mimo przewagi rozsądku i logiki po mojej stronie. Zrządzenie losu. Gość który miał wszystko czego chciał osiągając to ciężką pracą i poświęceniem został złamany przez kruchą, drobną, słabą kobietkę. Wciąż czuję od niej jakąś dziwną zależność (na szczęście z biegiem czasu słabiej), np. sięgam po książki by się pouczyć i mam wyrzuty sumienia, że to dla niej nieatrakcyjne, że takich jak ja ma za nudnych nerdów niezaradnych życiowo (tak podpowiada podświadomość). Zdaję sobie teraz sprawę w jakim stresie za sprawą podświadomości jej braku akceptacji żyłem przez te ostatnie lata, po części przyczyniło się to do opłakanego stanu psychicznego z którego powoli wychodzę. Jak dobrze, że niczego tak naprawdę nie odpuściłem w swoim życiu przy jej boku. Rozumiem teraz nieco słabszych facetów którzy dla kobiety rzucają swoje pasje, pracę, przyjaciół, a kiedy relacja nie wypali - popadają w depresję. Mam takie dwa przykłady z bliskiego środowiska - jeden z kolegów już ponad rok nie może się podnieść, prochy i próby samobójcze. Drugiemu kobieta (też typ księżniczki, nieroba) po rocznym wyjeździe do Niemiec po powrocie postawiła ultimatum, że albo ślub albo to koniec, zgodził się... Nieźle potraficie nam zamieszać wink.
Próbuję odnaleźć psychologiczną przyczynę tego, że w niemal każdym przypadku który poznałem, poza znalezieniem sobie "lepszej" - to właśnie facet cierpi bardziej od kobiety, obwinia się długi czas i długo staje na nogi po rozpadzie bardziej poważnej relacji. Prawdopodobnie działa tu zależność od ojcostwa, naturalnej potrzeby męskiego "opiekowania się" kobietą - kiedy ten nie jest w stanie udźwignąć pewnych problemów, bierze całą winę na siebie - efekt to niesamowity spadek pewności siebie, poczucie bycia życiową ciotą.

Posty [ 28 ]

Strony 1

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Funkcjonowanie mężczyzny 3 miesiące po rozstaniu

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024