W Newsweeku przeczytałam artykuł na temat tego, czy powinnyśmy się wstydzić tego, że miesiączkujemy czy wręcz przeciwnie - być z tego powodu dumne i ogłaszać to wszem i wobec?
Fragmenty artykułu:
"- To, co kobiece, przez lata uważano za gorsze, mniej ważne. A jeżeli kobiece i związane z intymnością wątki przedostawały się do świata, mężczyznom z niewiedzy i obaw nie pozostawało nic innego, jak napiętnować to - tłumaczy feministka i pisarka Barbara Keszka. - Tam, gdzie jest tabu niewiedza, niepokój i wstyd rozrastają się.
Kobiety nauczone są milczenia, chociaż okres boli: obciążone plecy, skurczony brzuch, biegunka, osłabienie, o kondycji psychicznej nie wspominając. Kobiety utrzymują te problemy w tajemnicy przez 30, 40 lat. Zabierają podpaski i tampony do łazienki po cichu i z zażenowaniem, by przypadkiem nikt dookoła nie dowiedział się, że mają „te dni” - pisze w amerykańskim wydaniu „Newsweeka” dziennikarka i pisarka Abigail Jones."
Dlatego kobiety żądają prawa do „godnej menstruacji”. „Przemycają” okres do opinii publicznej i mediów. Prowokują, tworzą performanse i happeningi. Muzyczka Kiran Gandhi w zeszłym roku przebiegła 26-milowy maraton w Londynie celowo nie używając tamponów i podpasek. Metę przecięła z wielką plamą krwi między nogami. Chciała w ten sposób zwrócić uwagę na problem niedostępności higieny „okołookresowej” dla kobiet w krajach Azji i Trzeciego Świata. Zdjęcia pokrwawionych ud Gandhi w niektórych wydaniach brytyjskiej prasy zamazano.
Artystka Rupi Kaur na profil na Instagramie wrzuciła swoje zdjęcie na łóżku - z mocną czerwoną plamą krwi na prześcieradle i dresie."