Witam.
Nigdy w życiu nie spodziewałbym się tego, że będę opowiadał jakąkolwiek historię anonimowo, jednakże obecna sytuacja, kiedy sam nie wiem już co mogę zrobić popchnęła mnie do tego. Tak, wiem, że to forum dla kobiet, dlatego też bardzo liczę na porady od płci pięknej. Przejdę do rzeczy.
Mam 22 lata i kilka związków bardziej lub mniej udanych za sobą. Najdłuższy z nich trwał dwa lata, a zakończył się bardzo pozytywnie i może wydać się to zaskoczeniem dla większości, ale z moją byłą jesteśmy teraz najlepszymi przyjaciółmi. Ona ma nowego chłopaka, ja... No i właśnie nadchodzi moment kiedy chcę opowiedzieć w skrócie część główną.
Ona - młodsza ode mnie o 4 lata. Tak wiem, róznica wieku jest, jednakże nie było ani chwili by ona nam przeszkadzała. Poznaliśmy się całkiem przypadkiem, jesienią ubiegłego roku. Odrazu złapaliśmy wspólny język, świetnie nam się rozmawiało i nadal rozmawia. po około miesiącu spotkaliśmy się pierwszy raz, nie było mowy o niczym więcej, ot zwykły koleżeński spacer, bliższe poznanie się w końcu "na żywo" Miałem wrażenie, że obeszliśmy wtedy pół Warszawy... Takich spotkań było potem jeszcze kilka lub kilkanaście, było również wspólne wyjście wieczorem, gdzie po raz pierwszy, kiedy ktoś inny poprosił ją do tańca poczułem się zazdrosny.
Tak, wtedy czułem już co się święci. Na spotkaniach zaczęliśmy czule się przytulać, głaskać, dla obu stron mega przyjemne uczucie. Zauważyłem, że jej również na mnie zależy. Dawała mi ku temu sygnały. Sposób w jaki do mnie mówiła, martwiła się o mnie, była zazdrosna... Na jednym ze spotkań doszło do pierwszego pocałunku. Nie trwało to specjalnie długo, ale był to pocałunek, którego oboje chcieliśmy. Powiedziałem, że ją kocham, nie potrafiłem już dłużej tego ukrywać. Jej reakcja? Przytuliła mnie tak mocno, że nie mogłem złapać oddechu (mimo swojej atletycznej sylwetki). Powiedziała mi, że jestem najcudowniejszym facetem, o którego zawsze marzyła poznać. Historia ta powinna potoczyć się we wiadomym kierunku. Po prostu wszystko na to wskazywało....
Jednak...
Nadszedł dziwny okres, wszystko zaczęło się psuć. Nagle zaczęła zachowywac się inaczej, przestała mnie nazywac jak do tej pory, cały czas twierdziła, ze nie ma czasu. Spotykalismy się, ale to nie bylo to samo co wczesniej. Taka sytuacja trwała około 3 tygodni, po czym powoli zaczęło się znów poprawiać. Potem dowiedzialem się, ze spotykala sie wtedy z jakims gosciem (spotkania kolezenskie) który ją pocieszał gdy bylo miedzy nami zle. Jednakze na szczescie do niczego nie doszlo. Po około miesiącu wszystko wróciło. Jak sama to nazwała "wszystko jej sie przypomniało". Zaczęło być lepiej, obecnie jest znacznie lepiej niz przed tym feralnym okresem. Kocham ją całym sercem ona o tym wie doskonale. Ja tez wiem, ze ona cos do mnie czuje i to czuje bardzo.
Jednak nr2...
Po dłuższej rozłące, kiedy musialem wyjechac służbowo na 2 tygodnie, byliśmy strasznie za soba stęsknieni. Na spotkaniu wręcz nie moglismy się sobą nacieszyc. W penym momencie rozpłakała się nie wiedzac czemu. Potem dowiedzialem sie o tym, ze kiedys zostala bardzo skrzywdzona (oszukana) przez kogos i nie moze tego wymazac z pamięci. Wiem, ze mi ufa i czesto mi o tym powtarza, no ale jednak istnieje jakas przeszkoda, która dzieli nas przed przekroczeniem granicy przyjaźni i wstąpieniem w związek.
Generalnie facet ze mnie dobrze zbudowany, mam spore powodzenie u dziewczyn. Często słysze od niej podejrzliwe pytania typu "a co się stanie, kiedy poznasz lepszą?" "moze spotkasz kogos lepszego ode mnie i co wtedy?" "nigdy nie wiesz co się stanie" to jest wręcz denerwujące... Prawda jest taka, że ja naprawdę mocno kocham ją, daję jej to do zrozumienia poprzez moje zachowanie. oczywiscie nie zasypuje jej kwiatami, nie męczę jej tekstami, nic w tym kierunku, bo raczej jak sądzę wiem, jak mam się zachować.
Wrócę jeszcze tylko na moment, tak odnośnie wcześniejszych związków. Nigdy nie było takiej sytuacji, że tak długo starałem się, aby z kimś być. Nigdy także nie zależało mi na drugiej osobie tak bardzo. Zdałem sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy w życiu tak bardzo kogoś kocham. Nie może być to chwilowe zauroczenie, bo to trwa i trwa i nadal rośnie. Nie jestem nastolatkiem i nie polecę na nikogo innego. Ona nie do końca jest do tego przekonana. Po prostu wydaje mi się, że boi się "powtórki z rozrywki" a ja czuję sie przez to również poszkodowany, bo nigdy nie miałem i nie mam wobec niej złych zamiarów. Czuję się podle przez to, że jakiś "chłopiec" kiedyś ją skrzywdził i ona teraz boi się tak w 100% zaufać. Mam nadzieję, że to przyjdzie z czasem, gdyz nie ukrywam, nie jest to sytuacja łatwa kochac kogoś, a czuc się niedocenianym i traktowanym jak jakiś "adorator".
Może któraś z obecnych tu osób przeżyła podobną sytuację i chciałaby mi cos doradzić?
Pozdrawiam i życze miłego dnia.