Wydaje mi się, z tego, co piszesz, że facet się zwyczajnie Tobą bawi. Zresztą, on daje Ci to do zrozumienia wprost - jesteś tylko kolezanką. Kolezanką, a więc osobą do miłego i niezobowiązującego spędzenia czasu (może i liczy również na jakieś "benefity" łóżkowe w związku z tym), ale nie do poważnego podejścia i wiązania z taką osobą swojej przyszłości.
Poza tym, skoro on mieszka za granicą, to jak Ty sobie niby wyobrażasz związek z nim? Taki na odległość by miał być? Że Ty tu, on tam...?
Ty nawet nie wiesz jakim życiem on tam na prawdę żył przez te 3 lata. Ja bym się nawet nie zdziwiła, jakby się okazało, że on ma tam stałą partnerkę, czy nawet żonę i dziecko. A tutaj tylko usiłuje korzystać, bo w końcu jest sobie na urlopie, to pora się odprężyć i zaszaleć trochę, a co mu szkodzi... Oczywiście, nie mówię, że tak koniecznie jest, ale po prostu chodzi mi o to, że Ty praktycznie nic nie wiesz o nim, bo nie miałaś z nim kontaktu bardzo długo. 3 lata to jest szmat czasu. I raczej bardziej prawdopodobne się wydaje, ze facet usiłował sobie tam życie ułożyć z jakąś kobietą, niż żył te 3 lata samotnie, tęskniąc może jeszcze w tej samotności za Tobą... ? Tak że kto tam wie, co on za życie w tej swojej Austrii zostawił. Ty tyle o nim wiesz, co sam Tobie powiedział, a wiele czasu razem nie spędziliście, żebyś mogła to zweryfikować. Więc ja bym jednak była bardzo ostrożna na Twoim miejscu.
Dla faceta taki urlop to może być właśnie super okazja do przygód, o których stała partnerka się nigdy nie dowie. A tu jeszcze taka wygodna - prawie pewna - odskocznia, w postaci byłej dziewczyny w Polsce, która wciąż czuje do niego miętę... Wielu by na jego miejscu nie pogardziło taką okazją. Do tego Ty piszesz, że jesteś osobą niebrzydką, dość elegancką jeszcze, lubisz nosić sukienki itp. Nic to złego, że o siebie dbasz, wiadomo, no ale musisz mieć też świadomość, że dla faceta możesz być po prostu okazją do niezobowiązującej, darmowej zabawy, tak zwaną "fajną d*pą" i tyle. Bo jesteś młoda, ładna... i chętna. Albo prawie chętna - a on na pewno wyczuwa tą Twoją słabość do niego i bardzo dobrze wie, że łatwo sobie Ciebie może owinąć wokół palca. Przykre to, ale wielu ludzi ma taki właśnie przedmiotowy stosunek do innych i też musisz brać to pod uwagę. Nie każdy jest bezinteresowny, nie każdy jest wzniosły, myślący, czujący, a ogółem facet jak to facet (i nie tylko facet zresztą;-) - bardzo lubi te rzeczy. I trudno mu się oprzeć pokusom, a już zwłaszcza, jak mu się to wydaje w miarę bezpieczne i łatwe do osiągnięcia. Przy czym może on w ogóle nie myśleć, ze komuś innemu robi w ten sposób krzywdę.
Te jego żarty na temat urzędu uważam za tani podryw, prawdopodobnie mający właśnie na celu w dluższej perspektywie zaciągnięcie Ciebie do łóżka (jakiś cel takich żartów przecież musiał być:-). Ale nie wygląda mi to na nic znaczącego, jak Ty byś to chciała. W końcu to przecież "tylko żarty".
Aczkolwiek masz racje, że odbierasz owe "żarty" jako coś w bardzo złym guście, skoro facet widzi, że Tobie jeszcze zależy na nim. Ja bym wręcz pomyślała tutaj, czy to aby nie celowa manipulacja była. Takie perfidne granie na cudzych uczuciach. Wykorzystywanie cudzej słabości do własnych celów (a stawiam, że jego celem jest własna rozrywka i nic innego). Bo żart raczej mi sie kojarzy z czymś zabawnym, z czego ludzie się śmieją, a nie z robieniem komuś złudnych nadziei. No cóż, może jednak nie wnikając już w to dalej - skoro on mówi coś jednak tonem żartu, więc raczej tak to powinnaś potraktować i tylko tak - jako głupi żart i tyle. A liczy się tu w tym przypadku bardziej to, co mówi ten człowiek na poważnie, a nie w żartach. Bo na poważnie mówił coś całkiem innego. Że jesteś tylko koleżanką i nikim więcej.
Więc nad czym Ty się w ogóle jeszcze tutaj zastanawiasz...? Sprawa tego faceta jest w miarę jasna, jak dla mnie przynajmniej.
Z tą wymówką nt rodziny, to jakąś wymówkę przecież musiał sobie znaleźć. Jak zobaczył, że Tobie na nim zalezy bardziej na poważnie, to czymś trzeba było Ciebie spławić. Przecież wprost Ci nie powie, że mu się znudziłaś, albo że się tylko chciał zabawić. Nikt tego wprost nie powie, więc trzeba coś innego powiedzieć. Ale sama widzisz, ze to jego wyjaśnienie kupy się za bardzo nie trzyma... Jak to zwykle z kłamstwami bywa. Przecież facet jak kocha, to rodzina - choćby była wredna - raczej nie stanie mu na przeszkodzie. No chyba, że mu kazałaś ze swoją rodziną mieszkać, czy jakoś ogółem sie ciągle kontaktować i miał z tego powodu jakieś nieprzyjemności? ale szczerze wątpię, że to tak właśnie wyglądało... Bo bardziej to brzmi jednak jak tania wymówka.
Myślę, że niepotrzebnie mu wierzysz we wszystko, co mówi. Raczej popatrz jak się zachowuje, a nie co mówi. I czy z tego zachowania by wynikało, że mu na Tobie zależy.
Moim zdaniem to się tak trochę czepiłaś (psychicznie uzależniłaś od) faceta, bo parę lat temu was coś łączyło, a tymczasem tutaj na horyzoncie innego niet. Więc jak się pojawił, to wydało Ci się najprostszym rozwiązaniem, żeby do niego wrócić. To już w końcu znajomy grunt, w pewnym sensie wydający się bezpiecznym (co znane, to zdaje się bezpieczne).
Ale tamto się wypaliło, skończyło dawno temu. On wyjechał, przez 3 lata w ogóle go nie interesowałaś... Mówisz, ze nawet kontaktu nie mieliście, odezwał sie po 3 latach... No to sama pomyśl - raczej jakby mu zależało na Tobie w ogóle, to odezwałby się predzej, a nie czekał przez 3 lata do urlopu i wizyty w Polsce.
Mnie to więc ogółem wygląda na typowe łapanie okazji urlopowej. Czyli okazji do zabawienia się (a że cudzym kosztem, to co takiego typka to obchodzi, ważne, że on sobie poużywa).
Przykro mi, ale ja tu nie widzę w tym wszystkim jakiegoś głębszego uczucia z jego strony.
Jakbym ja była na Twoim miejscu, to urwałabym kontakt natychmiast. I raczej rozejrzała sie za kimś innym, niż wspominała tamtego.
Bo widzisz, ten facet ledwo się pojawił, to już Ci narobił przykrości. To po co w ogóle się zastanawiasz i nawet myślisz, zeby jeszcze sie z nim kontaktować? Raczej osoba, która siebie szanuje, to ucieka od takich osób, które ją ranią, a nie do nich idzie.
Z matką natomiast nie wiem... Może ma chwilowe jakieś problemy emocjonalne...? Czy raczej zawsze taka była i tak się zachowywała?
Jeśli taka ogólnie jest, że krytyczna i czepliwa, i ma jakieś takie lekko chore myśli, jako stan u niej "normalny", a nie że dopiero od niedawna, to niestety raczej nie poradzisz na to za wiele. I też bym Ci radziła w takim wypadku się odciąć psychicznie od niej, ograniczyć kontakty z nią do minimum.
Ale jeżeli tak się jej coś z głową porobiło od niedawna dopiero, czy tam od jakiegoś czasu, to może spróbuj z nią pogadać w cztery oczy i jej uświadomić, że się o nią po prostu martwisz. I że zauważyłaś w jej zachowaniu wobec Ciebie coś chorobliwego, dziwnego, niedobrego, uświadom jej, że może ona potrzebuje jakiejś pomocy. Podaj jej konkretne przykłady, jak się zachowała, kiedy i co dokładnie mówiła. Bez pretensji jej to przypomnij, powiedz tylko, że nie rozumiesz dlaczego tak się zachowała, i że Ciebie takie jej podejście dziwi i martwi. I może popróbuj ją jakoś tak właśnie delikatnie namówić na wizytę u psychologa? A jeśli nawet okaże się, że ona nie będzie chciała o tym słyszeć, to jednak przynajmniej Ty będziesz miała czyste sumienie, że próbowałaś jej pomóc. A dalej, to już więcej nie możesz zrobić, bo człowiek musi sam chcieć tej pomocy dla siebie.
Być może załamała się po przebytej operacji i stąd zrobiła się taka nieprzyjemna...
Hm, tutaj więc trudno mi coś konkretnego doradzić, bo właśnie uważam, że zależy to od odpowiedniego rozpracowania na co Twoja mama konkretnie cierpi - czy ma po prostu trudny charakter, czy też może zmieniła się po ciężkich przeżyciach.
Bo też jednak co innego, jak ktoś zawsze był taki krytyczny, nieprzyjemny i miał złe zdanie o wszystkich naokoło - wtedy już ma to raczej utrwalone w charakterze i wątpliwe, żeby to zmienił - a co innego jakby się komuś to zrobiło dość nagle, po jakiejś trudnej sytuacji. Bo to może właśnie jakiś uraz był i temu ona się zaczęła zmieniać, jakiś problem psychiczny się jej rozwinął. Wtedy myślę, że warto takiej osoby nie zostawiać tak całkiem bez pomocy, a przynajmniej chociaż tyle można zrobić, żeby spróbować do niej dotrzeć i jej uświadomić, że ma problem i powinna sama poszukać pomocy. Bo taki człowiek sam na siebie z boku nie umie popatrzeć, nie ma tego krytycyzmu wobec siebie i może nawet nie zauważa, ze coś jest nie tak.
Ale w sumie, tak czy siak, to wg mnie powinnaś raczej kontakty z mamą na ten moment ograniczyć. Przynajmniej na jakiś czas, dopóki nie będziesz sama silniejsza psychicznie. Bo Ty jej teraz wiele nie pomożesz tak na prawdę, bo to prawdopodobnie musiałby jej psycholog pomóc. I przede wszystkim musiałaby sama chcieć sobie pomóc. A do tego to jeszcze trzeba najpierw własny problem potrafić - i chcieć - dostrzec.
A na chwilę obecną, to nie dość, ze nie pomożesz jej, to jeszcze ona Ciebie moze pociągnąć w dół - tam, gdzie sama obecnie jest. Może ona właśnie chwyta się tak ciebie, czepia, bo próbuje nieświadomie samą siebie z tego doła jakoś wyciągnąć. Jakkolwiek nie jest to jej działanie dobre, bo tak to przecież siebie nie wyciągnie, a może drugą osobę jeszcze pogrążyć. Zwłaszcza, że Ty też silna psychicznie raczej nie jesteś.
Więc temu musisz o siebie samą też więcej dbać i rozwijać w sobie tą siłę. Niestety, nie każdemu dano pewne cechy od urodzenia. A i bywa, że nawet jak dano, to mu potem odebrano (przez nieodpowiednie wychowanie, trudne dzieciństwo, złe wzorce w otoczeniu). I potem trzeba wszystko budować sobie niemal od zera. Tak właśnie też jest i z siłą psychiczną, czyli zdolnością do przetrzymywania trudności i bolączek codziennego życia, bez załamywania się.
Wiesz, a ogółem, to mnie jest tej Twojej mamy jakoś tak żal. Musi się czuć okropnie po tej operacji. Co nie znaczy oczywiście, ze przez to usprawiedliwiam jej wredne zachowanie (krytykowanie za byle co, bycie niegrzeczną itp.) Ale pomyśl sobie jednak, że ona w sumie to też jest biedna. Niemłoda już, do tego z poczuciem bycia nieatrakcyjną, wybrakowaną... i pewnie też czuje się bardzo samotna. Myślę, ze w dużej mierze temu się tak zachowuje. Bo jakby sama była szczęśliwa, zrównoważona, to by się zachowywała inaczej i mówiła co innego.
Ale Ty jesteś jeszcze młoda i masz własne życie, i też własne problemy. Nie żyjesz życiem mamy, ani życiem faceta, ani nikogo innego, ale swoim własnym. Więc nie można pozwolić, żebyś psuła sobie humor i nerwy nadmiernym wspominaniem, jak to inne osoby się źle zachowały wobec Ciebie.
Oczywiście, to jest zawsze przykre do pewnego stopnia, jak ludzie nas zawodzą.
Mimo wszystko czasami warto jest też komuś drugiemu po prostu współczuć. I sobie samemu zresztą też. Pomyśleć o sobie samej łagodnie. Bez pretensji, z delikatnością.
I o innej osobie (mamie, facecie) spróbuj pomyśleć tez czasem właśnie tak - ze współczuciem. Chociaż zachowania danej osoby Ciebie ranią i zachowuje się ktoś ogólnie niemądrze, czy egoistycznie. Ale mimo wszystko tez jest człowiekiem i też odczuwa cierpienie, tak jak Ty i jak każdy człowiek (choć po niektórych tego zbytnio nie widać, w końcu ludzie się zwykle ze swoim cierpieniem wewnętrznym nie obnoszą, więc nie jest ono tak bardzo widoczne, czasem można się go jednak domyślić, choć jedynie poprzez obserwację czyjegoś dziwnego/złego zachowania). Z tego cierpienia, lub wewnętrznego jakiegoś ograniczenia, dany człowiek postępuje jak postępuje.
A może też nigdy o tym nie myślałaś, ale są bardzo różne rodzaje cierpienia. Może nawet tyle rodzajów, ile istot na tej planecie... albo i jeszcze więcej.
Gdybyś była jak Dalajlama, to byś nawet mrówce umiała współczuć ;-) A tak, będąc sobą - osobą o swoim własnym doświadczeniu, wykształceniu, pochodzeniu etnicznym i kulturowym, własnej historii życia - trudno wymagać, żebyś była tak wielka duchem, jak Dalajlama ;-) ale może spróbuj przynajmniej tyle, aby ciepło pomyśleć o sobie samej i najbliższym swym otoczeniu. A myślę, że nawet zwiększenie życzliwości do tych kilku osób da Tobie pewne ukojenie. Bo jednak to trzymanie w sobie żalu do innych może być z czasem bardzo męczące i obciążające dla psychiki.
Dobrze, że w pracy odnosisz sukcesy. To jest na prawdę ważne. Mnie tam zaimponowałaś :-) Bo mimo wszystko dajesz sobie radę i rozwijasz się chociaż na polach, na których możesz.
A na tych, gdzie Ci obecnie nie idzie, to przecież tak nie musi być zawsze. Może jeszcze się to zmieni. Ty się możesz zmienić. Nie wiadomo, co życie przyniesie. Może np. za rok o tej porze będziesz już w związku z jakimś wartościowym facetem. Czasem czarne myśli człowieka napadną, ale takie stany nie trwają wiecznie. Uczucia się zmieniają i zmienia się nasze myślenie o sobie samych. Daj sobie trochę czasu, odetchnij nieco od tych toksycznych dla Ciebie relacji (ale najważniejsze -i najtrudniejsze zarazem - jest odciąć się od tego we własnej głowie, zrozumieć, ze to nie ludzie, ale nasze własne myśli o nich są dla nas najbardziej toksyczne i męczące!), uspokój się, wycisz, poczytaj może coś filozoficznego itp ;-) Idź na spacer, pobądź sama z przyrodą. Nie wszystko się na świecie kręci wokół Twojego ex albo Twojej matki. Tak na prawdę wokół nich się kręci raczej niewiele ;-) Głównie Ty się tam wokoło kręcisz. Nawet jak nie fizycznie, to myślami krążysz ;-) Ale kiedy już przestaniesz orbitować, to zobaczysz, ze jest dużo innych ludzi naokoło i dużo innych spraw.
I przede wszystkim, jest jedna osoba, z którą przebywasz przez cały czas. I ta osoba ciągle czeka i czeka na Twoje docenienie, łagodność, współczucie i zrozumienie. I tak czeka, a nie może się doczekać...
A trzeba się właśnie nauczyć być najpierw dobrym dla siebie samego. I dopiero przyjdzie ta dobroć prawdziwa i zrozumienie dla innych.
Też jesteś ważna w tym wszystkim. A po prawdzie to najważniejsza. Tylko musisz to na prawdę poczuć i zrozumieć. A jak już siebie samą polubisz i zaczniesz szanować, wtedy będziesz swoją postawą uczyła innych, jak chcesz być przez nich traktowana. Siebie samą doceniając i traktując dobrze, dasz innym przykład.
Na razie dajesz ten przykład niestety dość marny... Sama siebie nie chronisz (np. idziesz tam, gdzie źle Ci się dzieje), więc jak sama się nie martwisz o siebie, to trudno oczekiać, że inni będą się o Ciebie troszczyć. Widzą, że u Ciebie panuje beztroskie podejście do siebie samej, to i oni też nie martwią się Tobą za wiele. Być może zresztą nie martwią się temu, bo tacy są z charakteru i już, czasem na to wpływu się nie ma. Ale jeśli nawet tak, to można znowu zapytać - czemu akurat takie osoby wybrałaś sobie na te najważniejsze w życiu? Jeszcze wiadomo, matki się nie wybiera, ale ten facet...? Pojawił się nagle, po wielu latach, gdzie nie wiadomo do końca co w tym czasie porabiał i jak się w życiu ustawiał, zjawił się na chwilę, a Ty już byś mu jadła z ręki... Wiadomo, stara miłość nie rdzewieje i inne takie tam pitu, pitu ;-) Ale tak na prawdę to ten facet nie jest dla Ciebie nikim bliskim. Żebyś musiała się o jego zachowanie martwić i rozmyślać o nim.
Myśl lepiej o swoim życiu, o ukończeniu studiów, o dalszym rozwoju zawodowym. Bo jak na razie tutaj idzie Ci świetnie i z tego się powinnaś cieszyć, być z siebie dumna, a tymczasem jesteś na dobrej drodze, żeby sobie i to w życiu spierniczyć - przez to pijanstwo swoje, uważaj!
I być może, nie obraź się, ale w słowach Twojej matki może widać nie tylko złośliwość jej, ale również i pewną troskę o Ciebie. Bo jeśli zwróciła uwagę akurat m.in. na Twoje spożycie alkoholu, to być może jakieś ziarnko prawdy w tym jednak jest...? I gdyby nie było w tym ani odrobiny prawdy, to czy byś się o to na nią złościła? Zastanow się. Bo ja na przykład bym sobie głowy nie zawracała czyimiś słowami, jak wiem, że w danej kwestii jestem całkiem w normie i w porządku. Chociaż, oczywiście, nikt nie lubi być atakowany bezpodstawnie, też wiadomo. Ale Ty jeszcze o tym myślisz, po wielu dniach, więc jednak wnioskuję, że Cię to dość mocno ubodło. Tak że może coś tam i było na rzeczy w jej słowach...
A alkohol jest bardzo podstępną trucizną. Ludzie bagatelizują, ale tak na prawdę starczy się rozejrzeć trochę wokoło, czy nawet poczytać na internecie - ile ludzi ma z tym problem. Jakby nie dość było w życiu innych problemów. Tak że lepiej nie "lecz" jednego problemu drugim, bo będziesz mieć potem dwa problemy i tyle Ci z tego przyjdzie.