Dzień (noc?) dobry! To mój pierwszy post na forum, w którym postanowiłam się zwierzyć, poszukać porady, wypisać się...
Słowem wstępu — mam dziewiętnaście lat, dobijam już prawie do dwudziestki, i od niemal sześciu borykam się ze wstydliwym (przynajmniej dla mnie) problemem. Zaczęło się już, kiedy miałam... hm... piętnastkę (?). Co konkretniej? Zainteresowanie dużo starszymi mężczyznami.
W wieku 14-16 myślałam, że w porządku, przeczekam. Gdy kończyłam 18 jeszcze się łudziłam, że to niedługo minie, ale niestety moje upodobania do teraz nie słabną, a wręcz przeciwnie — mam wrażenie, że z każdym miesiącem przybierają na sile, utrudniając życie. Głównie dlatego, że interesują mnie tylko i wyłącznie starsi (30-45). Gdybym jeszcze miała po prostu skłonności do owych i potrafiła umawiać się także z rówieśnikami... Nie byłoby problemu!
Niestety.
Nie dogaduję się z mężczyznami w wieku 18-25. Nie przez to, że uważam się za dojrzalszą, brońcie bogowie, nie mamy po prostu wspólnych tematów. Moje życiowe pasje to m.in. historia, politologia, teologia itd., przez co, niestety, bardziej odnajduję się w rozmowie ze starszym facetem. Poza tym pociąga mnie to, że takowy ma już częściej stały światopogląd, pewne przekonania i ,,swój" sposób patrzenia na życie.
Gdyby chodziło tylko o to, także nie byłoby problemu. Nie generalizuję i wiem, że znajdą się równolatkowie, podzielający moje zainteresowania, ale tu dopiero zaczynają się schody.
Nie jestem w stanie podniecić się żadnym mężczyzną przed trzydziestką. Nie wiem dlaczego tak jest, ale nie wyobrażam sobie seksu z kimś poniżej tego 30 r.ż., sama wizja kontaktu fizycznego mnie odpycha, obojętnie jakby ów wyglądał. Mógłby nawet przypominać tzw. ,,ciacha" z magazynów, ale nie zmusiłabym się do zbliżenia. Raz próbowałam, ale odpuściłam. To nie dla mnie, czuję wyłącznie obrzydzenie. Myślałam, że może jestem po prostu oziębła, jednak, niestety, potrafię się niesamowicie podniecić na widok chociażby zadbanego, estetycznie wyglądającego czterdziestolatka.
Nawet nie próbuję tego wytłumaczyć, bo nie potrafię.
Mnie kręci sama świadomość, że mężczyzna jest ode mnie starszy (najlepiej ok. 12-25 lat) To już z pewnością nie jest normalne.
Myślałam, że w sumie mogłabym się wybrać z tym do jakiegoś psychologa. Chciałabym się w końcu zakochać, czuć do kogoś pociąg, chodzić na randki z kolegami... Dodam, że nie zamierzam się rzucać na szyję żadnemu pierwszemu lepszemu, starszemu mężczyźnie, rozbijać niczyjej rodziny (posiadanie takowej całkowicie dyskwalifikuje faceta w moich oczach już na starcie), nie pociągają mnie materialnie (głównie przez mój wypaczony sposób patrzenia na świat), trudny kontakt z ojcem? Też nie... Tak naprawdę nie wiem, gdzie leży problem i co jest ze mną nie tak, ale mam tego dosyć.