Cześć wszystkim,
Nie wiem od czego zacząć bo sprawa zaczyna mnie przerastać dlatego piszę do Was..
Poznałam fantastycznego chłopaka, ideał dla mnie jakiego zawsze chciałam.. Bardzo pracowity, zaradny, złoty człowiek jednym słowem, ale jak w każdej histrori jest małe ale..
Nie potrafię do Niego dotrzeć a ta bezradność mnie dobija.. zapowiadało się wszystko między Nami w jak najlepszym porządku.. z początku bardzo skryty więc nie naciskałam z niczym na początku wspomniał tylko że był w związku bardzo długo bo prawie 10 lat i dziewczyna go zdradziła.. i mineły 3 lata od tego zdarzenia.. nie dopytywałam ponieważ doszłam do wniosku skoro nie chce mówić więcej więc nie ma sensu drążyć temat..
Twierdził że zakochał się we mnie, że jestem w jego typie, fantastyczna dziewczyna .. nie powiem ucieszyłam się z takiego wyznania.. zaczęło mi bardzo na Nim zależeć z czasem, gdzie dobrze o tym wiedział jak również powiedziałam mu że mi zależy, ale parą nie byliśmy i nie jesteśmy, po prostu chcieliśmy się najpierw lepiej poznać..
jakiś czas temu przełamał się na tyle, że zaczął coraz bardziej o sobie opowiadać.. opowiedział że dziewczyna która go zdradziła byli zaręczeni, była ustalona data ślubu i cała reszta, chciałam go jakoś wesprzeć mówiłam że skoro zdradziła to nie była jego warta, że wszystko się ułoży.. ale on że jemu siedzi to w głowie i nie może dać sobie rady więc mówię że pomogę mu że będziemy rozmawiać i najlepiej powinien zamknąć przeszłość i ruszyć dalej.. minęła chwila opowiedział że również 3 lata temu prowadził samochód ciężarowy i zginęła rodzina jakaś i malutkie dziecko, że nie może tego zapomnieć, chodził po psychologach i psychiatrach i nie może dać rady.. powiedziałam że przejdziemy przez to razem, że będę zawsze obok Niego, że damy radę... mówił że on nikomu już nie zaufa, nie pokocha..
na drugi dzień stwierdził że nie chce żadnych związków, wszystko jest dobrze, chce zostać sam, nie potrzebuję żadnej pomocy, że tylko znajomi.. zaczął grać na uczuciach moich że jak chce to mogę wracać do byłego chłopaka, gdzie dzień wcześniej stwierdził że jest chujem bo mnie nie szanował i pomiatał.. powiedziałam że nie chce i nie chciałam tego i dlaczego tak się zachowuje, dlaczego mnie odpycha, chciałam pomóc.. po czym czy może do mnie przyjechać ( mieszkamy 300 km od siebie) , to powiedziałam że moje drzwi zawsze stoją otworem dla niego.. to znowu zaczął czegoś szukać... schodzić mi z drogi itp.. zaczeliśmy się kłócić powiedziałam mu że nie naciskałm z niczym żeby mi opowiadał że chciałam poczekać jak będzie gotowy, żeby nie traktował mnie jak wroga i jakby było mu wszystko lotto i żeby ogarnął dupę bo nigdy nie ruszy z miejsca jak każdy będzie się tak ciaćkał, że ja mu nic nie zrobiłam bo chciałam być przy Nim i krzywdy bym mu nie zrobiła.. co o tym sądzicie? co ja mam zrobić? nie mam siły powoli..