Witam!
Czytałam niektóre wątki na tym forum. Nie wypowiadam się, bo nie chce nikogo oceniać, dawać rady które innym, skoro sama mam nie do końca poukładane życie. Ja właściwie nie jestem zwolenniczką otwierania się przed obcymi. Mam do tego duży dystans. Jednak zrobiłam ten wyjątek bo może ktoś patrzący na sprawę z dystansem coś mądrego doradzi.
Mojego obecnego faceta poznałam kilka lat temu. Świetnie się dogadywaliśmy, na początku była to służbowa relacja, potem, czysto koleżeńska. Z czasem stawaliśmy się sobie coraz bliżsi. W którymś momencie zauważyłam, że mi bardzo na nim zależy. Był żonaty więc postanowiłam to przerwać zanim sytuacja wymknie się spod kontroli. Spotkałam się z nim żeby mu to powiedzieć, chociaż bardzo tego nie chciałam. Wtedy on mi zakomunikował się rozwodzi i zapytał czy ma u mnie szanse. Postawiłam twarde warunki, najpierw rozwód. Ale to zaczęło się przeciągać, w dni, tygodnie, miesiące. Z tego co wiem od niego i od kilku osób to było nieudane toksyczne małżeństwo. Są ze sobą od wielu lat, ale jedyne, co tak naprawdę ich łączy, to wzajemna pogarda, kłótnie i pretensje, że on jej a ona jemu zmarnowała życie. Wspólne mieszkanie i dzieci, które dawno już z nimi nie mieszkają. Na cztery strony świata rozpowiadali że już dawno temu powinni się rozjeść. Dlatego uważałam, że rozwód to będzie czysta formalność. A tymczasem sprawy się coraz bardziej komplikowały.
Przerobiliśmy już chyba wszystkie etapy, wylaliśmy morze łez, rozstawaliśmy się, i wracaliśmy do siebie. Naprawdę strony by brakło żeby opisać wszystkie sytuacje, jakie się wydarzyły.
Czekałam długo na tę chwilę, po wielu latach użerania się, bańka mydlana pękła, podobno zadyma gorsza niż kiboli po meczu. Przedmioty latały się żona go wywaliła z domu. Wreszcie koniec tej farsy, tego użerania, tego życia w niepewności. Czekałam aż przyjedzie i sam mi powie. Ale go nie było. Ok odreagowuje. Ale dzień się skończył, noc minęła. Zaczęłam go szukać, w pracy się nie stawił, komórka nie odbierała, dyskretnie podpytałam znajomych. Przyszło mi na myśl, że pojechał do swojej matki. Faktycznie, był tam. Było mi przykro, że nie do mnie przyjechał ale pewnie nie chciał w takim stanie. Rozsypał się kompletnie. Wcześniej w ten sposób o tym nie myślałam, ale on stracił wszystko, małżeństwo, dom, dla mnie stracił cale swoje życie. Zapytałam go dlaczego do mnie nie przyjechał. Było mi przykro gdy odpowiedział, że byłoby to dla niego upokarzające zwalać mi się na głowę, że teraz mogę z nim zerwać bo on nie ma nic i mieszka u rodziców, co jest żałosne w jego wieku. No jak tak może w ogóle myśleć. Ma mnie, rodziców, pracę, oszczędności.
Z praca problemów nie ma, nawet jest lepiej bo tu zapotrzebowanie jest duże i szanse na awans większe. Z mieszkaniem też problemów nie ma, może mieszkać u mnie u rodziców, ale rozumiem chce mieć swój kąt, ma oszczędności do tego po rozwodzie ma swoją część. Wyszukałam mu mieszkanie które jest czysta okazją, niedrogie, dobrze skomunikowane, do pracy blisko.
Cieszyłam się, że będziemy razem. Ostatnio zdałam sobie sprawę, że jestem cholerną egoistką. Na parapetówce gdy wszyscy już wyszli, ja się położyłam a on z najlepszym kumplem gadali w pokoju obok. On mu się zwierzył, że nie umie się odnaleźć w nowym życiu, że w pracy niby dobrze, ale są układy, stara klika, on jest nowy, że nikogo tu nie zna, ma mało kolegów, że dawani znajomi się odwrócili bo żona im nagadała, że brakuje mu własnego domu, trudno odnaleźć się w bloku, że nie wie jak to ze mną będzie bo ta dwu cyfrowa różnica wieku z czasem będzie widoczna, boi się, że ja też odejdę. Zdałam sobie sprawę, że on stracił całe poczucie bezpieczeństwa, nawet sobie sprawy nie zdawałam ile on ryzykuje.
Ale trochę mi przykro, że tak bardzo w nas wątpi, dlaczego wtedy do mnie nie przyjechał?
Będąc szczera, w temacie związków jestem zielona. Ponieważ moje długoletnie małżeństwo było tak zwanym na walizkach ja tu, on tam. W końcu staliśmy się sobie obcy. Ja miałam męża, a jakbym go nie miała, bo na co dzień on był daleko, ja mieszkałam sama wszystkie decyzje podejmowałam sama, radziłam sobie z wszystkim sama. Dobrze i źle ale ja nawet kłócić się nie umiem, czy zajadle szukać kompromisu. Nie wiem jak to jest żyć ze sobą na co dzień. On znów jest zaprawiony w małżeńskich bojach i niekiedy demony przeszłości dają o sobie znać. Cóż na niektóre zachowania mojej zgody nie ma.
Nasz ostatni kompromis poniósł fiasko. Otóż on był zazdrosny o takiego mojego znajomego. Ten znajomy rzeczywiście kiedyś się do mnie zalecał, kupił kwiaty, zaprosił na kawę, ale ja już wtedy cały czas byłam zajęta moim obecnym więc nigdy nie dawałam mu nadziei i nigdy nic miedzy nami nie zaszło, poza koleżeństwem.
No ale powiedzcie to mojemu. W każdym razie zerwałam wszelki kontakt z tym znajomym w pracy też, postarałam się ułożyć tak żeby się z nim nie widywać, ani nie kontaktować się elektronicznie. W zamian za to on miał zerwać wszelkie kontakty z eks żoną, bo tak owe jeszcze istnieją i nie będę ukrywać, że mi to nie przeszkadza. I co? On nie dotrzymał słowa. Ale nie da sobie tego wytłumaczyć, bo on tylko po rzeczy był. I tak jest z wieloma rzeczami, że ja normalnie chwilami kapituluje. I nie mam pomysłu jakby to zmienić.
Na czym mi jeszcze zależy. Gdyby on trochę bardziej brał pod uwagę moje zdanie. Chciałabym, żeby zaczął używać zwrotu ''my'' i uwzględniać mnie w swoich planach. Na przykład on sobie postanowił, że w wakacje jedzie ze swoimi znajomymi gdzieś tam, ale chwila, teraz jestem ja i chciałabym, żebyśmy razem się wybrali na wakacje. Mam już wstępne plany. Skoro mamy być razem powinniśmy spędzać wspólnie dużo czasu. Takich sytuacji jest więcej. Nie wiem może ja za dużo wymagam, że to jeszcze za wcześnie, nie chce go zniechęć, zmuszać.
Przyszła mi na myśl taka refleksja, może on po rozwodzie chce odpocząć od związków, sam po swojemu na nowo ułożyć sobie życie. Może powinnam dać na wstrzymanie, może się narzucam za bardzo?
Długa ta Twoja historia .Moja Droga kiedy coś złego dzieje się w życiu człowieka, jest on nie dokonca taki jak zawsze .Myślę też, że niepotrzebnie martwisz się tym, że nie przyjechał po rozstaniu do Ciebie .Miał takie pragnienie w danej chwili być sam i trzeba to uszanować .To jest inwidualizm człowieka jeden pragnie bliskości, inny pragnie izolacji w trudnych sytuacjach .Dostrzegam, że pragnęłabyś, aby mieć Go na wyłączność.On ma bardzo trudny okres w swoim życiu .Jeśli chcesz utrzymać ten związek bądź wyrozumiała ciepła i pomocna i prowadź związek delikatnie bez nacisku .Ta zazdrość co pojawiła się z jego strony to normalna sprawa jest zawsze gdy są uczucia .Problem zaczyna się wówczas gdy dwoje traci spokój i zaczynają się kłótnie .
4 2016-05-23 14:07:58 Ostatnio edytowany przez Klara Wadera (2016-05-23 14:13:27)
Wcześniej myślałam, że mnie nie kocha, że jestem tylko czymś w rodzaju dowartościowania, że żonie na złość robi. Teraz rozumiem, skąd to przeciąganie rozwodu. On się zwyczajnie bał zmian, małżeństwo był czymś toksycznym, wyniszczającym, ale czymś co znał. Jakaś stabilizacja była zachowana, dom, praca. A tu wszystko jest nowe niepewne. Człowiek im starszy tym mniej skłonny do ryzyka, ma swoje nawyki.
Psycholog mówi, że to normalne, że to i tak sukces, wyrwał się z tego toksycznego układu, że to moja zasługa, bo udało się tylko dlatego, że miał dla kogo walczyć, ktoś na niego czekał, miał motywacje, że gdyby nie ja najprawdopodobniej tkwiłby w tej nieszczęśliwej relacji do końca życia.
Czym mnie rozśmieszyła, że jego eks żona też powinna mi podziękować. No już widzę jak to robi.
Ale, że schody się nie skończyły, że teraz zbudowanie trwałej silnej relacji partnerskiej, nie będzie takie łatwe, że musimy się sobie nauczyć sobie zaufać. Od teraz to my jesteśmy parą...w każdym tego słowa znaczeniu.
Co mnie martwi on nie chce poznać mojej rodziny. Nie chce ze mną pójść na żadną imprezę rodziną wszędzie bywam sama.
On z eks byli razem ponad 20 ileś tam lat.
Oni byli od siebie uzależnieni. Ale obiecałam, ze niego poczekam to poczekałam. Cały czas go wspierałam.
Naprawdę dla niektórych osób lepiej jak się rozjadą niż latami maja tkwić w nieszczęśliwym związku.
Ale chwilami to już było ponad moje siły, wątpiłam, że to się uda.
Doskonale pamiętam ile nocy przepłakałam, jak boleśnie odczuwałam rozstania. Może stąd moje przewrażliwienie.
Ja wspieram jego a kto wspiera mnie. Cóż nie mam wsparcia dużego na własne życzenie. Bo zazwyczaj w takich sytuacja wsparcie polega na jasnym przekazie: odpuść sobie tego faceta, daj sobie z nim spokój. A ja nie z tych co odpuszczają i postanowiłam powalczyć.
Nie będę może zbyt oryginalna, ale trudno nie zgodzić się z Konfucjuszem "Wszyscy mamy dwa życia. To drugie zaczyna się w chwili, gdy zdamy sobie sprawę, że mamy tylko jedno" Dlatego nie chce spędzić reszty życia przy kimś kogo nie będę kochać, wzdychając do księżyca.
Dlatego walczyłam o ten związek, nie odpuściłam sobie, nie poszłam na łatwiznę, nie związałam się z kimś innym. Tak naprawdę gdybym to zrobiła cierpielibyśmy dziś wszyscy.
Ja bo bym zanim nadal tęskniła i walczyła sama ze sobą, ten kto byłby ze mną w związku bo byłby towarem zastępczym, widmo porównań. On nadal tkwiłby w tym nieszczęśliwym małżeństwie topił smutki w alkoholu, i darł koty z żoną, chyba każdy przyzna mi racje, że ta żona też nie miałaby szans być szczęśliwa w takim układzie.
W ten sposób stworzyłby się jakiś cholerny werteryzm XXI wieku. Wszyscy byśmy cierpieli, bezsensu. Tak dla zasady.
Z własnego doświadczenia wiem, że ludzie potrafią latami tkwić we własnym nieszczęściu. Bo brak im odwagi, żeby coś zmienić, a wiecie co jest zaprzeczeniem odwagi? To wcale nie jest strach. To jest ten cholerny brak wiary w siebie, w to, że ja mogę być szczęśliwa, to zależy ode mnie, że ja zasługuję na to żeby być szczęśliwa. Każdy zasługuje na to żeby być szczęśliwy!
Znasz takie powiedzonko - starych drzew się nie przesadza, no a ty przesadziłaś... czy się przyjmie w nowym miejscu? czas pokaże.
Musisz uzbroić się w cierpliwość i zacząć budować waszą relację w nowych realiach.
Rozumiem całkowicie faceta - po długim toksycznym związku jest wyniszczony psychicznie, a do tego wszystko trzeba zacząć budować od nowa, nowa kobieta, nowy dom, nowi znajomi, bo jak rozumiem, starzy częściowo zostali przy ex, jest to trudne - daj mu czas i zrozumienie, ale staraj się nadać całości jakiś kształt. Nie chodzi przecież o to, by do końca świata obchodzić się z nim jak z jajkiem, bo on musiał na starość zacząć na nowo układać życie.
7 2016-05-23 14:30:31 Ostatnio edytowany przez Klara Wadera (2016-05-23 14:41:46)
Czasem mam wyrzuty, że go wyrwałam ze starego życia. Ale z drugiej strony On miał problemy w małżeństwie znacznie wcześniej niż mnie poznał. Nie wiem na jakich zasadach ten związek funkcjonował. Ale z tego co wiem, zdrady nie były dla nich czymś obcym.
Postawiłam sprawę jasno, jeżeli on wróci do żony ja to uszanuje, odsunę się. Ale widocznie tam nie było czego ratować, skoro obydwoje nawet solidnej próby nie podjęli. A on cały czas szukał ze mną kontaktu. Wiadomo stara zagrywka, ale ja tego próby kontaktu odbierałam jako, ze on szuka pomocy i podświadomie chce żeby ktoś mu pomógł się wyplątać z tego impasu.
Mam świadomość, że nie jesteśmy parą dzieciaków bez bagażu doświadczeń którzy zaczynają wspólne życie.
Otóż my już mamy swoje przyzwyczajenia, nawyki. Nieraz trudniej będzie o kompromis.
Staram się mu jedna zasadę wpoić, że jestem z nim nie dla niego.
Związki toksyczne nie są logiczne, to co się dzieje nie łatwo wytłumaczyć, to nie rozum, ale emocje wpływają na decyzję, na zachowania, na życie.
Po prostu - rozmawiaj z nim: skoro chce jechać z kumplami na wakacje, dowiedz się o co chodzi, czy potrzebuje oderwać się, nabrać dystansu, dlatego z kolegami, a nie z tobą, czy może nie czuje się pewnie w nowej roli i dlatego nie zaproponował tobie wakacji, może jest jakiś inny powód. Powiedz mu o swoich oczekiwaniach, w końcu chcesz z nim tworzyć związek.
9 2016-05-23 15:04:14 Ostatnio edytowany przez Klara Wadera (2016-05-23 15:07:13)
Widzę, że jest taka jedna rzecz której on nie do końca rozumie. Od teraz to my jesteśmy parą w każdym tego słowa znaczeniu. Nie jest już żoną, nie jest sam.
Ostatnio jednego tygodnia było wesele u mojej kuzynki. Iść nie chciał. Poszłam sama, a on się na mnie wyraźnie obraził. Bo myślał, że ja wrócę zaraz po obiedzie. Ale była cała moja rodzina. Dawno ich nie widziałam, cała noc w sumie gadałam z ciotkami. Nie wiem może powinnam go bardziej namawiać żeby poszedł. A on nie chciał więc nie namawiałam.
Ja z nim rozmawiam, staram się mu wszystko na bieżąco tłumaczyć. Ale nie chce go tłamsić bo widzę, że takie rozmowy go męczą. Więc staram się tak w dwóch zdaniach określić.
Z tymi wakacjami to jest tak, że wakacje jego z żona naprawdę musiały być koszmarem, więc od lat jeździli osobno. Więc tak się nauczył, że żadnych bab na wakacjach. My już razem wyjeżdżaliśmy i się świetnie dogadywaliśmy. Nie wiem może zrobimy podwójne wakacje, i w sierpniu chociaż na tydzień wyjedziemy razem.
Teraz będzie długi weekend więc wyjeżdżamy na kilka dni.
Jak już jesteśmy razem to staram się robić coś wspólnie, nie siedzieć przed laptopem czy tv. Połazimy po górach, będzie więcej okazji do rozmowy.
Dokładnie tak, zacznij od małych wyjazdów na weekend, jak już przełamie się, że nie jest to wyjazd z ex, tylko z tobą, że może być fajnie, to z czasem może część urlopu z kolegami, a część z tobą, a może cały urlop z tobą.
Powodzenia
Toksyczność wyniszcza .To prawda.Nie jest łatwo teraz Tobie rozumiem Cię ,ładnie podałaś za przykład o tym życiu, że zaczyna w chwili uświadomienia.....itp....Co chcesz od nas kochana usłyszeć?Mam Ci powiedzieć jak czuję Co ,On dalej będzie robił?Myślę, że potrzebuje teraz zaczerpnąć życia ,ale proszę nie wyciągaj pochopnych wniosków, bo ja tylko piszę jak czuję, ale to czas zweryfikuje prawdę.
My ogólnie się dogadujemy, powiedzmy, że ja ugodowa jestem. Byliśmy już na nartach, ale on cały czas praktycznie szusował na stoku a ja siedziałam na tarasie z kubkiem gorącej czekolady i temu przyglądałam.
Ja jeździć nie umiem, nie jestem skłonna ryzykować złamaniem. A on znów w ten sposób się relaksuje. Ucząc mnie by się stresował i musiał mnie pilnować średnia przyjemność.
No ale teraz coś razem porobimy.
13 2016-05-23 15:18:49 Ostatnio edytowany przez Klara Wadera (2016-05-23 15:23:34)
Właśnie co chce usłyszeć. Może jakieś wskazówki na co kłaść większy nacisk, co odpuścić. Jak wyglądają takie związki z osobami po przejściach. Jak zastąpić żonę to głupie. Ale trochę tak może jak wyjść z cienia byłej żony.
Dobra na dziś tyle, zmykam. Odezwę się, może jutro jak znajdę chwile.
14 2016-05-24 14:41:23 Ostatnio edytowany przez Klara Wadera (2016-05-24 14:56:53)
Mam pewien dylemat, powiem wprost zależy mi na tym, żeby on definitywnie zerwał wszelkie kontakty z eks żoną. Ostatnio nie mogą się dogadać w sprawie jednej rzeczy, ona nie chce mu tej rzeczy oddać. Nie wchodzę w to, ale mu sugeruje żeby odpuścił. Jemu szkoda, bo on na to kasę wyłożył, bo z sentymentu. Podejrzewam, że jej nie tak na tej rzeczy zależy, jak na tym, żeby postawić na swoim.
Już raz prosiłam żeby zerwał wszystkie kontakty i słowa nie dotrzymał. On uważa, że tą sprawę musi załatwić po swojemu, ok niech załatwia. Ale moje uczucia i moje zdanie też powinien wziąć pod uwagę. Ja w sumie jeszcze nie ochłonęłam po tym wszystkim. Jeszcze nie doszłam do siebie po stresie jaki przeszłam. Był czas, że się panicznie bałam skonfrontować z tą kobietą. Spotkanie z nią kosztowało mnie morze stresu. Cała ta sytuacja to był cały ocean stresu. Niekończący się roller coster. Nie chce powtórki z rozrywki. On mógłby mnie więcej chronić i mi oszczędzić stresu. Jak do tej pory średnio mu się to udawało. No ale teraz może to zrobić w dość prosty i oczywisty sposób. Odpuścić sobie tą rzecz, nie mieć pretekstów do kontaktów.Więc dlaczego tego nie zrobi? Może ostatnio za mało stanowcza byłam, i dlatego się wyłamał.Chciałabym poruszyć ten temat na wyjeździe, postawić konkretne żądania. Ale wiecie ma być miło.Więc jak wyjadę ze swoimi żądaniami, mogę go zniechęcić. Z drugiej strony, ja też chyba mam prawo coś wymagać? Nie mogę ciągle się dostosowywać, przemilczać, przeczekać. Kompletnie nie wiem jak to rozegrać. Pomóżcie!
Powiem tak, żeby on był tak stanowczy wobec eks żony, jak był wobec mnie w e mailach jakie kiedyś do mnie pisał, to byłabym spokojna.
Nic z tym bardzo zrobić nie mogę bo eks żona to dla niego drażliwy temat, którego wole nie poruszać. Nie chce wyjść na kolejną panią toksyczną. Przecież nie wyjadę z tekstem: jak się z nią skontaktujesz to z nami koniec. Takie rzeczy przerabialiśmy setki razy. No ale jak inaczej w nieco delikatniejszy sposób zasygnalizować mu moje oczekiwania?
Cześć Klaro, sprawdź pocztę. Napisałam Ci coś n prv .
Hej Wam!
Lidia15 dziękuje za e mail, odpisałam.
Jesteśmy teraz na weekendzie, generalnie jest miło, cieszę, że razem wyjechaliśmy. Ale zdecydowanie przegięłam. Urządziłam mu scenę zazdrości o eks żonę, bo miałam wrażenie, że ona cały czas pisze do niego sms. Nie żebyśmy się pokłócili, on mi pokazał telefon i udowodnił, że ona napisała tylko 1 sms, a pozostałe inny nadawca. Przeprosiłam. On poszedł się przejść sam, a ja zostałam. Mam nadzieję, że nie uciekł. Jest mi niezręcznie. Nie chciałam żeby to tak wyglądało. Ale czasem to jest silniejsze ode mnie. Jestem zła na siebie. Wiem, może trochę monotematyczna jestem. Ale liczyłabym na jakieś rady,może ktoś coś dopisze, dopowie, please. Nie mam bardzo z kim o tym pogadać.
Nawet nie sądziłam, że ułożenie sobie życia będzie takim gigantem. Odwykłam po latach słomianego małżeństwa. Z jednej strony dla jego dobra psychicznego rozwód i zerwanie z przeszłością był zdrowym rozwiązaniem. Z drugiej czuje się za całą sytuacje współodpowiedzialna. Za niego również. Zastanawiam się boszeee co będzie jak nam się nie uda? BOJE SIĘ TEGO
Dla mnie to wszystko wygląda bez sensu. Rozwiod sie nie bo chciał, a ty chciałaś. Z żoną ma nadal kontakt. Rzeczy są pretekstem.
Nie twoja broszka oceniać jaki był jego związek, skoro w iim tkwił 20 lat, to mimo że patologicznych, coś mu dawał coś mi mówi ze on tego z tobą nawet nie traktuje jako zwiazku.
Zgodzę się z Pannąpanną.
Twój facet wcale nie "staracił wszystkiego dla ciebie" - on nawet sam nie podjął decyzji o odejściu od żony, to ona straciła cierpliwość i go wywaliła z domu.
Ja też odbieram każde jego zachowanie jakby było wymuszone...
A tak na serio, to co Ci przeszkadzają jego kontakty z exia?
Dlaczego przeszkadzają mi kontakty jego z eks żoną? Może nawet nie tyle przeszkadzają co obawiam się, że mogą z tego być znów kłopoty. I to źle rokuje dla nas.
Źle to zabrzmi co powiem, ale małżeństwo go mocno zniszczyło psychicznie. Nie oceniam, ale zwyczajnie źle się dobrali, mieli na siebie krytyczny wpływ. W każdym razie był czas, że stanowczo się wycofałam. I uszanowałabym gdyby wrócili do siebie. Ale on znów szukał kontaktu, słyszałam od znajomej która mieszka blisko nich, że tam dobrze nie jest. Te e maile które wtedy pisał, (nie powinnam ale, prześledziłam z psychologiem). I wniosek był jednoznaczny tam miedzy wierszami, w każdym słowie można by się doszukać słowa POMOCY!!! Gdybym go nie kochała aż tak, olałabym to. Ale to nie w moim stylu, ja jak się w coś zaangażuje to jestem oddana sprawie. Nie chciałam się między nich mieszać, ale nie mogłam udawać, że mnie to nie dotyczy. Jesteśmy dorośli, byłam świadoma swoich wyborów, odpowiedzialność za to co między nami ponosimy równo po 50% i nie zamierzałam zganiać winy na niego i się użalać jaki to pan jest niedobry, kłamca. Bo nikt mnie siłą do niczego nie zmusił. Ale z konsekwencjami się liczyłam od początku. Więc nie chce tego jeszcze raz przerabiać, wracać do tego, nie chce więcej konfrontacji z tamtą kobietą. Czuje się niepewnie gdy ona jest w pobliżu, chciałam żeby jej tę rzecz zostawił i jej nie denerwował, bo znów zacznie się awanturować. A jak jej materialne potrzeby będą zaspokojone to się uspokoi. Tak czy owak nie ma powrotu do dawnego życia. Świetnie się to Euro2016 nadało to się zintegruje trochę z nowymi kumplami. Na co dzień nie słyszę narzekania, ale podczas sprzeczek między słowami tak owe się pojawiają. Postawiłam na pełną jawność, ale brakuje mi pewności siebie, czasem wolę ustąpić lub przemilczeć i zrobić po swojemu ale zdaje sobie sprawę, że powinnam być asertywna..
23 2016-06-09 21:42:23 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2016-06-09 21:43:06)
Klara, chciałabyś czegoś, czego on ci nie może dać. Zaklinasz rzeczywistość.
Odpowiedz sobie na te pytania:
- czy masz w nim wsparcie?
- czy on robi wszystko abyś czuła się spokojna i pewna?
- czy możesz na niego liczyć?
- czy jest przy tobie autentyczny, szczery i nie ukrywa nic?
- czy planuje z tobą spotkania, wspólne mieszkanie, jakieś inwestycje?
- czy stara się pogłębiać waszą relację, dąży do bliskości?
- czy jego słowa pokrywają się z czynami?
Wiesz, długo można "kochać" pewne nasze WYOBRAŻENIA o związku, albo pamiętać i żyć tylko jego początkiem (bo wtedy tak miło). Ja tak miałam .
Z mojego punktu widzenia, zaangażowałaś się w coś bez przyszłości, włączył ci się jakiś ratownik, a on tak naprawdę lubi swojego bagienko z ex żoną . Ich nadal łączy emocjonalna relacja i jak długo tak będzie, tak długo będziesz tylko dodatkiem do jego życia, kimś kto o niego zabiega, bo żona już tego nie robi. Nie daj się robić w balona
.
24 2016-06-09 22:00:47 Ostatnio edytowany przez ruda102 (2016-06-09 22:02:06)
/\ Dokładnie.
Chyba jestem od ciebie młodsza, Klaro - mój facet niewątpliwie jest młodszy od twojego (sugerując się wzmianką o odchowanych dzieciach). Mój facet jest też rozwodnikiem z dwucyfrowym stażem związkowym, który bardzo swój rozwód przeżył. Nie chciał go. I wiem, że gdybym na wszystkie pytania zadane przez Lilkę nie potrafiła szczerze i stanowczo odpowiedzieć "tak", to nie bylibyśmy razem.
Pytasz się, jak usunąć byłą żonę w cień. Ty tego nie zrobisz. Tylko twój facet jest w stanie zamknąć we własnej głowie poprzedni rozdział życia. Tylko on może sprawić, że na 100% zaangażuje się w relację z tobą. Ty nie jesteś w stanie zrobić nic. I nie powinnaś robić nic. Gdyby on był gotowy budować nowe życie z tobą, to wystarczyłoby, że jesteś - a żona przestałaby się liczyć.
Co do pytań:
czy masz w nim wsparcie?
To jedna z niewielu osób z którymi mogę sobie pozwolić na szczerość, do której mogę się zwrócić z różnymi problemami. Ale z drugiej strony gdy go poznałam wydawał się taki silny, męski. A potem to ja go wspierałam, to ja musiałam być tą silniejszą. Pamiętam jak raz przez to wszystko i inne rzeczy wylądowałam w szpitalu, strasznie się wtedy przejął zapytał czy nie trzeba oddać krwi albo czy mam pieniądze. Ale chyba naprawdę źle wyglądałam bo widziałam przerażenie w jego oczach ja nie spałam wtedy, i słyszałam jak do mnie lub do siebie szepcze nie umieraj, nie rób mi tego nie zostawiaj mnie. Oczywiście to było na swój sposób miłe, ale potem starałam się trzymać jak on przyjdzie, malować, bo wiedziałam jak u niego sytuacja a tu jeszcze ja go będę dołować. Starałam się go pocieszyć. On naprawdę potrzebował i potrzebuje wsparcia chociaż teraz nie ukrywam mam nadzieję, na zamianę ról. Po pierwsze to ja chyba muszę się z wsparcia nauczyć korzystać, nie wiem co trudniej brać czy dawać.
czy on robi wszystko abyś czuła się spokojna i pewna?
Stara się, ale tu się różnimy, jego zdaniem nie mam powodów do obaw, zapewnia, że nie dałby mnie skrzywdzić. Ogólnie czuje się przy nim dobrze, bezpiecznie. Ale on wie co mnie niepokoi i sprytnie omija ten temat. A jak za bardzo naciskam mówi: kochanie, nie męcz mnie. I o to są najczęściej sprzeczki.
czy planuje z tobą spotkania, wspólne mieszkanie, jakieś inwestycje?
Co do spotkań i mieszkania. Ja mam swoje z którego nie chce się na razie przeprowadzać,a on chciał mieć swój kąt. Ale prawie zawsze nocuje u mnie, czasem ja u niego. Przeprowadzka z punktu widzenia czysto technicznego byłaby ciężka bo ja też czasem pracuje w domu i jeden pokój to typowy gabinet. Ale w przyszłości to przemyślimy. Co do inwestycji. On zainwestował w swoje mieszkanie, ja utrzymuje swoje, rachunki też płacimy osobno. Ale w kwestiach finansowych zawsze możemy na siebie liczyć. Jak któremuś coś brakuje do przysłowiowego pierwszego I nie rozliczamy się co do grosza, za zakupy czy wakacje.
czy jest przy tobie autentyczny, szczery i nie ukrywa nic?
Każdy ma jakieś tajemnice. Owszem, że jego wcześniejsze postępowanie sprawiły, że jakiś dystans mały ale mam. Nie należę do osób ufnych. Źle mi z tym, że taka sytuacja jak w górach miała miejsce kilka razy. Pracuje nad tym. Ja pierwsza zdradziłam mu kilka sekretów. Nie będę naciskać sam musi poczuć się przy mnie na tyle pewnie żeby być w pełni szczery. To taki typ faceta co chce być we wszystkim najlepszy, więc każdą porażkę, stara się to ukryć. Czasem ciężko bo on sobie nie da niektórych rzeczy wytłumaczyć. Albo wyjdzie z takim komentarzem, że pięty idzie, albo się obraża. Przyznać się do błędu nie przyzna, ale przynajmniej przerosić umie. Dobre i to.
czy stara się pogłębiać waszą relację, dąży do bliskości?
Akurat w kwestii bliskości, to chyba nasza najmocniejsza strona. Pierwszy facet w życiu przy którym tak swobodnie wyjątkowo czuje się w łóżku. Wykazał się sporo wiedzą zarówno praktyczną jak i teoretyczną, wyjątkową cierpliwością, delikatnością, wyrozumiałością. Seks nigdy nie był dla mnie najważniejszy, ale pierwszy raz w życiu zdałam sobie sprawę jak bardzo łączy ludzi. Po tym co jest między nami, chyba już nie potrafiłabym z nikim innym...
Klaro,
Mam w domu chyba podobnego osobnika - ambitnego, z dwucyfrowym stażem w rodzinie która zawsze była dla niego najważniejsza i po rozwodzie którego wcale nie chciał.
I wiesz co? Musisz od niego wymagać. Wymagać wsparcia, wymagać partnerstwa wymagać związku. Musi być symetria w relacjach, bo na chwilę obecną Ty mu matkujesz.
27 2016-06-10 08:47:11 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2016-06-10 08:59:04)
Klaro, dobrze, że starasz się odpowiedzieć sobie na te pytania. Jedna moja tylko uwaga, która nasuwa mi się po przeczytaniu twojego ostatniego wpisu: na każde z tych pytań odpowiadasz sobie "tak", ale.... po czym następuje jego tłumaczenie.
Czyli sama rozumiesz, w tych sprawach albo mamy zaufanie i poczucie bezpieczeństwa, albo nie. Mamy poczucie wsparcia i patrzenia we wspólnym kierunku albo nie. Nie ma czegoś pomiędzy. Ja kiedyś nie rozumiałam, że w tych zasadniczych fundamentach związku jak na przykład poczucie wsparcia, słowa, które pokrywają się z czynami, nie ma rozmieniania się na drobne, co też czynisz. Wciąż przesuwasz swoje granice i nie jesteś szczęśliwa w tym tym związku.
Prawda jest też taka, że z tego co opisujesz jesteście na innych etapach. On raczej nie jest w stanie wiązać się teraz na poważnie, zakładać nową rodzinę, budować wszystko od nowa, tym bardziej, że oni wciąż od siebie są emocjonalnie zależni. To nie jest dobry znak dla ciebie, że on jest po toksycznym związku. Jeśli był w tym małżeństwie ponad 20 lat, to nie oszukuj się, że tylko ona była zła, a on taki dobry, biedny misio. Toksyczne związki oparte są na niedojrzałych fundamentach, gdzie partnerzy używają siebie do zaspokojenia potrzeb z dzieciństwa. Przypatrz się temu jak on ciebie traktuje, nie jest to poważne, jest z dystansu, brak wam głębokiej, prawdziwej więzi. Te jego wyjazdy, wakacje, ucieka od ciebie, boi się bliskości. Być może traktował tak swoją żonę, co doprowadzało ją do rozpaczy, stąd też były takie kłótnie, awantury. Przemyśl to.
Najważniejsze jednak, żebyś zdała sobie sprawę, że od lat próbujesz się związać z partnerem trudnym, niedostępnym, na moje oko z problemami emocjonalnymi, ja bym sobie jeszcze dołożyła do tego pytania o twoje poprzednie małżeństwo: dlaczego nie żyliście razem, nie było więzi, dlaczego tak to wyglądało? Wszystko mi wskazuje na to, że sama boisz się bliskości, wybierasz tak, aby nie dostawać tego, o czym marzysz. Ale mogę się oczywiście mylić. Piszę tylko na podstawie twoich postów, jednakże taki typ mężczyzny, po rozwodzie, takie zachowania są mi znane. Może dlatego zabieram tu głos.
I wiesz co? Musisz od niego wymagać. Wymagać wsparcia, wymagać partnerstwa wymagać związku. Musi być symetria w relacjach, bo na chwilę obecną Ty mu matkujesz.
Wymagać... Hm? Może mówić wprost, czego się oczekuje i patrzeć czy razem rezonujemy. Bo zarówno on ma prawo do takiego życia, jakiego chce, a Klara też podług swoich wartości.
Klaro, zwróć też uwagę na to, co już kolejna osoba Ci tu mówi. On wcale nie chciał tego rozwodu. To nie była jego decyzja, okoliczności go do tego zmusiły (żona). To jak z alkoholikiem, który trafia na oddział w stanie krytycznym, niby wie, że go tam odratowali, że trzeba było, ale po wyjściu i tak pije. Moim zdaniem twój partner, z własnej inicjatywy powinien teraz pójść się przeliczyć na terapii, zrozumieć jakie mechanizmy nim powodowały, że był tak długo w toksycznym związku. Toksyczne związki bazują na uzależnieniu. On nie jest w stanie stworzyć teraz z tobą normalnego związku. Musisz to wiedzieć i ty decydujesz czy chcesz dalej inwestować w kogoś takiego, czy zająć się tylko sobą. Tu nie ma winnych, po prostu takie macie etapy w życiu, doświadczenia, mechanizmy, które wami powodują.
Klaro - oprócz tego, że zgadzam się z wszystkimi słowami poprzedniczek, jeszcze na jedno pragnę ci zwrócić uwagę.
Ty wciąż traktujesz tego faceta, jakbyście byli nie tyle na początku związku, co na początku znajomości. Szczególnie jeśli chodzi o emocjonalną bliskość i zaufanie - usprawiedliwiasz dystans, który on kreuje, tym, że może się nie czuć przy tobie wystarczająco pewny. Po tylu latach znajomości? Po latach związku (najpierw nieoficjalnego, teraz już chyba oficjalnego)? Moim zdaniem on miał wystarczająco czasu by zadecydować, czy ci ufa, czy cię dopuszcza do siebie tak blisko, jak się da - czy też trzyma dystans.
No i usprawiedliwiasz go ze wszystkiego. W dodatku mam wrażenie, że niektóre usprawiedliwienia bazują nie tyle na faktach, co na twoim chciejstwie. Jak "przemyślimy to" w kontekście wspólnego mieszkania - czy wy w ogóle choćby musnęliście ten temat w dyskusji? I nie o wielkie, konkretne plany mi chodzi, tylko o prostą deklarację "kiedyś chciałbym/chciałabym zamieszkać razem".
Osobiście mam wrażenie, że twój facet jest życiowo bezwładny (chodzi mi o życie osobiste nie zawodowe). Najpierw tkwił z żoną w nieudanym związku siłą toksycznego uzależnienia - ale odkąd zadeklarował ci rozwód, a później latami się ociągał, to była w tym też bezwładność, niemożność określenia się, podjęcia decyzji i przeprowadzenia jej do końca. Teraz tak samo wygląda wasz związek - on w nim jest, ale jedną nogą. Druga wciąż tkwi w przeszłości i nie liczyłabym na to, by kiedyś zechciał ją z tej przyszłości ruszyć. Moim zdaniem to dość smutne, że do tej pory największy progres w waszym związku nastąpił za sprawą byłej żony, która wykopała go z domu i doprowadziła do rozwodu.
Co poprzedniego małżeństwa. Znaliśmy się długo, pierwszy facet, pierwsza miłość. Ale zaraz po ślubie on dostał bardzo prestiżową propozycje, która wiązała się z kilkuletnim pobytem za granicą.
Ja dużo zainwestowałam w siebie w studia, poza tym tu miałam dom, znajomych, rodzinę. Nie wyobrażałam sobie wyjazdu. Nie byłam gotowa na takie poświęcenie. Ale zdawałam sobie sprawę jaka to jest dla niego szansa. Więc postanowiliśmy spełniać swoje marzenia.Do Polski przyjeżdżał na wakacje, święta. Czasem ja do niego. Co prawda wrócił do kraju na stałe. Ale po takim czasie staliśmy się sobie obcy, zaczęliśmy się siebie krępować, każde z nas przez tyle lat żyło samo, decydowało samo, ze nie umieliśmy się dogadać. Wzięliśmy tak zwany cywilizowany rozwód.
Ale co do mnie ja też nie jestem idealna. Pewne wydarzenia z przeszłości sprawiły, że jestem zdystansowana, przed zbyt wielką bliskością uciekam, wycofuje się. Pamiętam jak to ja kiedyś miałam w życiu poważny kryzys. Depresja, leki. W końcu psychoterapia. Akurat w moim przypadku nie chodziło o związek. Ale wiem jak nieracjonalnie zachowuje się człowiek w kryzysie, nie jest sobą. Chciałby to zmienić ale sam nie jest w stanie. Wyjście z kryzysu zajęło mi do roku, mówię o samym wyjściu, ale zrozumienie tego co się wtedy stało, dlaczego tak postąpiłam zajęło mi całe lata, wstyd mi za błędy jakie wtedy robiłam, do dziś do końca nie rozumiem co takiego we mnie się stało wtedy. Dlatego staram się go nie tyle tłumaczyć co zrozumieć. Niechlujne porównanie, ale toksyczny związek jest jak bagno, potrzeba żeby silnej pomocnej dłoni która wyciągnie tonącego na brzeg.
Co do różnych etapów, chyba tak jest. Ponieważ ja rozwód mam już dawno za sobą, poukładane życie, a od jego rozwodu niecałe dwa miesiące dopiero. A ten rozwód do cywilizowanych nie należał. Ponoć niczym nie ustępował programowi Anny Marii Wesołowskiej. Ja nie mówię, że ona była zła, a on taki dobry, biedny misio. On ma swoje przywary, ale z tamtą kobietą nie idzie się dogadać. Ja miałam z nią przyjemność się poznać, a raczej nieprzyjemność. To co powiem to prawda ona jak raz w pracy wrzasnęła na kogoś siadać, to aż sprzątacza na korytarzu usiadła. Ogólnie w pracy ludzie się boją. To co w było w domu. Ja ją w akcji widziałam, stąd mój wniosek, że życie z taka kobietą było cierniowe. Szczerze mówiąc krzyczeć sobie może ja bałam że ona będzie chciała mnie bić albo coś i mu szczerze o tym powiedziałam. Mówicie, że on nie chciał rozwodu. Nie to nie tak. Po prostu on się bał zostać z niczym, jego już życie tak doświadczyło, że tułaczka w tym wieku by go zabiła. Co wiem, to że on od dawna się dowiadywał jak z praca by tu było, czy są wolne etaty, składał papiery o przeniesienie. Ale dopiero niedawno etat się zwolnił. Co do mieszkania to też sprawdzał na ile by mu wystarczyło ile ewentualnie musiałby zapożyczyć. Człowiek młody to głupi, narwany, nie zdający sobie sprawy złapałby jedną torbę i odszedł z niczym. Ale z upływem lat trochę rozumu przybywa, i chciał się jakoś zabezpieczyć na starość to akurat rozumiem. Ale zastanawiam się nad tym czy może jak dalej nie będę sobie radzić z tymi jego relacjami z eks żoną to zaproponować mu terapie dla par? Może warto by było spróbować.
Chciałby to zmienić ale sam nie jest w stanie. Wyjście z kryzysu zajęło mi do roku, mówię o samym wyjściu, ale zrozumienie tego co się wtedy stało, dlaczego tak postąpiłam zajęło mi całe lata, wstyd mi za błędy jakie wtedy robiłam, do dziś do końca nie rozumiem co takiego we mnie się stało wtedy. Dlatego staram się go nie tyle tłumaczyć co zrozumieć.
Oj Klara, jeśli jesteś po terapii i nie jesteś w stanie do dziś zrozumieć swoich motywów, przekonań i mechanizmów z tamtego czasu, które pewnie rzutują na twój obecny związek, to nie wiem czy można mówić o jakimś sukcesie.
Wiesz, twój ostatni wpis pokazuje tylko jedno - topisz się, ale tego nie widzisz. On, on i jeszcze raz on na piedestale. Non stop go tłumaczysz i tym samym pokazujesz jak w ogóle nie zajmujesz się sobą.
Klaro, czego chcesz od życia?
Jakiego życia chcesz dla siebie?
Co by się stało, gdybyś odpuściła jego i zaczęła myśleć, że można inaczej.
Jesteś zafiksowana na jego punkcie, tyle ci powiem. Na chwilę obecną jesteś stracona .
Ja dla siebie czego chce? Mam ładne mieszkania, satysfakcjonującą pracę, syna z którego jestem dumna, bliskich z którymi lubię spędzać czas. Lilka nie bój się, o siebie też umiem zadbać fryzjer, kosmetyczka, ciuchy, drobne przyjemności, zainteresowania. A co do związku mimo trudności daje mi on szczęście, to satysfakcjonujące pomagać osobie którą się kocha. Cieszą mnie wspólne spędzone chwile. To, że mimo wszystko umiemy być razem.
A co kryzysu, ten kryzys miałam jak byłam nastolatką, dzieckiem. To mi się wydaje dość odległe. Wtedy mocno narozrabiałam w szkole, ja do wtedy przykładna uczennica. Więc to nie bardzo się ma do obecnej sytuacji. Byłam młoda gniewna, zbuntowałam się. Prawdopodobnie chciałam zwrócić na siebie uwagę, Tyle, że to zostało potraktowane jako chuligański wybryk. Poniosłam konsekwencje. Ale dobra nie wracajmy do tego.
Ale co do wymagania. Allama masz racje. Powinnam wymagać. Oczywiście już go zaczęłam angażować w niektóre rzeczy. On poza wszystkim jest też bardzo pomocny, kiedy może przyjeżdża po mnie do pracy, sam pyta czy coś mi pomóc. Często słyszę zapewnienia jak on mnie bardzo kocha. Wiem, że faceci są mało domyślni więc czasem sama mu coś sugeruję lub mówię wprost czego oczekuje. Z różnym skutkiem. Ale to chyba dobry sposób.
Co by się stało gdyby sobie go odpuściła? Nic, poza tym, że byłabym bardzo nieszczęśliwa i niczym bym nie umiała zapełnić tej pustki. Już to przerabiałam. Więc dziękuje postoję. Już zresztą się przyzwyczaiłam że nie zasypiam sama, nie budzę się sama, mam z kim iść do na romantyczną kolacje, mam dla kogo wcześniej wrócić do domu. Zwyczajnie chciałabym żeby to trwało i było coraz mocniejsze
33 2016-06-10 14:48:30 Ostatnio edytowany przez Lillka-15 (2016-06-10 14:54:06)
Co by się stało gdyby sobie go odpuściła? Nic, poza tym, że byłabym bardzo nieszczęśliwa i niczym bym nie umiała zapełnić tej pustki.
Klaro, za każdym razem, kiedy dostajesz jakieś pytania na forum, to coraz bardziej serwujesz nam tu "zapychacze". Ja Tobie już nie wierzę. Serio, w życiu chodzi o zapełnianie pustki kimś? Wyszłaś od problemu niepewnego związku, który trwa już latami, facet jest już wolny, a tu klops. Jak było, tak jest. On się nie określa, nie decyduje. I teraz ten ostatni wpis jak to jest pięknie i jak budzisz się co rano szczęśliwa u boku mężczyzny, którego kochasz .
No więc sielanka u ciebie. Skąd pojawienie się zatem na forum? Skąd u ciebie dramaty, łzy, zaciskanie zębów, niezrozumienie, problemy w relacjach ze znajomymi? Przecież wszystko jest ok, jak piszesz .
Mnie nie kupisz na takie sztuczki. Brak autentyczności z twoje strony w pełni. Powinnaś zacząć myśleć samodzielnie i skupić się na wyjściu z tego impasu, który twój facet ci serwuje, powiem więcej - w którym sama na własne życzenie trwasz. Dobrze wiesz, że nic się nie zmieni z jego strony, a twoje matkowanie, poświęcenie i cierpiętnictwo aż bije po oczach. Zostawiam cię jednak z tematem do przemyślenia. Za chwilę napiszesz pewnie post w stylu: "to nie tak, zle mnie zrozumieliście" .
Wypowiem sie jako facet który po 18 latach małżeństwa i chyba już 4 od rozwodu nadal upatruje w sobie winy za przeszłość i nie ma ochoty na budowanie własnej przyszłości. Wszystko zależny od charakteru i sytuacji. Sprawy jednak w związku muszą POWOLI układać sie we właściwym kierunku i chyba tyle cierpliwości masz Klaro żeby to delikatnie przeprowadzić w porozumieniu z partnerem. Cieszę sie że nie nawiązałem żadnego związku w ciągu pierwszych dwóch lat po rozwodzie bo byłby to zdecydowany plaster, teraz jest już nieco lepiej. Tak więc do dzieła i pozdrawiam.
Dziś otrzymałam pewien e mail i mam gonitwę myśli. Otóż to wiadomość od pani eks.
Zupełnie nie wiem po co do mnie napisała i czego oczekuje. Otóż mniej więcej był to e mail w którym krytycznie wypowiadała się o moim partnerze i próbowała wyciągać jakieś stare brudy. Czy wiem, że coś tam coś tam... Sama treść nie wywołała u mnie jakiejś wielkiej negatywnej reakcji. Ale to, że do mnie napisała już tak. Na koniec zaproponowała mi deal, on rezygnuje z tej rzeczy, ona da nam święty spokój. No ale w jakiej mnie to stawia sytuacji. Po co to zrobiła? Czego ona oczekuje ode mnie? Przecież ja nie powinnam się mieszać!
My umówiliśmy, się, ze od teraz pełna jawność zero tajemnic, nieodpowiedzeń. Zamierzam mu pokazać tego e maila. I wspólnie poszukamy rozwiązania. Ale czy to jest doby pomysł? Może powinnam postąpić inaczej?
Po prostu totalna załamka. Chyba mam jednak mniej cierpliwości niż się spodziewałam.
Jemu nie powiem niech sam wyciągnie wnioski, ale Wam powiem, jestem o eks zazdrosna, o wszelkie ich kontakty. I nie wytrzymam tego dłużej! Pokazałam mu ten e mail i się zawiodłam bo spodziewałam się innej reakcji. Ale trudno chciałabym wylać kawę na ławę. Albo załatwia wszystkie swoje sprawy jeszcze dziś, albo niech robi co chce, ale to już beze mnie. Albo mnie kocha, albo nie. Krótka piłka. Ale poważnie to co ja najlepszego zrobiłam Przegięłam i teraz żałuje. Co teraz zrobić?
Klaro, otrzymałas powyżej wiele mądrych rad wystarczy uważnie przecztać i przestań walczyć z jego eks! pozwól facetowi załatwić swoje sprawy po swojemu. Odpuść trochę bo zamęczysz go swoją miłością i ucieknie - ja bym tak zrobiła.
Klaro, ile Ty masz lat? Pytam z czystej ciekawości. Twoje rozterki są jak z rozprawek literatury pozytywistycznej .
Nie chcę się rozpisywać ale dla Ciebie mam tylko (aż) dwie rady:
1. Nie wchodź w żadne relacje, układy z tą kobietą. Ten temat dla Ciebie nie istnieje i nie powinien istnieć.
2. Zerwij całkowicie relacje z mężczyzną, którego kochasz. Ponieważ ta relacja Cię wyniszcza i będzie wyniszczać coraz bardziej. Ponad to, ten mężczyzna potrzebuje kobiety, która będzie go prowadzić i będzie umiała za niego podejmować decyzje. To nie Ty.
Im szybciej pozbędziesz się złudzeń, tym lepiej dla Ciebie. Jesteś samodzielna, więc sobie poradzisz. Jeśli już chcesz myśleć o rodzinie, to z kimś normalnym, kto poświęci Ci swoją uwagę, nie będzie tylko skupiony na sobie, no i z kim będziesz mogła może mieć dzieci (jeśli tego zapragniesz).
Klara
Większość kochanek, które wiązą się z żonatymi facetami myśli, że ich żony to zołzy i toksyczne kobiety, ponieważ taki obraz przedstawia im uciemiężony mąż, który na wszelkie sposoby chce usprawiedliwić swoje qrestwo. Bo jaka normalna kobieta chciałaby faceta, który zdradza żonę tylko dlatego, że potrzebuje nowych motyli w brzuchu.
Postawa Twojego kochanka dowodzi, że rozwód z żoną to była jej decyzja, z którą on się jeszcze nie pogodził. Do tej pory to żona podejmowała decyzje w ich małżeństwie a Piotruś Pan w wieku andropauzy wymyślił sobie, że dość tego i z nową kochanką przy boku zmieni świat i zacznie wszystko od nowa. Niestety nie przekalkulował tego dobrze, bo okazało się, ze więcej stracił niż zyskał. A co stracił już Ci mówię
- pozycję społeczną jako szanowanego i porządnego męża i ojca
- wspólnych przyjaciół i ich szacunek
- wizerunek w oczach swoich dzieci jako ojca zdrajcę, który porzucił ich matkę
- szacunek w rodzinie, bo skoro byli ponad 20 lat i było mu dobrze, to znaczy że odpierniczyło chłopu jak poznał kochankę,
- ciepłe gniazdko u boku żony, która od lat tolerowała jego wady i błędy, których niewątpliwie się dopuścił..
A teraz co zyskał
- jawność romansu co zniszczyło motyle w brzuchu, gdyż nie jest to już tajne i zakazane
- potencjalną nową partnerkę, co do której nie jest pewien, bo było fajnie ale..
- ...
Co kombinuje
- a no jakby tu wrócić do domu, tylko tak, żeby za bardzo nie przepraszać i się nie kajać, bo przecież jego romans to też wina żony..
Perspektywy dla Ciebie kiepskie, ale zrobisz jak uważasz..
A była żona pewnie nie miała pojęcia, ze mężulek robi jej boki, więc jak się dowiedziała to wywaliła dziada na zbity pysk, dlatego on teraz taki pokorny i za nic nie będzie chciał przeciąć pępowiny z byłą żoną, bo widocznie nie była taka zła..
Właściwie wszystko już zostało powiedziane. Przy okazji słówko do Bolesława: miło stwierdzić, że są jeszcze na świecie faceci, którzy myślą nieco innymi kategoriami niż tak dziś popularne "lekko, łatwo i przyjemnie". Miałam okazję przeczytać kilka Twoich postów i w wielu punktach się z nimi zgadzam.
Klaro, od pierwszych postów rzuciło mi się w oczy, jak bardzo "tańczysz" wokół tego faceta, jak chuchasz na niego, dmuchasz i chodzisz na paluszkach. Pewnie robisz to z przekonaniem, że tak trzeba, ale przejrzyj trochę na oczy. Czy nie jest tak, że Ty się starasz, tłumaczysz go, a on to przyjmuje, bo mu tak wygodnie? A gdzie w tym wszystkim Ty? Dlaczego wciąż na dalszym planie? Zobacz: on szusował na nartach, ty siedziałaś sama - i o.k., to nic strasznego, ja bym po prostu wyciągnęła książkę i cieszyła się godzinką świętego spokoju, ale czy jego to w ogóle obeszło? Założę się, że na jego miejscu ochoczo rzuciłabyś narty, by osładzać mu "samotność". Wcale byś przez to nie cierpiała, przecież czułabyś się ważna i potrzebna, przecież to takie szlachetne myśleć więcej o innych niż o sobie. Czy on wobec Ciebie postępuje równie szlachetnie? Czy on tak bardzo ma na względzie Twoje samopoczucie, trudnośći rozterki, jak Ty jego?
Zupełnie zapominasz o sobie, robisz za podnóżek pana i władcy. A on korzysta z tego ile wlezie. Jak mu się znudzi, to odejdzie.
Zobacz, on się w ogóle nie musi o Ciebie starać. Ma Cię gotową, weźmie, co chce, resztę wypluje.
Witam! Trochę mnie nie było. Obiecuję ustosunkować się do powyższych postów bo niektóre dały mi do myślenia.
Bolesław Nie, ta relacja mnie nie wyniszcza, po prostu to jest dla mnie nowa sytuacja, Jak dotąd nie miałam większej praktyki w związkach więc po prostu się uczę. No i czasem trochę dramatyzuje, ale to już uwarunkowanie charakteru.
A co do dzieci, absolutnie nic z tych rzeczy. Założenie rodziny zupełnie mnie nie interesuje. Ja już mam odchowanego syna i to mi wystarczy w zupełności.
Ósemka masz rację, że nie mogę go zamęczyć miłością. Tyle, że to chyba też zależy od charakteru ja jak już się w coś zaangażuje to całym sercem i całą sobą na 100%.
Takata, ale jego żona to naprawdę straszna kobieta jest ja raz widziałam raz w akcji. Co prawda przy konfrontacji mocno się jej postawiłam, aż sama tym zaskoczyłam siebie i pewnie ją. Ona go wywaliła z domu jak kłócili się o ten dom i inne rzeczy. Kto budował, kto włożył więcej kasy itd. A on i tak się miał wyprowadzać, po prostu chciał wziąć to na co latami pracował. Oni już bardzo długo nawet pokoje mieli osobne. Ja nie mogłam już dłużej patrzeć jak ona mu życie marnuje. Nie mogłam wytrzymać tego jak on się sam szarpie, cierpi.
Ja niewątpliwie uważam, że więcej zyskał niż stracił. Co stracił: z punktu widzenia finansowego dużo, stracił rzeczy na które latami pracował. Co do dzieci, jego syn zauważył, że wreszcie ktoś zainteresował się tym co u niego, a nie on musiał wysłuchiwać tego co u nich i się opowiadać po którejś stronie. Znajomi, Ci bardziej ogarnięci chyba sami wyciągną wnioski, zresztą teraz i tak się nie będą widywać.
Co zyskał
Kobietę która kocha go szczerze całym sercem, akceptuje takiego jakim jest, wzajemne wsparcie, szacunek, zrozumienie. Ciszę, spokój, brak awantur. Szanse na nowe normalne życie, awans w pracy, zmianę środowisko co robi dobrze bo brak jest plotek i nie ma niezręcznych sytuacji spotykając pewne osoby w sklepie czy na parkingu.
Piegowata76, ja wiem, że ja dużo bardziej nadskakuje. Ale szczerze mówiąc, wiem co pomyślicie, ale ja to lubię i się w tym odnajduje. Za to nie znoszę gdy to facet nadskakuje, a ja mam wszystko podane. Duszę się wtedy. Bardzo lubię takich męskich samców alfa. Spokojnych ułożonych facetów szanuje, ale tylko szanuje i lubię. Brakuje mi w nich ,,tego czegoś''. I z całym przekonaniem nie odnalazłabym się w takim związku, brak pożądania, adrenaliny, namiętności, iskry- brak miłości. Mój W potrafi być tak pewny siebie w niektórych sytuacjach, zdecydowany. Ale nie jest nachalny, mogę czuć się bardzo komfortowo. Pierwszy facet w życiu przy którym czuję się prawdziwa kobieta.
Co do nart, jedną z jego największych zalet jest to, że sam umie zorganizować sobie czas i nie jest absorbujący. Zawsze dajmy sobie o siebie trochę luzu i czasu wolnego. Czasem mamy inne plany, co innego lubimy robić ale za to całe wieczory, wspólne noce są tylko dla nas.
Ale jednak po dokładnym przeanalizowaniu wszystkiego, muszę to napisać. Nie chce być niegrzeczna, bo w sumie przyszłam tu porady, proszę nie próbujcie nakierowywać mnie na zerwanie z nim. NIE MA TAKIEJ OPCJI. Jestem na tym punkcie wyczulona, i po prostu się wyłączę z forum. A ze związku na pewno nie zrezygnuję. W sumie nie wiem na co liczyłam, jak sobie poczytałam niektóre wątki to schemat jest bardzo podobny. Najczęstsze porady maja nacisk na ,,wypisz się z tego związku'' co mnie zniechęca do otwierania się, ale o dziwo jeszcze bardziej motywuje do walki o nasz związek.
To ja wiem co jest dla mnie najlepsze i nie dam sobie na siłę niczego wmówić. I nie będę robiła niczego żeby sama sobie złamać serce i życie ale przypodobać się innym, że mądra silna kobieta postąpiła właściwie ale właściwie dla kogo? Mam takie pytanie gdybym tu dziś napisała że z nim zerwałam to pewnie co niektórzy otworzyliby szampana ze satysfakcji, że stanęło na ich, że mieli rację, że postąpiłam tak jak oczekiwali. Ale każdy miałby zupełnie w dupie, to czego ja czuje, na czym zależy moje uczucia i to co ja bym tak szczerze chciała. Nie chce być nietaktowna, ale wiem co tu się kombinuje klasycznie próbujecie mnie na niego napuścić, nastawić, przedstawić w jak najgorszym świetle żebym zerwała i wtedy cel byłby osiągnięty?! Naprawdę co niektórzy to jakby go znali jeszcze z podwórka szkolnego z takim przekonaniem piszą. Przyszłam tu po konkretne rady, i od początku pisałam że zakończenie związku nawet nie wchodzi w grę! Ludzie nas nie rozdzielili to tym bardziej nie zrobi tego forum. Nie dam sobie mącić w głowie! Więc się żegnam
Hej, przepraszam za wczoraj. Zdecydowanie za mocno się uniosłam. Jestem jednak wyczulona na takie manipulacje. Oczywiście porady, sygnały ostrzegawcze analizuje. Ale o tym żeby zakończyć związek nawet nie pomyślałam i nie myślę. Niektóre sytuacje czasem mnie przerastają stąd tu jestem, ja taka konkretna osoba jestem i konkretnie pisze czego chce, a czego nie chce. Wiem, że każdy chce podzielić się swoim doświadczeniem. Oczywiście znam setki takich sytuacji, i wiem jak to się kończyło bez happy endu. W nielicznych przypadkach się udało. A wiecie w jakich? W tych gdzie ludzie byli pewni swego i za żadne skarby nie dali się przekonać, przerobić, ustąpić. Ja chyba do grupy takich uparciuchów należę
W każdym razie, wybaczcie za moją niewdzięczność, bo faktycznie tak owa nie powinna mieć miejsca. Miłego dnia, pozdrawiam!
Ech naprawdę mnie ostatnio poniosło. Mam nadzieję, że nie wypłoszyłam Was. Wydarzyła się pewna sytuacja która mnie mocno wyprowadziła z równowagi, stąd moje ogólne podrażnienie. Ale co do związku, wracając do tematu:
Okazuje się, że jesteśmy do siebie bardzo podobni, mamy podobne obawy i oczekiwania.Zaskoczę Was i siebie ale to nie tylko jego wina, że mamy do siebie taki dystans, ja podświadomie tez jestem hamulcowym. Do rzeczy, on zaproponował układ, gdzie gdzie nadal będziemy miło organizowali sobie czas kolacje...ze śniadaniem. Wspólne wyjazdy w różne miejsca, wyjścia na miasto. Ale bez żadnych wielkich obietnic i deklaracji na razie przynajmniej. Trudno mi się samej do tego przyznać ale odpowiada mi to bardzo. Zdecydowana większość kobiet dąży do tego żeby stworzyć typowy związek, nadać relacji ciepło domowe. A mnie to jakoś nie kręci, może trochę, ale zdecydowanie nie jestem gotowa na takie radykalne zmiany, nie wiem jak się za to zabrać, przyznaje, że czasem myślę o tym jak to jest w takim związku bez barier, chciałabym kiedyś spróbować. Bo tu jest jeszcze jedna niespójność z jego strony, niby proponuje tego typu związek, a wspomina o wspólnym mieszkaniu w przyszłości. Powiedzcie mi jak to jest, że jak przychodzi co do czego, to ja robię dwa kroki w tył, no dlaczego to tak? I chciałabym, i boje się.
Powiedzcie mi jak to jest, że jak przychodzi co do czego, to ja robię dwa kroki w tył, no dlaczego to tak? I chciałabym, i boje się.
Każdy a przynajmniej większość tak ma bo każdy myślący człowiek boi się zmian, bo nie wiadomo co przyniosą w przyszłości. Różne mogą być scenariusze.Zmiany noisą za sobą ryzyko, że się nie powiedzie. Ale czasami warto o tym przestać myśleć. Złapać 'to" za rogi i spróbować. A potem pozostaje już tylko dbać o to by było dobrze i cieszyć się z bycia razem. Wiadomo, że zawsze, jak w każdym związku mogą się pojawić jakieś nieporozumienia ale te też można przy odrobinie chęci przezwyciężyć i rozwiązać.
Widzicie, ostatnio się tak na niego najeżyłam o tę panią eks, zaczęłam stawiać ultimatum.
On ma dwie propozycje jedna to ta żeby z niczym się nie spieszyć, nie składać jakiś wielkich deklaracji, a druga konkretna ON CHCE RAZEM ZAMIESZKAĆ!!! Okazuje się, że to mieszkanie mu nie odpowiada, bo to jest na takim nowym osiedlu gdzie większość to bardzo młodzi ludzie studenci lub rodzice z małymi dziećmi, i on tam czuje się tak obco, poza tym on chce coś bardziej przestronnego, większego. I już ma upatrzony coś na styl szeregowca, na innym osiedlu nieco oddalonym od centrum miasta. Osiedle fajne, spokojne, ludzie nieco poważniejsi no i on tam ma jakiegoś kolegę. Co mieszka niedaleko. Teraz piłka po mojej stronie. Powinnam być prze szczęśliwa, przecież tyle czasu na siebie czekaliśmy, żeby być razem. Chce spróbować, ale moje zadowolenie przesłaniają obawy. A co jeżeli się nie zgramy, okażę się, że nie będziemy się dogadywać w codziennym życiu? Nie wiem czy ja w ogóle, umiem być dobrą partnerką, a co jeżeli nie? Nie chce go bardziej skrzywdzić on już w życiu swoje przeszedł Ja bardzo długo mieszkałam sama i się przyzwyczaiłam do tego, boję się, że się rozczaruje i dojdę do smutnego wniosku, że jednak wole mieszkać sama, co wtedy? Kwestia przeprowadzki, to mieszkanie mam bardzo długo, znam okolicę sąsiadów, mam blisko do pracy. A tam będę musiała zmienić otoczenie, będę musiała wcześniej wstawać. Poza tym, mam jakieś dziwne wyrzuty, że pójdę do niego na gotowe, obawiam się, że będzie mi trudno poczuć się jak u siebie. No co ze mnie za niewdzięczny człowiek, co nie umie się tak po prostu cieszyć. Oczywiście z nim o obawach nie rozmawiałam, nie chce mu robić przykrości. Przecież ja chce być z nim. Niepotrzebnie się napędzam i tworze różne scenariusze. Czy to normalne, że ja tak po prostu nie umiem żyć chwilą?...