Cześć dziewczyny.
Mam problem ze studiami. Jestem na 1 roku magisterki, kierunek Stosunki międzynarodowe, licencjat skończyłam na kierunku Filologia: języki stosowane, j.angielski i j.francuski. Zmiana kierunku studiów wyszła po wielu rozmowach z różnymi ludźmi (również bardziej doświadczonymi ode mnie) sądziłam, że nauczę się czegoś nowego, co przyda mi się w przyszłej pracy, ale się przeliczyłam. O ile pierwszy semestr jakoś zaliczyłam (po zdaniu 1 poprawki), to teraz już jest tylko gorzej. Kompletnie nie wiem, o czym są zajęcia, promotorka jest okropna (zapisałam się już po zakończeniu rekrutacji, więc nie miałam innej do wyboru), muszę robić referaty na tematy, które zupełnie mnie nie interesują, krótko mówiąc - totalna pomyłka. Na licencjacie było ciężko, ale mnie te studia cieszyły; ten kierunek za to zupełnie mnie nie rusza.
Licencjat robiłam dziennie, magisterkę studiuję zaocznie, bo chciałam iść do pracy podłapać trochę doświadczenia zawodowego.
I tu jest problem: tata zobowiązał się do opłacenia mi studiów; z mojej pensji odkładam na pokrycie części kosztów ślubu i wesela, które będę miała w przyszłym roku.
Jak powiedzieć rodzicom, że chcę zrezygnować z tych studiów i wrócić w przyszłym roku z powrotem na filologię? Zarówno oni jak i mój narzeczony chcą, żebym do ślubu już zrobiła magistra i miała spokój ze studiami. Jak sobie pomyślę o reakcji taty na to, że tyle kasy poszło w błoto to mnie ciarki przechodzą. Ale mam 23 lata, mam jeszcze dużo czasu przed sobą, żeby uzupełnić wykształcenie, a nie mam ochoty brnąć dalej w coś, do czego nie czuję powołania, zwłaszcza, że już praca mnie dobija, bo pracuję w telemarketingu i szlag mnie jasny trafia ale nie mam chwilowo innej opcji, więc siedzę. Chciałabym choć na studiach się realizować.
Co radzicie?