Nie umiem się zaakceptować. To mój drugi wpis w ciagu dnia. Mam wiele rzeczy w sobie które trzymam i nie wiem co z tym zrobić. Trzymałam w sobie w koncu odważyłam się napisać o tym. Po pierwsze- od paru lat,nie akceptuje samej siebie. Potrafię siedziec w pokoju sama i przez caly dzien nic nie mówić. Pierwsza rzeczą jaka mnie tak przytłaczała,był rozwód rodziców ktory trwał 5 lat.. Wszystko co było wypowiedziane z ich ust przez ten cza,te krzydy pamietam do dziś. Potem niespodziewana śmierć najbliższych mi osób. Cios. Nie umiem cieszyć się z życia,teraz jeszcze zawaliła mi się szkoła. Plany studia i praca.. Ciągła krytyka od rodziców. Robie duzo,koncze kursy wszystko co sie da. Pracuje,dorabiam sobie na swoje potrzeby,nie ciągne od rodziców. Problem w tym,że nie umiem sie wlasnie zaakceptować.. zmotywować do działań,do czego kolwiek. Jak juz zaświeci lampka w glowie to przez chwilę i znika. Zawsze starałam się robić wiecej dla kogoś niz dla siebie. Teraz sprawa matury. Nie zdaje w tym roku,podwinęła mi sie noga. Co mowić rodzinie,znajomym którzy beda sie dppytywali? Jak nabrać pewności,korzystać z życia jak nalezy? Jak patrzeć przed siebie z usmiechem na twarzy? Jak znlaleźć kogość kto ci pomoże? Czuje sie samotna,niepotrzebna,błędem.. 4 rok zastanawiam się,czemu to tak wygląda..dlaczego... czy to jest depresja? czy mam problemy sama ze soba?
Przez te 5 lat o których piszesz żyłaś w toksycznej atmosferze, być może byłaś pionkiem w tej wojnie między rodzicami. Na pewno usłyszałaś dużo przykrych słów, które nie były sprawiedliwe, bo rzucane w gniewie. Nie obwiniaj siebie o rozwód rodziców, ani o śmierć Twoich bliskich.
Piszesz: "Zawsze starałam się robić więcej dla kogoś niż dla siebie." Czy myślisz, że tylko inni mają prawo być szczęśliwi? To piękne, że jesteś uczynna, ale pomagaj innym w rozsądny sposób. Nie dawaj się wykorzystywać i nie zaniedbuj własnych potrzeb. Postaraj się czasem wychodzić z tego pokoju, spotykać się i rozmawiać ze znajomymi.
Witaj, obowiązkiem rozwodzących się rodziców było porozmawiać z Tobą, że to nie Twoja wina, że tak się w życiu zdarza, że miłość się kończy, ale trzeba iść dalej, że będą Cię kochać, że w tym względzie nic się nie zmieniło.
Nie obwiniaj siebie, choć to trudne, bo sytuacja sama nakręciła Cię, że teraz jesteś taka, a nie inna.
Jesteś młoda, jesteś bardzo wrażliwą osobą. Jeśli chcesz żyć to zacznij działać. Może poproś o pomoc wychowawcę klasy?
Ja mam już trochę lat i nic ze swoim życiem nie zrobiłam, byłam i jestem trochę podobna do Ciebie, zawaliłam życie będąc w Twoim wieku. Myśli samobójcze w gruncie rzeczy przedłużają mi żywot... Dla mnie na wszystko jest już za późno... Ale Ty jesteś młoda!!!
Zawaliłaś szkołę, nie musisz nikomu się z tego tłumaczyć.
Odezwij się kiedyś.
Pozdrawiam.