Witam serdecznie! Od dawna miałem potrzebę się komuś wygadać i tak naprawdę to nikt nie potrafił mi pomóc, aż trafiłem na to forum. Jestem facetem i może to dobrze, że wygadam się kobietom. Długo się nosiłem z zamiarem napisania tu postu i dziś wreszcie się odważyłem. Moje życie się ostro wywróciło w ostatnim czasie. A dokładnie zaczęło się w połowie lutego…
Pokrótce słowem wstępu- z moją dziewczyną, narzeczoną i żoną jestem obecnie już 7 rok razem. Mi stuknęła 30tka, ona rok młodsza. Wcześniej pomieszkiwała razem ze mną i moimi rodzicami u mnie przez pewien czas(miała poważne problemy rodzinne, to nieistotne koniec końców) aż wynająłem mieszkanie, gdzie zamieszkaliśmy razem. Mieszkanie wyremontowane od podstawy dla nas, mieszkało nam się dobrze aż po roku czasu zdecydowaliśmy się na ślub. W kwietniu minęło pół roku od pamiętnego dnia, raptem pół roku…
A więc... Od lutego zauważyłem, że zaczęła się jakoś dziwnie zachowywać, zaczęła grać w grę online, od której kiedyś była uzależniona podobno, mało sypiać (zawsze była strasznym śpiochem a teraz wstawała wcześnie i chodziła późno spać) i odsuwać się ode mnie. Pomyślałem, że mała odskocznia jej nic nie zrobi. W Walentynki dała mi jeszcze słodką karteczkę, z kochaniami i innymi słodkimi zdaniami. Kilka dni po tym, przypadkiem w nocy nakryłem ją jak gada z kimś przez telefon, mocno się speszyła i zakończyła szybko rozmowę, mówiąc że to jej koleżanka. Na jej nieszczęście był włączony laptop, gdzie w grze na sb pisała z jakimś kolesiem, że do niego dzwoni. Pomyślałem, że to nic poważnego. Sytuacja z czasem się pogarszała, widziałem, że non stop pisze z kimś eski, wiadomości na FB no i w grze. Czekałem na rozwój sytuacji aż sama się spostrzeże, że coś jest nie fair (to był pewnie mój błąd). Jakiś czas później wyszła poważna rozmowa, z jej intencji. Myślałem, że mi powie o tym kolesiu. Ten fakt jednak pominęła, usłyszałem jednak inne przykre rzeczy, ze ma mnie dość (kiedyś już też mieliśmy takie kryzysy jako para), że jestem z nią tylko dlatego, że mam w niej gosposię bo gotuje obiady, że przychodzi z pracy do pracy a ja nic nie robię (nie uważam tak, robiłem wiele rzeczy, których po prostu nie widziała bądź nie chciała widzieć, bo ja i tak nic nie robię i kropka), gdzie mieszkaliśmy już ponad rok razem, więc poznała mnie na tyle dobrze jak sądzę. Wziąłem to do siebie, postanowiłem się poprawić, wszystko to co mi zarzuciła starałem się naprawić. Pozakładałem jej półki bo chciała, robiłem kanapki, herbatki, zostawiałem jej różyczki wychodząc do pracy i ogólnie próbowałem się starać. Nadal jednak była obojętna. Zaczęła co chwila wychodzić do koleżanek, żeby tylko ze mną w domu nie siedzieć, okazało się że pali od jakiegoś czasu papierosy. W międzyczasie miałem urodziny, które mi pięknie wyprawiła, jednak między nami nic nie było lepiej. Ja się czułem coraz gorzej, przestała się w ogóle do mnie przytulać, całować mnie itd. Każdy powrót z pracy dla mnie był straszny, bo zamykała się na mnie coraz bardziej a ja nie mogłem tego przebić. W końcu po krótkim czasie, gdy wróciła z pracy rzuciłem się do niej, błagając żeby się zmieniła, żeby dała nam szanse, że się naprawdę poprawię, że mogę być dla niej taki dobry jak byłem kiedyś, żeby nie psuć tego na co tak długo pracowaliśmy. Mieliśmy naprawdę dużo wspólnych wspomnień i zainteresowań- razem jeździliśmy na koncerty, mecze, rowerki, lubiliśmy tą samą muzykę i mieliśmy te same polityczne poglądy. Każdy z naszych znajomych uważał nas za idealnie dobraną parę, którą jak sam sądziłem byliśmy. Fajnie dobrani, zgadani i tacy „wspólni”. Jednak ona mi powiedziała, że już chyba tego nie chce, że coś w niej pękło, że gdybym przyszedł z 2 miesiące temu to może coś byśmy zrobili z tego a tak to jest już chyba za późno i że mnie chyba już nie kocha i zaczęła coś przebąkiwać o rozwodzie (po pół roku!). Mówiła, że człowiek się nie zmienia... I tu jedna bardzo ważna kwestia- powiedziała mi, że nie chce mieć ze mną na chwilę obecną dzieci. Fakt, dziecka jeszcze nie mieliśmy, ona pragnęła go od dawna, ja poprosiłem ją żebyśmy zaczęli się starać po ślubie i ok. Następnie (to był jej pomysł) mieliśmy się starać właśnie od kwietnia, żeby dziecko urodziło się najlepiej już po nowym roku, żeby miało trochę łatwiej w szkole itp. (przykład miała dziecka siostry). I też ok. No ale na początku roku zaczęła nalegać, żeby starać się wcześniej, ja ją prosiłem żeby poczekać tą chwilę bo to jest naprawdę chwila moment. Fakt, wcześniej ja się nie śpieszyłem do dziecka, gdy ona tego bardzo pragnęła. Teraz, gdy ja zapragnąłem ona nie była w stanie poczekać tych dwóch miesięcy. I to było to co ja najbardziej odtrąciło ode mnie. Ten koleś był tylko tym, co ją pocieszało. Widziałem, że sms przeszły w tryb „kochanie”, „tęsknie” itd. Ona już wiedziała, że ja wiem (kolejna rozmowa) ale nic jej to nie przeszkadzało. Kolega X nie był jej kochankiem bo odkryłem, że mieszka 350km od naszego miasta, teraz wiem, że nawet się nie spotkali, tylko pisali bądź rozmawiali (swoją drogą 37 letni rozwodnik, poznał dziewczynę na grze i razem sobie słodko piszą, jakie to z ich strony dorosłe). Ale jakoś ją motywował do działania najwidoczniej. I tu szczyt hipokryzji z ich strony. On na fb wkleił grafikę z tekstem o staruszkach (na pewno znacie), jak wytrzymali tyle lat ze sobą a oni w odpowiedzi, że za ich czasów jak coś się psuło, to się to naprawiało a nie wyrzucało do kosza. I ona to polubiła! A w życiu nie miała na nic takiego ochoty.
W międzyczasie pojawił się bardzo ważny dzień. 5 kwietnia. Wtedy miała jakiś ostry kryzys, wróciłem późnym wieczorem do domu. I zobaczyłem jak śpi na wpół na podłodze a w pół na łóżku. Wypiła wino i sporo wódki, pełno papierosów wypaliła a na palcu miała… obrączkę i pierścionek zaręczynowy, którego dawno nie nosiła. Myślałem, że coś się tego dnia zmieni. Rano znów jednak była oschła ale w pracy (szła na popołudnie) zadzwoniła do mnie skruszonym głosem. Poszedłem po nią wieczorem do pracy i to był boski wieczór, cały czas się przytulała (nie czułem tego od ponad miesiąca) i całowała ze mną. W domu zrobiłem jej masaż, a ona później usnęła mi na kolanach przytulając się do mnie. Było pięknie. Jednak przez kolejne 2 dni znów zaczęła bez powodu się robić oschła aż przyszedł piątek , gdzie miała jechać na weekend do koleżanki. Przez całe 3 dni napisała mi raptem wymuszone przeze mnie 2 suche smsy. Po jej powrocie (dopiero w poniedziałek wieczorem po pracy wróciła do domu) było tylko gorzej…
Aż w końcu przyszedł dzień 16 kwietnia. Tego dnia zaczęła się pakować bo wyjeżdżała do innego miasta, gdzie koleżanka załatwiła jej u siebie pokój i pracę. Dowiedziałem się o tym planie kilka dni wcześniej. Wcześniej prosiłem żeby może odpoczęła ode mnie i wyprowadziła się na jakiś czas do ojca, że może zatęskni, żeby nie rzucała wszystkiego tak ostro. Niestety się nie zgodziła. Z dnia na dzień rzuciła pracę i całą resztę. 15 kwietnia szliśmy razem na 18-tkę mojej siostrzenicy, uzgodniliśmy, żeby jej nie psuć imprezy będziemy udawać, że jest wszystko ok. Wtedy widziałem Ją ostatni raz, jak odprowadzałem do taxi. Na noc nie wróciłem, poszedłem spać do rodziców, bo nie chciałem być w domu jak się będzie pakować, to byłoby dla mnie zbyt bolesne. Tego dnia wyjechała i nie mam z nią kontaktu do dziś. Spakowała wszystkie swoje rzeczy ale pozostawiała wspólne pamiątki, jak np. swój album z panieńskiego, wszystkie zdjęcia i różne podarki ode mnie, czy też pamiątki i kartki z Walentynek… (nie wiem jak to rozumieć)
Po tygodniu napisałem jej luźnego sms, żeby się przypomnieć - jak po pierwszym tygodniu nowej pracy i że życzę jej miłego weekendu. Nic nie odpisała a sms wiem, że dostała. Mało tego dowiedziałem się od jej ojca, że ma drugi nr tel o którym mi nie powiedziała i o którym miałem nie wiedzieć…
To wszystko wygląda teraz coraz gorzej, czuje że traktuje mnie jak znienawidzonego śmiecia, który jej zrujnował życie. Zrozumiałbym takie zachowanie, gdybym ją bił, zakazywał jej jakiś spotkań, wyzywał ją ciągle czy coś. Ale ja zawsze jej na wszystko pozwalałem, nie krzyczałem nigdy na nią, nie nagabywałem na seks (co zawsze doceniała, mówiąc że jestem taki dobry bo jej koleżanki nie mają tak fajnie, bo jak facet chce to musi to dostać i basta). A teraz mnie traktuje jak wroga, który jej wybił całą rodzinę…
Co robić, co radzicie? Liczę na Wasze słowa bo sam jestem zagubiony, od lutego mam ciągłą małą depresję, nie mogę przestać o niej myśleć i tęsknić, ciągle ją mocno kocham i nikt nie może mi dobrze doradzić…
Ps. Przepraszam za długą historię i może trochę chaotycznie napisaną… Pozdrawiam.
Chyba nie pozostaje Ci nic innego, jak pogodzić się z jej odejściem. Przykre, ale w próżnię raczej nie odeszła. Być może odezwie się, gdy jej z kochankiem nie wyjdzie.
Tylko, że nazywanie go kochankiem jest bądź co bądź sporo na wyrost... Ona się z nim nigdy nawet nie widziała, nie wiem czy nadal z nim pisze czy nie, ale on był tylko dlatego, że jej się fajnie z nim pisało... Koniec końców nie uciekła do niego tylko ode mnie i przede mną a głównym problemem byłem raczej ja... I to mnie zastanawia... Ale zauważyłem, że przed wyjazdem pozgrywała sobie kilka takich "ckliwych" i "dołujących" piosenek, jakby nadal miała rozterki, bądź coś takiego... Chwile przed wyjściem z mieszkania, jak się wyprowadzała, powiedziała jeszcze mojej przyjaciółce, która do niej wtedy przyjechała: "Wiem, że źle robię, ale już za późno"...
Niestety kolego patrząc obiektywnie na ta sytuację nie daj sie podeptać nie błagaj nie proś .Im bardziej będziesz sie starał tym bardziej bedzie Cię miała w dupie . Przykre to ale prawdziwe mnie zajeło 6,5 roku zanim zrozumiałem że ta moja kobieta nie jest mnie warta i mnie nie kocha. Popełniałem te same błedy , zaskakujący czuły troszczący sie o jej zdrowie nie o swoje . Pomyśl nie zmusisz jej do miłości nic na siłe nie zrobisz , bardzo przykre ale im wiecej bedziesz sie angażował tym twoje samopoczucie bedzie gorsze . Teraz pewnie cieżko bedzie Ci to ogarnać ale może za 3 miesiace zobaczysz w tym sens . Czytaj forum inne wątki a ten sam schemat zobacz jak sie zakończyły i wyciągaj wnioski .Trzeba sobie zdać sprawe że niektóre kobiety są nie warte naszej miłosci mimo , wpomnień pogladów odgadywaniu myśli .Może nie uwierzysz ale też myslalem że jesteśmy super dobrani i to moja wielka miłość ale to niestety iluzja która żyłem , a teraz żyjesz Ty .Czytaj , analizuj i nie marnuj swojego życia ona sie NIE ZMIENI .Powodzenia
Masakra. Co za niedojrzała baba. Wspolczuję ci chlopie bo masz jeszcze gorsze " dziecko " niż ja ( męża).
Wiesz co ci powiem. Wróci z płaczem. Za pół roku, rok. Nie daj się! Szukaj pozytywów w tym całym bagnie i wytrwaj. Czy pozwolisz jej wrócić to będzie twoja decyzja. Brrrr....jak najdalej od takich ludzi!
PiK10, wybacz, ale jesteś naiwny, myślę, że nie znasz nawet pół prawdy. Wiesz tyle, ile ona sama zechciała Ci powiedzieć, a i jej prawda zapewne ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Zostawiła Ciebie i wszystko co z Tobą związane (pamiątki, prezenty itp.), a Ty chwytasz się jakiś niewiele znaczących gestów, słówek. Rozumiem, że jest Ci ciężko, jesteś zdezorientowany i ciągle łudzisz się, że coś się zmieni, ale nawet nie wiesz gdzie ona teraz mieszka, z kim, gdzie pracuje itd. wiesz tyle ile Ci powiedziała, czyli nic.
Nie znasz faktów.
Na tym forum jest wielu obrońców prywatności, Ty także z tego co piszesz nie śledziłeś, nie podglądałeś, a efekt tego jest taki, ze jesteś w przysłowiowej czarnej d***e.
Może gdybyś odważył się i przyjrzał dokładniej temu, co ona robi, jej kontaktom, to może w tej chwili przynajmniej wiedziałbyś na czym stoisz.
Teraz nie pozostaje Ci nic innego jak odpuścić i zadbać o siebie.
PiK10, wybacz, ale jesteś naiwny, myślę, że nie znasz nawet pół prawdy. Wiesz tyle, ile ona sama zechciała Ci powiedzieć, a i jej prawda zapewne ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Zostawiła Ciebie i wszystko co z Tobą związane (pamiątki, prezenty itp.), a Ty chwytasz się jakiś niewiele znaczących gestów, słówek. Rozumiem, że jest Ci ciężko, jesteś zdezorientowany i ciągle łudzisz się, że coś się zmieni, ale nawet nie wiesz gdzie ona teraz mieszka, z kim, gdzie pracuje itd. wiesz tyle ile Ci powiedziała, czyli nic.
Nie znasz faktów.
Na tym forum jest wielu obrońców prywatności, Ty także z tego co piszesz nie śledziłeś, nie podglądałeś, a efekt tego jest taki, ze jesteś w przysłowiowej czarnej d***e.
Może gdybyś odważył się i przyjrzał dokładniej temu, co ona robi, jej kontaktom, to może w tej chwili przynajmniej wiedziałbyś na czym stoisz.
Teraz nie pozostaje Ci nic innego jak odpuścić i zadbać o siebie.
Josz takie typy potrafią tak manipulować, że głowa mała. Nic od takiego nie wyciągniesz bo się nie da. Z kimś takim nie idzie się dogadać.
Pik analizuje, stara się zrozumieć. Nie zrozumiesz kolego! Ona ma cię głęboko w dupie...to zrozum.
Tylko, że nazywanie go kochankiem jest bądź co bądź sporo na wyrost... Ona się z nim nigdy nawet nie widziała, nie wiem czy nadal z nim pisze czy nie, ale on był tylko dlatego, że jej się fajnie z nim pisało... Koniec końców nie uciekła do niego tylko ode mnie i przede mną a głównym problemem byłem raczej ja... I to mnie zastanawia... Ale zauważyłem, że przed wyjazdem pozgrywała sobie kilka takich "ckliwych" i "dołujących" piosenek, jakby nadal miała rozterki, bądź coś takiego... Chwile przed wyjściem z mieszkania, jak się wyprowadzała, powiedziała jeszcze mojej przyjaciółce, która do niej wtedy przyjechała: "Wiem, że źle robię, ale już za późno"...
Nie obraź się, ale jesteś naiwny jak dziecko we mgle...
Z tym "kolegą" jkuz sie spotkała - kto wie, czy nie wówczas, gdy jechała "do koleżanki"... A teraz pewnie ma z nim kontakt - nie tylko wirtualny.
Zastanów sie teraz nad podstawową sprawą: byłbyś skłonny po takich jej zachowaniach (olewanie Ciebie i Twoich uczuć, lekceważenie wspólnego czasu i planów, zdrada emocjonalna z tym kolesiem, potencjalna zdrada fizyczna itp itd.) teraz ją ...przyjąć z powrotem? Nie czujesz sie potraktowany jak śmieć? Czujesz to przecież... Nadal tęsknisz za nią czy za jej obrazem jaki wciąż masz w myslach - jakże dalekim od oryginału...?
Powiem Ci tak: nie jesteś pierwszym ani ostatnim mężczyzną, który był dobrym facetem w związku a został potraktowany okrutnie i niezasłużenie. Staraj sie nie rozpamietywać, nie mysleć, zajmij się innymi sprawami (praca, hobby, znajomi), na które mozesz miec teraz wiecej czasu. Za jakiś czas ochłoniesz i odnajdziesz spokój, a wspomnienie o tej kobiecie będzie mniej bolesne i bardziej ...negatywne niż ckliwe.
Być może za jakiś czas szanowna i niewierna małżonka zechce wrócić, gdy - jak Josz już sugerowała - coś jej się nie uda z nowym gostkiem. Wielce to prawdopodobne... Ale życzę Ci, abyś był juz wówczas na etapie niechęci i obrzydzenia do tej kobiety - byś nawet nie chciał jej otworzyć drzwi...
Nie myśl, że piszę nie mając pojęcia o Twojej sytuacji - również podobnie jak Ty "zawiniłem" w swoim małzeństwie i troche podobnie wszystko sie potoczyło (aczkolwiek byłem troche twardszy...). Ale to juz było dawno temu...
9 2016-04-26 21:52:21 Ostatnio edytowany przez madoja (2016-04-26 21:55:13)
Wiesz ile osób twierdziło tu na forum, że "nie, na pewno nie zostałem zdradzony"?
Skąd możesz mieć 100% pewność że jadąc na weekend do "koleżanki", nie rozkładała nóg przed innym facetem, skoro dostałeś od niej tylko 2 SMSy?
Jako kobieta mówię Ci i uwierz w to: kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie. My jesteśmy jak małpki - puszczamy jedną gałąź dopiero gdy mocno trzymamy drugą, ponieważ przeraźliwie boimy się samotności.
MOŻESZ BYĆ PEWIEN że (nawet jeśli fizycznie Cię nie zdradziła) ma już doskonale obcykany plan z nowym kolesiem.
Bardzo mi Cię żal, Twoja żona to suka.
Byc może jak jej nie wyjdzie, wróci do Ciebie. Póki co nie odzywaj się do niej, bo z każdym kolejnym mailem czy SMSem ona nienawidzi Cię coraz bardziej. Odczekaj jakiś czas i złóż papiery rozwodowe. Może to ją ocknie.
Nie obraź się, ale jesteś naiwny jak dziecko we mgle...
Z tym "kolegą" jkuz sie spotkała - kto wie, czy nie wówczas, gdy jechała "do koleżanki"... A teraz pewnie ma z nim kontakt - nie tylko wirtualny.
Zastanów sie teraz nad podstawową sprawą: byłbyś skłonny po takich jej zachowaniach (olewanie Ciebie i Twoich uczuć, lekceważenie wspólnego czasu i planów, zdrada emocjonalna z tym kolesiem, potencjalna zdrada fizyczna itp itd.) teraz ją ...przyjąć z powrotem? Nie czujesz sie potraktowany jak śmieć? Czujesz to przecież... Nadal tęsknisz za nią czy za jej obrazem jaki wciąż masz w myslach - jakże dalekim od oryginału...?
Powiem Ci tak: nie jesteś pierwszym ani ostatnim mężczyzną, który był dobrym facetem w związku a został potraktowany okrutnie i niezasłużenie. Staraj sie nie rozpamietywać, nie mysleć, zajmij się innymi sprawami (praca, hobby, znajomi), na które mozesz miec teraz wiecej czasu. Za jakiś czas ochłoniesz i odnajdziesz spokój, a wspomnienie o tej kobiecie będzie mniej bolesne i bardziej ...negatywne niż ckliwe.
Być może za jakiś czas szanowna i niewierna małżonka zechce wrócić, gdy - jak Josz już sugerowała - coś jej się nie uda z nowym gostkiem. Wielce to prawdopodobne... Ale życzę Ci, abyś był juz wówczas na etapie niechęci i obrzydzenia do tej kobiety - byś nawet nie chciał jej otworzyć drzwi...
Nie myśl, że piszę nie mając pojęcia o Twojej sytuacji - również podobnie jak Ty "zawiniłem" w swoim małzeństwie i troche podobnie wszystko sie potoczyło (aczkolwiek byłem troche twardszy...). Ale to juz było dawno temu...
Popieram zacisnij zęby a za jakiś czas bedziesz gotowy na kogoś innego który doceni jakim jesteś i nie bedziesz musiłał o nic sie prosić . Dobrze że nie masz dziecka bo to moglo by pogorszyć twoją sytuację złóż pozew o rozwód i pożegnaj ją ze swojego życia zanim wpadniesz w depresje i stracisz godność . To że ktoś Ci mówi Kocham nie zawsze rozumie to słowo lub celowo manipuluje , patrz na czyny a nie na słowa
Co robić, co radzicie? Liczę na Wasze słowa bo sam jestem zagubiony, od lutego mam ciągłą małą depresję, nie mogę przestać o niej myśleć i tęsknić, ciągle ją mocno kocham i nikt nie może mi dobrze doradzić…
A co do tej kwestii, to nie robić nic. Przeżyj swoją żałobę, płacz ile chcesz (byle nie przy niej). To wszystko stało się niedawno, niestety nie da się przyspieszyć procesu "leczenia".
Mogę się tylko domyślać jak Ci ciężko. Pozwól by upłynął czas, zobaczysz że za kilka miesięcy smutek zamieni się w złość, aż w końcu w obojętność.
Tylko, że nazywanie go kochankiem jest bądź co bądź sporo na wyrost... Ona się z nim nigdy nawet nie widziała, nie wiem czy nadal z nim pisze czy nie, ale on był tylko dlatego, że jej się fajnie z nim pisało... Koniec końców nie uciekła do niego tylko ode mnie i przede mną a głównym problemem byłem raczej ja...
Ona się znim nigdy nie spotkała ?
Dlaczego jesteś tego tak pewien ?
Wyjeżdżała balety do koleżanek, kilkudniowe kiedy nie miałeś z nią żadnego kontaktu poza 2 SMS.
Skąd wiesz, że go tam wtedy nie było ?
Problemem byłeś Ty, ponieważ przeszkadzaleś je w realizacji jej planów.
Zdradziła Cię z nim emocjonalnie - to na pewno.
Przeniosła swoje uczucia na innego faceta, wtedy Ty stałeś się zbędny, pełen wad.
Skąd wiesz, że nie pojechała mieszkać z nim, lub po to zeby się z nim swobodnie spotykać, szykowac gniazdko.
Dodatkowo ...rzuciła pracę i pojechała w siną dal ?
bez pewności, że tam znajdzie szybko nową pracę, bez zabezpieczenia finansowego ?
Cos tu nie gra....
...Pozwól by upłynął czas, zobaczysz że za kilka miesięcy smutek zamieni się w złość, aż w końcu w obojętność.
Sama prawda... Potwierdzam, że tak "to działa" i chyba każdy - kto z czymś podobnym zetknął sie we własnym życiu - potwierdzi.
Szanowny autorze, kompletna amatorszczyzna w relacjach damsko-męskich. Im bardziej na Ciebie sikała tym bardziej Jej nadskakiwałeś i tym samym obniżałeś swoją atrakcyjność. Wiarę w 3 dniową wizytę u koleżanki chyba zostawię bez komentarza. Twoja opowieść jest świetnym podręcznikiem jak się nie zachowywać w takiej sytuacji.
15 2016-04-26 23:38:28 Ostatnio edytowany przez starr (2016-04-26 23:42:38)
/.../
Co robić, co radzicie?
Pytasz, odpowiadam:
1. Nie pić alkoholu pod żadną postacią, bo tylko wzmacnia emocje, a Ty powinieneś osiągnąć jak najszybciej stan spokoju i równowagi emocjonalnej.
2. Zostałeś porzucony i im szybciej to do Ciebie dotrze, tym szybciej zaczniesz pracę nad sobą i przyjdzie stan pogodzenia.
3. Pozbyć się z zasięgu wzroku wszystkich rzeczy jakie Ci żonę przypominają. Dobrze jest przemeblować, albo zmienić mieszkanie.
4. Zapoznać się z przyszłością, a co Ciebie czeka? pewnie to:
a. Niedowierzanie - To nie prawda, nie możliwe, to się nie stało, to się stało komuś innemu!
b. Gniew - Jak ta k.../h... mogła mi zrobić ! Już ja jej pokaże gdzie raki zimują!
c. Smutek - ok. to się stało, jestem sam. Ale dlaczego ja?! Jest mi tak strasznie źle. Płacze po nocach itd.
d. Akceptacja - To było, minęło. Jestem sam, ale nie jest mi z tym źle. Dobrze, że to się skończyło. Kurde, jest tyle atrakcyjnych i mądrych dziewczyn wokół mnie. Co ja w niej widziałem?
Pułapki przy całym procesie:
Przy a. - błaganie, poniżanie się wręcz o powrót. Czasem Stalking.
Przy b. - mówienie znajomym (których zapewne ona też zna) o rzeczach w związku, o których nie powinno się mówić nikomu oprócz was. Czasem również akty fizyczne które niszczą coś co jest jej (rozwalenie szyb w aucie, a w skrajnych wypadkach - zabójstwo w afekcie)
Przy c. Rozdrapywanie ran. Tworzenie sobie kotwic w głowie, które nie pozwalają wyjść z depresji reaktywnej.
Przy d - życzę Ci, byś jak najszybciej doszedł do tego punktu
napisał "Aksamitny" w którymś wątku, skąd skopiowałem ku pamięci...
Liczę na Wasze słowa bo sam jestem zagubiony, od lutego mam ciągłą małą depresję, nie mogę przestać o niej myśleć i tęsknić, ciągle ją mocno kocham i nikt nie może mi dobrze doradzić…
Jest tutaj doskonały poradnik dla porzuconych. Czytaj, rób notatki, układaj plan działania dla siebie. szczególną uwagę zwróć na wpisy "thepas" "Zyczliwego" i "Elle88" i nie przejmuj się objętością wątku.
http://www.netkobiety.pl/t67911.html
Ps. Przepraszam za długą historię i może trochę chaotycznie napisaną… Pozdrawiam.
Spoko, były tu bardziej chaotyczne. Również Pozdrawiam
Po prostu wow, wróciłem z nocki z pracy i… nie spodziewałem się z Waszej strony aż takiego odzewu! Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i rady, bo czegoś takiego mi chyba brakowało… Moi znajomi w większej części, która o tym problemie wie, radzili mi powalczyć o nią, trochę odczekać, odezwać się żeby nie zapomniała o mnie itd. Z każdym kolejnym dniem widzę, że to nie jest rozsądne i to nie ja powinienem teraz walczyć, tylko jeśli już to ona. Skoro nawet łaskawie nie potrafiła odpisać na niezobowiązujący sms to nie mogę myśleć inaczej. A sprawa drugiego numeru, o którym miałem nie wiedzieć (zareagowała ze złością, gdy się dowiedziała że o nim wiem- jej ojciec sam z siebie mi o nim powiedział), tylko mnie utwierdza w myśleniu, że po prostu chce się ode mnie odciąć...
Teraz postaram się odnieść do kilku wypowiedzi.
nawet nie wiesz gdzie ona teraz mieszka, z kim, gdzie pracuje itd
Powiem tak, już kiedyś jedna jej koleżanka, którą poznałem, z drugiego miasta (mniejsza z nazwami miast, bo się okaże że ktoś kogoś przypadkiem zna ) proponowała jej pracę u siebie, gdyż jest tam managerem czy coś i może jej załatwić od ręki. I właśnie ta sama koleżanka, jak się dowiedziała, że moja cudna żonka chce się wyprowadzić, zaproponowała jej pokój u siebie i pracę. Fakt, na 100% tej historii pewien być nie mogę, bo tam mnie u niej nie było, ale tego by (sądzę) nie wymyśliła, bo nawet swoją najbliższą rodzinę zrobiłaby ostro w balona. Wiem, gdzie ta praca jest, ale nie wiem gdzie dokładnie mieszka (coś tam jej ojciec kojarzy jak mu mówiła nazwę osiedla).
Z tym "kolegą" jkuz sie spotkała - kto wie, czy nie wówczas, gdy jechała "do koleżanki"... A teraz pewnie ma z nim kontakt - nie tylko wirtualny. Zastanów sie teraz nad podstawową sprawą: byłbyś skłonny po takich jej zachowaniach (olewanie Ciebie i Twoich uczuć, lekceważenie wspólnego czasu i planów, zdrada emocjonalna z tym kolesiem, potencjalna zdrada fizyczna itp itd.) teraz ją ...przyjąć z powrotem?
Ciężko mi uwierzyć w to spotkanie (choć tego nie wykluczam z całą pewnością), gdyż po prostu, poza owym weekendem, brakowało by jej czasu a i różnica km jest strasznie duża. Na przełomie lutego i marca też była na weekend u tej koleżanki, ale to wówczas widziałem ją na zdjęciach u niej. Teraz, fakt, zdjęć nie było, ale pojechała tam autem, a raczej tak dużej odległości do niego by sama nie pokonała, gdyż nie dawała sobie rady z prowadzeniem na dłuższych odległościach a i po zmroku ona po prostu praktycznie nic nie widzi. To, że on mieszka tak daleko jest pewne- sprawdzanie fb, historii przeglądarki itp, doprowadziło mnie do tego. Co do drugiej kwestii- czy byłbym ją w stanie przyjąć? Minął dopiero tydzień odkąd się wyprowadziła. W tym momencie, jeśli by mnie przekonała, sądzę że tak, dałbym jej szansę, jednak z każdym kolejnym dniem te szanse maleją, może być więc tak, że powiedziałbym jej nie.
kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie
Cóż za trafne zdanie. Trafne, gdyż pewnego razu sama mi powiedziała, że to racja, że gdyby nie on i pisanie z nim, to by pewnie nadal była ze mną i wszystko byłoby po staremu...
Skąd wiesz, że nie pojechała mieszkać z nim, lub po to zeby się z nim swobodnie spotykać, szykowac gniazdko.
Dodatkowo ...rzuciła pracę i pojechała w siną dal ?
bez pewności, że tam znajdzie szybko nową pracę, bez zabezpieczenia finansowego ?
Na to odpowiedziałem w odniesieniu do wypowiedzi josz. Napisałem tyle ile wiem. Swoją wiedzę opieram też na relacji jej ojca i siostry z którą rozmawiałem dosłownie wczoraj. Jej rodzina, o dziwo, też stoi po mojej stronie i, mówiąc delikatnie, nie ogarnia jej zachowania.
Szanowny autorze, kompletna amatorszczyzna w relacjach damsko-męskich. Im bardziej na Ciebie sikała tym bardziej Jej nadskakiwałeś i tym samym obniżałeś swoją atrakcyjność. Wiarę w 3 dniową wizytę u koleżanki chyba zostawię bez komentarza. Twoja opowieść jest świetnym podręcznikiem jak się nie zachowywać w takiej sytuacji.
Może to naiwne, fakt. Ale wiem, że ona kłamać totalnie nie potrafi bo strasznie się gubi. Owa wizyta u koleżanki nie była pierwszą tego typu, bo wcześniej też do niej jeździła na weekendy (potwierdzają to zdjęcia). Broń Boże, nie chcę w żaden sposób jej bronić ani tłumaczyć, tylko sądzę, że nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego, bo przez te wszystkie lata poznałem ją na wylot i nie umiałaby tego tak skutecznie rozegrać. Nic już teraz nie wykluczam, ale mimo wszystko nie sądzę, żeby miała taki umiejętności, żeby to tak sprawnie rozegrać. A co do nadskakiwania- po prostu uważałem, że należy walczyć o związek a nie wszystko porzucić jak zużyty ciuch, mnie nie stać na takie zachowanie jakiego dopuściła się ona. Wychodzę z założenia, że czasem walczyć trzeba albo chociaż spróbować, zanim się z wszystkiego zrezygnuje.
Naprawdę dziękuję za wszystkie wypowiedzi, każdą uważnie przeczytałem i wziąłem sobie do serca. Wiem, że wyglądam pewnie na zdesperowanego i naiwnego- możliwe, że tak nadal jest. Nie chce jej tłumaczyć i bronić, gdyż to co zrobiła jest dla nas oczywiste. Nie mam zamiaru kierować się tylko sercem, teraz rozum też będzie musiał odegrać ważną rolę. Zamierzam poczekać jeszcze jakiś czas na jej ruch, czy w ogóle takowy się pojawi, jednocześnie próbując się na to wszystko wyłączyć... W środku gdzieś jednak czuję, że ta jej wyprowadzka ma też mieć dodatkowo jakieś znaczenie w przypadku raczej nieuniknionej sprawy rozwodowej, bo sądzę, że ona taki ma plan a to ma być jej dodatkowy atut- brak pożycia i mieszkania razem. Nie sądzicie?
miała za dobrze
wspolczuje
ja mysle ze ona wie ze ty co by się nie dzialo przyjmiesz ja z powrotem
Strasznie przykro się Ciebie czyta.. Pozwól sobie na smutek, ale licz się z faktami.
350 km to wcale nie taka duża odległość.. Może mają jakiś punkt- on przejedzie pół drogi, ona przejedzie pół drogi i spotkanie gotowe.
Jeśli się wyprowadziła , nawet nie do kochanka to po to by być bliżej niego- także emocjonalnie, już bez przeszkód. Jej chwile wątpliwości ( pierścionek, obrączka, wylany alkohol ) to jak najbardziej zrozumiałe. Teraz możesz stawać na głowie, a nie dorównasz kochasiowi. Podczas gdy Ty ją "denerwowałeś" ona coraz bardziej uciekała w nową znajomość, utwierdzała się o "wspaniałości" tego faceta.
Wstyd się przyznać, ale byłam w podobnym położeniu co Twoja żona. Mój poprzedni związek był strasznie burzliwy, mi wiele rzeczy w partnerze przeszkadzało zanim poznałam "fajnego chłopaka do pogadania" i z tym fajnym chłopakiem dzieliło nas ponad 1000 km i jeśli myślisz, że to w jakiś sposób przeszkodziło to się grubo mylisz. Zauroczyłam się w nim i zerwałam z chłopakiem, chłopak zamiast pogonić mnie siną w dal, zabiegał o mnie, starał się, a mnie to tak strasznie irytowało. Też płakałam , wątpiłam w to czy dobrze robię. I to trwało kilka miesięcy, mój chłopak przez ten cały czas, dzielnie czekał, w między czasie pojawiały się negatywne emocje i na mnie też to się odbiło.
Stara nie jestem i pewnie nie jedno jeszcze przede mną, ale do tej pory mi wstyd i jest mi przykro. Już prawie rok z nim nie jestem i czuję ulgę nie do opisania, bo to był związek niedojrzały i nasze uczucia też były niedojrzałe. Ale żałuję strasznie, że nie skończyłam tego po ludzku tylko pozwalałam na ten chaos i później jeszcze na inne przykre rzeczy ( także z jego strony ) , to była straszna huśtawka emocjonalna, której można było zaoszczędzić, a trwała jakieś 4 lata za długo
Dlatego ja Ci radzę odpuścić nie plącz się w emocje, bo im bardziej się zaplączesz tym bardziej będziesz zdezorientowany i Twoja żona też. Nie bronię jej. Jestem za tym, że powinieneś kopnąć ją w cztery litery, ale nie napędzajcie się nawzajem. To jest bez sensu
...czuję, że ta jej wyprowadzka ma też mieć dodatkowo jakieś znaczenie w przypadku raczej nieuniknionej sprawy rozwodowej, bo sądzę, że ona taki ma plan a to ma być jej dodatkowy atut- brak pożycia i mieszkania razem. Nie sądzicie?
U mnie było podobnie: szybkie znużenie małżeństwem i odejście. Zakładasz więc, że małżonka liczy na rozwód na podstawie "braku pożycia" itd? Zapewne sama nie zdaje sobie więc sprawy, że owszem rozwód ma 100% szanse - z jej winy. Bo to kwalifikuje się do orzeczenia jej winy: porzucenie małżeństwa i wszelkie tego konsekwencje, czyli brak pożycia, więzi emocjonalnej, brak wspólnego życia... Wystarczy, że taki stan utrzyma się 6 miesięcy i już masz wszelkie podstawy do wystąpienia o rozwód na takich zasadach... W sumie to cholernie przykre, ze po tak krótkim czasie komuś potrafi tak odp...odbić i wycofuje się w takim "stylu" ze związku, dla którego coś tam przecież się ...przysięgało
Ola_la, mam nadzieję, że nasz Autor szybko jednak wstanie na nogi i spojrzy na całą sytuację z innej już perspektywy. O ile teraz wciąż jest w szoku i nie dopuszcza do siebie niektórych "opcji" (tłumaczy ją przecież, sam siebie zapewnia, że ona ..."nie", ..."nie mogłaby" itd - wkrótce dozna olśnienia i zacznie być może kojarzyć se sobą niektóre sytuacje i fakty. A to zacznie się układać w sensowną i jakże przykrą dla niego całość... A od tego momentu pozostanie już tylko krok do pełnego "ozdrowienia". Liczę na to, że poczyta trochę podobne historie i poznawszy inne przypadki sam siebie "poskleja" i wróci do formy - czego serdecznie mu życzę.
P.S.
Jak chcesz Autorze to możemy podrzucić Ci parę linków do analogicznych wątków - sam zobaczysz jak to ...było u innych.
Po prostu wow, wróciłem z nocki z pracy i… nie spodziewałem się z Waszej strony aż takiego odzewu! Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i rady, bo czegoś takiego mi chyba brakowało… Moi znajomi w większej części, która o tym problemie wie, radzili mi powalczyć o nią, trochę odczekać, odezwać się żeby nie zapomniała o mnie itd. Z każdym kolejnym dniem widzę, że to nie jest rozsądne i to nie ja powinienem teraz walczyć, tylko jeśli już to ona. Skoro nawet łaskawie nie potrafiła odpisać na niezobowiązujący sms to nie mogę myśleć inaczej. A sprawa drugiego numeru, o którym miałem nie wiedzieć (zareagowała ze złością, gdy się dowiedziała że o nim wiem- jej ojciec sam z siebie mi o nim powiedział), tylko mnie utwierdza w myśleniu, że po prostu chce się ode mnie odciąć...
Teraz postaram się odnieść do kilku wypowiedzi.josz napisał/a:nawet nie wiesz gdzie ona teraz mieszka, z kim, gdzie pracuje itd
Powiem tak, już kiedyś jedna jej koleżanka, którą poznałem, z drugiego miasta (mniejsza z nazwami miast, bo się okaże że ktoś kogoś przypadkiem zna
) proponowała jej pracę u siebie, gdyż jest tam managerem czy coś i może jej załatwić od ręki. I właśnie ta sama koleżanka, jak się dowiedziała, że moja cudna żonka chce się wyprowadzić, zaproponowała jej pokój u siebie i pracę. Fakt, na 100% tej historii pewien być nie mogę, bo tam mnie u niej nie było, ale tego by (sądzę) nie wymyśliła, bo nawet swoją najbliższą rodzinę zrobiłaby ostro w balona. Wiem, gdzie ta praca jest, ale nie wiem gdzie dokładnie mieszka (coś tam jej ojciec kojarzy jak mu mówiła nazwę osiedla).
strzępak napisał/a:Z tym "kolegą" jkuz sie spotkała - kto wie, czy nie wówczas, gdy jechała "do koleżanki"... A teraz pewnie ma z nim kontakt - nie tylko wirtualny. Zastanów sie teraz nad podstawową sprawą: byłbyś skłonny po takich jej zachowaniach (olewanie Ciebie i Twoich uczuć, lekceważenie wspólnego czasu i planów, zdrada emocjonalna z tym kolesiem, potencjalna zdrada fizyczna itp itd.) teraz ją ...przyjąć z powrotem?
Ciężko mi uwierzyć w to spotkanie (choć tego nie wykluczam z całą pewnością), gdyż po prostu, poza owym weekendem, brakowało by jej czasu a i różnica km jest strasznie duża. Na przełomie lutego i marca też była na weekend u tej koleżanki, ale to wówczas widziałem ją na zdjęciach u niej. Teraz, fakt, zdjęć nie było, ale pojechała tam autem, a raczej tak dużej odległości do niego by sama nie pokonała, gdyż nie dawała sobie rady z prowadzeniem na dłuższych odległościach a i po zmroku ona po prostu praktycznie nic nie widzi. To, że on mieszka tak daleko jest pewne- sprawdzanie fb, historii przeglądarki itp, doprowadziło mnie do tego. Co do drugiej kwestii- czy byłbym ją w stanie przyjąć? Minął dopiero tydzień odkąd się wyprowadziła. W tym momencie, jeśli by mnie przekonała, sądzę że tak, dałbym jej szansę, jednak z każdym kolejnym dniem te szanse maleją, może być więc tak, że powiedziałbym jej nie.
madoja napisał/a:kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie
Cóż za trafne zdanie. Trafne, gdyż pewnego razu sama mi powiedziała, że to racja, że gdyby nie on i pisanie z nim, to by pewnie nadal była ze mną i wszystko byłoby po staremu...
Secondo1 napisał/a:Skąd wiesz, że nie pojechała mieszkać z nim, lub po to zeby się z nim swobodnie spotykać, szykowac gniazdko.
Dodatkowo ...rzuciła pracę i pojechała w siną dal ?
bez pewności, że tam znajdzie szybko nową pracę, bez zabezpieczenia finansowego ?Na to odpowiedziałem w odniesieniu do wypowiedzi josz. Napisałem tyle ile wiem. Swoją wiedzę opieram też na relacji jej ojca i siostry z którą rozmawiałem dosłownie wczoraj. Jej rodzina, o dziwo, też stoi po mojej stronie i, mówiąc delikatnie, nie ogarnia jej zachowania.
Jacenty89 napisał/a:Szanowny autorze, kompletna amatorszczyzna w relacjach damsko-męskich. Im bardziej na Ciebie sikała tym bardziej Jej nadskakiwałeś i tym samym obniżałeś swoją atrakcyjność. Wiarę w 3 dniową wizytę u koleżanki chyba zostawię bez komentarza. Twoja opowieść jest świetnym podręcznikiem jak się nie zachowywać w takiej sytuacji.
Może to naiwne, fakt. Ale wiem, że ona kłamać totalnie nie potrafi bo strasznie się gubi. Owa wizyta u koleżanki nie była pierwszą tego typu, bo wcześniej też do niej jeździła na weekendy (potwierdzają to zdjęcia). Broń Boże, nie chcę w żaden sposób jej bronić ani tłumaczyć, tylko sądzę, że nie byłaby w stanie zrobić czegoś takiego, bo przez te wszystkie lata poznałem ją na wylot i nie umiałaby tego tak skutecznie rozegrać. Nic już teraz nie wykluczam, ale mimo wszystko nie sądzę, żeby miała taki umiejętności, żeby to tak sprawnie rozegrać. A co do nadskakiwania- po prostu uważałem, że należy walczyć o związek a nie wszystko porzucić jak zużyty ciuch, mnie nie stać na takie zachowanie jakiego dopuściła się ona. Wychodzę z założenia, że czasem walczyć trzeba albo chociaż spróbować, zanim się z wszystkiego zrezygnuje.
Naprawdę dziękuję za wszystkie wypowiedzi, każdą uważnie przeczytałem i wziąłem sobie do serca. Wiem, że wyglądam pewnie na zdesperowanego i naiwnego- możliwe, że tak nadal jest. Nie chce jej tłumaczyć i bronić, gdyż to co zrobiła jest dla nas oczywiste. Nie mam zamiaru kierować się tylko sercem, teraz rozum też będzie musiał odegrać ważną rolę. Zamierzam poczekać jeszcze jakiś czas na jej ruch, czy w ogóle takowy się pojawi, jednocześnie próbując się na to wszystko wyłączyć... W środku gdzieś jednak czuję, że ta jej wyprowadzka ma też mieć dodatkowo jakieś znaczenie w przypadku raczej nieuniknionej sprawy rozwodowej, bo sądzę, że ona taki ma plan a to ma być jej dodatkowy atut- brak pożycia i mieszkania razem. Nie sądzicie?
ona w ogole nie musiala jechac do niego 350 km, to on mogl przyjechac do niej (a raczej mieszkania kolezanki), zreszta kolezanki zazwyczaj sa lojalne, nawet nadgorliwe i w czym problem by udostepnic swoje mieszkanie/pokoj?
to prawda, ze dobrze poznales swoja zone, ale ona juz nie jest tamta kobieta, ona juz jest mieszanka swoich mysli i mysli tego innego faceta, pewnie tez przegadala godziny z kolezanka szukajac "najlepszego" rozwiazania.
zona szukala odskoczni od ciebie- dlaczego?- odpowiedzi moze byc wiele, najprostrza: potrzebuje zupelnie czegos innego w zwiazku, czegos czego nie odnajdowala u was.
czy warto ratowac? moim zdaniem nie gdyz szukanie kochanka/przyjaciela do rozmow/odskoczni w postaci gier online itp. to ostatni etap, jest juz pewnosc, ze czegos brakuje i nastepuje proba zalatania dziury przez wprowadzenie nastepnego elementu- w twoim przypadku przyblizenia sie emocjalnego do innego faceta.
czy twoja zona jest zla osoba? nie sadze, dlatego wciaz pokladasz w was nadzieje, w tym, ze sie opamieta, zobaczy i zrozumie. nie trzeba byc zlym czlowiekiem, zeby popelniac bledy, nie trzeba byc kanalia by nie rozumiec emocji kogos kto jeszcze niedawno byl tak blisko. "wystarczy", ze pragnie sie czegos innego. ty nie jestes juz pragnieniem swojej zony.
ktos wyzej napisal jakie sa scenariusze (ciekawie i madrze), wydaje mi sie jednak, ze trudno jest racjonalnie wybrac dla siebie najlepszy scenariusz, nawet nie jestem przekonana czy o to chodzi w zyciu (patrzac na zycie jako na doswiadczenie). moze wlasnie musisz upac, walic glowa w mur, przekonywac caly swiat, ze u ciebie bedzie inaczej- cokolwiek zrobisz bedzie kiedys dobrze.
wspolczuje, ze musisz przechodzic przez ten trud.
PiK10, w tym co piszesz, brzmisz rozsądnie. W tej chwili nic nie możesz zrobić, jednak długo jeszcze będziesz miał wzloty i upadki nastroju, nadzieję, po czym złość, dół psychiczny, zanim ostatecznie osiągniesz równowagę.
bohseonkelz32.1917 opisała Ci odczucia z drugiej strony medalu. Nie wiem jak długo byliście w związku (może nie doczytałam, przepraszam), jednak Wy nie jesteście już nastolatkami i trudno nazwać Wasz związek niedojrzałym. Nie ma miłych rozstań, gdy jedna ze stron ciągle kocha, ale zdrady nic nie usprawiedliwia, bo za odejściem Twojej żony na 99% stoi inny facet (jakbyś nie kombinował i próbował tę obawę odrzucać).
Niktórzy twierdzą, że zdrada jest skutkiem, a nie przyczyną rozpadu związku, ale to nigdy nie jest rozwiązanie.
Z Twojego pierwszego postu wynika, że Twoja żona dość szybko zwinęła żagle nie dając Ci/Wam szansy. W styczniu zaczęła zachowywać się "dziwnie", a 3 m-ce później już jej nie było.
Czy między Wami było aż tak źle, że ona zdecydowała się na tak desperacki czyn? Bo przecież trzeba być desperatką, żeby pędzić do kogoś nowego, jakiejś wirtualnej miłości, z którą może spotkała się kilka razy, ewentualnie miała Ciebie tak dość, że faktycznie uciekła od Ciebie, jednak ten "ktoś" istnieje.
PiK10, wszedłeś na to forum, poczytaj więc w wolnych chwilach historie innych mężczyzn, którzy pojawili sie tutaj z podobnym do Twojego problemem. Prześledź ich drogę dochodzenia do równowagi i wolności. Może ich historie (choć każda inna, jednak bardzo do siebie podobne) pomogą Ci ustrzc się wielu błędów.
Tutaj wygrzebałam jedną, gdzie autor jest sztandarowym przykładem, jak wyjść z godnością na prostą i mimo bólu pogodzić się z porzuceniem http://www.netkobiety.pl/t67911.html
A ja powiem tak: by obiektywnie ocenic sytuacje, trzebaby wysluchac OBU stron. Ale poniewaz to niemozliwe- postaram sie uwierzyc w twoja wersje. Kobieta wydaje sie niezrownowazona, niedojrzala emocjonalnie i-wybacz- nie jest juz w tobie zakochana. Przetraw to. Jest to bardzo trudne zadanie. Ja ci wspolczuje, swiat ci sie zawalil, co? ale nie umiem ci na dzien dzisiejszy dac innej rady.Aby miec pewnosc, moglbys wyniuchac, gdzie i z kim ona mieszka. Nie jest to niemozliwe, jesli wiesz, gdzie pracuje. Ale...co ci to da? Co? z waszego malzenstwa juz chyba nici. Tak mysle. Trzymaj sie. Zycze ci wiele sil i wytrwalosci. Na koniec powiem wyswiechtana prawde: czas leczy rany. Ale tak naprawde jest. Moze ona byla ciebie niewarta? i moze lepiej, ze nie mieliscie dziecka? trzymaj sie.
A ja powiem tak: by obiektywnie ocenic sytuacje, trzebaby wysluchac OBU stron. Ale poniewaz to niemozliwe- postaram sie uwierzyc w twoja wersje. Kobieta wydaje sie niezrownowazona, niedojrzala emocjonalnie i-wybacz- nie jest juz w tobie zakochana. Przetraw to. Jest to bardzo trudne zadanie. Ja ci wspolczuje, swiat ci sie zawalil, co? ale nie umiem ci na dzien dzisiejszy dac innej rady.Aby miec pewnosc, moglbys wyniuchac, gdzie i z kim ona mieszka. Nie jest to niemozliwe, jesli wiesz, gdzie pracuje. Ale...co ci to da? Co? z waszego malzenstwa juz chyba nici. Tak mysle. Trzymaj sie. Zycze ci wiele sil i wytrwalosci. Na koniec powiem wyswiechtana prawde: czas leczy rany. Ale tak naprawde jest. Moze ona byla ciebie niewarta? i moze lepiej, ze nie mieliscie dziecka? trzymaj sie.
Dokładnie: dobrze (niestety!), że nie pojawiło się między Wami, Autorze, dziecko... Wówczas byłby znacznie większy problem i coś, co nigdy nie pozwalałoby Ci zapomnieć i ułożyć sobie ze spokojną głową życia od nowa z kimś tego już wartym... Są tu na forum zbliżone problemem wątki, gdzie sytuacja jest analogiczna, ale... Ale jest też dziecko i pojawia się walka o nie, o możliwość widzenia... A to już jest tragedia. Spójrz więc trochę ...pozytywniej na swoje położenie. Z czasem sam zauważysz, że dobrze jest jak jest.
Co do "sprawdzania" małżonki, śledzenia - odradzam. Odradzam też szukania jej śladów w necie. Wątpię abyś teraz, na świeżo nie miał takich "ciągot". Ale za jakiś czas sam zauważysz, że każde "wpadnięcie" na jej ślady, jakakolwiek o niej informacja - to ból i nawrót drżenia rąk. Znam to po sobie.
Kwestia tego leczącego czasu...
A póki co - poczytaj obszerny i niezmiernie mądry, trudny do przecenienia wątek, jaki podsunęła Ci Josz. To doskonała lektura i lekarstwo na Twoją sytuację...
24 2016-04-27 17:16:33 Ostatnio edytowany przez madoja (2016-04-27 17:17:29)
radzili mi powalczyć o nią, trochę odczekać, odezwać się żeby nie zapomniała o mnie itd.
Ale przecież ona nie zapomni o Tobie.
To niestety często błędne myślenie porzuconych "muszę się do niej/niego często odzywać żeby tylko mnie nie zapomniał".
Błąd.
Właśnie jeśli się nie będziesz odzywał, ona może w końcu pomyśleć "cholera, co u niego, może ma już jakiegoś lachona? a jeśli ma? trochę przykro jeśli ma... a miałam być najważniejsza. Napiszę i sprawdzę czy nadal jestem dla niego nr 1, by połaskotać moje ego" (choć oczywiście musi upłynąć trochę czasu by zaczęła tak mysleć, gdy już okrzepnie jej związek z nowym, lub nie uda się wcale).
Ona ma w głowie teraz tylko tego faceta, a Ty jesteś dla niej obrzydliwy i pewnie w jakiś sposób ona Cię teraz nienawidzi. Przeszkadzałeś jej i wszystkie negatywne uczucia skierowała na Ciebie, a wszystkie pozytywne na niego.
Musi od Ciebie odpocząć żeby zatęskniła. Nie zatęskni, jeśli wciąż będziesz się jej przypominał.
Nie jestem zwolenniczką gierek, ale jeśli już naprawdę chcesz sięgnąć po każdy sposób by do Ciebie wróciła, to za jakiś czas dopilnuj, by doszły do niej plotki że się z kimś spotykasz. Nie musisz się z nikim spotykać, ale okłam parę osób tak, by do niej dotarło.
Baby są tak naprawdę proste: nie zostawiają faceta, jeśli nie mają kogoś w zapasie oraz nagle pałają wielkim uczuciem do kogoś, kto stał się poza ich zasięgiem. I mówię to jako baba.
Póki co jeszcze nie docierają do Ciebie rady "ona na Ciebie nie zasługuje" i ja to rozumiem. Teraz chcesz ją z powrotem.
Ja kiedyś po tym gdy mnie zostawił facet chyba ze 3 miesiące poświęciłam na fantazjowanie jak do mnie wraca, że np. spotykamy się gdzieś przypadkowo, rozmawiamy itd. Te fantazje mnie "trzymały przy życiu". Po roku spotkałam go gdzieś na ulicy i miałam go totalnie gdzieś. Nie miałam już najmniejszej ochoty na powrót do niego.
odskoczni w postaci gier online
To jest poniekąd pokłosie mojego zachowania, gdyż z początkiem roku kupiłem sobie nową konsolę do gier i, jak to zawsze na początku bywa, jak coś jest nowe- strasznie się wkręciłem i sporo czasu poświęcałem na granie, takie typowe "pierwsze podjaranie", trwało to dosyć krótko, później już się z tym oswoiłem i nie ciągnęło tak, jak na początku. I to, że ona zaczęła grać w tą swoją grę było na złość mnie, akcja-reakcja, że ona jak się nudzi też sobie będzie grać... No i dalej akcja się rozwinęła tak, jak nigdy bym nie przypuszczał, bo gdyby nie zaczęła tam grać, nie poznała tego faceta, to nie wiem jakby się nasze życie potoczyło... Ale to już tylko gdybanie.
Nie wiem jak długo byliście w związku
Leci siódmy rok- trzy jako para, trzy jako narzeczeństwo i póki co pół jako małżeństwo.
Czy między Wami było aż tak źle, że ona zdecydowała się na tak desperacki czyn?
No właśnie nie! Dogadywaliśmy się zawsze świetnie, bez kłótni, Święta i Sylwester spędziliśmy też wspólnie i fajnie. Nie wiem, może nie dostrzegałem po prostu tego, co powinienem był widzieć, jak robiłem coś źle. Nie ustrzegłem się błędów i to co mi wyrzuciła, jako moje winy- przyjąłem i się z tym zgodziłem- fakt, to były moje błędy i nie kłóciłem się z tym. Ale zdaje mi się, że to były bądź co bądź pierdoły, jak np. nie robienie obiadów. To chyba nie jest nic tak poważnego, żeby od razu całe życie przemeblowywać. Największym jej bólem było jednak to, że nie chciałem wcześniej dziecka, od ponad pół roku już mi mówiła, że jej zegar biologiczny już nie tyka, tylko na#*#rdala. Ale ja chciałem poczekać do ślubu no i później wyszedł ten plan z kwietniem. Wiem, że to był jej największy ból, bo bardzo tego pragnęła a ja jej wcześniej tego nie dałem. Bolało ją to, jak widziała zdjęcia kolejnych szczęśliwych koleżanek po porodach ze swoimi pociechami a ona stała w miejscu i chyba łapała małą depresję. Ale byliśmy wówczas już tak blisko tego, i teraz ona- mając swoje marzenie poniekąd na wyciągnięcie ręki (już mieliśmy się starać, ja tego też bardzo chciałem) wraz ze swoim oszalałym zegarem biologicznym- odtrąciła to i to podejrzewam nie na specjalnie krótki czas. To jest taka dziwna obraza, której pojąć nie mogę. Na początku roku chciała mieć ze mną dziecko a w marcu już nie chciała mnie jako ojca...
PiK10, wszedłeś na to forum, poczytaj więc w wolnych chwilach historie innych mężczyzn, którzy pojawili sie tutaj z podobnym do Twojego problemem. Prześledź ich drogę dochodzenia do równowagi i wolności. Może ich historie (choć każda inna, jednak bardzo do siebie podobne) pomogą Ci ustrzc się wielu błędów.
Tutaj wygrzebałam jedną, gdzie autor jest sztandarowym przykładem, jak wyjść z godnością na prostą i mimo bólu pogodzić się z porzuceniem
Trafiłem na to forum właśnie czytając podobne historie, aż w końcu odważyłem się podzielić swoją. A tą historię icemana (wrzucił mi ją już wcześniej starr) już zacząłem czytać i jestem pod wrażeniem tego faceta
by obiektywnie ocenic sytuacje, trzebaby wysluchac OBU stron
Dokładnie, ja mogę przestawić tylko wersję z mojego punktu widzenia, moja M. nam nie pomoże raczej Szpiegować i sprawdzać jej nie będę, bo nie mam po co i nic mi to nie da. Co do dziecka- racja, patrząc na rozwój sytuacji cieszę się, że jednak go nie mamy- wówczas wszystko stałoby się dużo bardziej złożone i przykre...
Ale przecież ona nie zapomni o Tobie.
To niestety często błędne myślenie porzuconych "muszę się do niej/niego często odzywać żeby tylko mnie nie zapomniał".
Błąd.Właśnie jeśli się nie będziesz odzywał, ona może w końcu pomyśleć "cholera, co u niego, może ma już jakiegoś lachona? a jeśli ma? trochę przykro jeśli ma... a miałam być najważniejsza. Napiszę i sprawdzę czy nadal jestem dla niego nr 1, by połaskotać moje ego" (choć oczywiście musi upłynąć trochę czasu by zaczęła tak mysleć, gdy już okrzepnie jej związek z nowym, lub nie uda się wcale).
Ona ma w głowie teraz tylko tego faceta, a Ty jesteś dla niej obrzydliwy i pewnie w jakiś sposób ona Cię teraz nienawidzi. Przeszkadzałeś jej i wszystkie negatywne uczucia skierowała na Ciebie, a wszystkie pozytywne na niego.
Musi od Ciebie odpocząć żeby zatęskniła. Nie zatęskni, jeśli wciąż będziesz się jej przypominał.Nie jestem zwolenniczką gierek, ale jeśli już naprawdę chcesz sięgnąć po każdy sposób by do Ciebie wróciła, to za jakiś czas dopilnuj, by doszły do niej plotki że się z kimś spotykasz. Nie musisz się z nikim spotykać, ale okłam parę osób tak, by do niej dotarło.
Baby są tak naprawdę proste: nie zostawiają faceta, jeśli nie mają kogoś w zapasie oraz nagle pałają wielkim uczuciem do kogoś, kto stał się poza ich zasięgiem. I mówię to jako baba.Póki co jeszcze nie docierają do Ciebie rady "ona na Ciebie nie zasługuje" i ja to rozumiem. Teraz chcesz ją z powrotem.
Ja kiedyś po tym gdy mnie zostawił facet chyba ze 3 miesiące poświęciłam na fantazjowanie jak do mnie wraca, że np. spotykamy się gdzieś przypadkowo, rozmawiamy itd. Te fantazje mnie "trzymały przy życiu". Po roku spotkałam go gdzieś na ulicy i miałam go totalnie gdzieś. Nie miałam już najmniejszej ochoty na powrót do niego.
Bardzo dobry wpis Powiem Tobie, że już nie zamierzam się teraz w ogóle odzywać po tym jak mnie "zlała" ostatnio, co ja się do niej odezwałem i cisza. Ma mnie w tyłku to ja ją też będę mieć- koniec płaszczenia się. Niestety przed chwilą odezwała się do mnie na fb (mieliśmy zabookowane na nią 2 wyjazdy - w maju i czerwcu, i pytała się czy ma je na mnie przepisać czy anulować), więc chcąc nie chcąc musiałem jej odpisać, ale to był wyjątek
Co do zabawy w puszczanie plotek- odpuszczę sobie, nie dla mnie takie zabawy
A teraz chwila GDYBANIA. Proszę, nie atakujcie mnie teraz za to, to jest tylko sytuacja teoretyczna, nie rozważam tego, jedynie gdybam, co by się mogło wydarzyć i jak miałbym wówczas postąpić...
Co GDYBY M. zmieniła zdanie- zatęskniła, pożałowała swoich decyzji, przeprosiła i chciała wrócić? Co wówczas, GDYBY nie doszło do niczego złego z jej strony i faktycznie tylko z nim pisała, nigdy się nawet nie spotykając. Co GDYBY zmądrzała? Ta sprawa nadal jest świeża, jeszcze się nie przedawniła. Przecież są sytuacje, że ludzie się nawet zdradzają a później jednak potrafią sobie wybaczyć, dogadać się, pojednać i żyć razem długo i szczęśliwie. Zdarza się, że taki "kop" czasem jest potrzebny dla obu osób, żeby dostrzegły to, czego wcześniej nie widziały... Co wtedy? Iść w zaparte, czy dawać szansę?
PS. Mały off-top - powiedzcie mi szczerze, w ogóle nie nawiązując teraz do mojej sytuacji. Cały czas doradzacie, żeby dać sobie spokój, odpuścić itd. A czy zdarza Wam się czasem poradzić- walcz, jeszcze nie jest za późno, jeszcze masz szanse? Ciekawi mnie to. Nie to, że nie macie racji, bo wszystkie Wasze rady są naprawdę rozsądne i słuszne, zastanawiam się jednak czy są jakieś przypadki, których nie uznajecie za beznadziejne i doradzacie komuś walkę i starania? Jestem tu świeży, więc mało wiem co się tu dzieje i czysta ciekawość mną teraz kieruje.
PS2. Nie sądziłem wcześniej, że Wasze wpisy mogą aż tak dodać siły, naprawdę łatwiej człowiekowi, gdy się wyżali i dostanie radę od innych... Dzięki Wam za to, że jesteście i pomagacie
26 2016-04-27 18:59:19 Ostatnio edytowany przez apologises (2016-04-27 19:02:48)
Powiem Ci coś, co może Ci się nie spodobać. Pytasz czy iść w zaparte, gdyby żona wróciła. To co zaszło to nie byle co, nawet nie wybryk po pijaku. Jeśli żona przypomni sobie o Tobie to tylko w jednym przypadku -gdy jej nowa miłość weźmie od niej co chce i kopnie w cztery litery. Wtedy być może wróci. A czy to będzie miłość do Ciebie?
Poczytaj ten wątek http://www.netkobiety.pl/t92266.html, tam co prawda autor jest sprawcą kryzysu, ale zdania są podzielone w kwestii dania szansy przez zdradzoną żonę.
"Cały czas doradzacie, żeby dać sobie spokój, odpuścić itd. A czy zdarza Wam się czasem poradzić- walcz, jeszcze nie jest za późno, jeszcze masz szanse?"
Spytaj, gdy żona zacznie wysyłać sygnały, że ewentualnie chciałaby wrócić, teraz naprawdę trudno gdybać. W sytuacji w jakiej aktualnie jesteś, dystans jest chyba najlepszym rozwiązaniem. Głową muru nie przebijesz.
Szanowny autorze o uczucie się nie walczy. Jeśli już, to walczy się o to, żeby dwie kochające się osoby mogły być ze sobą, mimo niesprzyjających warunków losowych. W takiej sytuacji zawsze z przyjemnością im kibicuje. U Ciebie taka sytuacja nie występuje. Nie rób sobie nadziei, jak sam widzisz po jej decyzji co do wyjazdów, ona nawet nie zakłada powrotu. Większość związków po zdradzie jest chyba nie tym o czym marzysz i na co pewnie zasługujesz.
kejt38 napisał/a:odskoczni w postaci gier online
To jest poniekąd pokłosie mojego zachowania, gdyż z początkiem roku kupiłem sobie nową konsolę do gier i, jak to zawsze na początku bywa, jak coś jest nowe- strasznie się wkręciłem i sporo czasu poświęcałem na granie, takie typowe "pierwsze podjaranie", trwało to dosyć krótko, później już się z tym oswoiłem i nie ciągnęło tak, jak na początku. I to, że ona zaczęła grać w tą swoją grę było na złość mnie, akcja-reakcja, że ona jak się nudzi też sobie będzie grać... No i dalej akcja się rozwinęła tak, jak nigdy bym nie przypuszczał, bo gdyby nie zaczęła tam grać, nie poznała tego faceta, to nie wiem jakby się nasze życie potoczyło... Ale to już tylko gdybanie.
josz napisał/a:Nie wiem jak długo byliście w związku
Leci siódmy rok- trzy jako para, trzy jako narzeczeństwo i póki co pół jako małżeństwo.
josz napisał/a:Czy między Wami było aż tak źle, że ona zdecydowała się na tak desperacki czyn?
No właśnie nie! Dogadywaliśmy się zawsze świetnie, bez kłótni, Święta i Sylwester spędziliśmy też wspólnie i fajnie. Nie wiem, może nie dostrzegałem po prostu tego, co powinienem był widzieć, jak robiłem coś źle. Nie ustrzegłem się błędów i to co mi wyrzuciła, jako moje winy- przyjąłem i się z tym zgodziłem- fakt, to były moje błędy i nie kłóciłem się z tym. Ale zdaje mi się, że to były bądź co bądź pierdoły, jak np. nie robienie obiadów. To chyba nie jest nic tak poważnego, żeby od razu całe życie przemeblowywać. Największym jej bólem było jednak to, że nie chciałem wcześniej dziecka, od ponad pół roku już mi mówiła, że jej zegar biologiczny już nie tyka, tylko na#*#rdala. Ale ja chciałem poczekać do ślubu no i później wyszedł ten plan z kwietniem. Wiem, że to był jej największy ból, bo bardzo tego pragnęła a ja jej wcześniej tego nie dałem. Bolało ją to, jak widziała zdjęcia kolejnych szczęśliwych koleżanek po porodach ze swoimi pociechami a ona stała w miejscu i chyba łapała małą depresję. Ale byliśmy wówczas już tak blisko tego, i teraz ona- mając swoje marzenie poniekąd na wyciągnięcie ręki (już mieliśmy się starać, ja tego też bardzo chciałem) wraz ze swoim oszalałym zegarem biologicznym- odtrąciła to i to podejrzewam nie na specjalnie krótki czas. To jest taka dziwna obraza, której pojąć nie mogę. Na początku roku chciała mieć ze mną dziecko a w marcu już nie chciała mnie jako ojca...
josz napisał/a:PiK10, wszedłeś na to forum, poczytaj więc w wolnych chwilach historie innych mężczyzn, którzy pojawili sie tutaj z podobnym do Twojego problemem. Prześledź ich drogę dochodzenia do równowagi i wolności. Może ich historie (choć każda inna, jednak bardzo do siebie podobne) pomogą Ci ustrzc się wielu błędów.
Tutaj wygrzebałam jedną, gdzie autor jest sztandarowym przykładem, jak wyjść z godnością na prostą i mimo bólu pogodzić się z porzuceniemTrafiłem na to forum właśnie czytając podobne historie, aż w końcu odważyłem się podzielić swoją. A tą historię icemana (wrzucił mi ją już wcześniej starr) już zacząłem czytać i jestem pod wrażeniem tego faceta
Gosia1962 napisał/a:by obiektywnie ocenic sytuacje, trzebaby wysluchac OBU stron
Dokładnie, ja mogę przestawić tylko wersję z mojego punktu widzenia, moja M. nam nie pomoże raczej
Szpiegować i sprawdzać jej nie będę, bo nie mam po co i nic mi to nie da. Co do dziecka- racja, patrząc na rozwój sytuacji cieszę się, że jednak go nie mamy- wówczas wszystko stałoby się dużo bardziej złożone i przykre...
madoja napisał/a:Ale przecież ona nie zapomni o Tobie.
To niestety często błędne myślenie porzuconych "muszę się do niej/niego często odzywać żeby tylko mnie nie zapomniał".
Błąd.Właśnie jeśli się nie będziesz odzywał, ona może w końcu pomyśleć "cholera, co u niego, może ma już jakiegoś lachona? a jeśli ma? trochę przykro jeśli ma... a miałam być najważniejsza. Napiszę i sprawdzę czy nadal jestem dla niego nr 1, by połaskotać moje ego" (choć oczywiście musi upłynąć trochę czasu by zaczęła tak mysleć, gdy już okrzepnie jej związek z nowym, lub nie uda się wcale).
Ona ma w głowie teraz tylko tego faceta, a Ty jesteś dla niej obrzydliwy i pewnie w jakiś sposób ona Cię teraz nienawidzi. Przeszkadzałeś jej i wszystkie negatywne uczucia skierowała na Ciebie, a wszystkie pozytywne na niego.
Musi od Ciebie odpocząć żeby zatęskniła. Nie zatęskni, jeśli wciąż będziesz się jej przypominał.Nie jestem zwolenniczką gierek, ale jeśli już naprawdę chcesz sięgnąć po każdy sposób by do Ciebie wróciła, to za jakiś czas dopilnuj, by doszły do niej plotki że się z kimś spotykasz. Nie musisz się z nikim spotykać, ale okłam parę osób tak, by do niej dotarło.
Baby są tak naprawdę proste: nie zostawiają faceta, jeśli nie mają kogoś w zapasie oraz nagle pałają wielkim uczuciem do kogoś, kto stał się poza ich zasięgiem. I mówię to jako baba.Póki co jeszcze nie docierają do Ciebie rady "ona na Ciebie nie zasługuje" i ja to rozumiem. Teraz chcesz ją z powrotem.
Ja kiedyś po tym gdy mnie zostawił facet chyba ze 3 miesiące poświęciłam na fantazjowanie jak do mnie wraca, że np. spotykamy się gdzieś przypadkowo, rozmawiamy itd. Te fantazje mnie "trzymały przy życiu". Po roku spotkałam go gdzieś na ulicy i miałam go totalnie gdzieś. Nie miałam już najmniejszej ochoty na powrót do niego.Bardzo dobry wpis
Powiem Tobie, że już nie zamierzam się teraz w ogóle odzywać po tym jak mnie "zlała" ostatnio, co ja się do niej odezwałem i cisza. Ma mnie w tyłku to ja ją też będę mieć- koniec płaszczenia się. Niestety przed chwilą odezwała się do mnie na fb (mieliśmy zabookowane na nią 2 wyjazdy - w maju i czerwcu, i pytała się czy ma je na mnie przepisać czy anulować), więc chcąc nie chcąc musiałem jej odpisać, ale to był wyjątek
Co do zabawy w puszczanie plotek- odpuszczę sobie, nie dla mnie takie zabawy
A teraz chwila GDYBANIA. Proszę, nie atakujcie mnie teraz za to, to jest tylko sytuacja teoretyczna, nie rozważam tego, jedynie gdybam, co by się mogło wydarzyć i jak miałbym wówczas postąpić...
Co GDYBY M. zmieniła zdanie- zatęskniła, pożałowała swoich decyzji, przeprosiła i chciała wrócić? Co wówczas, GDYBY nie doszło do niczego złego z jej strony i faktycznie tylko z nim pisała, nigdy się nawet nie spotykając. Co GDYBY zmądrzała? Ta sprawa nadal jest świeża, jeszcze się nie przedawniła. Przecież są sytuacje, że ludzie się nawet zdradzają a później jednak potrafią sobie wybaczyć, dogadać się, pojednać i żyć razem długo i szczęśliwie. Zdarza się, że taki "kop" czasem jest potrzebny dla obu osób, żeby dostrzegły to, czego wcześniej nie widziały... Co wtedy? Iść w zaparte, czy dawać szansę?
PS. Mały off-top - powiedzcie mi szczerze, w ogóle nie nawiązując teraz do mojej sytuacji. Cały czas doradzacie, żeby dać sobie spokój, odpuścić itd. A czy zdarza Wam się czasem poradzić- walcz, jeszcze nie jest za późno, jeszcze masz szanse?
Ciekawi mnie to. Nie to, że nie macie racji, bo wszystkie Wasze rady są naprawdę rozsądne i słuszne, zastanawiam się jednak czy są jakieś przypadki, których nie uznajecie za beznadziejne i doradzacie komuś walkę i starania? Jestem tu świeży, więc mało wiem co się tu dzieje i czysta ciekawość mną teraz kieruje.
PS2. Nie sądziłem wcześniej, że Wasze wpisy mogą aż tak dodać siły, naprawdę łatwiej człowiekowi, gdy się wyżali i dostanie radę od innych... Dzięki Wam za to, że jesteście i pomagacie
oczywiscie, ze mozesz walczyc o zwiazek...ale skoro, jak napisales, nie zauwazyles powazniejszego kryzysu, a ona jednak cie odepchnela to oznacza, ze jej widzenie rzeczywistosci, waszego zwiazku bardzo sie rozni od twojego. czesto czytam na forum, ze gdbyby (u ciebie) nie zaczela grac, (u ciebie i innych) nie poznal/poznala innego to nic takiego nie mialaloby miejsca.
to jest, moim zdaniem, ogromny blad w mysleniu- wynika z niego, ze partnerka/partner jest jak dziecko, ktore nie wie co czyni. obawiam sie, ze ludzie dobrze wiedza co robia, dlatego sie ukrywaja, wiedza, ze pragna czegos innego.
jestem za ratowaniem zwiazku jesli obie strony chca ten zwiazek ratowac, wierze, ze nawet po zdradzie mozna sie dzwignac (choc musze przyznac, ze ja odeszlam), obawiam sie jednak, ze kobiety traktuja zdrade inaczej- to nie jest tylko kumpelskie bzykanko- raczej rozwija sie ogromna fascynacja nowym obiektem, fantazjowanie o wspolnym zyciu itp.
oczywiscie zycze ci, zeby spelnily sie twoje marzenia.
30 2016-04-27 19:53:22 Ostatnio edytowany przez bullet (2016-04-27 19:55:46)
PiK10: to co napisałeś o postępowaniu jż jest bardzo schematyczne, a Ty schematycznie się bronisz. Kolego - Twoja żona już dawno "odjechała od Ciebie", im szybciej zrozumiesz i przestaniesz nadskakiwać Tym szybciej staniesz na nogi. Nazwijmy to po imieniu - ladaco już dawno dorobiła Ci rogi,przedmówcy delikatnie Ci to sugeruję ale Ty ... wiesz lepiej i idziesz w zaparte ...
Może to naiwne, fakt. Ale wiem, że ona kłamać totalnie nie potrafi bo strasznie się gubi..
Gubi się to jasne, a dzieje się tak dlatego, że kłamie i zaczyna plątać
Broń Boże, nie chcę w żaden sposób jej bronić ani tłumaczyć.
każdy Twój post częsiowo to tłumaczenie zachowania jż, to zrozumiałe bo wszystcy tacy byliśmy ale Ty masz tę przewagę, że mi nikt tego nie wyjaśnił.
przez te wszystkie lata poznałem ją na wylot i nie umiałaby tego tak skutecznie rozegrać..
Ujmę to powiem inaczej - znałeś - to już inna osoba, to jakaś inna istota w powłoce Twojej jż, za jakiś czas będziesz to wiedział. Przeczytaj wątki Piotra, dziewana i całą masę podobnych, które są jak kalki Twojego, z tą różnicą, że Twoja jż nie jedzie po bandzie ale zacznie, gdy sprawa się rypnie. Na razie jesteś na etapie domysłów - słusznych
A co do nadskakiwania- po prostu uważałem, że należy walczyć o związek a nie wszystko porzucić jak zużyty ciuch, mnie nie stać na takie zachowanie jakiego dopuściła się ona. Wychodzę z założenia, że czasem walczyć trzeba albo chociaż spróbować, zanim się z wszystkiego zrezygnuje.
Twoja historia jak wiele innych przypomina mi moją. Teraz po latach wiem, ze to był zmarnowany czas. Im bardziej będziesz się starał, tym bardziej będziesz ją drażnił, tym bardziej będzie Ci wmawiać przemoc psychiczną. Wyprowadziła sie by móc nieskrępowanie spotykać sie z gościem. Jest duże prawdopodobieństwo, ze gość się zabawi, a Twoja jż będzie chciała wrócić. Ona teraz nie myśli racjonalnie ale to nie ma znaczenia. Dla niej twoja wartość w tej chwili ... nie chcesz wiedzieć.
To jest zdanie, które powinieneś wbić do głowy: Twoja słabość jest jej siłą, Twoja siła jej słabością
1. Inwestujesz w dyktafon, 2. Zbierasz dowody (wszystko, nawet nieistotne może kiedyś się powiązać i zdziwisz się jak bardzo); 3. Robisz coś w rodzaju pamiętnika i codziennie zapisujesz mniej więcej co się wydarzyło, najlepiej w kompie w pracy
i najważniejsze na koniec: Nie wierz w NIC co od niej słyszysz i max w 50 % tego co widzisz, a nie pożałujesz
/.../
PS. Mały off-top - powiedzcie mi szczerze, w ogóle nie nawiązując teraz do mojej sytuacji. Cały czas doradzacie, żeby dać sobie spokój, odpuścić itd. A czy zdarza Wam się czasem poradzić- walcz, jeszcze nie jest za późno, jeszcze masz szanse?
Ale przecież doradzamy walkę... tylko nie o kogoś, kto ma wy##bane na autora, tylko walkę autora o samego siebie. Zauważ, że w sytuacji w której u zdradzacza zachodzi zaćmienie empatii, zdrowego rozsądku, czy zwykłej przyzwoitości, tylko szok jest w stanie zwrócić jego uwagę choć na chwilę. Takim szokiem jest pokaz silnej woli i obojętność, a nadto, zajęcie się tylko i wyłącznie sobą. Bullet napisał Ci jak to działa: Twoja słabość jest jej siłą, Twoja siła jest jej słabością... Więc walcz, ale mądrze i o siebie, bo teraz tylko Ty jesteś wart tej walki...
Ciekawi mnie to. Nie to, że nie macie racji, bo wszystkie Wasze rady są naprawdę rozsądne i słuszne, zastanawiam się jednak czy są jakieś przypadki, których nie uznajecie za beznadziejne i doradzacie komuś walkę i starania? Jestem tu świeży, więc mało wiem co się tu dzieje i czysta ciekawość mną teraz kieruje.
Moje doświadczenie jest takie, że nie warto dawać szansy i wybaczać. Doświadczenia moich znajomych, o jakich mi wiadomo, a również te, opisane na forum, poza jednym przypadkiem, skłaniają to twierdzenia, że nie warto. Czyli istnieje takie prawdopodobieństwo, że się uda, ale jest ono znikome...
PS2. Nie sądziłem wcześniej, że Wasze wpisy mogą aż tak dodać siły, naprawdę łatwiej człowiekowi, gdy się wyżali i dostanie radę od innych... Dzięki Wam za to, że jesteście i pomagacie
Wiesz, niektórzy są tu na terapii, inni zaś na sympozjum...
Zamki zmień i zablokuj ja w telefonie z opcja automatycznie do śmietnika.
Jakby się okazało ze tryb romantyczny przejdzie jej za szybko i wpadnie na pomysł żeby pojawić się znikąd.
Za pół roku może okazać się ze jesteś na innej ale dobrej drodze bogatszy o pewne przykre doświadczenia.
Wtedy jej powrót jest zupełnie niepotrzebny.
33 2016-04-28 13:12:28 Ostatnio edytowany przez Skywalk (2016-04-28 13:21:22)
Z góry załóż że ona teraz bawi się z nim, robi mu dobrze i nawet w sposób jaki Tobie nie robiła to szybciej przejdziesz etap typu " ona się zagubiła , ona taka nie jest ple ple" . Fajnie że sie radzisz na tym forum tylko od razu sortuj i odrzucaj rady typu : "ona się zagubiła, wyślij jej kwiaty, mów że ją kochasz a zrozumie" bo i takie się tu mogą pojawić niestety. Tak jak mówi tu większość , walcz o siebie. Nawet nie wiesz jak za jakiś czas będziesz dumny że byłeś stały , twardy i nie dałeś ponieść się emocjom. Z resztą czemu miałbyś jej dawać tą satysfakcję że wciąż Cię ma. Ta świadomość że nie mogę Ex dać tej frajdy strasznie mnie napędzała po rozstaniu. Plus świadomość że nie chcę kontaktu bo ona pasożytuje na moim poczuciu wartości i zwyczajnie mi szkodzi. Szacunek do siebie to najważniejsza sprawa przy rozstaniach.
Ale i tak jesteś daleko do przodu w stosunku do innych którzy twierdzili że jego żona/kobieta jest super tylko obcy facet tak jej namącił że ona nie wie co robi. Ty przynajmniej to masz za sobą
To ja Ci przedstawię dokładniej jak to wygląda że strony Twojej żony.
Uwierz, że takie historie to schemat, różniące się jedynie małymi szczegółami. Nie wierzysz- przyjrzyj te forum jeszcze dokładniej.
Ja też nie byłam (i sądzę że dalej nie jestem) złą osobą. Też nie umiałam kłamać. Ale znajdując się w takiej sytuacji szybko się kłamać uczysz i bez żadnego mrugnięcia potrafiłam wykorzystać to, że on wierzy w moją uczciwość.
Co prawda z chłopakiem zerwałam, ale nie chciałam tracić w jego oczach, więc jechałam na kilka dni do koleżanki i faktycznie u niej byłam! Zdjęcia, wszystko- było. Tak samo i pokrycie- u mamy, u ciotki, u kuzynek, u koleżanek. Czas dla " nowego znajomego " na " pogaduszki " też znalazłam. Dużo czasu.
Wykorzystywałam to, że mój chłopak myślał, że ja się pogubiłam , że potrzebuje czasu by sobie poukłada wszystko, i że on wierzy, że to przez to, że wątpię w naszą miłość przez jego zachowanie. Tak było po części, ale to mnie nie usprawiedliwia, ani Twojej żony. Tak się spraw nie załatwia. Od czasu do czasu miałam wyrzuty sumienia, że jestem taka zła i wyrachowana, więc rycząc skorzystałam z jego pomocnej ręki mówiąc pół słowkami, że przepraszam, że nie umiem dać szansy, że nie wierzę już w nas, jednak nie mówiłam mu dlaczego. Dla Niego to był dowód na to, że go kocham. No bo by mnie przecież te rozstanie tak nie ruszyło, prawda? Potem się dystansowalam, żeby nie mieszać sobie w głowie. Drzwi jednak zostawiłam sobie otwarte i wróciłam gdy stwierdziłam, że sprawdzone dla nowego rzucać to strasznie duże ryzyko, że przecież tyle razem przeżyliśmy i że szkoda, no i przecież coś tam czuję ( po raz kolejny odlozylam na bok rozsądek, który mówił że i tak się nie dogadamy) ale ile ma to wspólnego z miłością, sam sobie odpowiedz.
Wiedz , że kobieta pod wpływem nowego faceta i nowych silnych emocji może się strasznie zmienić. Szczególnie niedojrzała kobieta , która nie wie czego od życia chce.
Jak zechce wrócić to powie Ci właśnie to co chcesz usłyszeć, nawet się poplacze na życzenie, ale to co naprawdę w niej siedzi nie dowiesz się nigdy. Dlatego głupi będziesz. Ja strasznie żałuję, że byłam taka głupia i że mój ex był taki głupi.
Wiesz, niektórzy są tu na terapii, inni zaś na sympozjum...
Świetnie to ująłeś.
36 2016-04-28 14:39:25 Ostatnio edytowany przez bullet (2016-04-28 14:49:09)
...Jak zechce wrócić to powie Ci właśnie to co chcesz usłyszeć, nawet się poplacze na życzenie...
nie inaczej. Łzy, słowo "przepraszam" odmienione przez wszystkie przypadki, obietnicę, że "naprawię wszystko", "nie powinnam tak postępować", "wracam", "to tylko przyjaciel, naprawdę nic nie było", "pogubiłam się" i inne kłamstwa przemyślane i wypowiadane bez mrugnięcia okiem. Po kilku dniach usłyszysz: "wydawało Ci się", "Nigdy tak nie mówiłam". Później się okaże, ze te chwile wzruszeń i żalu spowodowane były awanturą z kochankiem, a chęć powrotu trwa wyłącznie od czasu gdy się pogodzą.
Bądź na to gotów ..... albo pokaż "jaja", pogoń pannę. Zwróć uwagę, ze ona jeszcze nie jedzie po bandzie. W tej chwili żeruje na Twojej niewiedzy i zaufaniu, ale bądź gotów na takie sytuacje. Pamiętaj ona może próbować wykorzystać "niewiedzę" by załapać haka na Ciebie, do rozwodu z orzekaniem o Twojej winie, może Ciebie nagrywać. Uważaj na prowokacje (tak prowokacje), np byś ja uderzył. Pilnuj się co mówisz, nie pij alkoholu by nie wezwała policji ... itp, dlatego doradzam Ci dyktafon bądź lepszy byłby telefon z nagrywaniem, mniej rzuca się wo oczy.
Rzeczywiście jest tak jak opisała bohseonkelz32.1917.
37 2016-04-28 16:07:33 Ostatnio edytowany przez madoja (2016-04-28 16:11:32)
Co GDYBY M. zmieniła zdanie- zatęskniła, pożałowała swoich decyzji, przeprosiła i chciała wrócić? Co wówczas, GDYBY nie doszło do niczego złego z jej strony i faktycznie tylko z nim pisała, nigdy się nawet nie spotykając. Co GDYBY zmądrzała? Ta sprawa nadal jest świeża, jeszcze się nie przedawniła. Przecież są sytuacje, że ludzie się nawet zdradzają a później jednak potrafią sobie wybaczyć, dogadać się, pojednać i żyć razem długo i szczęśliwie. Zdarza się, że taki "kop" czasem jest potrzebny dla obu osób, żeby dostrzegły to, czego wcześniej nie widziały... Co wtedy? Iść w zaparte, czy dawać szansę?
Oczywiście że dać szansę. Ja jestem jak najbardziej za dawaniem JEDNEJ szansy. JEDNEJ!
Żeby Cię pocieszyć napiszę, że znam historię podobną do Twojej. Ona odeszła, zdradziła, wyprowadziła się do innego miasta. Kontaktowali się rzadko (ona nie chciała), na początku tylko w sprawach "służbowych", potem częściej, aż w końcu on się do niej wyprowadził i w tej chwili planują dziecko. Od ich pogodzenia minęły 2 lata (a już były złożone papiery rozwodowe).
Tak, wszystko jest możliwe.
PS. Mały off-top - powiedzcie mi szczerze, w ogóle nie nawiązując teraz do mojej sytuacji. Cały czas doradzacie, żeby dać sobie spokój, odpuścić itd. A czy zdarza Wam się czasem poradzić- walcz, jeszcze nie jest za późno, jeszcze masz szanse?
Ciekawi mnie to. Nie to, że nie macie racji, bo wszystkie Wasze rady są naprawdę rozsądne i słuszne, zastanawiam się jednak czy są jakieś przypadki, których nie uznajecie za beznadziejne i doradzacie komuś walkę i starania? Jestem tu świeży, więc mało wiem co się tu dzieje i czysta ciekawość mną teraz kieruje.
Z historii na tym forum oraz ze wszystkich historii jakie słyszałam wynika jasno, że "walka o kogoś" nigdy nic nie daje, jeśli tamta osoba nie chce powrotu.
Walka o kobietę byłaby skuteczna, gdybyś zrobił jej krzywdę. Np. zawiódł, zdradził. Ona by się wyprowadziła cierpiąc, a Ty nie odpuszczałbyś, walczył o nią i wciąż pokazywał że żałujesz i kochasz. Bo wtedy ta kobieta tego tak naprawdę chce.
W Twoim przypadku jest inaczej. Ona Cię nie chce i ma do Ciebie obrzydzenie. Pogrążysz się więc z każdą próbą walki o nią.
Tak z całej sytuacji wynika, że Ty siebie trochę nie szanujesz. Zasługujesz na pełną, prawdziwą miłość, nie na to, żeby Tobą ktoś pomiatał. Jeśli ona szuka szczęścia gdzie indziej, Ty zrób dokładnie to samo.
39 2016-04-30 08:17:28 Ostatnio edytowany przez strzępak (2016-04-30 08:19:01)
Tak z całej sytuacji wynika, że Ty siebie trochę nie szanujesz. Zasługujesz na pełną, prawdziwą miłość, nie na to, żeby Tobą ktoś pomiatał. Jeśli ona szuka szczęścia gdzie indziej, Ty zrób dokładnie to samo.
Nie do końca tak...
Ludzie przeróżnie "kochają" - jedni z rozumem, zachowując dla siebie odrobinę przestrzeni i dbający o zdrowe relacje, inni natomiast zatracają sie w tym i są "cali" dla partnera (partner jest dla nich "całym światem"). W tym drugim wariancie bardzo łatwo się uzależnić, wyzbyć własnego ja i nawet nie zauważyć, że partner (partnerka) traktuje nas ...nieodpowiednio.
U Autora to właśnie zaistniało... I fakt - można zaryzykować, iż Autor sam siebie "nie szanuje" pozwalając tej kobiecie na takie postępowanie. Ale tu działa tzw. ślepa miłość, uzależnienie - trudno oczekiwać od takiej osoby trzeźwego spojrzenia i rozsądku. Nie mniej jest coś "na rzeczy".
Zasugerowałaś, żeby Autor robił to samo co ta kobieta: szukał szczęścia gdzieś indziej. To byłby błąd!
Raz - nie przerobiłby tego traumatycznego doswiadczenia, nie przebrnąłby przez wszystkie etapy rozstania by stanąć na nogi jako "uleczony" i gotowy do dalszego zycia. Po prostu znalazłby zastępnik i zatopiłby sie w nowej znajomości zostawiając "leczenie" gdzieś w środku. A to byłby też błąd w dwójnasób: wchodząc w relacje z inną kobietą nieswiadomie traktowałby ją jako zastępnik i "czasoumilacz", plasterek. A to juz nie fair...
Autor musi sam się z tym teraz uporać, wyrwać "z korzeniami" jakiekolwiek pozytywne uczucia i emocje związane z tą kobietą, przeżyć etapy wściekłości, żalu by osiągnąć ...katharsis - obojętność.
Dopiero wówczas ma szanse na stworzenie udanego związku z normalna kobietą. Nie teraz na zasadzie odwetu. To podstawowy i najczęstszy błąd popełniany przez ludzi po rozsypanych związkach.
40 2016-04-30 10:17:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-04-30 10:20:38)
Jako kobieta mówię Ci i uwierz w to: kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie. My jesteśmy jak małpki - puszczamy jedną gałąź dopiero gdy mocno trzymamy drugą, ponieważ przeraźliwie boimy się samotności.
Bzdura. Nigdy nie zdradziłam męża. Nie interesowałam się innymi, póki z nim byłam. Mam zasady i priorytety, choć to zapewne niemodne i nie "trendy" (trendy mam tam, gdzie słoneczko nie dociera!). Odeszłam, bo był to związek toksyczny. Zamieszkałam sama, wynajęłam mieszkanie i do dziś jestem bez partnera - już 3 lata. Wolę być bez faceta niż z jakimkolwiek, byle tylko był. A grą na dwa fronty, wyrachowaniem i zdradą gardzę.
41 2016-04-30 13:03:51 Ostatnio edytowany przez strzępak (2016-04-30 13:05:17)
madoja napisał/a:Jako kobieta mówię Ci i uwierz w to: kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie. My jesteśmy jak małpki - puszczamy jedną gałąź dopiero gdy mocno trzymamy drugą, ponieważ przeraźliwie boimy się samotności.
Bzdura. Nigdy nie zdradziłam męża. Nie interesowałam się innymi, póki z nim byłam. Mam zasady i priorytety, choć to zapewne niemodne i nie "trendy" (trendy mam tam, gdzie słoneczko nie dociera!). Odeszłam, bo był to związek toksyczny. Zamieszkałam sama, wynajęłam mieszkanie i do dziś jestem bez partnera - już 3 lata. Wolę być bez faceta niż z jakimkolwiek, byle tylko był. A grą na dwa fronty, wyrachowaniem i zdradą gardzę.
Nie obraź się, ale to, co napisałaś to ...też bzdura.
Nie znasz się więcej nad to, w czym zostałaś sprawdzona (parafrazując sygnaturkę forumowiczki Sponi). Być może ...nie natrafiłas jeszcze na takiego mężczyzną, dla którego wszystko przestaje się liczyć. Wybacz, ale znam osoby, które tak buńczucznie wypowiadały się, głosiły tak radykalne poglądy - a życie obnażało ich ...nietrwałość. Zatem nie możesz aż tak negować czyjegoś spojrzenia. Nie dane Ci widać było zaznać tego galimatiasu w życiu (czego zazdroszczę), jaki wprowadza pojawienie się "znikąd" kogoś wywracającego całe życie do góry nogami. Owszem, mozna być na innych "zamknietym", uprzedzonym i wycofanym - ale zawsze jest ryzyko, że komuś sie uda swoim urokiem, aparycją, inteligencją - słowem swoim czarem - skruszyć takie skały i zdruzgotać tą cała misterną wizję samego siebie.
42 2016-04-30 15:55:59 Ostatnio edytowany przez Paweło (2016-04-30 15:57:18)
Skrzywdziła ciebie winna tu jest tylko osoba która tu zdradzała. Czy z nią zostaniesz czy znajdziesz nową gdy ona się otrząśnie nie powielaj swoich dawnych błędów szczególnie tego . nie robienie obiadów."
Uwierz teraz społeczeństwo się zmienia, najwięcej rozwodów jest u ludzi którzy pielęgnują tradycyjny patriarchalny model rodzinny.
43 2016-04-30 17:42:52 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-04-30 17:57:08)
Strzępak, ja wiem, że nie ma się co zarzekać, bo zarzekała się żaba błota, ale nie można się też zwolnić z odpowiedzialności za swoje postępowanie. To nie okazja czyni złodzieja, tylko złodziej szuka okazji. Miałam rok temu pewną znajomość i jakoś nie było dla mnie problemem wycofać się pomimo żalu i zawodu, gdy dowiedziałam się, że pan ma żonę. A podobał mi się bardzo. Byłam już sama, wolna, mogłam szaleć, ale pewnych rzeczy nie robię i basta. Nie kradnę, nie zabijam i nie zdradzam ani nie pcham się w cudze związki. To kwestia decyzji i wyboru, choćby mnie skręcało z bólu.
Strzępak, ja wiem, że nie ma się co zarzekać, bo zarzekała się żaba błota, ale nie można się też zwolnić z odpowiedzialności za swoje postępowanie. To nie okazja czyni złodzieja, tylko złodziej szuka okazji. Miałam rok temu pewną znajomość i jakoś nie było dla mnie problemem wycofać się pomimo żalu i zawodu, gdy dowiedziałam się, że pan ma żonę. A podobał mi się bardzo. Byłam już sama, wolna, mogłam szaleć, ale pewnych rzeczy nie robię i basta. Nie kradnę, nie zabijam i nie zdradzam ani nie pcham się w cudze związki. To kwestia decyzji i wyboru, choćby mnie skręcało z bólu.
Oczywiście!
Też się nie zawiesiłam jak małpa na innej gałęzi, odeszłam w pustkę.
A do autora - dla mnie to oczywiste że jesteś rogaczem i to od jakiegoś czasu.
Dwa telefony to ona może mieć już z pół roku. Z resztą - każde twoje słowo to potwierdza, choć starasz się zachować godność i to wypierasz.
co tu dużo gadać - suka poczuła lepszego samca to cie zostawiła. ot, cała historia jakich masa na tym świecie.
ogarnij się, rozwód, spuść ja w kanał i do przodu.
Aha, ona oczywiście wróci ze łzami jak ją tamten wyłomoce na wszystkie strony i mu się ona znudzi
Strzępak, ja wiem, że nie ma się co zarzekać, bo zarzekała się żaba błota, ale nie można się też zwolnić z odpowiedzialności za swoje postępowanie. To nie okazja czyni złodzieja, tylko złodziej szuka okazji. Miałam rok temu pewną znajomość i jakoś nie było dla mnie problemem wycofać się pomimo żalu i zawodu, gdy dowiedziałam się, że pan ma żonę. A podobał mi się bardzo. Byłam już sama, wolna, mogłam szaleć, ale pewnych rzeczy nie robię i basta. Nie kradnę, nie zabijam i nie zdradzam ani nie pcham się w cudze związki. To kwestia decyzji i wyboru, choćby mnie skręcało z bólu.
Popieram, oprócz emocji mamy jeszcze rozum.
Piegowata'76 napisał/a:madoja napisał/a:Jako kobieta mówię Ci i uwierz w to: kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie. My jesteśmy jak małpki - puszczamy jedną gałąź dopiero gdy mocno trzymamy drugą, ponieważ przeraźliwie boimy się samotności.
Bzdura. Nigdy nie zdradziłam męża. Nie interesowałam się innymi, póki z nim byłam. Mam zasady i priorytety, choć to zapewne niemodne i nie "trendy" (trendy mam tam, gdzie słoneczko nie dociera!). Odeszłam, bo był to związek toksyczny. Zamieszkałam sama, wynajęłam mieszkanie i do dziś jestem bez partnera - już 3 lata. Wolę być bez faceta niż z jakimkolwiek, byle tylko był. A grą na dwa fronty, wyrachowaniem i zdradą gardzę.
Nie obraź się, ale to, co napisałaś to ...też bzdura.
Nie znasz się więcej nad to, w czym zostałaś sprawdzona (parafrazując sygnaturkę forumowiczki Sponi). Być może ...nie natrafiłas jeszcze na takiego mężczyzną, dla którego wszystko przestaje się liczyć. Wybacz, ale znam osoby, które tak buńczucznie wypowiadały się, głosiły tak radykalne poglądy - a życie obnażało ich ...nietrwałość. Zatem nie możesz aż tak negować czyjegoś spojrzenia. Nie dane Ci widać było zaznać tego galimatiasu w życiu (czego zazdroszczę), jaki wprowadza pojawienie się "znikąd" kogoś wywracającego całe życie do góry nogami. Owszem, mozna być na innych "zamknietym", uprzedzonym i wycofanym - ale zawsze jest ryzyko, że komuś sie uda swoim urokiem, aparycją, inteligencją - słowem swoim czarem - skruszyć takie skały i zdruzgotać tą cała misterną wizję samego siebie.
Bzdury pleciesz a Piegowata ma zdecydowana racje. Wyrachowanie, gra na dwa fronty i tym podobne rzeczy to totalne dno. No ale kazdy ma swoje sumienie, jednym to przeszkadza drugim nie.
Widzę, że zebrało sie towarzystwo wzajemnej adoracji z oburzeniem reagujące na słowa prawdy: nikt siebie do końca nie zna. Bo taki sens jest mniej więcej w słowach, które tak Was obruszyły. I owszem - zarzekać się mozna, obstawać i deklarować, ale zycie zyciem i w sprzyjających okolicznościach będąc w odpowiednim miejscu i czasie moze sie zdarzyć, ze te wszystkie zasady pójdą się ****ć.
Ale widzę, że nie ma co tu czegoś w tym stylu pisać - Wy wiecie "lepiej". I jest fajnie
Nie życzę więc Wam, aby któregoś dnia ta niezłomność i zasady zostały poddane próbie. Możecie się sobą zadziwić.
różne mogą być przyczyny odejścia zony od meza w dzisiejszych czasach aczkolwiek ja już 28 lt po prostu mecze się z mezem alkoholikiem a to jest naprawdę meczarnia inaczej nie mogę nazwac nie mam w domu przyjaciela procz dzieci ale one ze mna nie mieszkają nie próbuje się skarzyc jestem zbyt zaradna i musze dac sobie rade wszystko pogodzić nie tylko ty jesteś sam musisz się pogodzić zycie jest jedno tylko znajduje się nieodpowiednich połówek do zycia brak mi jest osoby z która bym porozmawiała na rozne tematy które mnie interesują w domu nie mam z kim nie zalamój się prosze
różne mogą być przyczyny odejścia zony od meza w dzisiejszych czasach aczkolwiek ja już 28 lt po prostu mecze się z mezem alkoholikiem a to jest naprawdę meczarnia inaczej nie mogę nazwac nie mam w domu przyjaciela procz dzieci ale one ze mna nie mieszkają nie próbuje się skarzyc jestem zbyt zaradna i musze dac sobie rade wszystko pogodzić nie tylko ty jesteś sam musisz się pogodzić zycie jest jedno tylko znajduje się nieodpowiednich połówek do zycia brak mi jest osoby z która bym porozmawiała na rozne tematy które mnie interesują w domu nie mam z kim nie zalamój się prosze
Mirusia przeczytaj koniecznie książkę "Koniec współuzależnienia" Melody Beatie, możesz pomóc sobie wstępując do Al-Anon, zrób to dla siebie, dzieci. Nigdy nie jest za późno by wyjść z bagna.
50 2016-05-01 18:51:44 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-01 19:00:52)
Widzę, że zebrało sie towarzystwo wzajemnej adoracji z oburzeniem reagujące na słowa prawdy: nikt siebie do końca nie zna. Bo taki sens jest mniej więcej w słowach, które tak Was obruszyły. I owszem - zarzekać się mozna, obstawać i deklarować, ale zycie zyciem i w sprzyjających okolicznościach będąc w odpowiednim miejscu i czasie moze sie zdarzyć, ze te wszystkie zasady pójdą się ****ć.
Ale widzę, że nie ma co tu czegoś w tym stylu pisać - Wy wiecie "lepiej". I jest fajnie
Nie życzę więc Wam, aby któregoś dnia ta niezłomność i zasady zostały poddane próbie. Możecie się sobą zadziwić.
Nie sądzę, aby ktokolwiek się tu obruszał. Po prostu, każdy pisze swoje zdanie.
Ja próbę przeszłam. Zwycięsko.
I Piegowata napisała, że też.
Zgodzę się, że nikt do końca siebie nie zna i dopóki nie stanie przed daną sytuacją dopóty nie wie jak by się zachował.
Dlatego właśnie nie trzeba kusić losu. Po co sobie samemu życie komplikować, po co brać na sumienie łzy najbliższych.
Czy warto dla kilku chwil zabawy?
Przykro to mowić, ale laska jest chyba trochę stuknięta. Odpuść sobie, bo zrobisz szkodę sobie i jej. Nie zaslugujesz na takie traktowanie jeśli jesteś taki jak siebie opisujesz. Spróbuj po prostu na jakiś czas pobyć sam i zobaczysz ci to wyjdzie
52 2016-05-01 20:40:58 Ostatnio edytowany przez salamander68 (2016-05-01 21:12:35)
Piegowata'76 napisał/a:madoja napisał/a:Jako kobieta mówię Ci i uwierz w to: kobiety nie odchodzą, jeśli nie mają już kogoś w zapasie. My jesteśmy jak małpki - puszczamy jedną gałąź dopiero gdy mocno trzymamy drugą, ponieważ przeraźliwie boimy się samotności.
Bzdura. Nigdy nie zdradziłam męża. Nie interesowałam się innymi, póki z nim byłam. Mam zasady i priorytety, choć to zapewne niemodne i nie "trendy" (trendy mam tam, gdzie słoneczko nie dociera!). Odeszłam, bo był to związek toksyczny. Zamieszkałam sama, wynajęłam mieszkanie i do dziś jestem bez partnera - już 3 lata. Wolę być bez faceta niż z jakimkolwiek, byle tylko był. A grą na dwa fronty, wyrachowaniem i zdradą gardzę.
Nie obraź się, ale to, co napisałaś to ...też bzdura.
Nie znasz się więcej nad to, w czym zostałaś sprawdzona (parafrazując sygnaturkę forumowiczki Sponi). Być może ...nie natrafiłas jeszcze na takiego mężczyzną, dla którego wszystko przestaje się liczyć. Wybacz, ale znam osoby, które tak buńczucznie wypowiadały się, głosiły tak radykalne poglądy - a życie obnażało ich ...nietrwałość. Zatem nie możesz aż tak negować czyjegoś spojrzenia. Nie dane Ci widać było zaznać tego galimatiasu w życiu (czego zazdroszczę), jaki wprowadza pojawienie się "znikąd" kogoś wywracającego całe życie do góry nogami. Owszem, mozna być na innych "zamknietym", uprzedzonym i wycofanym - ale zawsze jest ryzyko, że komuś sie uda swoim urokiem, aparycją, inteligencją - słowem swoim czarem - skruszyć takie skały i zdruzgotać tą cała misterną wizję samego siebie.
Wtrącę się - wchodzić od razu naciskając na związek po poprzednim związku jest niedojrzałe, nie ma co tutaj się rozwodzić. No ale są różne gałęzie - jedna może być po prostu przyjacielem, druga po prostu kimś do seksu, inna frajerem, który myśli, że mu wyjdzie z dziewczyną, która dopiero co skończyła np 2-3-4-5 letni związek i się w to ładuje, itd.
Ja osobiście szanuję kobitki, które potrafią dać sobie na luz z ładowaniem się w coś nowego, zanim odchorują coś poprzedniego. No ale wiem, lekarstwa przyjmują różne formy.
Co do tematu - koelga PiK10 był stanowczo za dobry. Stał się cipowaty. Taki romantyk z bajki dla dzieci. Nie dawałeś jej może męskich emocji, bo z Twojej opowieści żadne takie padają. Dlaczego tego nikt nie porusza? Przecież to widać. Może i jesteś ogarnięty finansowo, masz samochód, etc. Ale wnętrze masz miękkie. Masz 30 lat!!! Z tą kobietą nie masz szans. Na tą chwilę. Powinieneś się zmienić. Nie być dla lasek przesadnie "książęcy". Daj se na luz tak samo ze swoją żonką. Ona uciekła, bo okazało się, że nie związała się z mężczyzną, ale z kimś bardzo potrzebującym... To kobieta potrzebuje męskiej siły. A Ty pokazałeś, że jesteś słaby bez niej. Że jesteś słaby. Nie wiem jak Twoje życie Ci minęło, ale może miałeś kiepskie relacje z ojcem, który nie nauczył Cię posiadania jaj, piszę poważnie. Problem nie tkwi w kobiecie, tylko w Tobie. Ona Ci pokazała Twoją słabość. Albo to przemyśl, albo odrąb sobie fallusa i prześlij jej pocztą.
A, dodam coś jeszcze. Ja po ponad 4 letnim związku też zostałem porzucony (niby, bo sam się o to prosiłem). Mieszkaliśmy razem 2 mieszkaniach przed prawie 4 lata. Masa emocji. Ona była nawet dziewicą. Ja 30, ona 24 (teraz). Kobitka po kilku dniach już miała kolejnego, z samochodem (ja samochodu jeszcze nie mam). Nie wiem, może to już jej przyszły mąż, może będą mieć dzieci. A może to jest po prostu frajer, który myśli, że się uda. A może po prostu kolega, plaster? NIE WIEM! Wiem, że to koniec. W każdym razie przyjąłem decyzję o rozstaniu, grzecznie się wyprowadziłem, powiedziałem tylko, jak się później dowiedziałem, że mogła mnie nie oszukiwać, że wujek po nią przyjechał, ale ten gość. Zamknęła się i powiedziała, że bardzo jej głupio (ta, jasne!)
Ale ugryzłem problem od innej strony. Przeanalizowałem to, co mogło zniszczyć ten związek. No i teraz to naprawiam W SOBIE, bo wiem, że moje uzależnienie od czegoś wyniszczało moją męskość. Jak to naprawię, to będzie lepiej i trafię na inną, która będzie tez inna od poprzedniej. O ile tego nie spier...lę.
Strategię na koniec, jaka przyjąłem, jest ZERO KONTAKTU. Nic się nie odzywam. To mi naprawdę pomaga. Z dnia na dzień jest co raz lepiej. A minęło 2.5 miesąca.
Dlatego stary, daj sobie na luz. Nie odzywaj się. Załatw tylko szybko to, co masz z nią do załatwienia wcześniej. Jak dla mnie z tego nic nie będzie. Wyczyść konto. Zacznij od nowa z innym, lepszym sobą.
AHA! JEŚLI JĄ KOCHASZ, to puść ją, nie zamęczaj. Niech będzie szczęśliwa, jaka by nie była z charakteru. I Tobie to też pomoże.
53 2016-05-01 20:46:40 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2016-05-01 20:47:28)
Coś w tym jest, że nie można być zbyt dobrym dla drugiego człowieka. Podkreślam, że ZBYT dobrym. Ludzie tego nie doceniają, tylko traktują jako słabość.
54 2016-05-02 09:13:51 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2016-05-02 09:14:35)
Widzę, że zebrało sie towarzystwo wzajemnej adoracji z oburzeniem reagujące na słowa prawdy: nikt siebie do końca nie zna. Bo taki sens jest mniej więcej w słowach, które tak Was obruszyły. I owszem - zarzekać się mozna, obstawać i deklarować, ale zycie zyciem i w sprzyjających okolicznościach będąc w odpowiednim miejscu i czasie moze sie zdarzyć, ze te wszystkie zasady pójdą się ****ć.
Ale widzę, że nie ma co tu czegoś w tym stylu pisać - Wy wiecie "lepiej". I jest fajnie
Nie życzę więc Wam, aby któregoś dnia ta niezłomność i zasady zostały poddane próbie. Możecie się sobą zadziwić.
Mój drogi, czy jeśli widzisz w sklepie przedmiot swoich marzeń, coś, co Ci się diabelnie podoba, to idziesz i bierzesz? Tłumaczysz się, że nie znałeś siebie? Wiesz, że nie wolno kraść i tego nie robisz. Koniec, kropka, nie ma dyskusji.
Na lekcjach wuefu nauczycielka powtarzała nam: "tobą nie rządzi jakaś kupa mięsa, ty masz myśleć i tym sterować".
Ja nie zarzekam się, że nigdy nie zbłądzę, ale wiem, czego chcę się w życiu trzymać, mam drogowskaz.
I tak jak Lilka napisała: wiele można przewidzieć wcześniej i nie leźć w pewne sytuacje.
Szanowne Panie: czy mogłybyście zakończyć tego offtopa ew. przenieść do swojego wątku ?
Szanowny Panie Bullet
Jeśli o mnie chodzi to już skończyłam.
58 2016-05-02 18:44:28 Ostatnio edytowany przez I_see_beyond 7176 (2016-05-02 19:13:41)
Wolę być bez faceta niż z jakimkolwiek, byle tylko był. A grą na dwa fronty, wyrachowaniem i zdradą gardzę.
Me too Tyle z off-topu.
Przeczytałam wątek od początku - rozumiem autora, to bardzo świeże, co on teraz przeżywa, w kwestii pytań o walkę - ja jestem z natury waleczna, o swoje małżeństwo walczyłam, ale ... poległam, co przyjęłam z godnością, bo nie da się tej walki wygrać jeśli dwie strony nie są zainteresowane... Ale zawsze warto walczyć o siebie. Jak Autorowi minie pierwszy szok i potworny ból, z którym się teraz zmaga, zacznie to robić.
Krótko podsumuję moje obserwacje: autorze, wydajesz mi się fajnym, sensownym gościem, co to trafił na bardzo, ale to bardzo niedojrzałe dziewczę. Moje osobiste doświadczenie, dziesiątki lektur i obserwacje życia, które toczy się wokół mnie raczej skłaniałyby się ku przestrodze - nie angażuj się w związek z emocjonalnie niedojrzałym typem, bo Cię prędzej czy później wykończy...
Ja bym obstawiała, że dziewczę za jakiś czas, znudzone bezpieczeństwem u Twego boku - numer powtórzy.
Założę się, że prędzej czy później nóżka jej się z tym nowym kochasiem podwinie, szczególnie jak walnie w nich tzw. szara rzeczywistość. Jest wysoce prawdopodobne, że zapuka do Ciebie, jako do tej bezpiecznej przystani, skruszona, a jakże... Bądź czujny.
Podoba mi się to, co pisze salamander68, ten męski punkt widzenia wydaje mi się sensowny, szczególnie te fragmenciki:
kolega PiK10 był stanowczo za dobry. (...)
Nie wiem, może to już jej przyszły mąż, może będą mieć dzieci. A może to jest po prostu frajer, który myśli, że się uda. A może po prostu kolega, plaster? NIE WIEM! Wiem, że to koniec.
Ale ugryzłem problem od innej strony. Przeanalizowałem to, co mogło zniszczyć ten związek. No i teraz to naprawiam W SOBIE, bo wiem, że moje uzależnienie od czegoś wyniszczało moją męskość. Jak to naprawię, to będzie lepiej
Podpisuję się!
Strategię na koniec, jaka przyjąłem, jest ZERO KONTAKTU. Nic się nie odzywam. To mi naprawdę pomaga. Z dnia na dzień jest co raz lepiej.
Też wypróbowałam na sobie - działa!
Jak dla mnie z tego nic nie będzie. Wyczyść konto. Zacznij od nowa z innym, lepszym sobą.
AHA! JEŚLI JĄ KOCHASZ, to puść ją, nie zamęczaj. Niech będzie szczęśliwa, jaka by nie była z charakteru. I Tobie to też pomoże.
I to jest bardzo dojrzała postawa, która zaowocuje, zapewniam!
I jest jeszcze coś, co też mi się spodobało w wypowiedzi:
letnim związku też zostałem porzucony (niby, bo sam się o to prosiłem).
Uwielbiam ten rodzaj pokrętnej logiki porzucających- wszyscy się prosimy o złe traktowanie
Ej zmień awatar bo to ukryta agitka polityczna "Dobra zmiana" kojarzy mi się wręcz odwrotnie z tym co funduje nam partia obecnie rządząca.
Trochę czasu mnie tu nie było, długi weekend majowy, później sporo się działo w pracy i ciężko było się tu pojawić aby coś skrobnąć od siebie. Widzę, sporo nowych wpisów, więc nadrabiam zaległości
To jest zdanie, które powinieneś wbić do głowy: Twoja słabość jest jej siłą, Twoja siła jej słabością
1. Inwestujesz w dyktafon, 2. Zbierasz dowody (wszystko, nawet nieistotne może kiedyś się powiązać i zdziwisz się jak bardzo); 3. Robisz coś w rodzaju pamiętnika i codziennie zapisujesz mniej więcej co się wydarzyło, najlepiej w kompie w pracy
i najważniejsze na koniec: Nie wierz w NIC co od niej słyszysz i max w 50 % tego co widzisz, a nie pożałujesz
To zdanie jest świetne!
Co do drugiej kwestii- nie mam tego problemu. Nie widuję się z nią wcale, kontaktu żadnego też nie mam. Nie piszemy, nie rozmawiamy, nie widzimy się. Ona mnie nie sprowokuje (i tak nie dałaby rady) i nie złapie na mnie haków.
Wiesz, niektórzy są tu na terapii, inni zaś na sympozjum...
I wszystko w temacie
Nawet nie wiesz jak za jakiś czas będziesz dumny że byłeś stały , twardy i nie dałeś ponieść się emocjom. Z resztą czemu miałbyś jej dawać tą satysfakcję że wciąż Cię ma. Ta świadomość że nie mogę Ex dać tej frajdy strasznie mnie napędzała po rozstaniu. Plus świadomość że nie chcę kontaktu bo ona pasożytuje na moim poczuciu wartości i zwyczajnie mi szkodzi. Szacunek do siebie to najważniejsza sprawa przy rozstaniach.
Ale i tak jesteś daleko do przodu w stosunku do innych którzy twierdzili że jego żona/kobieta jest super tylko obcy facet tak jej namącił że ona nie wie co robi. Ty przynajmniej to masz za sobą
Ja się już przynajmniej nie oszukuję jak tak naprawdę jest. Ale wziąłem do siebie słowa, żeby nie pokazywać jej że się smucę, czy coś w ten deseń. Żyję własnym życiem i tyle. Nie mam zamiaru się więcej płaszczyć. Koniec z tym.
To ja Ci przedstawię dokładniej jak to wygląda że strony Twojej żony.
Uwierz, że takie historie to schemat, różniące się jedynie małymi szczegółami. Nie wierzysz- przyjrzyj te forum jeszcze dokładniej.Ja też nie byłam (i sądzę że dalej nie jestem) złą osobą. Też nie umiałam kłamać. Ale znajdując się w takiej sytuacji szybko się kłamać uczysz i bez żadnego mrugnięcia potrafiłam wykorzystać to, że on wierzy w moją uczciwość.
Co prawda z chłopakiem zerwałam, ale nie chciałam tracić w jego oczach, więc jechałam na kilka dni do koleżanki i faktycznie u niej byłam! Zdjęcia, wszystko- było. Tak samo i pokrycie- u mamy, u ciotki, u kuzynek, u koleżanek. Czas dla " nowego znajomego " na " pogaduszki " też znalazłam. Dużo czasu.
Wykorzystywałam to, że mój chłopak myślał, że ja się pogubiłam , że potrzebuje czasu by sobie poukłada wszystko, i że on wierzy, że to przez to, że wątpię w naszą miłość przez jego zachowanie. Tak było po części, ale to mnie nie usprawiedliwia, ani Twojej żony. Tak się spraw nie załatwia. Od czasu do czasu miałam wyrzuty sumienia, że jestem taka zła i wyrachowana, więc rycząc skorzystałam z jego pomocnej ręki mówiąc pół słowkami, że przepraszam, że nie umiem dać szansy, że nie wierzę już w nas, jednak nie mówiłam mu dlaczego. Dla Niego to był dowód na to, że go kocham. No bo by mnie przecież te rozstanie tak nie ruszyło, prawda? Potem się dystansowalam, żeby nie mieszać sobie w głowie. Drzwi jednak zostawiłam sobie otwarte i wróciłam gdy stwierdziłam, że sprawdzone dla nowego rzucać to strasznie duże ryzyko, że przecież tyle razem przeżyliśmy i że szkoda, no i przecież coś tam czuję ( po raz kolejny odlozylam na bok rozsądek, który mówił że i tak się nie dogadamy) ale ile ma to wspólnego z miłością, sam sobie odpowiedz.
Wiedz , że kobieta pod wpływem nowego faceta i nowych silnych emocji może się strasznie zmienić. Szczególnie niedojrzała kobieta , która nie wie czego od życia chce.
Jak zechce wrócić to powie Ci właśnie to co chcesz usłyszeć, nawet się poplacze na życzenie, ale to co naprawdę w niej siedzi nie dowiesz się nigdy. Dlatego głupi będziesz. Ja strasznie żałuję, że byłam taka głupia i że mój ex był taki głupi.
Dziękuję za ten wpis! Daje mi dużo do myślenia i otwiera oczy.
Oczywiście że dać szansę. Ja jestem jak najbardziej za dawaniem JEDNEJ szansy. JEDNEJ!
Żeby Cię pocieszyć napiszę, że znam historię podobną do Twojej. Ona odeszła, zdradziła, wyprowadziła się do innego miasta. Kontaktowali się rzadko (ona nie chciała), na początku tylko w sprawach "służbowych", potem częściej, aż w końcu on się do niej wyprowadził i w tej chwili planują dziecko. Od ich pogodzenia minęły 2 lata (a już były złożone papiery rozwodowe).
Tak, wszystko jest możliwe.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem! Jesteś rodzynkiem z tym postem
Ale (raczej na szczęście) nie zakładam obecnie w ogóle takiego wariantu
Co do tematu - koelga PiK10 był stanowczo za dobry. Stał się cipowaty. Taki romantyk z bajki dla dzieci. Nie dawałeś jej może męskich emocji, bo z Twojej opowieści żadne takie padają. Dlaczego tego nikt nie porusza? Przecież to widać. Może i jesteś ogarnięty finansowo, masz samochód, etc. Ale wnętrze masz miękkie. Masz 30 lat!!! Z tą kobietą nie masz szans. Na tą chwilę. Powinieneś się zmienić. Nie być dla lasek przesadnie "książęcy". Daj se na luz tak samo ze swoją żonką. Ona uciekła, bo okazało się, że nie związała się z mężczyzną, ale z kimś bardzo potrzebującym... To kobieta potrzebuje męskiej siły. A Ty pokazałeś, że jesteś słaby bez niej. Że jesteś słaby. Nie wiem jak Twoje życie Ci minęło, ale może miałeś kiepskie relacje z ojcem, który nie nauczył Cię posiadania jaj, piszę poważnie. Problem nie tkwi w kobiecie, tylko w Tobie. Ona Ci pokazała Twoją słabość. Albo to przemyśl, albo odrąb sobie fallusa i prześlij jej pocztą.
No i teraz tym wpisem trafiłeś w sedno! Tak było, teraz to dopiero dostrzegłem. Mam sobie wiele do zarzucenia, może i szkoda że dopiero teraz to do mnie doszło, chociaż dobrze że w ogóle! "Stał się cipowaty", "wnętrze masz miękkie", "Ona Ci pokazała Twoją słabość" - te 3 cytaty podsumowały całego mnie i to co robiłem źle. Dzięki!
Strategię na koniec, jaka przyjąłem, jest ZERO KONTAKTU. Nic się nie odzywam. To mi naprawdę pomaga. Z dnia na dzień jest co raz lepiej..
I tak robię, naprawdę pomaga.
To tyle w kwestii odniesienia się do Waszych wpisów. U mnie już jest lepiej, dochodzę do siebie, już tyle nie myślę o tym wszystkim, przechodzę do dnia codziennego. Nie chodzę smutny, w pracy się znów uśmiecham, spotykam się co jakiś czas ze znajomymi, pojechałem sobie na koncert do Trójmiasta, za tydzień jadę do Warszawy na Grand Prix ze znajomymi i tak jakoś się żyje z dnia na dzień. Naprawdę poprawia mi się pomału w środku. Do optimum jeszcze sporo brakuje ale i tak jestem z siebie dumny. Nie pokazuję po sobie, że przegrałem (niejako) a już na pewno nie pokazuję tego Jej (jeśli śledzi w jakimś stopniu FB, bo innej opcji nie ma, to z pewnością widzi że żyję- i to nie na pokaz!). Mija kolejny tydzień i nadal jest spokój, odezwała się tylko raz w sprawie tych wyjazdów ale nie toczyłem rozmowy, "sucho" tylko odpisałem. Co nowego jeszcze? Gdzieś w tak zwanym "międzyczasie" M. pousuwała z FB wszystkie swoje zdjęcia ze mną, oznaczenia siebie na moich zdjęciach no i usunęła status związku ("w związku małżeńskim z..."). A jej kuzynka, która wcześniej mi doradzała walkę i to, że mam do niej jechać i się starać o nią (co zignorowałem), ostatnio mi napisała, że jej szkoda że nam nie wyszło, że ma nadzieję że znajdę dziewczynę dla siebie i żebym się trzymał. Czyli ostra zmiana frontu, która jednoznacznie nakreśla obecną sytuację. Nadziei sobie i tak nie robiłem i nie robię już od jakiegoś czasu, zauważam tylko fakty. Aaa i jeszcze jedno, ponoć M. ostatnio coś pisała z moim bardzo dobrym kolegą odnośnie owego najbliższego wyjazdu do stolicy, na który też miała jechać. I tak od słowa do słowa wyszło z jej strony coś w stylu, że ona wie, że i tak ja wszystkim mówię, że to ona jest zła i to wszystko jej wina. Po co się tym przejmuje jeszcze? Nie ogarniam
P.S.
Ej zmień awatar bo to ukryta agitka polityczna "Dobra zmiana" kojarzy mi się wręcz odwrotnie z tym co funduje nam partia obecnie rządząca.
Nie wchodźmy na kruche tematy polityczne bo to się nigdy dobrze nie kończy