Witam,
jestem tu nowa, ale, że nie mam z kimś porozmawiać, postanowiłam opisać swój problem tu.
Jestem w związku 4 lata. Na początku wszystko super, cudnie, motylki w brzuchu, szczęście nie do opisania ... a teraz ? Już sama nie jestem tego pewna.
Ale od początku.
Swojego obecnego partnera poznałam w zupełnym przypadku no i jakoś się stało, że zaczęliśmy być ze sobą. Byłam osobą strasznie skrytą, bo miałam nadwage, depresja o której nikt nie wiedział, ale udawałam, że wszystko jest ok, a tak naprawde, rozsypywałam się. Był dla mnie kimś więcej niż tylko chłopakiem. Miałam w nim przyjaciela, chłopaka, kochanka, męża, no dosłownie wszystko w jednym. Nawet wtedy nie spodziewałabym się że ktoś spojrzy na kluseczke taką jak ja i pokocha od tak za nic. Jednak się znalazł.
Pierwszy rok, super cudny, ale powoli zaczęły się schody.
Mój chłopak ma nerwicę, ja zresztą też. Moja psychika za czasów dzieciństwa została roz...ana jak bomba.
Chłopak pomagał mi zwalczać depresje, na którą cierpiałam od małego. Udało się ! Pokonałam tą cholere ! Zaczęłam inne życie, niby inne.. miałobyć lepsze, a okazało się jak się okazało.. i trwa to chyba do dziś..
Nie potrafie dogadać się z chłopakiem, nie umiemy ze sobą rozmawiać o wszystkim tak jak wcześniej.
Codziennie są kłótnie, o nic. Bynajmniej dla mnie te kłótnie są o nic.
Może kilka takich akcji przytocze , wszystkiego nie dałabym wstanie opisać.
-Robimy u kolegi współnie obiad, no i wszystko ok..
ale nagle booom! patelnia nie jest taka jak być powinna i jest już to moja wina! Już jest kłótnia taka, że głowa opada, słysze, że sie do niczego nie nadaje, że nie umiem nic normalnie zrobić, etc.
Bo patelnia jest inna niż być powinna... No Matko Bosko Kochano..
Nawet akcja z dzs/wczoraj
-Siedzielismy u znajomych, coś tam było planowane, ale jak zwykle, ale te plany sie zmieniały, i cała akcja się wydłużała. Oczywiście mój chłopak już był w takim napadzie, że jak zwykle winą obarczał mnie, choć to nawet nie było moją winą, że to się wszystko tak wydłużyło. Pretensje miał o to, że jest 23.00 a on jeszcze nie śpi, a rano do pracy musi wstać.
Mówiłam mu, że chyba sam wie jaka była godzina i sam powinien powiedzieć "stop. ide do domu, narazie" a nie czekać, aż mu plan wypali i dopiero iść spać. Z rana wstał i oczywiście problem do mnie, że się nie wyspał, że to moja wina, że jestem tępa, że jestem mądra bo nie pracuje i nie musze rano wstawać, a on jest nie wyspany i musi jeszcze zapier.. 8h w pracy! I że dzis zabiera swoje rzeczy ode mnie , bo ma mnie już dość, bo nie umiem nic robić.
Tyle,że ja jeszcze miesiac temu sama chodziłam do pracy, pracowałam po 12h, czasem mniej, a czasem nawet i 24h. Też musiałam rano wstawać, a jak były wakacje, to wiadomo,że człowiek chciał sobie posiedzieć dłużej po pracy w towarzystwie znajomych, jak była pogoda i nieraz chodziłam spać późno w nocy i wstawałam rano. I do nikogo pretensji nie miałam.
Nasza sytuacja jest o tyle trudna, że narazie "pomieszkujemy" u mnie (tzn. u moich rodziców) bo nie stać nas na wynajęcie stancji.
U niego w domu nie jest zbyt ciekawie, jego rodzice są (jak dla mnie) dziwni.. jakos za nimi nie przepadam, zawsze dyskryminowali mojego chłopaka, a swojego syna na poczet swoich córek.
A dlaczego? Bo on jako jedyny mówił prawde w oczy i nie patrzył na nic, a obracało to się przeciw niemu.
Zawsze jest taki, że musi mieć to co chce, bo inaczej znowu ma swoje fochy.
Raz zrobiłam obiad, już nawet nie pamiętam co, ale mięso miało w sobie troche tłuszczu, a on do mnie że on tego jeść nie będzie, bo to jest szajs, i w ogole. oczywiście kłótnia nie z tej ziemi, znowu groził mi rozstaniem - normalka, i oczywiście poszedł sobie.. Nie wiem, może jestem naiwna, dziwna, coś we mnie jest takiego , bo po 2/3 godzinach zadzwoniłam do niego, z początku nie odbierał, dałam się na spokój, ale pozniej sam zadzwonił i oczywiście nadal zły, bo przeze mnie on nic nie zjadł, jest dalej głodny, ma dzień zmarnowany, no i stara przyśpiewka że się do niczego nie nadaje, nic zrobić nie umiem, i takie tam.. Mimo moich starań, żeby coś mu do jedzenia przygotować on stwierdzał że on tego nie chce i jak to zrobie to będe sama to jadła.
Tak samo przy śniadaniu, chciałam zrobić jajecznice, a mu się umaniło żeby zrobiła z kiełbasą.. no, ale niestety, nie miałam tejże kiełbasy, bo miałam mięsko wędzone, a mama nie kupywała kiełbasy,bo lodóweczka pełna, więc na 4 osoby żarcia było po uszy. No i mówie mu ,że nie mam kiełbasy, i że zrobie z wędzonym mięsem, to już znowu była kłótnia, ale.. jak poszłam zrobić i przyniosłam, to o dziwo zjadł.
I tak jest zawsze, nie ważne, że ja staram się robić wszystko, co tylko zechce, wszystko ode mnie ma podane na talerzu (to co moge mu dać oczywiście), ale i tak jest źle, bo w niczym nie pomagam, jestem tylko przylepą , jestem nie ogarem, bo czasem nie mam tego co on by chciał, albo nie mam możliwości czegoś załatwić co on by chciał.
Takich akcji mam co chwile. Już sama nie wiem co myśleć.
Dla niego poświęciłam wszystko, wiem, sama też jestem sobie winna. Nawet nie mam przyjaciółki, koleżanki, z kim mogłabym o tym pogadać, bo oczywiście stwierdził, że moje koleżanki wpakowały mnie w g..no (co do jednej koleżanki ma racje, ale co do 2giej nie) i przez to straciłam kontakt z obiema, ze swoją rodziną też gadam bo gadam, ale tak było od zawsze. Nie mam w nikim wsparcia, zrozumienia, nic. Jest jedna wielka pustka. Nie raz o tym mówiłam swojemu chłopakowi, ale.. on ma to chyba gdzieś..
Raz podczas rozmowy zapytała się go, to po co jest ze mną jeśli mu wszystko nie pasuje, to stwierdził, że mnie kocha, że ta jeb..a miłość do mnie go trzyma przy mnie.
Przez to wszystko straciłam ok. 25kg , każdy się mnie pyta jak to zrobiłam, że aż tyle schudłam, oczywiście, że mówię, że nic, że samo spadło, bo wstyd się przyznać, że to przez wieczny stres i nerwy, że zaraz znowu zrobie coś nie tak. Nawet do lekarza się boje iść, bo mam obawy co do zdrowia.
A kiedyś myślałam, że wkońcu trafiłam na normalnego. Fakt, wyrwał mnie z gówna, ale to co się teraz dzieje, przerasta mnie i nie wiem co robić, bo kocham go strasznie. Jako jedyny naprawde dał mi dużo, kiedy byłam na dnie, był jedyną osobą która mną się interesowała, a teraz? Nie wiem co robić.. Boję się go zostawić, boję się być zowu sama..