Hej! Od razu mówię, jestem facetem, dość nie typowym ale to wyjdzie zaraz samo z siebie
Po kolejnej mocnej kłótni dziś z moją narzeczoną (chyba już ex) to wyjdzie z czasem - szukałem porady. Coś na zasadzie psychologa, coś takiego no - internetowego. Bo praca nie pozwala mi zbytnio a dla mnie to wstydliwy temat, a już pójście do psychologa to już dla mnie całkowity dramat. Ale opiszę całą historię już za moment
A więc, moją kochanice poznałem jakoś dwa lata temu, wtedy byłem w innym związku ona tez w innym i spotykaliśmy się wszyscy razem pięknie na stypach u znajomych.
W Czerwcu 2015 roku jednak nie wyszło mi i po prostu zająłem się tym co lubię - motoryzacją. Akurat któregoś dnia, moja obecna kobieta miała urodziny, więc złożyłem jej życzenia i po tam kilku dniach jak miałem doła, napisałem co porabia i zaprosiła mnie na kawę .
Rozmawiając wyżaliłem jej się co mi się działo wcześniej, okazało się że ona tez zakończyła poprzedni związek i tak sobie zwierzaliśmy.
Ja powiedziałem czego oczekiwałem od swojej kobiety, zaś ona czego oczekiwała od niego. Dziwnym trafem wyszło że, to co oczekiwałem od kobiety, ona dawała w poprzednim związku ( zainteresowanie, uczciwość, komunikatywność, bez kłamstw ) zaś ona oczekiwała to co dawałem wcześniej ( kobieta na pierwszy miejscu, całkowite zaufanie, oddanie, szczerość)
No i tak suma sumarum, było super, zaprosiłem ją na rowery, wyjście na spacery, no po prostu! kwitło! w wakacje dostałem pracę, niedaleko nas ,bo mieszkaliśmy zaledwie 4 km od siebie, zaś pracę miałem w markecie na środku naszej trasy Gdy już się zeszliśmy, złożyłem jej obietnicę, że będę się spotykał z nią codziennie, nawet na 5 minut by ją przytulić. I potrafiłem nawet o 21-22 przyjechać, przytulić, dać małą różę i niestety pojechać do domu. Starałem się, naprawdę, robiłem co mogłem. I przez wakacje było super, wyjazdy w góry, w okoliczne jeziora - jak tylko czas miałem wolny, byłem z nią. Potem nadszedł czas edukacji. Trochę się nasz związek ochłoną. Przestała się według mnie starać, już wiedziała że przyjadę. "ona" jest osobą dość naiwną, ma lub miała dwie koleżanki, które lubiły je wykorzystać, wysługiwały się nią że <imię> pomoże mi tu i tu, zero sprzeciwu. Robiła to, bo jak mówiła nie chce stracić jedynych koleżanek. Jak była zapraszana na imprezy, nie potrafiła zapytać czy weźmie mnie ze sobą, po prostu pytała mnie czy może - mówiłem ok, a czy ja mogę z nią i zawsze było Oj... bo ten no. Mimo że ją ostrzegałem przed nimi to leciało jednym uchem wychodziło drugim a kobieta naprawdę mądra, najlepsza prawie średnia w szkole inteligenta. No ale nie ważne. Było kilka takich sytuacji. Raz chciała iść do klubu z koleżankami, ale wie że jestem przeciwny klubom. Zawsze była o to kłótnia i chyba będzie. To ja powiedziałem o tak o, że ok! ale ja tam będę z swoją ekipą ( zmyśliłem ) i jakoś nagle zmieniła zdanie i z mega łaską stwierdziła że to że pójdę z nią. No i poszliśmy, bawiliśmy się dla mnie było super. Ale nie puszczę jej samej do klubu z pseudo koleżankami, bo jak wiadomo różnie tam bywa ale też nie ukrywam zazdrosny jestem i będę
Mimo że cholernie mnie bolały jej niektóre czyny, to jednak nie potrafiłem powiedzieć stop to koniec - bo ją cholernie kocham. Powiedziałem zaś w październiku że może jej się oświadczę. I robiłem sobie żarty, a to w sklepie szepnąłem do ucha czy zostanie moją żoną, a to gdzieś na zlocie ( motoryzacyjnym, bo jak się z nią wiązałem to obiecałem jej że pokaże jej swój świat) a to jeszcze gdzie indziej. No i przyszedł ten dzień okolice końca listopada. Trema, walka z myślami, strach, pojechaliśmy wieczorem do pewnego miasta. I miałem 2 podejścia i mówię no nie, zaraz idziemy do samochodu, do trzech razy sztuka. Weszliśmy na ratusz, ona oparła się o barierki i patrzyła w horyzont. Ja za nią stanąłem i mówię, czy zostaniesz moją żoną, ona odwrócona plecami mówi " znowu robisz sobie jaja " no ale odwróciła się no i mi prawie zemdlała. Przyjęła! Jezu! jakie to było uczucie, chyba najlepsze w moim życiu. Aż uroniłem wtedy łzę. Było super przez jakiś czas, potem znowu zaczęły się kłótnie, głównie z mojej strony bo zauważyłem ignorowanie mnie, nie chciała się spotykać bo albo zmęczona albo gdzieś musiała iść. Dlatego jak prosiłem o szczerą rozmowę, ona odbierała to jako kłótnie i twierdziła że potrzebuje chwilę czasu i nie chciała rozmawiać zamykała temat. Ale, starałem się porozmawiać. Oczywiście to ja musiałem do niej jeździć i stać pod domem i prosić przez telefon by do mnie wyszła. Czasami potrafiłem stać i godzinę.
Cholernie mi na niej nadal zależy, kocham ją chce z nią spędzać każdą wolną chwilę, dziewczyny się dziwią dlaczego ja tak się staram skoro tak mnie traktuje (nie wiem, ja tego nie widzie, po prostu chce i już) Ostatnio było ok, aż do jakiegoś czasu, ostro się pokłóciliśmy aż rzuciła mi pierścionkiem (a było to nie raz). Zapytałem się czy tego właśnie chce, odpowiedziała że tak. To dałem jej czas do wieczora by ochłonęła. I pojechałem pod jej dom i zadzwoniłem do niej. Wyszła. Ale, to nie była ta kobieta co kiedyś. Całkowicie lało ją to co się stało, mówiła że to nie ma sensu. Ale po rozmowie jednak, zrozumiała co może stracić i jak ja się czuje ,wyszło że -znowu byliśmy razem. Nie mniej jednak. Kontakt był na odwal się, był tylko gdy coś się działo albo jak miałem coś pomóc, dlatego rozmawiałem z nią, starałem się ją trochę rozruszać by znowu rozgrzać ten ogień. Skakałem jak ten głupi kundel by jej nic nie brakowało - jednak po czasie zrozumiałem że to jednak nic nie dawało. Jestem uczuciowym gościem i jak coś mnie boli to to mówie, nie ukrywam tego.
Jak się zeszliśmy było wszystko ok aż do dziś. Dziś już nie wytrzymałem, powiedziałem co czuje, co mnie boli, były krzyki i wrzaski. Dowiedziałem się od niej, że ona czuje się osaczona przeze mnie, że czuje się na monitoringu i że ona też chce mieć spokój, tylko szkoda że dowiaduje się w takiej a nie innej sytuacji. Tyle razy jej mówiłem, że związek stawiam na pierwszym miejscu, że dla niej mogę zrobić wszystko. A czuje się jak marionetka do zabawy, chłopak do pocieszania. Bo nawet gdy jesteśmy ze znajomymi, idę w odstawkę, jak piąte koło u wozu.. Nie pasuje jej że rozmawiam o ślubię, że chce ślubu, że chce mieszkać razem bo ona nie wie co będzie za rok. Ona unika tych tematów jak ognia. To pytanie, po co ja tak się staram? Ja ją kocham jak nikogo innego. Po kłótniach mamy coś takiego, że kłócimy się, mówimy sobie co nam nie pasuje i staramy się tego nie robić a za dwa dni ona znowu robi to samo. Twierdzi że się zmienia a ja tego niby nie dostrzegam.
Przepraszam, to tylko kropla w morzu to co napisałem, ale mnie aż skręca bo nie mogę przestać o niej myśleć. Ona jest dla mnie całą motywacją, moją przyszłością, muzą.
Czy to ze mną jest coś nie tak? Proszę o pomoc, poradę. Może mi jakoś pomożecie.
Trochę strasznie tutaj napisałem chaotycznie, ale jak mówiłem.. skręca mnie.
Wybaczcie, pomocy.