Piszę, bo męczę się. Męczę się ja, męczy się mój partner.
Nie bardzo wiedziałam pod jaką nazwą umieścić ten wpis. Mam problem z brakiem zaufania, strachem przed porzuceniem, (chyba) chorobliwą zazdrością, poczuciem beznadziejności...do tego wszystkiego czuje się niepotrzebna i nieużyteczna.
Jestem z chłopakiem ponad pół roku, bardzo go kocham. Przeniosłam się do jego miasta, gdyż weekendowe spotkania co trzy tygodnie nie satysfakcjonowały Nas. Wynajmujemy mieszkanie. W zasadzie to on wynajmuje, bo ja nie mam jeszcze pracy. Stąd też zrodziło się to uczucie beznadziejności. Nie mam własnych obowiązków, moje życie na chwilę obecną to obiady i ogarnianie mieszkania. Kura domowa.
Mam wrażenie, że K. się ze mną nudzi, że w jakiś sposób go sobą zawiodłam, nie jestem taka jaką chciałby bym była. Boję się, ze mnie zostawi, że pewnego dnia stwierdzi iż marnuje czas, albo pojawi się w jego życiu ktoś, kogo uzna za lepszą partię.
Tak, mam problem z poczuciem własnej wartości.
W ogóle chyba nie posiadam czegoś takiego… chociaż na bak zainteresowania nigdy nie mogłam narzekać. Źle czuję się sama z sobą. Uważam, że K. wstydzi się mnie, a raczej pokazywać się ze mną. Nie działamy wyjątkowo towarzysko. On tłumaczy to brakami finansowymi. Kiedy przeprowadziłam się tutaj, przez długi czas nigdzie mnie nie zabierał, nikomu nie przedstawiał, podczas gdy sam wychodził np. pograć w hokeja. Po kilku uwagach można powiedzieć, ze nieco ulega to zmianie...ale nadal w moim mniemaniu nie jest tak jak być powinno.
Wiem, ze K. mnie kocha...duża dla mnie robi. Często też to od niego słyszę, tak jak i to, że nie muszę się dla niego zmieniać. Jednak z zaufaniem w stosunku do niego też mam problem. Zawiódł mnie kilka razy...za każdym razem mówiąc, ze to ostatni. Dlatego też jego słowa nie docierają do mnie zbytnio.
W zasadzie nie wiem czego oczekuję po tym wpisie…. Może ktoś miał podobnie, może czuł się równie źle i jakoś sobie poradził, zaczął normalnie funkcjonować.
Ja nie wiem jak mam zacząć, jak radzić sobie z tymi negatywnymi uczuciami?
Jak uwierzyć w siebie?
Wiem jedynie, ze takie życie mnie niszczy. Nie chcę w tym trwać ani się zagłebiać.
Proszę o pomoc...
Jak Cię zawiódł i dlaczego nie masz pracy?
Nie mam pracy, bo to małe miasteczko. Ja, nowa, z daleka. Musiałam zarejestrować się w pup i teraz dopiero może coś się pojawi. Oczywiście praca zostanie mi załatwiona przez ojca K. bez znajomości się tutaj nie da.
Po pierwszym miesiącu wyszła dość poważna sprawa, zdrowotna, na tle seksualnym. Sam się przyznał, ale to mnie bardzo zabolała. Wzbudził we mnie takie zaufanie przy poznaniu, ze nigdy nie powiedziałabym, że coś ukrywa albo, że bedzie mnie kłamał. Mimo, ze nie było ciekawie zostałam przy nim, pomogłam i teraz jest jest z nim wszystko w porzadku... ale pewna nieufność pozostała. Z czasem wynikły inne sytuacje, tym razem z dziewczynami. Jakieś 3,4...gdzie konwersował z "koleżankami". Nie były to czyste relacje. Teraz jest już z tym spokój. Z "znajomości" zrezygnował, rzekomo dla mnie...ale w taki sposób, że ja wychodziłam na idiotkę, a on pozostał czysty w oczach tych dziewczyn.
Znajdź pracę, to przede wszystkim. Jakakolwiek. Pomoże Ci to odbudować pewność siebie.
Bez tej pewności nie ma szans na zaufanie ani na normalny związek.
Chyba powinnam sie z tym udac do psychologa, bo sama sobie nie poradze...
Powiem tak..
ja zamieszkałam ze swoim facetem dopiero po ślubie.. a czemu? nie dlatego że jakoś jestem strasznie staroświecka, ale dlatego by być jak najdłużej samodzielna, niezależna, by żyć bez jego hmm... może niekoniecznie łaski, no ale gdy kobieta jest na utrzymaniu faceta to jednak zobowiązuje ją to do czegoś prawda?
ale jak już zamieszkałaś to teraz nie ma co narzekać tylko spiąć tyłek, iść do pracy i jakoś zacząć przebywać w towarzystwie rówieśników. Zakładam że jesteś młodą osobą wobec czego na pewno w nowej pracy znajdziesz wielu nowych, cudownych znajomych.
I tak teraz myślę... czy Twoje "problemy" nie wzięły się przypadkiem z tego że jesteś tak naprawdę sama? niby masz tego Twojego K. ale (rozumie że on pracuje) on wychodzi do pracy i jesteś sama, w 4 pustych ścianach, jesteś w nowym miejscu więc nawet nie masz do kogo ust otworzyć - i może Cię złapała depresja?
Dobrze radę - idź do pracy choćby na pół etatu - zawsze już będziesz między ludźmi, poznasz nowe towarzystwo które może Cię zmienić - czego Ci życzę
7 2016-03-31 22:37:18 Ostatnio edytowany przez faustttyna (2016-03-31 22:37:54)
Eh... Dokładnie tak się czuje. Jestem sama caly czas. Nawet w tym związku czuje sie sama.
Idź do pracy kobieto. Poważnie mówię.
Przeciez nie z własnego wyboru siedze bez pracy Nie moja wina, ze tutaj takie zad....
gdybym wiedziala, nigdy bym sie tu nie przeniosla, bo u siebie prace miakabym po tygodniu
A najbliższe duże miasto?
Lublin, 1,5h drogi...
1,5 h komunikacją? To nie jest dramatycznie daleko
Myślę, ze w takiej sytuacji pomaga najlepiej właśnie znalezienie pracy, jakiegoś zajęcia i pasji. Po pierwsze zmniejsza to ilość wolnego czasu (który poświęcasz teraz na rozmyślanie o swojej beznadziejności). A po drugie nadaje życiu jakiś sens i cel, wiesz że coś ci wychodzić, jesteś w czymś dobra, potrzebna i ważna. Mi to pomaga! Powodzenia!
Myślę, ze w takiej sytuacji pomaga najlepiej właśnie znalezienie pracy, jakiegoś zajęcia i pasji. Po pierwsze zmniejsza to ilość wolnego czasu (który poświęcasz teraz na rozmyślanie o swojej beznadziejności). A po drugie nadaje życiu jakiś sens i cel, wiesz że coś ci wychodzić, jesteś w czymś dobra, potrzebna i ważna. Mi to pomaga! Powodzenia!
Znalazlam prace, wreszcie ja mam... Od 3 tygodni. I teraz juz wiem, ze problem nie lezal w tym...
Czy teraz już jest lepiej z Tobą?
Jest lepiej. Nie powiodło mi się w tamtych rejonach więc wróciłam w strony rodzinne. On przeniósł się też trzy tygodnie po mnie. Mieszkamy razem, pracujemy... Jest o niebo lepiej niż tam. A między nami? hmm... różnie. Ja dalej uważam że nie podobam mu się jako kobieta, być może mnie kocha ale nie czuję sie przy nim wyjątkową, atrakcyjną, adorowaną. A wiem, ze jest zdolny do takich zachowań, do miłych słów, bo wiem jak to wyglądało kiedy był z poprzednimi dziewczynami. Więc tak to wygląda....