Witam.
Często zastanawiam się czy całe moje przekonanie i samej sobie jest właściwe. Sama siebie uważam za osobę twardo stapajaca po ziemi uczciwa wierna z temperamentem przy czym też i co jak się okazuje na moja niekorzyść nie jestem egoistka i bardziej staram się o czyjeś dobro niż o sama siebie. Okazuje się ze często przez to staje się ta głupia i naiwna. Teraz już mam tego świadomość jednak wciąż szukam tej iskierki nadziei w lepsze jutro i wciąż wierzę ze ludzie nie są z natury zli ze mają ku temu jakies powody i to one powodują u nich skrajnie okrutne zachowania. Z tym ze nie potrafię doszukać się owych powodow.
Do rzeczy. Jestem w związku od 3 lat i od samego początku były jakies zgrzyty między nami w kwestii niewłaściwego zachowania mojego lubego. Jednak ja ze swoją wiara w dobroć ludzką za każdym razem czekałam na lepszy moment i sumiennie dochodziłam swoich racji co w sumie w 90 % było moim sukcesem. Nie chodzi tu o narzucanie komuś mojej woli i moich poglądów tylko normalizowanie zachowań niedopuszczalnych. Prawie wszystko mi się udało z wyjątkiem jednego i w sumie najważniejszego- w całej wściekłości w czasie kłótni on jest skrajnie złośliwy i wredny. Wypomina mi rzeczy z mojej przeszłości wchodzi na ambicje mimo ze nie ma pojęcia o czym mówi i robi wszystko by wyprowadzić mnie z równowagi i zazwyczaj mu się to udaje. Kończy się tym ze ja nie chcąc pogarszenia sytuacji trzaskam drzwiami i wychodzę wściekła jak osa. Następnie zaczyna się... Bo to moja wina bo to ja szukam zaczepki ale ogólnie to on jest porywczy i gada głupoty w gniewie... I tak średnio co tydzień a ja za każdym razem wracam jak ta debilka. Nie wiem w co mam tak na prawdę wierzyć. W to co mówi w gniewie a później przeprasza a za tydzień zas żałuję ze przeprosił czy w to jak zachowuje się "normalnie"? Właśnie- które zachowanie jest normalne? Jak ja mam to interpretować? Jak mam się zachować w takich chorych dla mnie sytuacjach? Czasem odnoszę wrażenie ze to jego hobby wyprowadzać mnie i siebie samego z równowagi by była katastrofa między nami. Tylko ze ja już nie mam nerwów do tego ani sił słuchać tego wszystkiego a wierzcie mi czasem tak potrafi wjechać ze niż się w kieszeni otwiera.
2 2016-03-19 23:25:00 Ostatnio edytowany przez Klio (2016-03-19 23:26:25)
Opis tej sytuacji i tego związku jest łudząco podobny do poprzedniego. Nie sądzę, żeby to był przypadek. Twoje posty też są zawsze pełne emocji i otwierających się w kieszeni noży...
Może i wymienione przez Ciebie pozytywne cechy charakteru są prawdą, ale prawdą jest również, że rozwiązaniem trudnych sytuacji jest dla Ciebie kłótnia. Nie rozmawiasz, nie negocjujesz, a kłócisz się i sądzę, że raczej masz tendencję do narzucania jedynego właściwego rozwiązania. Opisany sposób kłócenia się przez Twojego partnera wygląda na mechanizm obronny. Nie dojdziecie do żadnego porozumienia, jeżeli rozmowę o czymś, co stanowi dla Ciebie problem zaczynasz z wysokiego C. Dlaczego niby miałby spokojnie i racjonalnie rozmawiać i rozwiązywać problem z osobą, dla której podniesienie głosu na inną dorosłą w końcu osobę, jest czymś normalnym. Dlaczego miałby nie wyprowadzać z równowagi osoby, która w pierwszym rzędzie tej równowagi w ogóle w sobie nie ma. Zacznij rozmawiać, zacznij wyjaśniać i skończ z ciągłym unoszeniem się. Masz problem to rozmawiasz tylko o tym i nie pozwalasz na zmianę tematu, ale wszystko w ramach rozmowy, a nie kłótni.
Witam.
Jestem w związku od 3 lat i od samego początku były jakies zgrzyty między nami w kwestii niewłaściwego zachowania mojego lubego. Jednak ja ze swoją wiara w dobroć ludzką za każdym razem czekałam na lepszy moment i sumiennie dochodziłam swoich racji co w sumie w 90 % było moim sukcesem. Nie chodzi tu o narzucanie komuś mojej woli i moich poglądów tylko normalizowanie zachowań niedopuszczalnych. Prawie wszystko mi się udało z wyjątkiem jednego i w sumie najważniejszego- w całej wściekłości w czasie kłótni on jest skrajnie złośliwy i wredny.
Dwie sprawy:
1. Raczej jednak masz tendencję do posiadania jedynie słusznej racji i narzucania jej.
2. Wiążesz się nie z partnerami, a dziećmi na wychowaniu, albo partnerów traktujesz jak dzieci. W sumie na jedno wychodzi, bo zgodnego związku z czegoś takiego nigdy nie będzie.
Zastanów się czy oprócz wychowywania partnera nie czas zacząć wychowywać również siebie.
Czasem odnoszę wrażenie ze to jego hobby wyprowadzać mnie i siebie samego z równowagi by była katastrofa między nami. Tylko ze ja już nie mam nerwów do tego ani sił słuchać tego wszystkiego a wierzcie mi czasem tak potrafi wjechać ze niż się w kieszeni otwiera.
Prawdopodobnie jest z tobą tak ciasno i duszno, że nie da się wytrzymać. Próbujesz wychować swojego partnera, skontrolować jego zachowanie, wpłynąć na niego wychowawczo - ale tylko w taki sposób, jaki uznasz za słuszny. Przemyśl swoje postępowanie, bo wydajesz się być osobą apodyktyczną i sama doprowadzasz do kłótni (pamiętaj, że kłótnia=różnica zdań, a nie koniec świata).