Długo zastanawiałam się czy napisać, ale znajduję się w sytuacji, która nie daje mi spokoju. Prawie 3 lata temu poznałam przez wspólnych znajomych ok 10 lat starszego od siebie faceta, z którym zaczęliśmy się spotykać. Wspólne koncerty, wypady do kina, spotkania z przyjaciółmi. Czułam, że facet mnie zdobywa, powoli zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Po jakichś 3 mies.naszych spotkań postanowiliśmy spróbować być razem. Nasza relacja nabierała tempa, zaczynałam coś czuć, było naprawdę fajnie. Aż do czasu, kiedy pewna sytuacja zmusiła go do przyznania się, że ma problemy z alkoholem. Do tego doszła nowa praca (nowi znajomi) oraz jego pasja - motory, wypady z przyjaciółmi w długie trasy - nie mam nic przeciwko, sama lubię takie życie, ale w tym wszystkim przestał dostrzegać mnie. Czułam się tym wszystkim przygnieciona, o swoim problemie nie chciał rozmawiać. Czułam, że we mnie coś pęka, że czuję żal do niego, a moje uczucie wcale się nie rozpala. Po około roku naszego związku poznałam kogoś w kim zauroczyłam się bez reszty, poprzedni związek zerwałam. Były - bo tak go wtedy nazywałam - dowiadując się o tym wszystkim płakał, wyznając miłość do mnie (poraz pierwszy), przepraszał za to że nie doceniał osoby, którą miał u boku, prosił o drugą szansę. A ja pozostawałam nieugięta, zostawiłam go dla nowej miłości, której koniec niestety nastąpił po pół roku (obiekt moich westchnień nic do mnie nie poczuł - życie...) W trakcie jeszcze jego trwania, były niejednokrotnie pytał jak mi się układa, czy jestem szczęśliwa. Kilka razy spotkaliśmy się na kawie/piwie/spacerze. Wyczuwałam od niego alkohol - nie radząc sobie z rozstaniem wrócił do picia. Po rzuceniu przez nowy obiekt byłam całkowicie załamana. Może to egoistyczne, ale pocieszenia szukałam u...byłego. Był wtedy najbliższą mi osobą, z którą mogłam szczerze pogadać. Prosił o drugą szansę, starał się i po upływie ok miesiąca uległam przełamując w sobie żal i niechęć spowodowaną alkoholem. Czułam, że nie do końca robię dobrze, czując że się lituję, a jednocześnie bardzo mi go brakowało. Poszliśmy do łóżka i zaczęliśmy się regularnie spotykać. Wspólne spacery, wypady w różne miejsca i rozmowy coraz głębsze zaczęły nas do siebie zbliżać. Tylko o alko nie chciał rozmawiać, nie chciał się przyznać do problemu, mówił że nie jest alkoholikiem tylko czasem zdarza mu się wypić. Do tego doszły uczucia - jego wyznania miłości i moje nic-nie-czucie o czym doskonale wiedział i wie. Tyle razy mu to tłumaczyłam, powtarzałam ale zawsze w zamian dostawałam odpowiedź, że boi się odejść, bo ja mogę mieć kiedyś o to żal do niego i że czasami miłość rodzi się latami, także on ma wciąż nadzieję że coś do niego poczuję. I tak to trwa do dziś czyli ponad rok od naszego "zejścia" ponownego. Spotykamy się, jest najbliższą mi obecnie osobą, przyjacielem, na którego pomoc zawsze mogę liczyć, tym bardziej że mieszkam sama i czasami naprawdę jest ciężko... On mnie kocha, ja mu ufam, jest dla mnie bardzo ważny i tu tkwi problem - ja go nie kocham, on o tym wie. Ale ani on (akurat nie ma się czemu dziwić) ani nawet ja, nie potrafimy tego przerwać. Mam świadomość tego, że zabieram mu szansę na poznanie kogoś kto go pokocha, tę samą szansę na wielką miłość zabieram również sobie. Często zastanawiam się nawet czy on wywoływaniem wyrzutów sumienia i litości, nie manipuluje mną? Boję się, że to za daleko zabrnęło. Boję się zerwać (bo znowu się zapije i co powie jego rodzina- wiem na to patrzeć nie powinnam), z drugiej strony jest mi z nim dobrze. Nie wiem co robić... Proszę o obiektywne ocenienie tej sytuacji, bez złośliwych komentarzy. Czasami czyjś punkt widzenia pozwala nam dostrzec rzeczy, których my sami nie dostrzegamy...
Pozdrawiam
2 2016-03-19 10:51:44 Ostatnio edytowany przez oliwia9195 (2016-03-19 10:53:35)
Myślę, że będąc z tym facetem przyczyniasz sie do coraz większego pogrążania się go w nałogu. On wie, że ty go nie kochasz, lecz zaledwie lubisz i cenisz sobie jego towarzystwo- wygląda na to, że on zaangazował się uczuciowo, a skoro tak, to świadomosć, że spotyka się z kobietą, ktora go nie kocha raczej go nie uskrzydla. Druga rzecz, która wspiera go w nałogu, to w ogole fakt, że mimo, iż on jest aktywnym alkoholikiem, to i tak ma kobietę- kobiety zazwyczaj uciekają od facetów, którzy chleją, a one nie musza z nimi być, bo nie maja dzieci z takim facetem ani żadnych innych zobowiązań. Ty jesteś z nim i czekasz nie wiadomo na co właściwie. Sobie marnujesz zycie, a kto wie czy nie zmarnujesz sobie zycia już tak do końca, jesli np. zaciążysz, a przy okazji wspierasz pijaka w jego nic nierobieniu w temacie alko.
Pijak tylko wtedy ma szansę na wyjście z nałogu, gdy osiągnie swoje dno, np. gdy straci wszystko. Wtedy albo odbije się od tego dna, albo utonie w swoim gofnie, ale wtedy nikt nie ponosi za to odpowiedzialności. Ten facet jest dla ciebie stracony, bo załózmy, że on zacznie w końcu cos ze soba robić, to niestety, ale żeby mozna bylo uwierzyć w to, że cos z niego bedzie musiałoby minać kilka lat- nie miesięcy, nie tygodni, ale niestety lat.
Nurzacie się w miękkim bagienku, które on wyprodukował i przyjemnie jest wam taplać się w tym błotku. Jednak wszystko do czasu. Alkoholizm to nie jakies tam niewinne i nikomu nieszkodzące przyzwyczajenie, z którym da się zyć- prędzej czy póxniej zaczynaja się prawdziwe problemy. Jesli za niego wyjdziesz albo zwiążesz się z nim inaczej, ale na poważne, to przekonasz się o tym.
Dla własnego dobra i w pewnym sensie i dla jego dobra powinnas zakończyć ten związek dokładnie tłumaczać temu człowiekowi dlaczego to robisz.
I tutaj właśnie brakuje mi odwagi, by to zakończyć, z powodów które opisywałam, ale masz rację - tkwiąc w tej relacji tak naprawdę oboje idziemy na dno. Jeszcze do niedawna się łudziłam - przecież on na codzień nie pije, w momencie kiedy usiłowałam to przerwać zapijał się tak, że przez kilka dni potrafił z domu nie wyjść Czasami pojawia się realny strach - a co jeśli faktycznie wpadnę, mimo zabezpieczania się? Czy to wszystko jest warte tego strachu? Teraz widzę, że nie jest... Że muszę w sobie znaleźć siłę, by to zakończyć, chociaż będzie trudno.
W takim razie ten facet przyczepił się do ciebie coraz bardziej oplątując cię naokolo, niczym jakis bluszcz. Co to znaczy, że jak tylko znikniesz, to on zachleje się na smierć? no to niech się zachleje, skoro on uważa, że to bedzie dla niego dobre- przeciez to nie jest twoj problem, bo ty odpowiedzialności za jego chlanie nie ponosisz. On szantażuje cię i żeruje na twoim dobrym sercu. Chce wzbudzać w tobie litosć, strach że bedziesz go miała na sumieniu i ty dajesz się w coś takiego wkręcać. Zła droga.
A jesli zwiążesz się z nim i pojawią się w waszym zyciu problemy typu strata pracy, choroba dziecka, twoja albo jego choroba, problemy finansowe albo jakies inne, to co wtedy zrobisz? Przeciez on bedzie uciekał od problemów w chlanie- czy chciałabys byc partnerką alkoholika, która ciągnie wszystko na swoich barkach? Wiele kobiet tak właśnie zyje, zamiast pogonić pijaka. Czy chcesz dołączyć do grona takich kobiet? No pomysl logicznie.
Nie chcę dołączyć do grona takich kobiet, to oczywiste. Dziękuję za kubeł wody. Mam niestety za dobre, za miękkie serca i nieraz myślałam czy z jego strony nie jest to czysta manipulacja. W naprawdę trudnych chwilach na pewno nie mogłabym liczyć na niego, bo owszem pomaga mi w rzeczach przyziemnych jak poproszę, ale gdy byłam naprawdę chora i potrzebowałam realnej pomocy mało go to obchodziło, tłumaczył się że nie miał czasu. Kiedy próbuję rozluźnić nasze relacje, żeby to jakoś powoli wygasło, on wpada w szał paniki i to powoduje, że mięknę... Muszę znaleźć sposób, tu nikt mi nie pomoże, a mój cenny czas ucieka...
Skoro on nie wspierał cię w ciężkiej chorobie, bo nie miał czasu, to nad czym ty się jeszcze zastanawiasz? To zwykły bluszcz, który przyczepił się do ciebie i ściaga cię w dół. Nie warto litowac się nad takim facetem. Nad sobą się wreszcie zlituj i nie trać czasu na cos, co nie ma szans na szcześliwe jutro.
Dobroć powinna być też i mądra, bo głupia i zaslepiona dobroć psuje człowieka- ten alkoholik wypracował już skuteczną metodę na ciebie, a ty bez sensu poddajesz się jego manipulacji. Nałogowcy sa mistrzami manipulacji, ponieważ ic celem jest OCHRONA NAŁOGU. oni uwielbiaja swój nałóg i dlatego buduja wokół swojego skarbu obronny mur, który go chroni.
NAJWIĘKSZYM WROGIEM NAŁOGOWCA JEST OSOBA, KTÓRA PRAGNIE WYRWAĆ GO Z NAŁOGU.
Ty pasujesz temu facetowi, bo on już wie, jak z tobą postepować, by miec i ciebie, i swoją wódę.
Dałaś się otumanić pijakowi- ukróć to, bo źle skończysz. To nie est twój przyjaciel, skoro opuścił cię, gdy byłas ciężko chora i potrzebowałaś jego wsparcia. Za coś takiego powinnaś go zostawić.
Masz rację w stu procentach. Dziękuję za pomoc
Cieszę się, że udało mi się jakoś ci pomóc i życzę ci, byś znalazła w sobie nie tyle siłe, co przede wszystkim mądrość i byś zakończyła ten bezsensowny związek. Powodzenia.