Witam. Długo biłam się z myślami czy napisać, bo tak naprawdę nie wiem od czego zacząć. Problem w moim domu trwa już bardzo długo mój mąż i najstarszy syn (16lat) nie potrafią się dogadać . Nie wiem czemu ale mój mąż nienawidzi naszego syna a ja już nie mam siły na rozmowy i tłumaczenie, że przecież to on jest ojcem i powinien dawać przykład a nie wyzywać i poniżać. Syn też nie jest dłużny i tak koło się zamyka . Dziś z rana zanim dzieci poszły do szkoły oczywiście była awantura bo mąż dowiedział się od mamy jego kolegi że spotykają się jak my jesteśmy w pracy i palą papierosy, chociaż o tym że syn pali wiedzieliśmy już wcześniej to był tylko pretekst żeby powyzywać syna. Zakazy i nakazy są na każdym kroku, zabieranie telefonu który syn dostał w "spadku" po mnie stara Nokia która się rozwala. Jak nie posprzątasz to nie jesz , przeklinasz nie oglądasz tv nie zrobisz tego czy tego nie ma komputera i oczywiście syn się stawia bo nawet jak to zrobi to ten wymyśli coś i tak zaraz jest kara. Gdy rozmawiałam z synem ten spokojnie stwierdził że słowa ojca go nie ranią bo on wcale go nie słucha, ale tak naprawdę myślę że ranią i to bardzo bo kto np. od ojca chciałby usłyszeć z rana "Mam nadzieje że jak dziś wyjdziesz do szkoły to samochód cię pier.... żebyś wiedział co to ból" Serce mi się kraje i coraz bardziej nienawidzę męża, ale jakoś tkwię w tym już tyle lat raz jest lepiej raz gorzej ale ostatnio coraz częściej gorzej. Mam takie wrażenie że syn mu przeszkadza , wciąż chodzi i każe mu się wynosić tak jak by nie rozumiał że on ma 16 lat i się uczy, to gdzie ma to dziecko iść się pytam a on na to że go to gówno obchodzi . Jak były problemy z nauką to też był zły jak się w szkole poprawiło to pochwały brak ale jak jest źle to wyzwisk i epitetów mu nie brakuje do obrażania. Brak mi już sił. Coraz częściej myślę nad wyprowadzką ale jak mam opuścić swój rodzinny dom bo to mąż do mnie po ślubie się wprowadził i czemu to ja z dziećmi mam uciekać. Jak mówię że skoro taka rodzina mu nie pasuje to niech się wyprowadzi on na to że nie ma zamiaru. Z drugiej strony 2 młodszych dzieci jest za ojcem a on za nimi i tu jest wszystko ok. Nie chcę rozbijać rodziny bo przeceż nie oszukuje się, kocham męża i chciała bym żęby było normalnie....ale czy się jeszcze da ? Wściekła jestem na siebie za tą bezradność i niemoc wytłumaczenia staremu osłowi że tak nie można ,że nie da się tak żyć. Wiem że jak nie zacznę stanowczo działać będzie jeszcze gorzej bo już zaczynają się do siebie sadzić z rękoma. Co robić ? Naprawde nię wiem może ktoś coś podpowie i pomoże.
Przedstawiłaś bardzo skomplikowany i trudny problem. I chyba rzeczywiście czas najwyższy zacząć go rozwiązywać. Tyle, że to będzie wymagało dużo pracy i potrwa... Myślę, że nie poradzicie sobie z tym sami, skoro dotąd twoje rozmowy z mężem i synem nie przyniosły efektów. Moim zdaniem potrzeba wam pomocy z zewnątrz, zdecydowanie... Tylko, czy mąż i syn podejmą próbę poprawienia swoich relacji???
Czy nie jest tak, że mąż z synem nieświadomie rywalizują o Ciebie? Czy Ty przypadkiem nie odsunęłaś się od męża kiedy urodził się syn? Może nie tyle odsunęłaś się, co mąż tak odebrał Twoje zachowanie, może słusznie może nie, że stał się mniej ważny dla Ciebie. Ta nienawiść może wynikać z zazdrości.
Też myślę że potrzebna nam pomoc ale nie wiem gdzie i jak. Mieszkamy w małej wiosce. Tak naprawdę to to forum to pierwsze miejsce gdzie pisze jak jest naprawdę. Staram się bronić syna ale nie zawsze daje rade, a mąż zarzuca mi że jak się kłócimy to tylko przez niego bo ja go bronie. A jeśli chodzi o odsunięcie męża to nie w tym problem , sprawy łóżkowe u nas zawsze były ok i są nadal.
Może rzeczywiście to nie jest zazdrość. Ale przypomnij sobie kiedy zaczęła się ta niechęć ojca do syna. Czy tak było od początku? Może jego urodzenie zburzyło dotychczasowy porządek a mąż nie umiał się z tym pogodzić? Czy może zaczęło się to później, gdy ojciec w jakiś sposób rozczarował się synem?
Strasznie żal mi Twojego syna. Będzie miał uraz już zawsze i niewykluczone że kiedyś będzie takim samym ojcem dla swoich dzieci.
Chyba tak było od zawsze. Kiedy zaszłam w ciąże mąż musiał iść do wojska więc cała ciąża i okres niemowlęcy nie było go przy nas. Ja tu upatruję przyczyny ,ale nigdy nie spodziewałam się że tak będzie się to nasilać. Może ktoś wie z kim rozmawiać, wiem że pewnie psycholog ale mąż się pewnie nie zgodzi. Może terapia rodzinna ale nie wiem gdzie szukać takiej pomocy bezpłatnie, bo jak bym wspomniała że trzeba jeszcze zapłacić to wtedy już na bank nie będzie chciał o tym słyszeć.
Z bezpłatną pomocą może nie być łatwo.. Może mieszkacie blisko jakiegoś dużego miasta? Są czasem różne fundacje czy organizacje, które mogą udzielać tego typu pomocy rodzinom...